Dranel na wypowiedź Helmity zareagował jedynie lodowatym spojrzeniem. Słowa jego towarzyszy na pewno nieco go uspokoiły, ale czy mógł zaufać obcym ?
- Mam nadzieje, że tak będzie... Nie chciałbym aby doszło do bardzo nieprzyjemnych scen z waszym udziałem...- mruknął pod nosem, po czym zabrał się za przeliczanie monet.
Strażnik wprowadził ich na posterunek. Zawiasy grubych, drewnianych drzwi wejściowych zawyły niemiłosiernie. Wnętrze budynku nie było przyjemne dla oka. Kiedyś , być może budynek prezentował się wewnątrz z należytym majestatem. Teraz pozostało tutaj jedynie nieco odpadającej farby i listew na ścianach. Drewniana podłoga również była już u kresu swej żywotności. Klepka gdzieniegdzie rozlazła się, skrzypiąc pod każdym krokiem.
Przeszli przez długi korytarz, aż dotarli do stojącego we wnęce po lewej stronie kontuaru. Za nim stał jeden strażnik, a głębiej , przy biurku siedział kolejny.
- Panowie do Kaprala.- rzucił ten, który został ich przewodnikiem.
- Muszą panowie zdać broń. Całą.- stróż prawa zdawał się nieco znudzony "życiem". Praca na posterunku zapewne nie była porywającą serca dziewek przygodą. Co najwyżej przypałętała się tutaj czasami zapijaczona ulicznica... A i tak nie rzadko z własnej woli i o własnych siłach.
Po oddaniu oręża strażnikowi, ruszyli dalej za swoim "przewodnikiem". Najpierw dalej korytarzem, później starymi , skrzypiącymi schodami na piętro.
Drzwi do gabinetu kaprala były drugimi po prawej stronie.
W środku ich oczom ukazała się postać, której nie można było w żadnym stopniu porównać do Dranela.
Łysy, wysoki i barczysty mężczyzna siedział przy biurku z niemałym grymasem na twarzy. Przyczyną tego zapewne był stos papierów przed nim.
Brązowe oczy wlepił w przybyłych gości. Za jego plecami, przez okna roztaczał się wspaniały widok na niewielkie ogrody we wschodniej dzielnicy. Po prawej stronie, w rogu , stał stojak z pełną płytowaną zbroją.
- W czym mogę pomóc ?- uniósł jedną brew.