Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-12-2009, 20:00   #24
brody
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Sen przyszedł bardzo szybko. Dunin otulony w wełniany pled, zasnął jak dziecko. Na szafce przy łóżku tlił się jeszcze niedopalony papieros i niedopita filiżanka herbaty.

Stał samotny pośrodku ogromnej komnaty. Podłoga wyłożona zdobionymi kafelkami lśniła w promieniach księżycowego światła, wpadającego przez sięgające sufitu okna rozmieszczone wzdłuż całej lewej ściany. W kominku tlił się ogień i dawał poczucie ciepła i bezpieczeństwa.
Nagle dało się słyszeć jakieś odległe zawodzenie. Przywodziło to na myśl jakieś gregoriańskie śpiewy. Nie dało się rozróżnić słów, głos był za bardzo zniekształcony.
Dunin obrócił się i wtedy ją zobaczył. Stała przy jednym z okien i wpatrywała się w dal. Ubrana tylko w przeźroczystą halkę i nocne pantofle, kuliła się z zimna. Dżentelmeńskie maniery podpowiadały mu, by podejść i otulić Weroniką, coś jednak wisiało w powietrzu, coś co kazało zatrzymać mu się w pół kroku.
Weronika obróciła się i spojrzała na niego martwymi oczami. Jej gardło było w brutalny sposób poderżnięte i spływała z niego gęsta, brunatna wręcz krew.
- Pomóż mi Tomaszu - wyszeptała ledwo słyszalnym głosem.


Przebudzenie było jak kubeł zimnej wody. Niespodziewane i strasznie nie miłe. Dunin otworzył nagle oczy i widząc zdobioną sztukaterię sufitu od razu przypomniał sobie, gdzie się znajduje. Rezydencja niemieckiego urzędnika. Był w gościnie u wroga, ale sprawa tego wymagała i jak sam sobie wmawiał nie miał innego wyjścia. Domyślał się, że mimowolnie został aktorem w toczącym się od jakiegoś czasu konflikcie. Zakładał, że obie strony powiązane są z masonerią. Być może rywalizujące loże lub ryty. Jednak jego wiedza w tym temacie była zbyt skromna, by powiedzieć coś więcej.
Sen tylko w niewielkim stopniu przyniósł mu upragnione odprężenie i odpoczynek. Niespokojny sen i koszmar przebudzenia sprawiły, że nie czuł się najlepiej.
Dunin spojrzał na zegarek.
- Za dziesięć siódma - pomyślał - Gospodarz już pewnie wrócił i czeka na mnie.
Wstał i rozprostował kości. Zdecydował się na szybki prysznic, by się odświeżyć i nabrać sił. Zapowiadało się na to, że wieczór będzie równie ekscytujący co poranek.

- Witam panie Duhnin - nowy namiestnik Gdańska powitał schodzącego po schodach Dunina.
W głosie gospodarza Tomasz usłyszał charakterystyczne dla języka niemieckiego twarde "h".
Przez chwilę zastanawiał się czy nie ma w tym nuty ironii ze strony niemieckiego urzędnika.
- Dobry wieczór herr Forster. Widzę, że pan już gotowy do wyjazdu.
Niemiecki urzędnik był ubrany w czarny skórzany płaszcz, a pod pachą ściskał aktówkę.
- I tak i nie. Właśnie wróciłem, ale jeżeli pan chce to możemy już jechać do banku. Dyrektor czeka na nas i w każdej chwili jest gotowy nas obsłużyć.
- Myślę, że nie ma co zwlekać. Im szybciej się sprawa wyjaśni, tym lepiej.
- I to mi się podoba. Prawdziwie niemieckie zdecydowanie i konsekwencja.
Obaj mężczyźnie udali się do samochodu. Usiedli z tyłu luksusowej limuzyny Forstera. Kierowca najwyraźniej był już poinstruowany dokąd ma jechać, bo ruszył zdecydowanie nie czekając na jakiekolwiek polecenia.
- Może to nie odpowiednia pora panie Dunin i może mi pan zarzucić, że to nie moja sprawa ale mam do pana pytanie natury dość osobistej.
- Słucham - odparł Dunin starając się, by jego głos był jak najbardziej swobodny.
- Rozumiem, że z przesyłką jedzie pan prosto do Berlina?
- No cóż...
- Rozumiem... Jeżeli nie chce może pan nie mówić. Ja tylko jednak chciałem zapytać, czy to prawda że tą przesyłką interesuje się sam Fuhrer? Słyszałem, że ten jego jasnowidz Hanussen, tak on się nazywa prawda? Przepowiedział mu, że starożytny talizman ze słowiańskiego kraju przyniesie mu nieśmiertelność.
Dunin milczał przez chwilę, zastanawiając się jak wybrnąć z tej kłopotliwej sytuacji. Rozwiązanie jednak przyszło samo.
- Milczy pan - ucieszył się gospodarz - czyli mam rację, jedzie pan do samego Fuhrera. Doskonale. To znaczy zazdroszczę panu.
- Rozumiem
- I miałbym do pana prośbę, jeśli można...?
- Słucham.
- Widzi pan chciałbym, aby... Jeśli pan oczywiście może, zrozumiem jeżeli pan odmówi. Przekazał Fuhrerowi list ode mnie. To taki krótkie podziękowanie za zaufanie jakim mnie obdarzył wyznaczając na to stanowisko. Musi pan wiedzieć, że od lat służę lojalnie Rzeszy i Fuhrerowi, mimo że moi rodzice urodzili się tutaj na Pomorzu, to moi dziadkowie pochodzą z Rzeszy. Mam nadzieję, że mi pan nie odmówi. Dla pana to drobiazg, a dla mnie wręcz życiowa sprawa.
- Myślę, że da się to załatwić - odparł Dunin.
- Bardzo panu dziękuję, panie Dunin. Jestem niezmiernie zobowiązany. Naprawdę dziękują, nawet pan nie wie jaką radość mi pan tym sprawi.
- Proszę bardzo.

Samochód zatrzymał się tuż przy wejściu do banku. Na schodach stało dwóch bankowych urzędników, którzy w napięciu oczekiwało wizyty niecodziennego gościa. Gdy Dunin i Forster wspinali się po schodach, urzędnicy otworzyli drzwi i gdy obaj mężczyźnie mijali ich ukłonili się nisko.
W holu na gości czekał już dyrektor hotelu. Najwyraźniej Forster nie poinformował go o co chodzi, gdyż Dunin widział że mężczyzna przeżywa straszny stres związany z wizytą namiestnika. Był strasznie spocony i co chwila ocierał chusteczką łyse czoło. On także ukłonił się nisko przed gośćmi i z niecierpliwością czekał na pierwsze słowa nowego namiestnika.
- Panie Janik proszę nas prowadzić do skarbca. Mój szanowny kolega, chciałby odebrać pewną rzecz zdeponowaną w bankowych skrytkach.
- Rozumiem - rzekł wylękniony dyrektor - Proszę za mną.
Ruszyli za dyrektorem, który krętymi schodami sprowadził ich do podziemnej części banku, gdzie mieścił się skarbiec. Po zejściu na dół znaleźli się w długim korytarzu. Po obu jego stronach znajdowało się troje pancernych drzwi.
- Czy może pan podać hasło? Rozumie pan, że bez tego nie mogę udostępnić skrytki?
Urzędnik spojrzał wylęknionym wzrokiem na Forstera. Dunin spojrzał tylko na Niemca, który z pokerową twarzą i rękami skrzyżowanymi na plecach obserwował bacznie dyrektora.
- Tak znam - odparł Dunin i zbliżywszy się do urzędnika szepnął mu na ucho - Ginewra.
Słowa Dunina uspokoiły skołatane nerwy bankowca. Zdecydowanym już ruchem przystąpił do otwarcia drzwi oznaczonych numerem 1. Ciężkie metalowe drzwi zarysowały podłogę z głuchym chrobotem.
- Zapraszam - urzędnik gestem ręki poprosił gości o wejście.
Na ścianach pomieszczenia znajdowały się rzędy skrytek, umieszczonych od samej podłogi po sufit. Dyrektor wyjął jedną z nich i wręczył Duninowi, wskazując jednocześnie stolik za parawanem. Tomasz wziął metalową skrzynkę i udał się we wskazane miejsce. Na szczęście Forster nie zamierzał towarzyszyć mu przy otwarciu.
Po zasłonięciu kotary usiadł i zaczął przypominać sobie kod. Pamięć go nie zawiodła i szybkim ruchem obracał koła zamka tak, by ustawić właściwy szyfr: 124755.
Dunin z drżeniem ręki włożył kluczyk i przekręcił go. Zamek cichym zgrzytem oznajmił, że skrytka stoi otworem.
W środku znajdowały się trzy rzeczy: nie duża szkatułka z laki, srebrny kluczyk i koperta.
Dunin zaczął od otwarcia koperty.
Od razu rozpoznał pismo Weroniki. Delikatne i finezyjne litery stały w wyraźnej sprzeczności z jej charakterem i nawykami.

"Witajcie przyjaciele
Cieszę się że znowu mogę do was powiedzieć kilka słów i to jakby nie było po mojej śmierci. Skoro czytacie te słowa znaczy to, że spełniliście część mojej prośby. Już wam za to serdecznie dziękuję. To jednak tak naprawdę początek waszej podróży i mam nadzieję, że nadal będziecie mieli chęć spełnić moją prśobę.
Sprawa nie wygląda do końca tak jak wam to zostało przedstawione w Warszawie. Oczywiście nadal finalnie, prosiłabym abyście przekazali jedną rzecz mojemu ojcu w Paryżu. Jednak ta rzecz nie znajduje się w tej skrytce. Wiele osób bardzo pragnie ją zdobyć dlatego jestem zmuszona podjąć wyjątkowe środki ostrożności. To co widzicie przed sobą, mam na myśli to pudełeczko z laki, to zagadka i wabik dla ewentualnych napastników. Piszę napastników, gdyż jak przypuszczam wcześniej czy później ktoś zdecyduje się was zaatakować, by odebrać wam to co znaleźliście w tej skrytce. Dlatego też niech jeden z was zabierze pudełeczko i jedzie z nim prosto do Paryża, tak by ewentualni napastnicy pojechali za nim. Pudełko jest puste, ale otwarcie go zajmie nie jednej mądrej głowie sporo czasu. Dlatego też możecie je oddać im bez żalu. Niech się dranie głowią, co też Weronika wymyśliła. Zadanie drugiego jest o wiele bardziej, wbrew pozorom niebezpieczne. Musi o zabrać ze skrytki srebrny kluczyk i jechać z nim do majątku mojej babci na Wołyniu. Dokładnie do Rówieńska. To około 25 km na północ od Kostopola. Tam w moim starym pokoju, babcia na pewno was ugości jak starych przyjaciół, w kominie ukryta jest metalowa kasetka. To dopiero w niej znajduje się właściwy przedmiot który trzeba dostarczyć mojemu ojcu. Jest to mapa on będzie wiedział co z nią zrobić.
Uważajcie na siebie moi drodzy.
Wasz na zawsze Weronika.

P.S. Zapomniałabym... jeżeli nie chcecie ryzykować to zostawcie wszystko w skrytce, a dyrektora banku poinformujcie o mojej śmierci. On będzie już wiedział co zrobić. Mam jednak nadzieję, że nie opuścicie mnie w potrzebie."

Dunin skończył czytać list i zaczął intensywnie myśleć, co dalej zrobić.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline