Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-12-2009, 19:59   #124
Buka
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Magini wracając z... z.... wyjątkowo udanego zakończenia wieczoru kawalerskiego, Sylphia ledwie co powłóczyła nogami. Będąc naprawdę zmęczoną, była wdzięczna wszelkim bogom i plugawym boginiom, że nikt nie napatoczył jej się po drodze. Z rozczochranymi włosami, przekrzywionym kapelusikiem na głowie, szczelnie owinięta płaszczem, niosła swoją suknię niedbale zrulowaną pod pachą. Poza garderobą na głowie, i oczywiście trzewiczkami, miała w tej chwili naprawdę niewiele na sobie, pod połami płaszcza pozostały bowiem na niej jedynie pończochy i należący do nich pas.

Humor jednak miała za to wyjątkowy, a na ustach niesamowity uśmiech, który mógł zdecydowanie zszokować jej nowych towarzyszy, dobrze więc, że żadnego z nich nie spotkała. Rozmyślała zaś o wielu rzeczach, o tych przeżytych przed chwilą, jak i tych odrobinkę wcześniej, gdy odstawiła młodego do izby, i dopiero co wybierała się do nieświadomych swego przeznaczenia kochanków.

~

"... Sylphia, na którą trafił na korytarzu miała na sobie wyjątkowo prowokującą suknię, w wielu miejscach odsłaniającą więcej niż wypadało, jedna z pończoch już odrobinę zsunęła się w dół, a oprócz tego parę tasiemek i zapięć było rozwiązanych, co tylko jeszcze bardziej odsłaniało jej ciało. Poza niedbale rozpiętym płaszczem narzuconym na owy strój, na głowie miała nowy, przekrzywiony kapelusik, jej oczy zaś mocno się szkliły, a krok miała niepewny...

Derrick uniósł lekko jedną brew.
- Ciekawie się prezentujesz - powiedział. - Bardzo ciekawie. Nic ci się nie stało? Pomóc ci w czymś?
Zabrzmiało to nawet serio. Całkiem jakby pytał poważnie.

Magini zatrzymała się, po czym podparła dłonią o ścianę korytarza, by zachować równowagę.
- Nic mi nie jest panie wielki zabijako - Odezwała się wyraźnie wstawiona celując do niego palcem - A jak tobie minął dzień, nadziałeś kogoś na swój wieeeelki miecz? - Uśmiechnęła się pod nosem, wypowiadając to dwuznaczne zdanie.

Roger rozłożył ręce z udawanym żalem.
- Tak jakoś nie zdarzyło się. Jeszcze. Co prawda pewna panna spadła mi z nieba prosto w ramiona, ale na oczach ludzi, to i na ramionach się skończyło. Ale noc jest długa... - Uśmiechnął się kpiąco. - Za to ty wyglądasz, jakbyś bój srogi stoczyła.

Spojrzał na rozwiązane tasiemki.
"Ciekawe, czy słowo 'rozwiązłość' od czegoś takiego pochodzi..."

- Co nie znaczy, że źle się prezentujesz - dodał. Kpiący wyraz nie znikał z jego oczu.

- Ciekawe czy każdej tak mówisz - Przymrużyła oczy, po czym jedną ręką ściągnęła poły płaszcza, lekko zasłaniając nim swój widok, co w praktyce i tak niewiele dało - To gdzie pędzisz, do owej panny by odebrać nagrodę za ratunek?.

- Tylko tym, które na to zasługują - powiedział, usiłując ukryć uśmiech na widok jej starań. - A do tej panny nie pędzę. Co widać.
- Mam się odwrócić, czy oczy zamknąć? - spytał.

- A czy to coś da? Co już widziałeś to twoje, nie znam tak potężnej magii, by wykraść ci wspomnienia czy obrazy z umysłu - Przestała się przejmować płaszczem, po czym podeszła nieco bliżej niego, nadal podpierając się dłonią o ścianę - Dziwny coś jesteś... a może ty eunuch?!

- Jak na razie, to żadna się nie uskarżała... - Spojrzenie Rogera prześlizgnęło się po lukach w garderobie Sylphii, od opadającej pończochy począwszy, i zatrzymało na twarzy. - A ty sądzisz, że tylko ktoś wybrakowany pod niektórymi względami nie skorzysta z potencjalnej okazji?

Sylphia prezentowała się całkiem interesująco. Zachęcająco wprost. I prowokująco.

- Ale, jak rozumiem, należysz do tych, co nie wierzą na słowo.
- Oczywiście że nie - Magini w końcu puściła się ściany i zrobiła kolejny krok w kierunku Rogera. Stojąc blisko niego, skrzyżowała ręce, przez co jej pewne kształty stały się jeszcze bardziej... kształtne. - Gadać każdy wiele może. A powiedz, zawsze jesteś taki cholernie tajemniczy, taki jakby przesadnie ostrożny, wstrzemięźliwy?. Nigdy nie działałeś pod wpływem chwili, nie zaszalałeś sobie?

Sylphii najwyraźniej nie wystarczyły doznania, których ślady były aż za dobrze widoczne. Szukała kolejnych wrażeń? A może robiła z niego głupka?

- W moim fachu potrzebna jest trzeźwa głowa, ostrożność i rozsądek. I niekorzystanie z nawet najciekawszej oferty bez zastanowienia. Takie - uśmiechnął się kpiąco - zboczenie zawodowe. W nieco innej sytuacji... - spojrzeniem pełnym aprobaty obrzucił kuszące krągłości.
- Jestem pełen podziwu, bella donna - dodał.

- Może już nie dojść do "innej sytuacji" - Zbliżyła się jeszcze bardziej, stając już tuż przed mężczyzną, z rękami opartymi na biodrach. Wpatrywała się prosto w jego oczy z dziwnym uśmieszkiem czającym się na ustach - Często wstrzemięźliwość oznacza tak naprawdę brak odwagi by w pełni korzystać z życia.

- Z uroków życia - sprecyzował tonem sugerującym, że jeden z takich uroków ma przed sobą.

Kobiecie się nie odmawia. Szczególnie takiej. Chociaż przeciwwskazań było dużo. Bardzo dużo. Ale nie zbyt dużo.
Rozejrzał się dokoła.
Cisza i spokój. Względna cisza. Odgłosy zabawy dobiegały z dworu.
Jeśli za moment ktoś przyjdzie ukraść armatę... Byłoby zabawnie. Z pewnego punktu widzenia.

- Pociągających uroków - dodał, tonem pełnym uznania. - Zasługujesz na to, by poświęcić ci więcej niż kilka chwil.

Zrobił pół kroku i zatrzymał się o milimetry od Sylphii.

- Nie taki wilk straszny co? - Szepnęła, również przesuwając się w jego stronę, po czym naparła swoim biustem na jego tors, równocześnie łapiąc dłońmi poły jego kurty w okolicach żeber. Oprócz bezpośredniej już bliskości ich ciał, twarze również znalazły się tuż obok, niemal stykając się już nosami. Magini lekko musnęła jego wargi swoimi ustami...

Odpowiedział równie lekkim pocałunkiem.

- Świetnie smakujesz - powiedział.

Przygarnął ją do siebie. Krągłe piersi Sylphii przylgnęły do jego torsu. Czuł ich ciepło mimo rozdzielających ich, niestety, warstw materiału. Usta spotkały się na dłużej.

Początkowe, delikatne muśnięcie, zamieniło się szybko w pocałunek, ten z kolei po chwili już w pełną namiętność, w trakcie której Sylphia nie szczędziła i języka. Przyciągnął ją do siebie, objął w pasie, z kolei jej ręce znalazły się na jego karku. Po chwili Magini przejęła inicjatywę, jeszcze bardziej napierając na mężczyznę, efektem czego w przypływie dzikiej namiętności przygniotła go sobą do ściany... ."


~

Jej rozmyślania przerwało dotarcie do drzwi własnej komnaty. Uśmiechnęła się raz jeszcze sama do siebie, po czym weszła do środka. I szybko te odczucia zostały starte z jej twarzyczki, niczym ogromna maczuga Giganta, rozsmarowująca w jednej chwili pechowego Goblina.

Widok który zastała dosłownie ją zaskoczył... rozrzucone po całym pokoju ubrania i oręż. Strój męski i żeński.
Dwie postacie okryte nieco kołdrą. Mężczyzna i kobieta uprawiający figielki na JEJ łóżku. I to były dość intensywne igraszki, dziewczyna wydawała z siebie przeciągle jęki na zmianę ze słowami .- Jeszcze, jeszcze...
Nie zauważyli wejścia magini, nadal zabawiając się dość energicznie.

- Hej! - Krzyknęła momentalnie wkurzona takim obrotem spraw w jej izbie i w jej łożu - Co to ma być?!

Kochankowie odwrócili się w jej stronę zdziwieni. Młodej blondynki Sylphia nie znała, ale jej wybranek... Przystojna twarz aasimara z lekko pijackimi rumieńcami i błyszczącym półprzytomnym spojrzeniem, wykrzywiła się w grymasie zaskoczenia. Castiel (bo to było on właśnie) wydukał.- Eeee...Syplhio, co ty tu robisz?.
- Co ja tu robię?
- Fuknęła Magini - Co ty tu wyprawiasz, to moja komnata do cholery!.
- Twoja komnata?
-Castiel próbował skupić swe myśli, dziewczyna dotąd siedząca, na nim cofnęła się zabierając spory kawałek kołdry, tak że oczom Sylphi ukazała się spory kawałek ciała jej towarzysza podróży. Obnażony niemal do pasa Castiel jednak tego nie zauważył. Spojrzał na czarodziejkę.- Rzeczywiście coś było nie tak, jak tu wszedłem.
Spojrzenie aasimara spoczęło na otulonej płaszczem magini i na tym co trzymała w ręku. -Czemu masz suknię w dłoni? Co ci się stało?

- Nie twój interes Castiel - Warknęła Sylphia - Ruszać się więc, skończyliście czy macie zamiar dokończyć?. A jak mi łoże zapaskudzicie to ognistką kulką po łbach dostaniecie!

Rzuciła trzymaną suknię gdzieś niedbale w kąt, kładąc dłoń na klamce drzwi, zupełnie jakby chciała wyjść.
-Dasz nam się chociaż ubrać?- rzekł mężczyzna, podciągając nieco kołdrę.

Magini w odpowiedzi zatrzasnęła za sobą drzwi wychodząc na korytarz... . Po kilkunastu minutach komnatę opuściła na wpółubrana dziewuszka lekko chichocząc. A zza drzwi odezwał się sam Castiel. -Możesz wejść.

Sylphia odprowadziła morderczym wzrokiem dziewczynę, po czym weszła do izby. Castiel był już na wpół ubrany, powolnym, chwiejnym krokiem minął czarodziejkę i wyszedł. Zamknęła za nim dokładnie drzwi na klucz, po czym w końcu odetchnęła i zrzuciła z siebie płaszcz. Naga ściągnęła kapelusik, buty i pończochy, po czym nieco się obmyła we wciąż stojącej w izbie balii z zimną już wodą. Zmęczona wśliznęła się do łoża, nakryła po głowę i chciała już tylko spać i spać.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD

Ostatnio edytowane przez Buka : 21-12-2009 o 16:58.
Buka jest offline