Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-12-2009, 22:29   #18
Aschaar
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
W końcu całe suchary zostały przerobione na bułkę tartą, a ta systematycznie i z precyzją przeniesiona do kosza przy pomocy pałeczek... Tak, nudziło mu się... W końcu postanowił zająć się czymś bardziej konstruktywnym niż gapienie w sufit. Crawler nawet znalazł już jakieś możliwe nowe lokalizacje w tym zafajdanym mieście. Dwie z nich odpadły w przedbiegach, ale kolejne warte były sprawdzenia... Do 17:00 i tak nie miał co robić, więc można było zająć się szukaniem nowego mieszkania... Wygrzebał z plecaka jakaś kartę identyfikacyjną ze swoim zdjęciem i nie swoim nazwiskiem i włożył ją do kieszeni. Na dworze dalej było zimno, ale w końcu... była zima. Cholera...

Miasto miało świetnie rozwinięty system metra i komunikacji podziemnej. W zasadzie to pod ziemią żyło drugie miasto; tak samo wielkie, tak samo skomplikowane, tak samo, a może nawet bardziej niebezpieczne...


Betonowe, kanciate, brudne... Z jakąś sztuczną, wiecznie zieloną roślinnością z przodu... Wybudowane dobrych kilkadziesiąt lat temu zapewne jako mieszkania komunalne, których miasto; jak zwykle, wybudowało, podobno, za dużo... Szybko sprzedano za odpowiednią łapówkę jakiemuś gościowi, który momentalnie pchnął je dalej... Jakakolwiek skomplikowana byłaby ich historia teraz budynki służyły pod wynajem. Znudzonej kobiecie zajęło chwilę zanim oderwała się od telewizora i milionowego odcinka „Mody na Sukces” czy innych „Świętych i Bogatych”...
Z miną owcy prowadzonej na rzeź zaprowadziła chłopaka do jednej z wielu wolnych kawalerek. Korytarze z surowego, niczym niewykończonego betonu były tylko tu i ówdzie otagowane czy pomalowane mniej lub bardziej udanymi muralami. Mieszkanie samo w sobie wykończone było ledwo – na podłogę rzucono po prostu wykładzinę dywanową w kolorze wściekłego gówna, a ściany pomalowano zmywalną farbą chyba w kolorze dojrzewającego siniaka... Mieszkania komunalne miały jednak kilka cech bardzo pozytywnych; wynikających z przepisów... Musiały mieć dostateczną przepustowość łączy, standaryzowane centrale, łącza, układy połączeniowe... Tutaj to wszystko leżało odłogiem i tylko czekało, aby zostać wykorzystanym. Musiały mieć również podstawowe wyposażenie – tak przymocowane do ściany, aby za nic nie dało się go wynieść... Do ściany przytwierdzono więc pryczę, stolik i dwa niby-krzesła... Jakiś sprzęt AGD był zabudowany w kuchni, ale chyba od chwili montażu nikt się nim nie interesował...

Pokój był widny, kuchnia i łazienka ślepe, ale... kolejnym plusem mieszkania była cena... Hash oczywiście pomarudził na wszystko starając się urwać jeszcze kilka eurodołków z czynszu. Z targów wyszło niewiele, ale i tak było więcej niż dobrze... Wybrał jakieś mieszkanie, które wydało mu się najlepiej zachowane i wręczył kobiecie pieniądze. Ona jemu elektroniczny klucz i rozstali się. Bez nazwisk, umów, podatków... zwykły deal. Zapamiętał numer mieszkania, bo przecież klucz był standardowy, bez jakichkolwiek oznaczeń, i mógł otwierać cokolwiek w tym pieprzonym mieście...

Hash wyszedł na zewnątrz. Obszedł kilka najbliższych przecznic orientując się gdzie jest najbliższa chińszczyzna oraz co w ogóle jest w okolicy... Ogólnie było nieźle... Kluby też jakieś tu były, trzeba będzie się z nimi zapoznać w najbliższym czasie... Glin też nie było za wiele za dnia, więc w nocy będzie ich tym mniej. Może być. Stacja metra też była w odległości kilkuset metrów... Musiało istnieć jakieś nielegalne połączenie pomiędzy klubami a stacją... Wszystko trzeba będzie sprawdzić...


(...) Kot usadowił się, przywarł do torsu Hasha i zaczął mruczeć pomimo tego, że trząsł się z zimna. Hash zapiął kurtkę i...
Wróć! Cholera... Cyfrowy, prawie syntetyczny umysł zwinął się sam w sobie i rozbił o mur własnej logiki. To było nielogiczne... Wróć! Jeszcze raz...


Hash szedł ulicą, do sprawdzenia został jeszcze jeden adres, ale nie sądził, aby miejscówka była lepsza niż to co oglądał ponad pół godziny temu. Chociaż dobrze było by to już sprawdzić, aby w razie kolejnej szybkiej przeprowadzki... Zejście do metra, kolejny obskurny – czytaj normalny – peron, normalny pociąg i kolejna normalna stacja. Wyszedł na zewnątrz i podniósł kołnierz, śnieg znowu zaczął prószyć i widać było na góra 3 metry. Świeży śnieg skrzypiał pod butami. Dzielnica była odpowiednia, na tyle zapyziała, aby nie przyciągać za dużo stróżów bezprawia ani korpów; a jednocześnie na tyle „w centrum”, aby jeszcze nie trzeba było na każdym kroku walczyć o życie... Ich wzrok spotkał się. Obaj równocześnie zamarli jakby w oczekiwaniu na coś co ma się wydarzyć. Sekundy mijały, a oni trwali jak posągi wykute z marmuru, czy odlane z plexiglasu... Hash sam nie wiedział dlaczego wyciągnął rękę, a zwierzak miauknął; cichutko, prosząco, żałośnie; jakby sam bał się tego co może nastąpić za chwilę. Chłopak przyklęknął, ciągle patrząc w zdziwione żółte ślepia. Kot, gdy tylko się ruszył, zaczął dygotać cały; czy to z zimna czy z podniecenia; tego nie sposób było określić... Ostrożnie podszedł i miauknął ponownie. Drugą ręką Hash rozpiął, kurtkę, a wtedy kot otrzepał się z gracją i jednym susem znalazł się za pazuchą. Był duży, ale bardzo lekki; samo futro nie zapewniało mu potrzebnej ochrony... Chłopak dotknął futra i delikatnie je pogładził...

Kot usadowił się, przywarł do torsu Hasha i zaczął mruczeć pomimo tego, że trząsł się z zimna. Hash zapiął kurtkę i...

Stało się. Niezależnie czy tego chciał, czy to planował... To było nielogiczne... ale... kicia... moja kicia... Wiatr szalał na ulicy i to on zapewne był odpowiedzialny za łzawienie oczu...


Hash poszedł dalej szybko znajdując adres. Właścicielem tego przybytku, najwidoczniej byłego hotelu, był stosunkowo młody facet na wózku inwalidzkim. Pogadali chwilę o wszystkim i o niczym... Pewnych ludzi się wyczuwało na odległość, więc jakoś tak samo wypłynęło, jaka jest centrala i który pokój jest najlepszy, bo linie lecą w jego ścianie... Hash postanowił, że to będzie bardzo dobrze miejsce do zamelinowania się – jakby co. Zapłacił -naście eurodołków za „rezerwację” i zostawił namiary na siebie. Zabrał sfatygowaną ulotkę i wyszedł na mróz. Znów kilkanaście stacji metrem, zakupy u znajomego chińczyka i szybkie przemkniecie się korytarzem... Byle tylko menda Carter nie zdążyła rozdziawić swojej japy...

Ostatnie godziny w tym mieszkaniu... Rozpiął kurtkę, aby zobaczyć, że kot wcale nie spał, ale najwidoczniej kiedy słyszał dźwięki rozmowy sam zachowywał spokój... Posadził zwierzaka na tapczanie i otworzył pudełko z chińszczyzną. Zainteresowanie tapczanem i otoczeniem błyskawicznie ustąpiło miejsca zainteresowaniu jedzeniem. Hash jedząc drugą porcję nie wiedział, czy kot lubi takie żarcie, czy po prostu jest tak głodny, że wpierniczyłby nawet starą sałatę...

Teraz trzeba było pomyśleć nad popołudniem. W zasadzie, problematyczne było tylko spotkanie z Travisem nakładające się na telefon od agentów.
Miau?! Co tu miauczy? Kot... dotarło do niego po chwili gorączkowego myślenia. Wstał i poszedł do przedpokoju. Kot siedział pod drzwiami do toalety. Hash otworzył mu drzwi i z zainteresowaniem patrzył jak zwierzak z zainteresowaniem obchodzi całe pomieszczenie po czym usadawia się na kratce ściekowej załatwiając swoje potrzeby... Więc to był kot domowy, który – jak już się znudził – wyleciał w zimie na ulicę...
Głupio było wołać kot, ale jak... zresztą... może to była kotka? ...Data... Pasowało zarówno do niego, jak i do niej... Dane były bezosobowe, czyste, niczym nieskażone... Podniósł zwierzę i kilkakrotnie powtórzył imię, jakie właśnie mu nadał: Data.

Spotkanie z Travisem. Nie cierpiał spotkań... Rozmawianie z kimś twarzą w twarz było... dziwne. Zresztą zawsze podawał się za znajomego Hasha, a nigdy za siebie samego. Tak było i bezpieczniej i wygodniej...
Tym razem postanowił zagrać tak samo. Miał się co prawda spotkać z Mikem pod domem Travisa, ale to wcale nie przeszkadzało, aby powiedzieć, że przysłał go Hash... bo cośtam.

Zastanowił się jeszcze nad sprawą agentów. Miał kilka pomysłów, ale w końcu uznał, że najprostsze rozwiązania są najbardziej efektywne. Przekierował połączenia przychodzące na telefon na SR43. Komputer centrali odbierze połączenie, poczeka, aż ktoś po drugiej stronie się wygada i odegra nagranie głosu Hasha: „Spotkanie potwierdzone. Nie mogę rozmawiać teraz.” po czym rozłączy rozmowę. Wszystko w akompaniamencie głośnego lokalu w tle… Potem będzie już tylko nieodebrane połączenie...
- Poczekaj – powiedział do kota i wyszedł. To nie tak, że jakoś wyraźnie nie lubił klubu za ścianą swojego obecnego mieszkania... Po prostu było to najbliższe miejsce... Pierwsi goście już kręcili się po pretensjonalnym wnętrzu w kolorach elektryzującego różu i błękitu. Sprawdził przekierowania na telefonie, zablokował klawiaturę i wrzucił go w podwieszany sufit – przynajmniej przez jakiś czas nikt go nie znajdzie...
Wrócił do domu i gdy tylko otworzył drzwi kot znalazł się w przedpokoju. Zamknął drzwi i rozejrzał się Wrzucił wszystko do plecaka, trochę sprzątnął opakowania po żarciu i powiedział:
- Data, zmywamy się stąd. Chodź. - Zwierzak znów wylądował za pazuchą a plecak na ramieniu... Drzwi zamknęły się i po chwili Hash był już w zasranym metrze, potem w kolejnym i jeszcze jednym. W końcu godzina spaceru do nowego lokum. Po drodze zapoznał się z chińczykiem ze sklepu z żarciem i przy okazji zebrał porcję plotek z okolicy – stary numer z zamówieniem najbardziej czasochłonnej potrawy znowu zadziałał... Podziękował po chińsku nabijając u starszego pana i jego żony kolejne punkty...
Chwilę potem znalazł się w swoim nowym mieszkaniu. Kiedy Data sprawdzał mieszkanie on podkręcił ogrzewanie i wpiął się w sieć budynku... Dobra, wręcz niezła... Dokonał kilku małych zmian w konfiguracji przyznając sobie większość pasma i adresów. Zresztą i tak z sieci korzystało 26 urządzeń czyli jakieś 0,2 procenta założonej ilości... Wypiął się z sieci, gdy jego zmysły zarejestrowały zewnętrzne:
- Miau!
- A tak... drzwi do łazienki. Nie zamykać drzwi do łazienki – powiedział głośno sam do siebie... Była czternasta z groszami, kiedy położył się na tapczanie i zaczął gapić w sufit. Miał jakieś półtorej godziny czasu. Potem trzeba będzie ruszyć szacowny tyłek do Travisa... A po wyjściu od niego kilka minut przed dwudziestą napuścić gliny na magazyn 15 w Starym Porcie... Miał nadzieję, że Travis miał jakąś sensowną robotę. Bo tysiąc znaczyło sześć setek, minus sprzęt, minus wydatki, minus, minus, minus... Dwie, góra trzy stówy na czysto... Nie mógł narzekać po robocie dla Akiry, ale cieszyć się też nie było z czego...
 

Ostatnio edytowane przez Aschaar : 16-12-2009 o 23:52. Powód: składnia
Aschaar jest offline