Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-12-2009, 23:53   #11
c-o-n-t-r-a-c-t-o-r
 
c-o-n-t-r-a-c-t-o-r's Avatar
 
Reputacja: 1 c-o-n-t-r-a-c-t-o-r jest po prostu świetnyc-o-n-t-r-a-c-t-o-r jest po prostu świetnyc-o-n-t-r-a-c-t-o-r jest po prostu świetnyc-o-n-t-r-a-c-t-o-r jest po prostu świetnyc-o-n-t-r-a-c-t-o-r jest po prostu świetnyc-o-n-t-r-a-c-t-o-r jest po prostu świetnyc-o-n-t-r-a-c-t-o-r jest po prostu świetnyc-o-n-t-r-a-c-t-o-r jest po prostu świetnyc-o-n-t-r-a-c-t-o-r jest po prostu świetnyc-o-n-t-r-a-c-t-o-r jest po prostu świetnyc-o-n-t-r-a-c-t-o-r jest po prostu świetny
Jeżeli do tej pory ktokolwiek z was miał wątpliwości co do tego jaki los spotkał inne grupy, prysły one w oka mgnieniu gdy tylko przyjrzeliście się bliżej wilkom, które nieubłaganie zmierzały w waszym kierunku. Fay, Siggi i Veller ustawili się wokół ogniska oczekując konfrontacji. Nieco dalej stał Markus, który w chwili gdy pozostali szykowali się na przyjęcie ataku, mierzył z łuku w kierunku najbliższego stwora. Ciszę panującą wokoło zakłócał jedynie szum wirującego kiścienia i powarkiwania bestii.

Strzała wypuszczona przez Markusa ze świstem przecięła powietrze lądując między oczami jednego z wilków. Pozostałe cztery rzuciły się do ataku. Pierwszego, który zdołał do was dobiec Siggi potraktował płonącą płachtą. Stwora wprawdzie nie udało się unieruchomić, jednak wyplątanie się zajęło mu kilka sekund. W tym czasie jego futro zajęło się ogniem. Bestia zawyła. Widać było, że płomień sprawia jej ból. Mimo to nie przestawała atakować.

Wilk, który rzucił się na Markusa zanim ten zdołał sięgnąć po miecz, omal nie rozszarpał mu gardła. Młodzieniec w ostatniej chwili zdołał zasłonić się ręką. Stwór szarpiąc za rękaw kurtki powalił go na ziemię. Po chwili szamotaniny udało się kopniakiem odepchnąć bestię. Te kilka sekund wystarczyło by podnieść się z ziemi, dobyć miecza i przygotować się na następny atak nacierającego wilka.

W tym czasie Fay bez powodzenia usiłowała zatłuc swojego oponenta. Przeciwnik, który przypadł jej w udziale był wyjątkowo zwinny i większy od pozostałych. Kiedy zamachnęła się usiłując trafić go w czerep wilk odskoczył po czym, wykorzystując chwilową lukę w obronie, rzucił się na dziewczynę. Ostre jak brzytwa kły utkwiły w lewej dłoni. Fay krzyknęła upuszczając trzymaną w ręku żagiew. Wilk powalił ją na ziemię.

Walczący nieopodal Siggi złamał trzymaną w ręku pochodnię na łbie najbliższego stwora otumaniając go na krótką chwilę. Ostawszy się bez broni w rękach dobył swojego miecza i zanim wilk miałby szansę ponownie zaatakować wyprowadził szeroki zamach. Cios rozłupał czaszkę bestii obryzgując wielkoluda czarną posoką. Gdy Siggi przetarł twarz dostrzegł leżącą kilka metrów dalej dziewczynę szamoczącą się z jednym z napastników. Nie czekając aż wilk go zauważy zaszedł stwora od tyłu i mocnym kopniakiem zrzucił z Fay.

Veller trzymał swojego przeciwnika na dystans wymachując mu przed nosem pochodnią. Kiedy wilk uskoczywszy przed płomieniem żagwi na chwilę stracił równowagę, młodzieniec dźgnął go w tułów. Pchnięcie było zbyt słabe aby mogło zabić, wystarczyło jednak by spowolnić stwora. Veller zdzielił go pochodnią w pysk. Następnie zadał kolejny cios mieczem, tym razem wystarczająco mocny by zakończyć walkę. Wilk legł na ziemi w kałuży wnętrzności powoli wypływających z rozciętego brzucha.

W międzyczasie Markus zdołał uporać się ze swoim przeciwnikiem. Obaj młodzieńcy pospieszyli z pomocą Fay i Siggiemu. Chwilę później ostatni z wilków padł martwy. Rozejrzeliście się dokoła. Przed udaniem się na spoczynek trzeba było uprzątnąć wilcze ścierwa, które teraz walały się po całym obozie.

-Wszyscy cali? - spytał Markus – nie znam się na tym ale te zwłoki należałoby chyba spalić albo przynajmniej zakopać. Cholera wie jakie choroby mogły przenosić te wilki.

Veller rzucił okiem na Fay próbującą opatrzyć zranioną dłoń kawałkiem materiału wyrwanym z kiecki. Ugryzienie nie było zbyt głębokie. Jednak widać było, że sprawia dziewczynie ból, mimo iż starała się tego nie okazywać.

-Pokaż – zerknął na ranę – miałaś szczęście, że nie szarpał cię za mocno. Kurwa na tym zadupiu nawet nie mielibyśmy czym tego zszyć. Ale Markus ma rację. One mogły przenosić jakąś zarazę. Zresztą nawet gdyby to było zwykłe wilki ranę po ugryzieniu trzeba odkazić. Dlatego...

Dziewczyna wyciągnęła sztylet z buta i wsadziła go w dogasające palenisko.

-Przestań pieprzyć, wiem co ci chodzi po głowie.

W czasie gdy Veller zajęty był przypalaniem rany, Markus i Siggismund sprzątali obóz. Ścierwa zwierząt ułożyli na stertę pod którą następnie podpalili. Stos zapłonął ogniem wzbijając w powietrze kolumnę żółto-brązowego dymu. Po krótkiej naradzie zdecydowaliście, że przez resztę nocy każde z was będzie kolejno pełnić wartę. Jako pierwszy czuwać miał Siggi. Pozostała trójka udała się na spoczynek.

Gdy pierwsze promyki wschodzącego słońca przebiły się przez gęstą zasłonę drzew Veller, który pełnił wartę jako ostatni, obudził pozostałych. Zwinęliście obóz i ruszyliście w stronę gór.

19 Sommerzeit 2527 KI

Droga do klasztoru zajęła wam kilka dni forsownego marszu. Powietrze było czyste, pogoda dopisała więc łatwo było przemierzać kolejne kilometry. Trzeciego dnia ujrzeliście cel waszej wędrówki. Dolina Zervos była w większej części porośnięta lasem. Przez jej środek biegła rzeka dzieląc obszar na wschodnią i zachodnią część. W oddali dostrzegliście klasztor i skupioną wokół niego grupę mniejszych budynków. Teren wokół klasztoru został wykarczowany i przeznaczony na pola uprawne.

Podróż upłynęłaby wam bez dodatkowych atrakcji gdyby nie jedno zdarzenie. Tego samego dnia, gdy opuszczaliście przełęcz wiodącą do doliny znaleźliście obóz rozbity nieopodal drogi. Już na pierwszy rzut oka widać było, że ktoś napadł tych co tu nocowali. Wszystkie sprzęty były całkowicie zniszczone, namiot porwany. Na ziemi dostrzegliście plamę zaschniętej krwi i krótki miecz ze złamanym ostrzem. Żar tlił się jeszcze w dogasającym palenisku.

-Broń w pogotowiu, nie podoba mi się to – rzucił Markus – ogień jeszcze nie dogasł, ktokolwiek tu obozował, wczoraj jeszcze żył. Nie zaszkodzi przeszukać zarośla.

W krzakach otaczających obóz znaleźliście zwłoki młodego krasnoluda. Ubrany był w brązowe, skórzane spodnie, kaftan i płaszcz tego samego koloru. Długie czarne włosy związane były w warkocz. Z tyłu głowy miał ranę o średnicy kilku centymetrów. Jego ręce złamano w kilku miejscach. Na przedramionach roiło się od siniaków. Veller starannie przeszukał zwłoki. Khazad miał przy sobie sakiewkę zawierającą kilka szylingów i plik listów zaadresowany do niejakiego Ulricha Berga zamieszkałego w Middenheim. Obok ciała znaleźliście kawałki szkła i metalową rurkę niewielkich rozmiarów.

-Trup nie zdążył stężeć – ocenił Veller rozpinając kaftan martwego – musiał zginąć przed kilkoma godzinami. Hmm... na brzuchu też ma siniaki. Ci, którzy go zabili spuścili mu wcześniej niezły łomot. Nie wiem co to za badziewie – dorzucił zerkając na rupiecie znalezione obok ciała – ale lepiej będzie jeśli to weźmiemy. Listy też, może ktoś w klasztorze będzie wiedział kim on był.

Pochowaliście krasnoluda w prowizorycznym grobie i ruszyliście w dalszą drogę. Kilka dni później dotarliście do celu. Klasztor położony był na wzgórzu, wokół którego zbudowano niewielką wioskę. Otoczony był wysokim murem z narożnymi basztami co mogło sugerować, że budowla nie zawsze służyła jako równie pokojowym celom jak obecnie. Nad bramą zawieszono metalową rzeźbę przedstawiającą gołębia. Zarówno na terenie wioski jak i na klasztornym dziedzińcu kręciło się sporo mnichów. W odróżnieniu od bieli typowej dla zakonów poświęconych Shallyi przedstawiciele tutejszego zgromadzenia odziani byli w brąz. Kiedy dotarliście na dziedziniec jeden z młodych mnichów kręcących się przy wejściu zastąpił wam drogę i spytał o cel wizyty. Usłyszawszy, że przybyliście w sprawie ogłoszenia zaprowadził was na pokoje gościnne. Po kilkunastu minutach oczekiwania stary zakonnik wyszedł wam na spotkanie.

-Kolejni chętni do poszukiwań jak mniemam? Proszę za mną. Ojciec Ichering oczekuje.

Zostaliście zaprowadzeni do klasztornej biblioteki, gdzie pośród dziesiątek regałów zastawionych starymi woluminami, siedząc za dębowym stołem, oczekiwał wasz zleceniodawca.

-Witam serdecznie. Jak zapewne wiecie nazywam się Georg Ichering i jestem przeorem tego klasztoru. Ojca Ericha już poznaliście. Zanim przejdziemy do omawiania konkretów mogę wiedzieć jak mam się do was zwracać?

Po wymianie uprzejmości mnich kontynuował:

-Na wstępie chciałbym zaznaczyć, że pan Ropke poinformował mnie o okolicznościach, w jakich zaproponowano wam zlecenie. Mimo wszystko nie mam zamiaru traktować was inaczej niż kogokolwiek z poprzednich grup. W czasie waszych poszukiwań możecie liczyć na nasze wsparcie w każdej formie, w jakiej będziemy go w stanie udzielić. Zajmuję się historią tych ziem. Do książki, nad którą obecnie pracuję będzie potrzebne przeprowadzenie pewnych prac w terenie. Pan Ropke, którego zainteresowały moje badania, zaoferował swoją pomoc w ich wykonaniu, na co przystałem, zważywszy że sam dysponuję dość ograniczonymi środkami. Waszym zadaniem będzie przeszukanie północnej części doliny a konkretnie obszaru wokół kopalni Gimbrina.

Ichering rozłożył na stole mapę doliny i zakreślił palcem niewielki okręg wokół tego miejsca.

[na dniach postaram się wkleić mapę doliny w temacie z komentarzami]

-Mapę możecie zatrzymać. Będziecie mieli za zadanie odnaleźć grobowce należące do członków Szkarłatnego Bractwa. Była to grupa banitów, która grasowała na tych ziemiach ponad 150 lat temu. Mówi się, że wielu spośród nich wywodziło się ze szlachty, co miało tłumaczyć okrucieństwa, jakich ci bandyci dopuszczali się w stosunku do mieszkańców łupionych przez nich wiosek. Wśród miejscowych wieśniaków krążą legendy o skarbach, jakie mieli zgromadzić. Spotkałem się również z pogłoskami jakoby oddawali cześć jednemu z plugawych bóstw zaliczanych w poczet Niszczycielskich Potęg. W to jednak nie jestem skłonny wierzyć, gdyż w ciągu ostatnich kilku lat badań nie znalazłem żadnych dowodów potwierdzających ów pogląd. Po tym jak opuścicie klasztor skierujecie się do Frugelhofen, gdzie będziecie mogli uzupełnić zapasy o przedmioty, których nie mamy w klasztorze. Możecie również wykorzystać pobyt w wiosce i wypytać miejscowych o grobowce. Stamtąd udacie się w rejon poszukiwań. Jak tam dotrzecie dobrze by było porozmawiać z przywódcą tamtejszej kopalni. Krasnoludy patrzą niezbyt przychylnym okiem na obcych kręcących się wokół ich ziem. Poza tym znają te góry lepiej niż którykolwiek z wieśniaków. Niewykluczone, że coś wiedzą. Macie jakieś pytania?

[opisy ważniejszych bn'ów macie w komentarzach – tam również znajdziecie szczegóły dotyczące sposobu, w jaki przeprowadzimy dialog z przeorem]


Interludium cz. 1

Śnił. Zdawał sobie sprawę, że wspomnienia, które powracały za każdym razem gdy zamykał oczy nie mogły należeć do niego. Czasami zastanawiał się czy zaczyna tracić zmysły. Wizje były jednak zbyt rzeczywiste aby stanowić fantazje zrodzone w najciemniejszych zakamarkach jego umysłu. Tak realne, że czasami niemal czuł jak przemierza tajemniczy krajobraz, który roztaczał się przed jego oczami.

-Co to za miejsce? Dlaczego mi to pokazujecie?


Odpowiedź nie nadchodziła. Mimo wszystko nie odczuwał strachu. W głębi duszy wiedział, że to jedyny sposób, w jaki mogą się z nim komunikować. Czuł, że są gdzieś w pobliżu. Ich głos był na razie zbyt słaby. Wiedział jednak, że wkrótce przybierze na sile.

Pamiętał podróż. Oglądał ich oczami miejsca, których dotąd nie widział żaden śmiertelnik – tak obce, iż na samo wspomnienie o nich jego ciało przebiegały dreszcze. Myśl o tułaczce pojawiła się od razu gdy ich umysły spotkały się po raz pierwszy. Wędrowali dłużej niż sięga pamięć którejkolwiek z rozumnych ras. Tak długo, że nie pamiętali już czemu opuścili swój dom by przemierzać pustkę. Wreszcie, eony temu dotarli tutaj. Wtedy coś się stało...
 
__________________
That is not dead which can eternal lie.
And with strange aeons even death may die.

Ostatnio edytowane przez c-o-n-t-r-a-c-t-o-r : 25-01-2010 o 22:18. Powód: drobne poprawki redakcyjne
c-o-n-t-r-a-c-t-o-r jest offline