Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-12-2009, 22:35   #13
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Uprzejmość procentowała...Gdy się ogląda życie z rynsztoka, człowiek uczy się że uprzejme słówka nic nie kosztują, a mogą dać spory zysk. W duchu Kuro chichotał ze sztywnej jak kij, postawy Mirumoto. Nieważny był jednak charakter owego ronina, byleby potrafił się czegoś dowiedzieć, czegoś bardziej wartościowego niż martwe litery. Kuro mało obchodziło jak nazywał się każdy wieśniak w tej mieścinie. Takie informacje były mało ważne, ba... były nieistotne. Niemniej oprócz martwych zwojów są jeszcze żywi mnisi. A ci bywają gadatliwi.

Po sytym posiłku Kuro ruszył rozejrzeć się po Ikuno z towarzyszącym mu milczkiem Tou. Niezwykle energiczny ronin jakim był Kuro, okazał się też być nad wyraz gadatliwym roninem. Rozmawiał z kupcami, pytał o ceny... dyskutował o sake, o rodzajach ryżu, o frykasach znad morza, o miejscowych pięknościach. Ogólnie zachowywał się jakby przybył tu się zabawić i pozwiedzać, a nie w poszukiwaniu miecza.
A Tou łaził z nim jak ochroniarz z tym nieobecnym wyrazem twarzy. Był to komiczny widok, bowiem yojimbo wyglądał znacznie lepiej od swego „pana”. Normalną sytuacją byłoby, gdyby to Kuro chronił młodszego i bardziej bogatego Koheia. Żeby uniknąć podejrzeń Kuro wtrącał iż Tou jest synem bogatego kupca, którzy wydawszy pieniądze ojca na daisho jakiegoś zadłużonego ronina, przyczepił się do niego prosząc o naukę szermierki.
Niemniej w te zwykłe pogaduszki, a czasem flirty ...Kuro dyskretnie wplatał pytania.
I wkrótce zaczął zbierać owoce swych „łowów”. Pan Kane był tu mało znany, niemniej...zdołał się tu zadomowić. Jak twierdził o imieniem Ishida powiedział, samuraj Kane został zabity nocą i zginął od miecza. Pytanie tylko, czemu zginął sam. Powinien mieć przynajmniej jednego yojimbo przy sobie. I na te pytanie Ishida wypaplał odpowiedź. Co więc mąż Ameiko robił w mieście? Pomagał Amay w prowadzeniu sklepu jej brata!
Ha! Kuro uśmiechnął się. Sytuacja się wyjaśniła nieco. Małżonka pana Kane wyglądała wszak pięknie, lecz zapewne sprawdzała się bardziej jako obiekt uwielbienia niż miłości. To wyjaśniało, czemu im zlecono to zadanie. Świadomość, że jej chłodna uroda przegrała z urodą i ciepłem byle chłopki, musiała być dla Ameiko upokarzająca. Niestety, nie był to koniec złych wieści. Amay i jej brat zaginęli tydzień po śmierci pana Kane.
Zdobycie informacji o prawdopodobnej oblubienicy pana Kane, nie było trudne. Wielu ją znało. Amay była córką bogatego kupca. Na nieszczęście po śmierci ojca interes przejął jej brat, nieudacznik i pijak. Była powszechnie lubiana jako osoba miła, cicha i znosząca los bez skarżenia się. To tylko utwierdzało Kuro w podejrzeniach dotyczących romansu pana Kane. Kto więc nasłał na niego mordercę? Na razie Kuro podejrzewał ich pracodawczynię. Widać jej pierwszy wysłannik nie zdobył mieczy. Więc... musiał ich nie znaleźć. Dla ronina nasunął się tylko jeden wniosek. Miecze znajdowały się w domu lub sklepie Amay. I zostały ukryte przez samego pana Kane. A biedne rodzeństwo jest torturowane, lub zmarło na torturach nie mogąc odpowiedzieć na zadane pytania. Przez grzbiet Kuro przeszedłby ciarki.
Ameiko zdawał mu się teraz wcieleniem Yuki onna...zimna, bezlitosna i niebezpieczna.
Ale nie tylko takie informacje zdołał w swym śledztwie uzyskać Kuro. Dom Białej Wiśni to tutejszy burdel, raczej dla bogatszych. Miał być kontrolowany przez yakuzę, która w mieście jest podzielona dwie organizacje na północną i południową. Cóż...Ikken powinien sobie poradzić sam, a i yakuza raczej nie powinna narzekać na pojawienie się nowego hojnego klienta. W końcu co miejscowych bandytów obchodzi jakieś daisho i osoby o nie pytające.
Ostatnia informacja jaką uzyskał nie dotyczyła co prawda sprawy mieczy, ale była równie ważna. Prędzej czy później ktoś zacznie być wścibski wypytywać: po co tu są?
Kuro miałby już wtedy odpowiedź...dla nagród za głowy tutejszych rzezimieszków.
I dowiedział się iż w okolicy działa banda niejakiego Akio Jednookiego. Ma 9 ludzi, którzy napadają na kupców nocą. Akio pojawił się pół roku wcześniej i choć ostatnio wzmocniono patrole to nie udało się go złapać. Ponoć działa za zgodą szefa yakuzy południowej części miasta, ale to nic pewnego.
Takie informacje mogą się przydać do różnych celów, poza tym...czemu nie dorobić trochę pieniędzy na boku?

Niewątpliwie wędrówka po Ikuno przyniosła wiele wartościowych informacji. Oby pozostałym dwóm roninom również się poszczęściło.Zwiedzanie okolicy dało Kuro pewne pojęcie o możliwych drogach ucieczki.
Nie było źle, ale lepiej nie zostawać zbyt długo w Ikuno po odzyskaniu mieczy. Drapiąc się po zarośniętym nieco policzku ronin rozważał zakup koni (niestety trudno dostępnych, a co za tym idzie drogich zwierząt), gdy schodzili wracali z rekonesansu.
Ot, czterech drabów z katanami, których nie potrafili nawet porządnie trzymać katany w ręku. Kuro ostentacyjnie wyciągnął zza obi no dachi, ale nadal schowane w saya. Tego sie chyba nie spodziewali, bo ich przywódca zapomniał języka w gębie ze zdziwienia.
- No atakujcie, długo mam czekać?- rzekł ronin śmiejąc się, po czym ruszył do ataku z nadal schowanym w saya orężem w lewej ręce. Zaskoczony tą sytuacją pierwszy przeciwnik machnął niedbale mieczem, czego ronin się spodziewał. Zatrzymał się unikając ciosu i wyprowadził silny cios w splot słoneczny rękojeścią no dachi. Przeciwnik jęknął kuląc się z bólu, nawet nie próbował uniknąć ciosu ostrza schowanego w saya w kolana, który powalił go na ziemię.
- Jeden żywy wystarczy...drugi żywy nie jest mi potrzebny. – Kuro uśmiechając się złowieszczo i wysuwając no dachi z saya. Potężne półtorametrowe ostrze zalśniło w blasku zapadającego zmierzchu.

Z niemal zwierzęcym rykiem ronin pognał na drugiego przeciwnika. Tamten widząc swą śmierć nadchodzącą wraz z Kuro, desperacko uderzył, za wolno. Szeroki poziomy zamach no dachi Kuro dosiegnął ciała wroga. Impet wystarczył, by ostrze błyskawicznie przecięło brzuch na wysokości pępka docierając niemal do kręgosłupa. Cios bandyty zamarł w połowie, ale i tak by nie dosięgnął ronina, który tuż przed atakiem błyskawicznie przesunął się z przed bandyty, na prawą stronę przeciwnika.
Kuro wyciągnął miecz szybkim ruchem, rozejrzał się po polu bitwy i pogardliwym ruchem strząsnął krew ostrza. Sięgnął po saya które upuścił w ferworze walki i wsunął no dachi do niego, a potem za obi.
Powoli podszedł do ostatniego żywego bandyty, kulącego sie z bólu i strachu. Kopnięciem wytracił mu katanę z dłoni. Po czym powoli artykułując każdą głoskę spytał.- Chcesz żyć?
- Tak, błagam o litość.
- opowiedział. Ronin uśmiechnął się...takiej odpowiedzi oczekiwał.
Wysunął no dachi i wbił je w ziemię tuż przed łotrzykiem, żeby podkreślić wagę swych słów.
- To czy przeżyjesz zależeć będzie od twych odpowiedzi. Podaj imiona, twoje i twych towarzyszy.- rzekł opierając dłońmi o wbity w ziemię ogromny miecz.
- Eiji, a moi towarzysze to Gohachiro, Goro - wskazał na mężczyzn zabitych przez Tou. - i Haro.
Te imiona nic roninowi nie mówiły. Pewnie ich głowy, nie były nic warte... Nikt nie płaci za głupców, chyba że dobrze urodzonych.
- No to teraz podaj powód dla którego, taka banda tępaków odważyła się nas zaatakować. –dodał ronin.
- Napadamy na bogatych kupców i samurajów... My... my uznaliśmy, że poddacie się gdy tylko was zaatakujemy! - Zrobił duże oczy po czym zalewając się łzami powiedział - to był pomysł Goro! Goro nas do tego namówił. Powiedział, że tak wystrojony młody samuraj na pewno nie potrafi walczyć, a ty nie dasz nam rady...
Ronin pokręcił z rezygnacją głową i spojrzał z kpiącym uśmieszkiem na swego towarzysza. Ten łotrzyk miał rację. Wystrojony yojimbo po prostu prosił się o napad. Równie dobrze mógł łazić po mieście z napisem „Obrabuj mnie” wyszytym na kimonie.
No cóż... Kuro nie miał nic przeciwko małej rozgrzewce kosztem tutejszych bandytów. Spojrzał na drżącego chłopaczka uśmiechnął się i rzekł.- No to dostałeś nauczkę. A teraz pójdziesz do miasteczka i rozpowiesz wśród miejscowych rzezimieszków, że zapłacę za przydatne informacje o daisho z kataną ozdobionej malunkiem Smoka burzy. I jeszcze więcej za przyniesienie mi takiego. I powiedz im jak kończą ci, którzy stają mi na drodze.
Po czym palcem wskazał na trupy jego towarzyszy. Bandyta zaś z werwą zerwał się na nogi.
- Tak panie, dzięki panie... - powiedział kłaniając się przy tym nisko obu wojownikom, po czym rzucił się do przodu i pobiegł w stronę miasteczka.
A Kuro powoli chował no dachi do saya mówiąc.- Nie wiem jak to jest z tobą Tou-san, ale mnie potyczki zaostrzają apetyt. Coś bym zjadł. Chyba czas nam wrócić do gospody.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 20-12-2009 o 10:54.
abishai jest offline