Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-12-2009, 15:05   #14
Hellian
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Skoczył na nią z taką siłą, że znalazła się na ziemi. Szamotała się z olbrzymim zwierzęciem, nawet nie do końca zauważając ranę dłoni. Ze wszystkich sił próbowała odsunąć wielki pysk od swojej krtani. Nie była słabeuszem, ale i tak ten pojedynek mógł skończyć się tylko w jeden sposób. Gdyby nie interwencja Siggiego.
Dopiero nad truchłem wilka, niebieskooka dziewczyna poczuła jak bardzo boli ją dłoń. Krew sączyła się powoli, ale kły zostawiły głębokie, nierówne ślady po obu stronach nadgarstka. Ledwie zginała palce.
Podziękowała wielkoludowi za pomoc. Krótko, sucho i niezgrabnie, jakby wcale wdzięczna nie była, bo wstyd palił ją bardziej niż rana. A i dziękować nie za bardzo przywykła. Nawet fakt, że na bestię trzeba było ich czworga jakoś nie przynosił pocieszenia. Zawiodła. Zła i upokorzona myślała o tym, że nie trafiła w taki wielki czerep, za nic lata praktyki w bójkach i wymachiwaniu kiścieniem.
No i zgłosiła się na beznadziejną drugą wartę. Potem zawsze pilnowała żeby wartować pierwsza lub ostatnia, przesypiać jednym ciągiem większość nocy, „dla dziewczyny to bardzo ważne panowie, żeby ładnie wyglądać rano”, ale tego wieczoru potrzebowała sobie dokopać. Choćby niekorzystną porą czuwania. Swoją drogą ręka rwała jak cholera i i tak nie dawała jej zasnąć. Gdyby nie to, że wyczerpała już dzienny limit robienia z siebie ofiary, rozpłakałaby się jak dziecko. W powietrzu unosił się smród spalonych wilczych ciał. Następnym razem za nic nie zgodzi się na tak ekstrawaganckie ognisko. Liczyła gwiazdy konstelacji, których nikt nie nauczył jej nazywać. Przysnęła na swojej warcie zapatrzona w gwiezdną mordę wilka.

Przez następne dni poddawała swój organizm kolejnym próbom. Nie wzięła odtrutki po upływie doby, chociaż wszyscy mężczyźni już to zrobili. Ona jeszcze nic nie czuła, żadnych następstw zaaplikowanej trucizny. Toteż najpierw czekała na te następstwa, wcale nie przyjmowała za pewnik, że będą. Ale przyszły. Ból, osłabienie i gorączka. A potem czekała jeszcze trochę i jeszcze. Była przecież twarda. W dzieciństwie wcinała szczury z innymi ulicznikami, wyławiała skarby z kanałów pełnych gówna nie tylko dlatego, że inaczej chodziłyby głodne. Tak się bawią bezdomne dzieci, udowadniają, że niczego się nie boją, przesuwają granice poznania dalej niż sięga wyobraźnia przeciętnego mieszczucha, narażają życie dla śmiechu, dzięki wyzwaniom czując się panami wrogiego świata. Może z tej właśnie przyczyny miała Fay żołądek z żelaza, nigdy nie rzygała po piciu, nigdy nie zaszkodziło jej nieświeże żarcie. Nawet więzienny wikt nie odbijał się na jej samopoczuciu. Teraz czekała aż do dreszczy i temperatury, do momentu, kiedy świat zaczął zachodzić mgłą, a ona sama pomyślała, że w razie czego umieranie od tej trucizny nie będzie takie straszne. Ale powiedziała Vellerowi. Przystojna twarz, dłonie bez zgrubień od fizycznej pracy i umiejętności opatrywania, starczyły by zakwalifikowała go jako konowała. A zawsze warto zasięgnąć fachowej opinii. No i gdyby straciła od tego przytomność, czy dostała jakichś drgawek, ktoś musiał wrzucić jej te cholerne kulki do gardła. Trochę też wyciągała z typa informacji. Przecież musiała czegoś o nim się dowiedzieć, skoro byli na siebie skazani. To przecież istotne, czy faktycznie wie o ranach i chorobach więcej od niej. Nie miałaby też nic przeciw dowiedzeniu się czegoś o tych bliznach na plecach.
Nie przyznałaby się, że była ciekawa tak po prostu.

Pierwszej doby wydłużyła czas o pięć godzin, przez kolejne trzy dodawała do tego po kwadransie czy dwa. Lepiej tak, niż nic nie robić. Zaufać kłamliwym nieznajomym, że nową porcję życiodajnych ziarenek dostaną na czas. Głupi czy nie, eksperyment był jednak jakimś działaniem.

W marszu znajdowała pewną przyjemność. Czasem jej buzię wykrzywiał cierpki grymas, bo przed oczyma stawały jej własne dyndające na sznurze zwłoki. Ale częściej planowała nowe życie, gdzieś daleko, w wielkim Marienburgu, zwykłe dni w gildii, gromadzone powoli pieniądze na własny zamtuz albo karczmę. Albo wyobrażała sobie śmierć, szybką, ładną, z rąk bestii o wiele straszliwszej niż cholerny basior, bestii, która oczywiście skona pierwsza, by Fay mogła ogłosić ostatnie zwycięstwo. Uratuje tyłki nieznajomym, pochowają ja w głębokim grobie i nawet zapłaczą, nad odwagą, która wraz z nią odeszła. Do tych myśli dziewczyna uśmiechała się ładniej.

A czasem przyglądała się Vellerowi.

***

Oglądała zwłoki z … zaciekawieniem. Pobito khazada profesjonalnie, to musiała przyznać. Trudno jest kilka razy złamać jedna rękę, zwłaszcza taką … krótką. Widziała wielu oprawców w akcji i nie każdy potrafił sobie z tym poradzić. Choć w sumie chodzi głównie o to, żeby uderzyć tępym narzędziem z odpowiednią siłą. Proste. Kiepski sposób na tortury, jeśli chce się wymusić gadanie. Delikwent prawie zawsze traci przy tym przytomność. Nie przy pierwszym, to przy drugim złamaniu. Toteż stawiała na nienawiść, nie na wymuszanie zeznań. Jednak nie rozwodzili się za długo o tej zbrodni. Fay chwilę próbowała dociec, co to za przedmioty, szkło i rurka, ale wyobraźnia wyraźnie jej szwankowała.
Ale najważniejsze pytanie wypowiedziała na głos
- Ile to wszystko ma wspólnego z nami?
- Ktoś z was czyta ślady? Wielu było tych napastników? –dopytywała jeszcze po chwili.

Listy otworzyli od razu. To znaczy od razu po pochówku. Ręka się goiła to i sama wzięła się za kopanie. Miała przecież swoje zasady. Człowiek, no krasnolud, nawet martwy to nie ścierwo, należy mu się pochówek. Ale nie zawahała się zdjąć z krasnoluda płaszcza, ściągnęła też kaftan, ale że był zbyt upaprany z markotną miną wciągała go potem na zwłoki z powrotem. Dopiero później z Siggim patrzącym jej przez ramię zabrała się za czytanie. Swoją drogą, kto by pomyślał, że wielkolud potrafi. Podobnie zresztą jak i ona. Veller i Markus natomiast faktycznie wyglądali na takich. No ale papier bywał wiele wart, więc się nauczyła już dawno temu. Nawet szybko jej poszło a i nauczyciela wspominała dobrze. Uśmiechnęła się lubieżnie do tej myśli a może do tekstu, do owych dwustu złotych koron czekających na nieboszczyka w Midennheim. Z listów nie wynikało, że Urlich znał osobiście zamordowanego. Gdyby znaleźli się w Mieście Białego Wilka stosunkowo szybko… Rozmarzyła się na dobre.

Rano zaproponowała żeby o listach nie mówić nikomu.


***

Do infirmerium udała się zaraz po rozmowie z opatem. Nawet jeśli zakonnicy nie dadzą rady jej pomóc, poprosi o zbadanie odtrutki i stworzenie większej jej ilości. Albo chociaż zidentyfikowanie jej składników.
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie
Hellian jest offline