Otto był zaskoczony łatwością i swobodą z jaką poruszała się ich czwórka, nie był skrajnym paranoikiem, ale wydawało mu się, że narzucone tempo jest zbyt duże. Fakt – nie było specjalnie gorąco – nie męczyli się bardzo, ale taka brawura nie była w jego stylu. Nic jednak nie powiedział głośno. Miał wrażenie, że odwaga towarzyszy nie jest głupotą, że wiedzą co robią, a to dodawało mu nieco otuchy. Koboldy - nie koboldy ale skoro mieszkańcy wioski boją się wypuszczać dzieci na pole, a straż miejska sama nie rozwiązuje tego problemu, to coś musi być na rzeczy. Zupełnie nie przeszkadzała mu cisza jaka panuje w lesie, był rad że nikt nie gadał, nie marudził, a każdy sprawiał wrażenie skupionego. Może nie będzie tak źle – myślał. Od czasu gdy weszli między drzewa i zrobiło się nieco ciemniej, bo przez korony drzew prześwitywało nieco mniej światła, Otto starał się trzymać z tyłu drużyny. Można to nazwać tchórzostwem, ale też przezornością. Wiedział, że nie jest biegły w walce i wolał nie stać na pierwszej linii, gdy przyjdzie co do czego. Nie było to trudne, a to poprawił coś w idealnie spakowanym plecaku, a to dowiązał rzemyki w płaszczu, a to wyjął kamyka, który rzekomo uwierał go w bucie. Mimo swej czujności i tak dali się zaskoczyć, nagle nie stąd ni zowąd kilkanaście metrów przed nimi na trakt wypadły sycząc trzy stworki. Wcale nie wyglądają jak psy – pomyślał – i nie są takie małe. Otto był bardzo zaskoczony. Pomysł ukrywania się za kimś w celu uniknięcia ataku okazał się pomyłką, gdy nagle zza upadającej Amberlen wynurzył się grot włóczni. Błyskawicznie przyklęknął sięgając do buta i schowanego tam sztyletu. Tylko swojej zwinności mógł zawdzięczać to, że włócznia przeorała mu boleśnie lewy bok zjeżdżając po żebrach, a nie wbiła się w brzuch. Zacisnął zęby starając się znieść ból i uskoczył, przetaczając się na prawym barku i od razu podnosząc, w tę samą stronę, w którą dała nura ranna towarzyszka. Rosnące przy trakcie drzewa powinny dać jakieś oparcie w walce, a może nawet uda mu się przyczaić i zajść te paskudne stworzenia z drugiej strony. Przebiegł tak szybko jak tylko mógł w stronę gęstwiny po lewej mając Amberlen i rozglądając się gdzie są pozostali. Serce biło mu przeraźliwie szybko. Koszula lepiła się od krwi i potu. Otto wziął głęboki oddech…
Ostatnio edytowane przez Azazello : 13-12-2009 o 13:38.
|