Władysław ciągle zdawał się być pomiędzy jawą a snem. Pamiętał to, co jeszcze niedawno działo się wokół i widzi to, co jest obecne teraz. Telewizor i butelka piwa nakłada się na obrazy blokowiska i szarości. Twarze tamtych ludzi z tym kimś, kto siedzi obok i w oczach ma to samo zagubienie.
-
Miał wypadek, zasłabł i jest w szpitalu - powiedział
Stefan odświeżając sobie w głowie to, co już wiedział.
-
W szpitalu? Przecież jeszcze niedawno widziałem... - Władysław spojrzał na nieznajomego, na pustą butelkę po piwie i na swoje ręce. To, co właśnie miał zamiar powiedzieć brzmiało tak niedorzecznie, że nikt w to nie uwierzy. Przecież...
-
... go we śnie.
-
To musiał być jakiś koszmar. Usłyszałem krzyki i wbiegłem zobaczyć, co się stało - Stefan chciał, by wszystko było jasne i że nie jest tu jako złodziej czy napastnik.
"Pieprzona wóda" ryczały jego myśli. Ale z drugiej strony było tam coś więcej niż tylko alkohol mógłby zrobić.
-
Jedziemy do niego. Do księdza... - powiedział.
-
Ja... - zaczął muzyk, ale nie dokończył. I tak nie miał co robić a na słuchanie jakiegoś darcia japy przez wschodzącą gwiazdkę popu nie miał ochoty.
-
Któryś z księży będzie wiedzieć, gdzie on jest.
Młodzieniec pomógł Władysławowi usiąść. Widział, że za przegrodą stoi czajnik więc wstawił wodę na herbatę. Spartańskie warunki, jakie miał tu ten człowiek zadziwiły Stefana. Skoro to jemu odpowiadało, to dlaczego nie.
-
Pójdę dowiedzieć się co i jak. Jak pan tylko przyjdzie do siebie, to pojedziemy tam, gdzie trzeba - ruszył do drzwi. -
Stefan jestem.
Władysław łypnął okiem na wychodzącego.
-
Władek - padło z jego ust, a myśli już uciekły do księdza i do tego, co działo się w mieście szarości.
Wszechobecny google i tym razem nie zawiódł.
Szpital w Międzylesiu został znaleziony w mniej niż 2 sekundy. Telefon do sekretariatu - kolejne 7 sekund. Rozmowa z miłą panią sekretarką - tu już prawie 3 minuty, ale
Konrad wywiedział się wszystkiego, co chciał. Oczywiście w zakresie takim, jaki była w stanie podać sympatyczna pani Dagmara. Rzeczywiście mieli u siebie księdza Antoniego. Leży od paru dni i póki co trwa rozpoznanie neurologiczne oraz zaordynowano wstępne leczenie. Podejrzewa się udar mózgu, ale jeszcze to wymaga dodatkowych konsultacji i badań. Dagmara nadmieniła, że dziś jest sobota i chorych można odwiedzać od 10 do 21. Szczegółowe wyjaśnienia są możliwe ale tylko dla członków rodziny lub kogoś z władz z kościelnych. To właśnie kościół pokrywa wszelkie koszty pobytu Antoniego w szpitalu.
Konrad wiedział już wszystko. Przynajmniej namiary miał i wiedział, gdzie jest ksiądz. Pozostaje tylko Ewa, która pewnie też przeżywa swoje przebudzenie i Władysław, który nie miał tyle szczęścia co reszta. Widział i walczył z bestią. A to nie może pozostać bez echa. Czas zbierać się, jeśli chciał dziś dostać się do szpitala...
Stefan w kancelarii dostał stosowne namiary na księdza Antoniego i miejsce jego pobytu. Za daleko to nie było, bo w Międzylesiu, ale dostać się jakoś tam trzeba. Z tego co już zobaczył, to wiedział, że nowo poznany pan Władysław nie odpuści. Pomoże mu w dostaniu do szpitala i tym samym pomoże księdzu. Dobry uczynek spełni a potem wróci do sampli, głosów i ryków. Musiał to przyznać, ale chyba zaczyna mu tego brakować.