Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-12-2009, 22:20   #119
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
- Srubokręt...
- Obcęgi...
- Cośtam...
- Cośtam innego o jeszcze dziwniejszej nazwie...
- Młotek...

Sabrie mechaniczne podawała pożądane przed gnomkę przedmioty i nawet zaczynało jej się to podobać. Co prawda kapłanka zrzędziła jak stary paralityk, ale dało się wytrzymać. Rytmiczny stuk młota działał uspokajająco, a zajęty robotą Kastus nie mówił wiele i - dzięki bogom - nie śpiewał. Może kapłani Gonda modlili się tylko poranku? Pewnie tak, skoro do wieczora zajęci byli wymyślaniem jakichś zabójczych wynalazków. Choć dziewczynę szczególnie to nie obchodziło. W kuźni było gorąco jak... no, jak w kuźni, wkrótce więc i ona została w samej płóciennej koszuli i spodniach. Usiadła na zydelku, wyciągnęła przed siebie swoje długie nogi i podwinąwszy rękawy koszuli oddała się marzeniom, starając się nie zwracać uwagi na dobiegający z karczmy harmider. Choć nawet to nie ulżyło jej w gorącu - rozpięła więc kilka guzików, wachlując materiałem spocone ciało. Dopiero pojawienie się mężczyzn i Sorbusa z osobliwie skomponowanym posiłkiem zmusiły ją do jakiego-takiego ogarnięcia się. Choć nie do podniesienia czterech liter do związanego z weselem wysiłku. Armata była? Była. Kapłani byli? Byli. Wykonywała swoją pracę? Tak. Więc nie mogła mieć do siebie pretensji, prawda? Zwłaszcza gdy reszty obstawy było pełno w całej okolicy. I nawet Roger poszedł na zwiad! Choć raz podczas ostatniej doby czy dwóch nie musiała się wysilać i było jej z tym dobrze. Propozycję udania się na przyjęcie również oprotestowała.

- Dzięki, ale mnie tu dobrze, najadłam się obiadem i nie zamierzam się ruszać -
"ani odganiać się od łap jakichś rozpuszczonych paniczyków", dodała w myślach. Pijackie wycia nie zachęcały jej do udziału w przyjęciu zwłaszcza, że wkrótce dołączyły do nich głośne okrzyki bólu. Pewnie goście już zdążyli się pobić. Sorbus zbył tą odpowiedź wzruszeniem ramion i pobłażliwym uśmieszkiem. Kastus popatrzyła na dziewczynę i spytał.
- Jesteś pewna? Odrobina ruchu pozwoli ci... wiesz, lepiej trawić. potańczymy trochę, rozruszamy kości... taka okazja może się drugi raz nie trafić...
"... i dzięki bogu", zakończyła w myślach wojowniczka. A głośno powiedziała:
- Wiesz... myślę, że przed podróżą odpoczynek mi jednak lepiej zrobi. Ale ty idź, idź, baw się dobrze. Jestem pewna, że Sylphie łaknie doborowego towarzystwa - a sądząc po odgłosach na tym przyjęciu go nie znajdzie. Może ktoś nawet... nastawiać na jej cześć! - zakończyła zatroskanym głosem.
- Nie chciał bym być w jego skórze...wiesz, jak trudno zapanować nad takimi kobietami? - odparł kapłan ruchem głowy wskazując dyskretnie gnomkę. Dru coś zauważyła spojrzała znad miski, z której jadła na zgromadzone osoby i spytała swego osobistego ochroniarza.
- Coś mówiłeś Kaktusiku?
-O Sylphie tylko..
. - mruknął Kastus.
- W sumie to nie wiem... Nie powinieneś w takim razie ratować gości? Albo chociaż ich... podleczyć? Lepiej się pośpiesz - słyszałam z gospody jakieś okrzyki boleści. Myślałam, że to goście się pobili, ale jak tak teraz rozmawiamy... - "Myślałam, że wezmę go na honor, żeby się odczepił. Ale widać już zdążył oberwać od naszej słodkiej czarodziejki", sarknęła w myślach Sabrie.
- No i? Nie jestem kapłanem Ilmatera - rzekł w odpowiedzi Kastus uśmiechając się.- To błędne podejście, pani. To że jestem kapłanem nie oznacza, że mam jakiś religijny przymus leczyć rany każdego idioty, który się skaleczył. To nieodpowiedzialne podejście, uczące ludzi złych nawyków. Potem będą robić różne głupoty, wierząc, że w razie wpadki zawsze znajdzie się jakiś kleryk, który ich wyleczy
- Chodziło mi raczej o to, że jako pracodawca jesteś odpowiedzialny za wybryki pracowników. - warknęła Sabrie. Chciała, żeby Kastus sobie już poszedł i dał jej spokój, a ten kretyn stał jak kołek i dyskutował.
- Ale to Dru jest moim pracodawczynią, właściwie to przełożoną. - zaczął mówić Kastus, ale gnomka mu przerwała dodając.
- No idźże wreszcie. Skoro Sabrie chce skończyć jako stara panna to jej problem nie twój. A wy mi tą paplaniną przeszkadzanie. - Dru spojrzała gdzieś w dal mówiąc. - Rozmyślam, a ty mi tu filozoficzne dysputy odstawiasz.
- No widzisz! Idź, skoro matka przełożona tak ładnie prosi - wyszczerzyła się Sabrie i demonstracyjnie wyciągnęła przed siebie nogi. Ładne nogi, należało by dodać. Wzrok Kastusa spoczął na nogach kobiety, a gnomka na to dodała.
- Zawsze ją możesz buzdyganem w główkę i do jaskini. A potem ja was pożenię, jeden czy dwa śluby. Dla mnie to bez różnicy.
Sabrie spojrzała dziwnie na Kastusa.. na tą cześć Kastusa, która sugerowała, że jego buzdygan nie jest zbyt pokaźnych rozmiarów i dodała:
- Jak szybko stąd nie wyjdziesz to ci wszystko zjedzą, a tanczące damy się pośpią. - a ponieważ to nie wystarczyło dodała - Idźże już, chce odpocząć.
Kastus spojrzał na nią spode łba, ruszył za Sorbusem, dopadł go po paru szybkich krokach i obaj udali się do głównej izby na przyjęcie.


I znów Sabrie miała chwilę spokoju...

- Vraidem chmiel i strach czuje, być może więc tego gniazda nie otruje? Być może to kapłan, mnich. Ten, którego czas nie kocha, ten dla którego czas to głupota. - Teu wyprodukował kolejny charakterystyczny dla siebie bełkot.
- Teu, co ty znów bredzisz, co? - niezbyt przyjaźnie odezwała się Sabrie, otwierając jedno oko i lustrując otoczenie. Zbliżający się do karczmy cień nie wydawał się ukrywać swojej obecności, zresztą już Morgan się nim zajął. - Jeśli chcesz powiedzieć, że mamy się nie przejmować tym typem, zrób to normalnie; a jeśli że mamy chwytać za broń, to tym bardziej. Co nam ze współpracownika, którego nie idzie wyrozumieć?
 
Sayane jest offline