Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-12-2009, 16:11   #197
echidna
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
Jej, ale nie-jej dłoń nałożyła mężowi porcję pieczeni, gdy obchodząc stół częstowała każdego członka rodziny. Jej, ale nie-jej usta uśmiechnęły się, gdy dumny ze swej oddanej żony Aidan ścisnął jej dłoń odrobinę za mocno ,najwyraźniej starając się okazać jej w ten sposób czułość. Jednak to właśnie jej, całkowicie i do granic możliwości jej, nogi dały o sobie dotkliwie znać, gdy wreszcie usiadła na krześle i zabrała się za posiłek. To właśnie jej łydki były całe opuchnięte i bolały, jakby miała ich nie dwie, ale przynajmniej z tysiąc. Jej ciało wreszcie było jej, niestety nie na długo.

Była gdzieś między przeżuwaniem pierwszego kęsa, a łykiem kompotu domowej roboty, gdy najstarsza córka odepchnęła od siebie gwałtownie sztućce i talerz, i poderwała się od stołu o mało go nie przewracając.

- Ja już tam nie wrócę – krzyknęła dziewczyna ze łzami w oczach. - Słyszycie!! Nie wrócę.
- Owszem, wrócisz i jeszcze kiedyś będziesz nam wdzięczna za to, że posłaliśmy cię do tak wspaniałej katolickiej szkoły – odparł głos wydobywający się z jej nie-jej ust.
- Nie, nie wrócę! Nienawidzę tej szkoły, nienawidzę sióstr zakonnych i was też nienawidzę! – załkała rudowłosa wybiegając z pomieszczenia.
- Aoife! Aoife, wracaj tu natychmiast i przeproś matkę! – wrzasnął za nią Aidan, jednak nie przerwał posiłku.

Po chwili gdzieś z głębi domu dał się słyszeć głuchy stukot wbiegania po schodach. A więc jednak ich „dobrze ułożona” córka nie posłuchała ojca.

Dagmara chciała coś zrobić. Pobiec za córką, porozmawiać z nią, przytulić, zapewnić, że wszystko się jakoś ułoży. Bardzo tego chciała i była pewna, że dziewczynie właśnie tego teraz brakuje: ciepła i zrozumienia. Po raz pierwszy w życiu miała to dziwne wrażenie, że sama świadomość cierpienia jej dziecka powoduje całkiem realny, fizyczny ból. Czyżby właśnie tak wyglądał legendarny instynkt macierzyński?

Kobieta bardzo chciała coś zrobić, a jednak nie była w stanie. Nie-jej ciało za nic w świecie nie chciało się poderwać z krzesła i biec za dziewczyną. W milczeniu siedziało przy stole w skupieniu połykając kolejne kęsy .


Nagły błysk oślepił ją na chwilę. To jednak wystarczyło, by straciła z oczu męża i młodszą córkę. Gdy wreszcie ich zobaczyła, znów szli na niedzielne nabożeństwo. Kolejny raz niemiłosiernie wynudziła się słuchając kazania. Potem – tak jak poprzednio – spacer do domu, przyjazd starszej córki, obiad i awantura. I znów magini nie była w stanie nic zrobić. Nie panowała nad nie-swoim ciałem.

Kolejny błysk, a potem jeszcze jeden i jeszcze jeden... Po każdym błysku schemat się powtarzał, i tak w nieskończoność. Za którymś razem kobieta przyłapała się na tym, że boleśnie szczypie się w dłoń, jakby starała się wybudzić ze strasznego snu.

Kolejny błysk – dziesiąty, a może już milionowy – magini dawno temu straciła rachubę. Przebieg zdarzeń wyglądał dokładnie tak samo, do pewnego momentu. Kiedy Aoife poderwała się od stołu i z krzykiem wybiegła z pokoju, Dagmara wreszcie zdołała zapanować nad ciałem i zerwała się z krzesła.

- Siadaj – polecił zdziwiony Aidan nie patrząc na nią. Gdy nie posłuchała, walnął pięścią w stół warknąwszy – Siadaj, do diabła! Jeszcze nie skończyliśmy jeść– dodał o wiele spokojniej władając sobie kawałek pieczeni do ust.

Kobieta usiadła. Gdy po chwili znów próbowała wstać, okazało się, że nie ma dość sił. Nie-jej ciało
znów nie chciało słuchać.

- Jedzcie – zachęcił mężczyzna jak gdyby nigdy nic uśmiechając się do córki.


Dopiero teraz Dagmara dostrzegła, że młodsza dziewczynka siedzi tuż obok niej. Przez cały ten czas, przez całą awanturę, najspokojniej w świecie jadła posiłek jak gdyby despotyzm ojca nie był w tym domu żadną nowością.

„Co to ma, do ciężkiej cholery, być?!” – krzyknęła w myślach.

Nic więcej pomyśleć nie zdążyła. Znów błysnęło i kolejny raz musiała przeżywać to samo piekło.

Kiedy po raz nie wiadomo który Aoife poderwała się od stołu, Dagmara – jak i poprzednio – również wstała.

- Siadaj – polecił rudowłosy mężczyzna tak samo, jak poprzednio znudzonym głosem.
- Nie – szepnęła w odpowiedzi kobieta nie bardzo wiedząc, czy są to jej, czy nie-jej słowa.
- Siadaj do diabła! – warknął Aidan waląc pięścią w stół.
- Bo co? – syknęła pełnym pogardy głosem. – Uderzysz ciężarną żonę?

Nie odpowiedział. Tak też myślała. Jego despotyzm opierał się na jakże chwiejnych nogach pozorów. Stworzył całą gromadę złudzeń, którymi karmił swoją rodzinę zapewniając sobie wygodne i spokojne życie.

„Jakie to żałosne.” – przemknęło jej przez myśl

Nie czekając aż mąż wreszcie coś odszczeknie, chwyciła dłoń młodszej córki i razem z nią wyszła z jadalni. Nie mogła przecież ryzykować, że urażenie męskiego ego odbije się na dziecku.

Odprowadziła małą aż do drzwi jej pokoju i poleciła pozostać w nim, dopóki nie wróci. Sama udała się do sypialni starszej córki. Zapukała cicho, a nie usłyszawszy odpowiedzi delikatnie uchyliła drzwi.

Kilkunastoletnia dziewczyna siedziała na parapecie okna wpatrując się tempo w przestrzeń na zewnątrz. Dagmara nie musiała patrzeć na jej twarz by wiedzieć, że z jej oczu płyną łzy. Nagle poczuła w ustach słony smak, smak przeraźliwie gorzkich łez bezsilności i żalu, które wylała wiele lat temu.


- Mogę? – zapytała kobieta, choć doskonale znała odpowiedź.
- Nie, nie chcę cię widzieć! – jęknęła Aoife płaczliwie.

Podeszła bliżej córki. Przystanęła tuż przy łóżku, po chwili usiadła na nim.

- Chciałam tylko z tobą porozmawiać – wyjaśniła łagodnie. – Doskonale wiem, jak się teraz czujesz.
- Wiesz?! – warknęła dziewczyna. – To dlaczego na to pozwalasz?! Aż tak mnie nienawidzisz?!
- Ależ nie opowiadaj głupstw, kocham cię, jesteś przecież moją córką.
- Więc dlaczego mnie tam wysyłasz? Dlaczego pozwalasz na to ojcu? Ja nienawidzę tego miejsca, nigdy więcej nie chcę tam wracać. Zrozum to wreszcie!
- Dobrze wiesz, że sprzeciwienie się twojemu ojcu nie jest takie proste. On jest zupełnie jak twoja babcia, Morgan. Może teraz tego nie widzisz, ale uwierz mi, dzięki tej szkole wiele się o sobie dowiesz, pójdziesz na studia, zdobędziesz wspaniałą pracę. Twoje życie będzie ekscytujące.
- A ty to co? Przecież skończyłaś tę samą szkołę. Czy twoje życie jest ekscytujące? Nie wydaje mi się. Więc niby czym ja różnię się od ciebie, że będę kimś więcej niż kurą domową?

Słowa dziewczyny uderzyły maginię. Z początku zabolało ją, jak bardzo pogardliwie w jej ustach zabrzmiały słowa „kura domowa”. Potem jednak dostrzegła, jak mądre jest to, co mówi ta niezwykle młoda dziewczyna. Co się w jej życiu stało takiego, że zamiast kurą domową została panią adwokat? A może na odwrót, co w tym „życiu”, w tej „rzeczywistości” się nie wydarzyło, że skończyło się to dla niej najgorszym koszmarem?

Zamilkła na długą chwilę, wreszcie zamknęła oczy. Mimo opuszczonych powiek dostrzegła błysk, tak samo zachwycający jak poprzednio. I mimo całego swego piękna przerażający, bo zwiastujący kolejną „pętlę”.

Tym razem jednak było zupełnie inaczej. Gdy otworzyła oczy, nie było już ani Aidana ani ich młodszej córeczki, nie było kościoła, jej rodzinnego miasta, ani niedzielnego obiadu. Zamiast tego były obdrapane ściany hotelowego pokoju, zakurzone firanki wiszące w niezbyt czystych oknach i chrapanie dobiegające z sąsiedniego łóżka. I chociaż nie był to może najwspanialszy widok na świecie, to jednak ucieszył maginię. Wreszcie się obudziła, wreszcie zrozumiała.

Nie zważając na nieprzyjemny chłód panujący na zewnątrz kołdry, wyskoczyła z łóżka i pospiesznie zaczęła przerzucać sterty ubrań. W końcu znalazła: torebkę, a w niej komórkę. Chwilę gładziła połyskującą powierzchnię obudowy, po czym wybrała numer.

Sygnał połączenia trwał dość długo, aż zaczęła się niepokoić, że jej rozmówca nie odbierze. Kiedy już miała odkładać słuchawkę, wydało jej się, że słyszy dobrze sobie znany głos, lekko zachrypiały i przyciszony, ale wciąż tak samo serdeczny i pełen ciepła. Niestety, to tylko wyobraźnia płatała jej figla. Ojciec nie odbierał, a szkoda – miała mu tyle do powiedzenia.


Wyjrzała za okno. Był piękny, słoneczny dzień. Ptaki świergotały jak szalone, motyle zasuwały w te i nazad z kwitka na kwiatek. Sceneria niemal sielankowa. Ale jakoś jej to nie cieszyło. Może potrafiłaby docenić urok codzienności, gdyby nie doznała właśnie zawodu, gdyby mogła zrzucić z siebie ten ciężar i – to chyba najważniejsze – gdyby nie miała świadomości, że gdzieś tam Magda potrzebuje pomocy, a udzielić jej może nie kto inny, lecz między innymi właśnie ona.
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.

Ostatnio edytowane przez echidna : 10-12-2009 o 21:27.
echidna jest offline