Po wyrzuceniu wszystkich sztyletów nastąpiła chwila wahania. Pomóc, uciekać? Z jednej strony przewaga potwora, z drugiej - przyjaźń. Z jednej - śmierć, z drugiej - tchórzostwo. Leo tkwił w rozterce na tyle długo, że kozak zdążył w tym czasie wskoczyć na poczwarę i zacząć okładać ją sztyletem. Okładać, bo drobne ostrze nie przecinało nawet skóry. Ot, co mogłem jej zrobić, pomyślał z kwaśną miną grajek, Pieprzyć kostuchę, napiszą o mnie balladę! - ruszył po gównianej ślizgawce na stwora, wyciągając miecz oszusta.
- Zachciało ci się mi kamratów chlastać, pomiocie! - wykrzyknął grajek i wyprowadził niezgrabne, oburęczne cięcie w wijący się ogon. Kątem oka dostrzegł zaś w tej samej sekundzie krasnala, wbiegającego do sali. Czy to pomoc ocalałych mieszkańców tej dziury w ziemi, czy może widmo rzezi powstało by zemścić się na żywych? - pomyślał jeszcze z dziwnym dystansem, nim ostrze pomknęło po ukosie w dół...
__________________ W każdej sekundzie rozpadamy się i stajemy się nowym człowiekiem, w którym coraz mniej jest tego, kim byliśmy przed laty.
Ostatnio edytowane przez Raphael : 17-12-2009 o 22:16.
|