Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-12-2009, 07:53   #11
 
Mizuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Mizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znany
Spokojnie przemierzał drogę i karmił oczy widokami. Zawsze lubił podziwiać takie zakątki , które kryły wśród zieleni stare świątynie. Minął pierwszą bramę torii, a po niej drugą.
Jego uwagę natychmiast zwróciła duże drzewo obwiązane shimenawa. Często spotykał shimenawa, w czasach kiedy podróżował jeszcze jako mnich. Szczególnie w takich jak ta, niewielkich osadach raczej rzadko uczestniczących w ważnych wydarzeniach Krainy Bogów. Czasem widywał je również w małych kapliczkach przydrożnych. Co ciekawe - widywał nawet posążki buddy owijane ową liną. Jako młodego buddystę, jeszcze wtedy raziło go to. Dzięki doświadczeniu i rozmową ze starszymi mnichami, zrozumiał jednak że ani butsudo ani shinto nie wykluczają się wzajemnie. Tak więc przywykł do faktu , iż wśród wielkich kami ich świata - świata duchów i ludzi , jest dalej miejsce na niesienie nauk Buddy.
Owijanie liną drzewa mogło mieć dwa zasadnicze cele. Drzewo miało być ścięte, a na jego miejscu postawione domostwo, bądź , co było bardziej prawdopodobne w tym przypadku, jego wnętrze zamieszkiwało kami Kodama.

Przez tak głębokie zamyślenie, nawet nie zauważył kiedy stał już w pobliżu schodków prowadzących do wejścia. Wzrokiem poszukał kadzi z wodą, w której szybko przemył twarz, ręce, przepłukał usta. Nie chciał zachować się nieodpowiednio , a tym bardziej urazić kami.
Opiekun świątynie nieco zaskoczył go tak nagłym ujawnieniem się, na całe szczęście powstrzymał odruch i nie chwycił za katanę. Zamiast tego, szybko ukłonił się w sposób, zbyt oficjalny. Tak jakby to on reprezentował osobę niższego stanu. Zapewne gdyby w pobliżu znajdował się inny samuraj, nigdy by nie okazał takiego szacunku. Teraz jednak nie zamierzał wkraczać w te progi jako samuraj.
- Niech światło buddy zawsze przepełnia te słowa , a kami będą dla ciebie łaskawe, Okannushi*-sama. - powiedział, nim jeszcze wyprostował się z ukłonu. - Czy znajdziesz chwilę na rozmowę z nieznajomym przyjezdnym , który szuka rady ?



*kannushi - kapłan shinto.
 
__________________
"...niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys"
Mizuki jest offline  
Stary 18-12-2009, 13:39   #12
 
Token's Avatar
 
Reputacja: 1 Token ma z czego być dumnyToken ma z czego być dumnyToken ma z czego być dumnyToken ma z czego być dumnyToken ma z czego być dumnyToken ma z czego być dumnyToken ma z czego być dumnyToken ma z czego być dumnyToken ma z czego być dumnyToken ma z czego być dumnyToken ma z czego być dumny
Pełny żołądek zdecydowanie poprawiał nastrój Koheia. Kiedy jednak opuścił karczmę i wpadł w chłód, który zapanował na zewnątrz. Naprawdę żałował, że nie zabrał ze sobą swego haori. Nie zwykł narzekać, toteż odepchnął tą myśl tak daleko jak tylko potrafił. Czekając na towarzyszy rozglądał się po okolicy. Nadal panował dzień i choć mógł stwierdzić to tylko na podstawie atakującej go zewsząd bieli i szarości, których nie zastąpiła jeszcze czerń. Nie potrzebował większej ilości dowodów. Dawno przywykł.

Mimo wszystko dzień chylił się ku końcowi, toteż nieszczególnie liczył na jakikolwiek pozytywny skutek ich małej wycieczki po mieście. Nie spodziewał się niczego prócz tego co faktycznie ujrzał. Chaty, kilka mniej lub bardziej wyróżniających się budynków i nic ponad to. Nie miał pojęcia co też zmarły małżonek jego Pani mógł robić w tych stronach. Nie potrafił znaleźć innego wyjaśnienia. Jak to, że zwyczajnie zawitał tu w drodze. Napadli go przypadkowi bandyci? Jakaż smutna byłaby to śmierć. Kto wie, być może gdyby nie spotkanie z Ameiko-sama, on sam krążyłby po świecie bez celu. Prawdopodobnie mordując mężów, czy synów istot tak łagodnych i bezbronnych jak kobiety, które dano mu w swym życiu spotkać. Był dzieckiem Fortun i choć przyszło mu za to zapłacić wysoką cenę. Nawet gdyby było to w jego mocy, nigdy nie odrzuciłby tego co przyniósł mu los. Kto jednak może wiedzieć, jak długo będzie sprzyjać mu szczęście? Kohei nie potrzebował takiej wiedzy. To właśnie jej brak sprawił, że stał się silny, że z każdym dniem był silniejszy.

Dla każdego kto przyjrzałby mu się teraz uważnie. Jawiłby się jako zwykłe ciało, cielesne więzienie, z którego wyrwał się duch. Twarz bez wyrazu i oczy spowite jakby mgłą. Wpatrzone beznamiętnie w przestrzeń znajdującą się przed nim. Szedł powoli dotrzymując kroku Kuro, choć całkowicie ignorując jego osobę. W gruncie rzeczy i tak nie mógłby odpowiedzieć na zadane pytanie. Tylko miecz i pędzel mówiły w jego imieniu, żadne nie znalazłoby jednak w tej chwili zastosowania.

Wrócił do siebie tylko po to by pożegnać znikające słońce. Był nieco zdziwiony, że znajdowali się tak daleko od wioski. Mimo wszystko nie dało się tego wyczytać z jego spokojnej twarzy. Jedyną zmianą był delikatny uśmiech. Kohei lubił noc. Lubił świadomość, że te wszystkie barwy, które umykają mu za dnia, ciemność przed nim ukryje. Już tak niewiele dzieliło go od tych chwil. Tym gorzej przyjął wieść, że ktoś postanowił zmącić radość, która go ogarniała.

Walki nie dało się uniknąć i kiedy to zrozumiał. Poczuł, że traci tu czas. Oto stali przed nim czterej bandyci, nic nie znaczący tchórze. Czyż to nie im podobni prawdopodobnie sprowadzili rozpacz na jego Panią? Żałował swej przysięgi. „Śmierć to tylko kolejne ogniwo w łańcuchu nienawiści. Pozwól mu się spętać, a nie znajdziesz w świecie miejsca, w którego nie żądano by twej krwi”. Ojciec byłby z niej dumny, zawsze tak myślał wspominając jego słowa. Lecz czy to nie najprostsze i najokrutniejsze zarazem rozwiązanie było w tej chwili najlepsze? Gdyby mógł, przeklął by niebiosa. Miast tego przyjdzie mu ofiarować tym psom bez honoru, klucz do nowego życia.

Kohei nie pobierał nauk w cieszących się wielką sławą szkołach szermierki. Lata swej młodości spędził u boku osoby, która wpoiła mu coś więcej niż tylko sztukę pojedynku. Dlatego też Ukita nie czekał, tak jak zwykł robić to stając naprzeciwko jednego szermierza w dojo. Nie skupił się na żadnym z bandytów. Uczynił umysł płynnym, zdolnym widzieć w spektrum szerszym, niż obejmującym tylko jedną postać. Jego uwaga objęła całą czwórkę. Bo choć nie miał zamiaru atakować wszystkich, każdy był dla niego potencjalnym zagrożeniem.

Minęła chwila nim znalazł się przy najbliższym przeciwniku. Widział zaskoczenie na jego twarzy. Był szybki jak błyskawica, to właśnie szybkość w oczach wielu stanowiła o jego wielkości. Wszystko to tylko pozory. Ciął po skosie, dosięgając prawego uda nieszczęśnika. Rana była na tyle płytka, że prawdopodobnie nie zakończyłaby nawet walki. Zaskoczony przeciwnik nie dostrzegł jednak wachlarza bojowego, który w pewnej chwili znalazł się w drugiej dłoni samuraja. Nadal złożony tessen był potworną bronią. Żelazna krawędź trafiła w głowę nieszczęśnika. Niewielu byłoby w stanie szybko poradzić sobie z takim ciosem. Uderzenie tego pokroju mogłoby nawet zabić. Choć musiałoby zostać wyprowadzone przez kogoś kto przewyższał siłą Koheia. Mimo takich braków, Ukita nadal potrafił zrobić odpowiedni użytek ze swego wachlarza.

Właśnie tym różni się bitwa od pojedynku. Pokonanie jednego przeciwnika nie oznacza końca. Wiedział o tym aż za dobrze. Nie zamarł w miejscu po celnym ciosie. tessen zniknął tak szybko jak się pojawił. Sam Kohei przybrał pozycję Hanmi. Przeniósł ciężar ciała na lewą nogę i spokojnie obserwował zdziwienie malujące się na twarz człowieka. Doprawdy dziwnym widokiem musiał być szermierz, który po tak agresywnym ataku przechodzi do obrony. Raz jeszcze były to jednak pozory. Pionowe cięcie było najgorszym wyborem na jaki mógł zdecydować się w tym wypadku napastnik. Szkoda że nie zdawał sobie z tego sprawy. Ukita cofnął się błyskawicznie, pozwalając się minąć. Ledwie kilka sekund później ostrze jego katany pomknęło ku niebiosom. Choć miecz trzymał tylko jedną ręką, drugą prowadząc tuż by tsubie. Cięcie było tak niezwykle precyzyjne i szybkie, że odcięło dłoń nawet nie zwalniając.

Na placu boju pozostało jeszcze tylko dwóch przeciwników. Gdyby zabił tych, którzy padli od jego miecza, nie musiałby się nimi przejmować. Postąpił inaczej, toteż nie tracił koncentracji i swą uwagę dzielił między czwórką bandytów. Wiedział przy tym, że dla niego walka dobiegła już końca. Ufał, że nim jego serce uderzy jeszcze kilkukrotnie. Kuro zajmie się resztą.
 

Ostatnio edytowane przez Token : 18-12-2009 o 16:24.
Token jest offline  
Stary 18-12-2009, 22:35   #13
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Uprzejmość procentowała...Gdy się ogląda życie z rynsztoka, człowiek uczy się że uprzejme słówka nic nie kosztują, a mogą dać spory zysk. W duchu Kuro chichotał ze sztywnej jak kij, postawy Mirumoto. Nieważny był jednak charakter owego ronina, byleby potrafił się czegoś dowiedzieć, czegoś bardziej wartościowego niż martwe litery. Kuro mało obchodziło jak nazywał się każdy wieśniak w tej mieścinie. Takie informacje były mało ważne, ba... były nieistotne. Niemniej oprócz martwych zwojów są jeszcze żywi mnisi. A ci bywają gadatliwi.

Po sytym posiłku Kuro ruszył rozejrzeć się po Ikuno z towarzyszącym mu milczkiem Tou. Niezwykle energiczny ronin jakim był Kuro, okazał się też być nad wyraz gadatliwym roninem. Rozmawiał z kupcami, pytał o ceny... dyskutował o sake, o rodzajach ryżu, o frykasach znad morza, o miejscowych pięknościach. Ogólnie zachowywał się jakby przybył tu się zabawić i pozwiedzać, a nie w poszukiwaniu miecza.
A Tou łaził z nim jak ochroniarz z tym nieobecnym wyrazem twarzy. Był to komiczny widok, bowiem yojimbo wyglądał znacznie lepiej od swego „pana”. Normalną sytuacją byłoby, gdyby to Kuro chronił młodszego i bardziej bogatego Koheia. Żeby uniknąć podejrzeń Kuro wtrącał iż Tou jest synem bogatego kupca, którzy wydawszy pieniądze ojca na daisho jakiegoś zadłużonego ronina, przyczepił się do niego prosząc o naukę szermierki.
Niemniej w te zwykłe pogaduszki, a czasem flirty ...Kuro dyskretnie wplatał pytania.
I wkrótce zaczął zbierać owoce swych „łowów”. Pan Kane był tu mało znany, niemniej...zdołał się tu zadomowić. Jak twierdził o imieniem Ishida powiedział, samuraj Kane został zabity nocą i zginął od miecza. Pytanie tylko, czemu zginął sam. Powinien mieć przynajmniej jednego yojimbo przy sobie. I na te pytanie Ishida wypaplał odpowiedź. Co więc mąż Ameiko robił w mieście? Pomagał Amay w prowadzeniu sklepu jej brata!
Ha! Kuro uśmiechnął się. Sytuacja się wyjaśniła nieco. Małżonka pana Kane wyglądała wszak pięknie, lecz zapewne sprawdzała się bardziej jako obiekt uwielbienia niż miłości. To wyjaśniało, czemu im zlecono to zadanie. Świadomość, że jej chłodna uroda przegrała z urodą i ciepłem byle chłopki, musiała być dla Ameiko upokarzająca. Niestety, nie był to koniec złych wieści. Amay i jej brat zaginęli tydzień po śmierci pana Kane.
Zdobycie informacji o prawdopodobnej oblubienicy pana Kane, nie było trudne. Wielu ją znało. Amay była córką bogatego kupca. Na nieszczęście po śmierci ojca interes przejął jej brat, nieudacznik i pijak. Była powszechnie lubiana jako osoba miła, cicha i znosząca los bez skarżenia się. To tylko utwierdzało Kuro w podejrzeniach dotyczących romansu pana Kane. Kto więc nasłał na niego mordercę? Na razie Kuro podejrzewał ich pracodawczynię. Widać jej pierwszy wysłannik nie zdobył mieczy. Więc... musiał ich nie znaleźć. Dla ronina nasunął się tylko jeden wniosek. Miecze znajdowały się w domu lub sklepie Amay. I zostały ukryte przez samego pana Kane. A biedne rodzeństwo jest torturowane, lub zmarło na torturach nie mogąc odpowiedzieć na zadane pytania. Przez grzbiet Kuro przeszedłby ciarki.
Ameiko zdawał mu się teraz wcieleniem Yuki onna...zimna, bezlitosna i niebezpieczna.
Ale nie tylko takie informacje zdołał w swym śledztwie uzyskać Kuro. Dom Białej Wiśni to tutejszy burdel, raczej dla bogatszych. Miał być kontrolowany przez yakuzę, która w mieście jest podzielona dwie organizacje na północną i południową. Cóż...Ikken powinien sobie poradzić sam, a i yakuza raczej nie powinna narzekać na pojawienie się nowego hojnego klienta. W końcu co miejscowych bandytów obchodzi jakieś daisho i osoby o nie pytające.
Ostatnia informacja jaką uzyskał nie dotyczyła co prawda sprawy mieczy, ale była równie ważna. Prędzej czy później ktoś zacznie być wścibski wypytywać: po co tu są?
Kuro miałby już wtedy odpowiedź...dla nagród za głowy tutejszych rzezimieszków.
I dowiedział się iż w okolicy działa banda niejakiego Akio Jednookiego. Ma 9 ludzi, którzy napadają na kupców nocą. Akio pojawił się pół roku wcześniej i choć ostatnio wzmocniono patrole to nie udało się go złapać. Ponoć działa za zgodą szefa yakuzy południowej części miasta, ale to nic pewnego.
Takie informacje mogą się przydać do różnych celów, poza tym...czemu nie dorobić trochę pieniędzy na boku?

Niewątpliwie wędrówka po Ikuno przyniosła wiele wartościowych informacji. Oby pozostałym dwóm roninom również się poszczęściło.Zwiedzanie okolicy dało Kuro pewne pojęcie o możliwych drogach ucieczki.
Nie było źle, ale lepiej nie zostawać zbyt długo w Ikuno po odzyskaniu mieczy. Drapiąc się po zarośniętym nieco policzku ronin rozważał zakup koni (niestety trudno dostępnych, a co za tym idzie drogich zwierząt), gdy schodzili wracali z rekonesansu.
Ot, czterech drabów z katanami, których nie potrafili nawet porządnie trzymać katany w ręku. Kuro ostentacyjnie wyciągnął zza obi no dachi, ale nadal schowane w saya. Tego sie chyba nie spodziewali, bo ich przywódca zapomniał języka w gębie ze zdziwienia.
- No atakujcie, długo mam czekać?- rzekł ronin śmiejąc się, po czym ruszył do ataku z nadal schowanym w saya orężem w lewej ręce. Zaskoczony tą sytuacją pierwszy przeciwnik machnął niedbale mieczem, czego ronin się spodziewał. Zatrzymał się unikając ciosu i wyprowadził silny cios w splot słoneczny rękojeścią no dachi. Przeciwnik jęknął kuląc się z bólu, nawet nie próbował uniknąć ciosu ostrza schowanego w saya w kolana, który powalił go na ziemię.
- Jeden żywy wystarczy...drugi żywy nie jest mi potrzebny. – Kuro uśmiechając się złowieszczo i wysuwając no dachi z saya. Potężne półtorametrowe ostrze zalśniło w blasku zapadającego zmierzchu.

Z niemal zwierzęcym rykiem ronin pognał na drugiego przeciwnika. Tamten widząc swą śmierć nadchodzącą wraz z Kuro, desperacko uderzył, za wolno. Szeroki poziomy zamach no dachi Kuro dosiegnął ciała wroga. Impet wystarczył, by ostrze błyskawicznie przecięło brzuch na wysokości pępka docierając niemal do kręgosłupa. Cios bandyty zamarł w połowie, ale i tak by nie dosięgnął ronina, który tuż przed atakiem błyskawicznie przesunął się z przed bandyty, na prawą stronę przeciwnika.
Kuro wyciągnął miecz szybkim ruchem, rozejrzał się po polu bitwy i pogardliwym ruchem strząsnął krew ostrza. Sięgnął po saya które upuścił w ferworze walki i wsunął no dachi do niego, a potem za obi.
Powoli podszedł do ostatniego żywego bandyty, kulącego sie z bólu i strachu. Kopnięciem wytracił mu katanę z dłoni. Po czym powoli artykułując każdą głoskę spytał.- Chcesz żyć?
- Tak, błagam o litość.
- opowiedział. Ronin uśmiechnął się...takiej odpowiedzi oczekiwał.
Wysunął no dachi i wbił je w ziemię tuż przed łotrzykiem, żeby podkreślić wagę swych słów.
- To czy przeżyjesz zależeć będzie od twych odpowiedzi. Podaj imiona, twoje i twych towarzyszy.- rzekł opierając dłońmi o wbity w ziemię ogromny miecz.
- Eiji, a moi towarzysze to Gohachiro, Goro - wskazał na mężczyzn zabitych przez Tou. - i Haro.
Te imiona nic roninowi nie mówiły. Pewnie ich głowy, nie były nic warte... Nikt nie płaci za głupców, chyba że dobrze urodzonych.
- No to teraz podaj powód dla którego, taka banda tępaków odważyła się nas zaatakować. –dodał ronin.
- Napadamy na bogatych kupców i samurajów... My... my uznaliśmy, że poddacie się gdy tylko was zaatakujemy! - Zrobił duże oczy po czym zalewając się łzami powiedział - to był pomysł Goro! Goro nas do tego namówił. Powiedział, że tak wystrojony młody samuraj na pewno nie potrafi walczyć, a ty nie dasz nam rady...
Ronin pokręcił z rezygnacją głową i spojrzał z kpiącym uśmieszkiem na swego towarzysza. Ten łotrzyk miał rację. Wystrojony yojimbo po prostu prosił się o napad. Równie dobrze mógł łazić po mieście z napisem „Obrabuj mnie” wyszytym na kimonie.
No cóż... Kuro nie miał nic przeciwko małej rozgrzewce kosztem tutejszych bandytów. Spojrzał na drżącego chłopaczka uśmiechnął się i rzekł.- No to dostałeś nauczkę. A teraz pójdziesz do miasteczka i rozpowiesz wśród miejscowych rzezimieszków, że zapłacę za przydatne informacje o daisho z kataną ozdobionej malunkiem Smoka burzy. I jeszcze więcej za przyniesienie mi takiego. I powiedz im jak kończą ci, którzy stają mi na drodze.
Po czym palcem wskazał na trupy jego towarzyszy. Bandyta zaś z werwą zerwał się na nogi.
- Tak panie, dzięki panie... - powiedział kłaniając się przy tym nisko obu wojownikom, po czym rzucił się do przodu i pobiegł w stronę miasteczka.
A Kuro powoli chował no dachi do saya mówiąc.- Nie wiem jak to jest z tobą Tou-san, ale mnie potyczki zaostrzają apetyt. Coś bym zjadł. Chyba czas nam wrócić do gospody.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 20-12-2009 o 10:54.
abishai jest offline  
Stary 20-12-2009, 22:12   #14
 
Makuleke's Avatar
 
Reputacja: 1 Makuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znany
Przy wejściu do „Domu Białej Wiśni” stał wysoki drab. Widząc Shirokyoru, skrzywił się, wyprostował i powiedział:
- Jeśli nie masz pieniędzy to nie masz tutaj czego szukać roninie.
- Czy tyle wystarczy? - odpowiedział Ikken, pokazując dużą, miedzianą monetę.
Strażnik przez chwilę przyglądał się jej dokładnie, po czym stwierdził:
- Wystarczy - po czym dorzucił szybko. - Jednak jeśli chcesz wejść to musisz zostawić swój miecz.
Ronin, zaznajomiony najwidoczniej z całą procedurą, bez słowa wyjął zza obi katanę i oddał ją ochroniarzowi.

Za drzwiami znajdował się niewielki hol w którym stała wysoka kobieta ubrana w niebieskie, drogie kimono. Widząc wchodzącego Shirokyoru, ukłoniła się nisko i uśmiechnęła przyjaźnie.
- Witaj wędrowcze. Szukasz towarzystwa pięknej kobiety, a może ciepłej kąpieli po długiej podróży i dobrej sake? Niezależnie od tego czego szukasz, to znajdziesz to w Domu Białej Wiśni.
- Wezmę wszystkie trzy naraz -
odrzekł ronin po krótkim namyśle. Na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmiech - podczas, gdy jego towarzysze tułali się na zimnie, on będzie mógł wreszcie porządnie wypocząć. Kiedy kobieta miała już odejść, zatrzymał ją gestem ręki.
- Dziewczyna niech będzie najlepiej młoda, nie koniecznie doświadczona. Po dalekiej podróży najlepiej smakują proste przyjemności - powiedział z błyskiem niecierpliwości w oku.
- Tak panie. Poczekaj tutaj, a ja zaraz wrócę.

Po chwili rzeczywiście wróciła z młodą, ładną dziewczyną, która nie mogła mieć więcej niż siedemnaście lat. Poruszała się niezdarnie, choć miało to swój urok. Podobnie jak pierwsza kobieta jej kimono było nieco za krótkie i odkrywało nieco ciała.
- Kaiachi się panem zajmie - powiedziała ta, która go witała. W jej głosie było coś nieprzyjemnego, jakby groźba.
- Tak pani. Proszę tędy panie - powiedziała Kaiachi, wskazując prawą ręką na korytarz po prawej.
Ikken zbliżył się do niej, pochylając się nad nią i obejmując ją w pasie.
- A zatem, prowadź, maleńka - powiedział, muskając jej włosy czubkami palców.
Dziewczyna poprowadziła go do pomieszczenia po lewej stronie, w głębi korytarza.
- Rozbierz się panie, a ja przyniosę sake - powiedziała wychodząc.
Pomieszczenie było nieduże - znajdowała się tam tylko ława na ubranie i drzwi do ogrodu, gdzie parowała woda z ciepłego źródła. Ronin odprowadził dziewczynę wzrokiem i zaczął się rozbierać. Gdy zdjął z siebie odzież, ukazał się pokrywający całe plecy kolorowy tatuaż. Rysunek przedstawiał wyskakującą spośród spienionych morskich fal rybę-miecz. Ryba wyginała się w pełen gracji łuk, strosząc kolczastą płetwę ku górze, niemal wchodząc nią na barki mężczyzny. Falujące morze okrywało cały dół pleców, przechodząc jeszcze na niższą część brzucha.
Widok ten znikł jednak szybko, bo czując powiewy zimnego powietrza z zewnątrz, Shirokyoru czym prędzej wszedł do gorącej kąpieli. Po chwili zaś wróciła Kaiachi, niosąc w ręku dzbanek z alkoholem i dwie czarki. Widząc, że jej klient już wszedł do wody, sama rozebrała się i dołączyła do niego.
Ikken z zadowoleniem podziwiał smukłe ciało dziewczyny. Gładka jak jedwab skóra delikatnie lśniła w popołudniowym świetle, niewielkie, ale kształtne piersi kusząco drgały w rytm jej kroków. Kiedy wchodziła ostrożnie do wody, ronin dostrzegł stwardniałe z zimna sutki i poczuł, jak w dół kręgosłupa spływa mu przyjemny dreszcz. „Kto by pomyślał, że ta wioska skrywa takie cuda...” - westchnął w myślach. Jednak był tu także w innym niż rozrywka celu i aż proszące się o pieszczotę piersi Kaiachi musiał nieco poczekać.
Shirokyoru zauważył, że dziewczyna, choć usiadła przy nim, to ciągle była spięta, a nalewając sake, o mało nie wypuściła czarki z palców.
- Widzę, że jesteś jeszcze nowa w "Domu Białej Wiśni", mam rację? - powiedział, nawiązując rozmowę.
- Tak panie. Trafiłam tu za długi mojego ojca.
Widząc nieco zakłopotaną minę dziewczyny ronin przysunął twarz blisko niej i powiedział uśmiechając się szeroko:
- Taka młoda a już tyle wiesz o życiu...
- Taka jest widocznie moja karma - odpowiedziała cicho, bardzo cicho. - Zechcesz się napić jeszcze sake panie?
Nagle jakby jakaś myśl przyszła mu do głowy i odchylił się z powrotem. Wiedział, że takie na przemian niecierpliwe i spokojne zachowanie rozproszy uwagę dziewczyny i pozwoli mu łatwiej wyciągnąć interesujące go wiadomości. Poza tym chciał ją trochę rozgrzać i uspokoić onieśmielone ciało, zanim skończą rozmawiać.
- Właściwie, mamy dużo czasu - przyjął czarkę z napojem. - Opowiedz mi jakąś historię z tej okolicy, a dorzucę ci parę mon. Słyszałem że ostatnio zginął tu jakiś wielki samuraj...
- Obawiam się panie, że zostałeś wprowadzony w błąd - powiedziała. W jej głosie słychać było, że czuje się już nieco pewniej. - Żaden wielki pan tutaj nie zginął, ponieważ w mieście takich nie ma. Owszem paru kupców i samotnych samurajów zostało napadniętych niedaleko miasta, ale to sprawka bandy Akio Jednookiego. Z tego też powodu w miasteczku od miesięcy jest znacznie więcej straży, choć narazie nie przyniosło to żadnego efektu poza złapaniem paru, nierozważnych bandytów. Sam Akio jednak wymyka się władzom.
- Jednooki Akio ? Kto to jest? Musi być na prawdę przebiegły, pewnie krążą już o nim barwne plotki? - dopytał się z nieskrywaną ciekawością. Bandyci faktycznie mogli stanowić jakiś trop w ich sprawie.
- To zwykły bandyta, znienawidzony przez tutejszych - wyrwało się kobiecie. - Ale wielu traktuje go jak bohatera. Powiadają, że był wielkim samurajem na dworze jednego z klanów, który stanął przeciwko Tokugawie. Po przegranej wojnie skrył się w tych górach, zebrał ludzi podobnych sobie i zaczął napadać na okoliczne wioski i miasteczka, szczególnie na tych którzy poparli shoguna.
„Hmm... Wróg shoguna i niegdyś wielki samuraj. Może być trudnym przeciwnikiem - chociaż to, że wymyka się tym kpom ze straży jeszcze niczego nie dowodzi” - pomyślał. - „Chyba dosyć się już od ciebie dowiedziałem, kochana. Pora, żebym ci się jakoś odwdzięczył...”
- Czyli wchodzi tu już polityka - powiedział ronin z udawanym zniechęceniem. Nawiasem mówiąc, polityka faktycznie go nudziła. - Mam jej dosyć, zostawmy to już...
To rzekłszy objął Kaiachi ramieniem i przysunął ją tak, że leżała na nim, twarzą do niego, a jego dłonie zaczęły powolną wędrówkę w dół. Przywierając swoimi ustami do jej ust, uciął rozmowę.

***

Kiedy Shirokyoru zakładał z powrotem swoje kimono, Kaiachi, siedząca na podłodze za nim, nagle zapytała:
- Co to za tatuaż, na twoich plecach, panie?
Ronin obejrzał się na nią z nagle zupełnie poważnym wzrokiem.
- Tego nie mogę ci powiedzieć skarbie - powiedział, wsuwając jej w dłoń kilka monet. - Nie mów nikomu, że go widziałaś - nakazał zdecydowanym głosem, chociaż domyślał się, że jak tylko wyjdzie, dziewczyna od razu pobiegnie do swojej opiekunki i opowie o tym ze szczegółami. „Cóż, może przynajmniej nie wygada innemu klientowi.”
- Do zobaczenia, maleńka - rzucił na pożegnanie i wyszedł, kierując się do holu, żeby odebrać miecz i zapłacić za gościnę „Domu Białej Wiśni”. Czas spędzony z Kaiachi minął szybko i niepostrzeżenie i było już późno, więc Shirokyoru postanowił udać się stąd niespiesznym krokiem do „Oka boga” i tam zaczekać na resztę.
 
Makuleke jest offline  
Stary 22-12-2009, 15:04   #15
 
woltron's Avatar
 
Reputacja: 1 woltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumny
- Niech światło Buddy zawsze przepełnia te słowa , a kami będą dla ciebie łaskawe, Okannushi*-sama. – powiedział Yukimaru Mirumoto, nim jeszcze wyprostował się z ukłonu. - Czy znajdziesz chwilę na rozmowę z nieznajomym przyjezdnym , który szuka rady ?
- Oczywiście – odpowiedział kapłan, po czym uśmiechając się dodał - o ile tylko będę potrafić.
Mirumoto skinął lekko głową , po czym nieśmiało rozejrzał się dookoła.
- Może w takim razie, pozwolisz mi wejść, bądź przespacerujemy się ?
- Przespacerujmy się. Dolina w świetle zachodzącego słońca wygląda najwspanialej, podobnie jak niewielki ogród który kryje się z tyłu świątyni.
Ronin odstąpił na bok, pozwalając kapłanowi wyjść ze świątyni. Ruszył tuż obok niego, kiedy ten obrał kierunek.
- Wybacz , iż absorbuję twój czas, Kannushi-dono. Przybywam z daleka, niosąc w sercu wielki smutek. Mąż mej drogiej przyjaciółki, pewien czas temu, postawił kolejny krok w niekończącej się drodze samsary w tej niewielkim miasteczku. - starał się mówić spokojnie. Chłonął jednocześnie piękno okolicy po której prowadził go kapłan.
- Hmm... taka już nasza karma: rodzimy się i umieramy.
- Naturalnie. Jedynie głupiec przeczyłby temu.- Westchnął smutno.- Moja przyjaciółka nie zna jednak okoliczności śmierci swego męża. Niesamowicie dręczy ją to we snach, targa jej sercem i nie pozwala oddać należytego hołdu należnego jego duszy. - Zerknął na twarz kapłana.- Czy nie wiesz nic o śmierci Pana Oda z klanu Kiso ?
- Nie - odpowiedział spokojnie kapłan obserwując żurawia, który poderwał się z jednego z tarasów na których uprawiano ryż. - Przykro mi, ale nikt o tym imieniu nie został tu pochowany. Zresztą byłoby to dziwne, ponieważ tutejszy władca jest w niezgodzie z władcą klanu Kiso.
Choć twarz Yukimary zdawała się z kamienia, w oczach można było dostrzec , iż jest zaskoczony słowami kapłana.
- Nie pochowano ?- zapytał jakby sam siebie.- Jestem pewien, iż to tutaj postawił swoje ostatnie kroki. Zaskakujące nieprawdaż ?
- A ja jestem pewien, że nikogo takiego nie pochowaliśmy. A raczej bym o tym wiedział.
Przez krótką chwilę zapanowała niezręczna cisza.
- Rozumiem. Jest jeszcze coś o co chciałem zapytać Kennushi-dono. W takiej sprawie jak moja, dojść delikatnej. - spojrzał poważnie na kapłana.- Do kogo radziłbyś mi się udać ?
Kapłan milczał dłuższą chwilę, po czym powiedział:
- Nie wiem. Rozsądnym byłoby zapytać się tutejszych władz o osobę, której szukasz. Tutejsi karczmarze mogą wiedzieć coś na temat pana Ody, ale czy można im ufać? Nie wiem.
Mirumoto westchnął ciężko.
- Cóż poradzić. Widocznie taka moja karma, nie? Nie przychodzi ci zatem może do głowy, czy w mieście nie działo się ostatnim czasy nic ... niepożądanego ? Dowódca tutejszej milicji raczej rozmawiać z kimś takim jak ja nie będzie chciał. - Zaciągnął się mocno powietrzem.- Szczególnie w sprawie wroga jego pana, reprezentanta klanu Kiso. A kupcy ? Cóż możesz mi powiedzieć o kupcach ? Widziałem karawanę bakufu, poruszała się na wozach. Czy często tutaj się pojawiają ?
- Niepożądanego? Wiele rzeczy, które dzieją się w miasteczku można by określić tym słowem, jednak wiadomości o nich docierają do nas z dużym opóźnieniem... niczym echo docierające w odległy rejon lasu. Co do tutejszych kupców to są to uczciwi ludzie, którzy próbują przetrwać w trudnych czasach. Natomiast na temat karawan bakufu nie wiele mogę ci powiedzieć, poza tym, że w ostatnim czasie jest ich coraz więcej. – Głos kapłana wydał się samurajowi smutny. – Ale dokąd jadą i z jakim towarem tego nie wiem.
- Dziękuje ci za twój czas i pomoc.- zatrzymał się i ukłonił kapłanowi. - Czy mógłbym prosić abyś nikomu nie zdradził celu mojej tutaj wizyty?
- Oczywiście. Twoje sekrety są u mnie bezpieczne. Dawno temu porzuciłem lojalność wobec władców tego świata, a przyrzekłem służyć kami. Nie masz się czego obawiać – powiedział kapłan.
- Sayounara. Niech ci się wiedzie.- Ruszył ścieżką w kierunku miasta.
- Sayounara – odpowiedział kapłan, a potem odwrócił się i wszedł do świątyni.


*

Karczma „Oko Boga” wieczorem była pełna ludzi, zarówno miejscowych jak i kupców, którzy nie chcieli ryzykować podróży w nocy. Kupcy, rolnicy, samuraje, roninowie, a nawet młody kapłan siedzieli przy stolikach zajęci swoimi sprawami: jedzeniem, rozmową, planowaniem dalszej podróży.
Pierwszy w karczmie pojawił się Mirumoto, potem zziębnięci Kuro i Tou-san. Ostatni przybył Shirokyoru od którego czuć było sake. Jego towarzysze pogrążeni byli już w rozmowie – wymieniali informacje, które udało im się zdobyć. Nie było tego wiele. Owszem obraz stał się nieco jaśniejszy niż jeszcze parę godzin wcześniej, ale nadal nie wiedzieliście wielu rzeczy, w tym tej najważniejszej – gdzie są miecze. Zmęczeni podróżą i długim dniem postanowiliście jednak nie zaprzątać sobie tym głowy, aż do następnego ranka. Zamówiliście kolejną porcję sake i jedzenia, a także pokój dla czterech. Nie bawiliście jednak długo, ponieważ doskonale zadawaliście sobie sprawę, że jutro czeka was długi i pracowity dzień. Najedzeni zasnęliście szybko.

W tym samym czasie, w innym miejscu miasteczka...

- Mówisz, że ten samuraj szuka daisho z Smokiem Burzy – mężczyzna starał się nie krzyczeć, był jednak wyraźnie zdenerwowany.
- Tak szefie – powiedział Eiji nie podnosząc głowy.
- Jesteś pewien, że to nie ludzi szefa Harido? Czekamy na nich od tygodnia...
- Nie szefie. Było ich tylko dwóch. Młody samuraj ubrany w drogie kimono i stary yoijmbo walczący No-dachi. Żaden z nich nie przypominał żadnego z Siedmiu Ostrzy.
- Rozumiem... Możesz odejść Eiji.
- Dzięki panie – bandyta wstał, ukłonił się i wyszedł z pomieszczenia.
- Co sądzisz o tym Gaku?
- Sądzę, że ci głupcy dostali to na co zasłużyli... Choć jest w tym sporo twojej winy, pozwalasz swoim ludziom na stanowczo za dużo.
- Wiesz dobrze, że nie o to się pytam – powiedział nieco poirytowany szef Dachi. Nie lubił gdy jego najlepszy szermierz wytykał mu błędy.
- Wiem. – Kącik ust Gaku lekko się uniósł. – Widocznie Harido i Koyoko nie są jedynymi, którzy chcą tych mieczy.
- Sądzisz... – szef Dachi zawahał się – że jest jakaś trzecia siła?
- Nie wiem... – Gaku odpowiedział leniwie, po chwili zaś dodał - Może. Na miejscu Kayoko spróbowałbym odzyskać katanę, tak jak ty chcesz odzyskać wakizashi, które ma. Czy nie po to posłałeś po Siedem Ostrzy?
- Tak... Oczywiście, że tak...
- W takim razie ona mogła posłać po kogoś innego.
- Sugerujesz, że przejrzała mój plan? – szef Dachi zaczął się pocić. Nienawidził Kayoko, a jednocześnie obawiał się jej bardziej niż kogokolwiek innego. – Jutro dowiesz się kim są ci ludzie, czego szukają. Jeżeli pracują dla Kayoko to zabij ich, jeżeli pracują dla kogoś trzeciego... to wiesz co masz zrobić. Miecze mają być moje!!! – krzyknął nagle. Po chwili uspokoił się i kontynuował – Dzięki nim wkradnę się w łaski Harido i pozbędę się tej dziwki Kayoko raz na zawsze. Zrozumiałeś? - Gaku kiwnął głową na „tak”. – W takim razie możesz odejść.
Gaku ukłonił się i wykonał polecenie.


Dom Białej Wiśni, nieco później w nocy.

- Mówisz, że ten ronin ma tatuaż w kształcie ryby-miecz wyskakującej spośród spienionych morskich fal?
- Tak pani – odpowiedziała dziewczyna. Była przerażona, ponieważ pierwszy raz pani Kayoko zechciała się z nią widzieć.
- Czego chciał? – zapytała się pani Kayoko. Była ubrana w niebieskie kimono na którym wyszyto złotą nicią księżyc.
- Tego co wszyscy mężczyźnie pani...
- Głupia! – przerwała jej Kayoko. Jej głos był ostry i zdecydowany. – Nie obchodzi mnie co i jak długo z tobą robił. Interesuje mnie co ci powiedział i o co się pytał.
Dziewczyna ścisnęła mocniej materiał swojego kimona. Chwilę trwało nim kobieta powiedział:
- Zapytał się czy to prawda iż w miasteczku zginął wielki samuraj. Powiedziałam, że nie, że nie ma tu wielkich panów. Potem opowiedziałam mu o Jednookim, ponieważ chciał wiedzieć co dzieje się w mieście... Potem zajął się piciem sake. Gdy wychodził zapytałam się go o tatuaż, ale nie powiedział ani co znaczy, ani też skąd go ma. To wszystko.
- Rozumiem. Kado zmniejsz dług jej ojca o 1 Bo – Kayoko zwróciła się do mężczyzny, który stał oparty o ścianę i przysłuchiwał się rozmowie. Jego ciało pokryte było licznymi tatuażami. Przy pasie miał katanę.
- Tak jest Kayoko.
- Możesz odejść Wakano. Następnym razem przyjdź do mnie wcześniej z takimi informacja. Zrozumiałaś? - Dziewczyna pokiwała głową, po czym wyszła.- Kado chcę być sama.
- Ale... – mężczyzna spróbował się sprzeciwić.
- Żadnego ale. Nic mi tu nie grozi. Dachi może i jest głupi, ale nie aż tak by zaatakować ten dom.
- Jak sobie życzysz – odpowiedział obrażony, po czym wyszedł zostawiając Kayoko samą.

Kobieta podniosła się, podeszła do drzwi prowadzących na balkon i odchyliła je lekko. Widok jaki się rozciągał z tego miejsca był wspaniały, ponieważ ogród Domu Białej Wiśni zapierał dech w piersiach, szczególnie w świetle gwiazd. „Ronin z tatuażem przedstawiającym rybę-miecz wyskakującą spośród spienionych morskich fal. Czyżby kami uśmiechnęli się do mnie? Czy to może być On? Muszę się tego dowiedzieć? Tak długo czekałam na zemstę...” pomyślała przyglądając się gwiazdom i marząc o zemście.
 
__________________
"Co do Regulaminów nie ma o czym dyskutować" - Bielon przystający na warunki Obsługi dotyczące jego powrotu na forum po rocznym banie i warunki przyłączenia Bissel do LI.

Ostatnio edytowane przez woltron : 23-12-2009 o 11:34. Powód: zjadłem literkę :D
woltron jest offline  
Stary 23-12-2009, 17:35   #16
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Kuro odezwał się na końcu, najpierw wysłuchawszy co mieli do powiedzenia pozostali dwaj roninowie. Zjadłszy nieco posiłku i wypiwszy nieco sake rzekł.- Czyli nie dowiedzieliście się nic o śmierci Oda Hitori-sama. Jakoś to mnie nie dziwi.
Kuro uśmiechnął się mrużąc oczy.- Pochówków możnych samurajów nie urządza się w takich dziurach, chyba że w tajemnicy. W Ikuno jednak zginął jeden samuraj. Ów pan Kane. I pewnie pod takim imieniem skrywał się tu mąż Ameiko-sama. A zginął on w nocy i od miecza.
Nalawszy sobie sake, ronin spoglądał przez chwilę w czarkę.

Niczym wytrawny gawędziarz budował napięcie u słuchaczy, po czym rzekł.-Pan Kano zajmował się czymś nietypowym w Ikuno. Opiekował się...-słowo "opiekował" miało ironiczny wydźwięk w ustach ronina.- niejaką Amay i jej bratem. Pomagał im w prowadzeniu sklepu. Jak miło z jego strony, nieprawdaż?
Znów zamilkł na moment, oczy Kuro prześlizgnęły się po trójce samurajów, oceniając jaki efekt wywarły na nich jego słowa. Ciekawiło go, czy potrafili wysnuć wnioski z przedstawionych faktów. Nie dopytywał się jednak o to, przechodząc do kolejnej rewelacji. – Nie tylko pan Kane dołączył do przodków. Także i Amay z bratem zaginęli. Nam więc pozostało poszukać zaginionego daisho w ich sklepie. I to jutro zrobimy.
Tyle i nic więcej...Kuro zaczął powoli delektować się sake ignorując na razie wszelkie protesty, uwagi i inne wypowiedzi pozostałych roninów. Co mogą zrobić? Najwyżej nie pójdą z nim. On bowiem zamierza się rozejrzeć w owym sklepiku i to zrobi...w ostateczności, samotnie. Co do Ario i reszty zdobytych informacji...wolał się nie wypowiadać. Nie były w tej chwili istotne, by nimi kłopotać innych.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 23-12-2009 o 17:44.
abishai jest offline  
Stary 27-12-2009, 14:41   #17
 
Token's Avatar
 
Reputacja: 1 Token ma z czego być dumnyToken ma z czego być dumnyToken ma z czego być dumnyToken ma z czego być dumnyToken ma z czego być dumnyToken ma z czego być dumnyToken ma z czego być dumnyToken ma z czego być dumnyToken ma z czego być dumnyToken ma z czego być dumnyToken ma z czego być dumny
Siedział niewzruszony we wnętrzu karczmy, które skutecznie trzymało znienawidzony mróz z dala od ciała młodego szermierza. Dziwne, że mimo wszystko jego dłonie drżały, a płuca wypełniał chłód. Co oczywiste powodem nie było zimno, nie była to też walka. Choć trudno nazwać niedawne zajście pojedynkiem nawet z dużym przymrużeniem oka. Mówiono, że jest geniuszem, że to kami prowadzą ostrze jego miecza. Tych bandytów mógł natomiast pokonać i samym wachlarzem, jeśli nie gołymi rękoma. Trudno więc dziwić się, że brak było w nim emocji dotyczących rzeczonego zajścia.

Drżenie rąk, które powstrzymywał zaciskając pięści, wywołały słowa Kuro. Twarz i postawa pozostały niewzruszone. Wewnątrz płonął jednak ogień. Kohei był pewien, że jeśli mąż jego Pani nadal by żył, sam zakończyłby jego żałosny żywot. Nie miał pojęcia czym kierował się Hitori w tak straszliwy sposób raniąc Ameiko-sama. Pożałował, że wyruszył na poszukiwanie zaginionego daisho. Jednocześnie błogosławiąc niemożność przekazania swej Pani tych tragicznych wieści osobiście. Póki co przyjdzie mu jednak odnaleźć zaginione miecze. Mimo iż splamione czynami swego mistrza, duchy przekute w te ostrza powinny wrócić na przeznaczone im miejsce.

Wziął większy wdech i poczuł jak myśli odchodzą. Poświęcił się malowaniu. Rozwinął swój zwój i pędzlem zaczął nanosić nań tusz. Tylko to potrafiło uspokoić jego skołatane myśli. Teraz kiedy zdobyte informacje ujawniły okrutną prawdę, szczególnie tego potrzebował. Czarne linie falowały, z początku grube, chwilę później znacznie cieńsze, nadające malunkowi szczegółów. Mimo iż nadal słuchał tego co mówili jego towarzysze, nie zareagował w żaden sposób. W chwili kiedy Kuro wyszedł z propozycją udania się do sklepu Amay, zdecydował że wyruszy wraz z nim. Nie widział jednak powodu by w jakikolwiek sposób mu to oznajmiać.

Złapał się na tym, że jego dłoń nanosi kolejne szczegóły samodzielnie. Nim się zorientował szkic był już gotowy. Brwi Koheia uniosły się kiedy spostrzegł wijącego się na cienkim, nieco pożółkłym pergaminie najprawdziwszego smoka.


Nie wiedział czy szukać mądrości u tej prastarej bestii, czy przeklinać. To w końcu ona zdobiła daisho, które rzuciło go w te niegościnne strony. Postanowił o tym nie myśleć. Uprzątnął swe przedmioty ze stołu i na powrót ukrył niewielki pakunek pod kimonem. Tym samym, które dziś zmusiło go do sięgnięcia po miecz. Kto wie, być może wybranie tego odzienia faktycznie nie było najlepszym pomysłem. Tak czy siak, za późno na jakiekolwiek zmiany. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że wieści o jego umiejętnościach szybko obiegną całe miasteczko. Tym samym nikt nie pomyśli, że nie potrafi się obronić. Zresztą przywykł, jego chłopięca twarz i młody wiek często prowokowały bardziej doświadczonych szermierzy. Niejednokrotnie słyszał już o mleku pod swym nosem. Obelgi i przechwałki były wręcz elementem tradycji. Z uwagi na niemożność ich wykorzystania, wytworzył w sobie swego rodzaju niewrażliwość na ich działanie. Niemniej jednak zawsze zmuszony był udowodnić swe umiejętności, by doczekać się okazania mu szacunku. Tak jak w przeszłości, tak i teraz z pewnością wszystko zakończy się w ten sam sposób. Zaoszczędziłoby mu to wielu problemów.

Tymczasem wolał poświęcić uwagę herbacie, którą odnalazł w swoich dłoniach. Nad kubkiem nadal unosiła się para. Gorący napar był najlepszym lekarstwem na zimno, które nadal szalało na zewnątrz. Podobnie skutecznie radził sobie z napięciem, które opanowało jego ciało i przede wszystkim umysł.
 
Token jest offline  
Stary 28-12-2009, 22:31   #18
 
Makuleke's Avatar
 
Reputacja: 1 Makuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znany
Kiedy Shirokyoru wrócił do karczmy, okazało się, że jego towarzysze szybciej od niego sprawili się ze swoimi zadaniami. Cóż, nie przeszkadzało mu to zanadto - w końcu jego „zadanie” wymagało znacznie więcej delikatności i pośpiech nie mógł w niczym pomóc. Ponownie usiadł, wyciągając się w jak najwygodniejszej dla siebie pozie, nie dbając o miejsce zajmowane przez innych klientów i krótko streścił, to, czego dowiedział się od Kaiachi na temat kręcącego się okolicy Akio Jednookiego, ale nie stanowiło to dla nikogo z pozostałej trójki samurajów żadnej sensacji. Najwięcej szczęścia w poszukiwaniach mieli natomiast Kohei i Kuro, i to właśnie brodaty ronin odezwał się, przedstawiając im zdobyte informacje.
Cała opowieść w ustach Kuro wydawała się prawdopodobna, ale jednak coś w niej nie grało. Przynajmniej jak dla Shirokyoru. Bogaty samuraj romansujący z jakąś sklepikarką - w dodatku, kiedy w domu czekała na niego pani Ameiko? Co mogło go skłonić do tego, żeby to zostawić? Ikken potrząsnął głową, chcąc pozbyć się z uszu lekkiego szumu sake i spojrzał najpierw na Kuro, potem na nieco poruszonego jego słowami Koheia, który najwyraźniej odciął się od dyskusji i zajął kreśleniem czegoś na papierze, a potem z powrotem na Kuro.
- Doprawdy, Fortuny muszą nam sprzyjać, bo już pierwszego dnia trafiliśmy na właściwy trop - powiedział z lekkim przekąsem. Kuro myślał chyba, że zjadł wszystkie rozumy i zaczynało to być troche irytujące. - Jak dla mnie to jednak dziwne, że ktoś taki jak Oda-san mógł zadawać się z jakąś tam Amay. Może i warto przeszukać ten sklep, ale wątpię, że znajdziemy tam daisho. Moim zdaniem pan Oda narobił sobie zwyczajnie problemów z yakuzą i tyle. Albo z tym całym Akio, trudno powiedzieć. Bardziej niż nad przetrząsaniem sklepu jakiejś chłopki zastanowiłbym się, jak znaleźć jakiegoś człowieka blisko jego bandy, albo po prostu gdzieś wśród miejscowych cwaniaczków. Niestety, burdel jest bogaty jak na taką mieścinę, a to oznacza, że trudno tam będzie znaleźć jakieś informacje. Co najwyżej moglibyśmy zwrócić na siebie niepotrzebną uwagę kogoś z szefów.
„A szkoda” - pomyślał po tych słowach Shirokyoru, bo widział tam jeszcze kilka ładnych dziewczyn i to tam z największą chęcią chciałby „szukać informacji”. Niestety - bogate geishe trudno przekupić, a łapówka może się łatwo obrócić na niekorzyść pytającego.
- Oczywiście, warto by rozejrzeć się w tym sklepie, ale ja chyba jednak poszukam kogoś wygadanego w jakimś bardziej cichym lokalu. Ktoś ma jeszcze jakieś propozycje? - zakończył zmęczonym głosem, który sugerował, że raczej nie czeka niecierpliwie na zdanie towarzyszy, a wolałby już położyć się spać. Niestety, jak się domyślał, rozmowa zapowiadała się na nieco dłuższą.
 
Makuleke jest offline  
Stary 30-12-2009, 20:41   #19
 
Mizuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Mizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znany
Usiadł w pozycji seiza tuż przy stoliku, cały czas dbając o prostą linię pleców. Jako pierwszy streścił to co spotkało go w świątyni - czyli w zasadzie nic. Nie był jednak całkowicie przekonany co do szczerości kapłana. Buddyjscy mnisi raczej nie rzucali by podejrzeń - oni albo grali na swoją stronę bądź nie ingerowali wcale w takiej rangi sprawy. Szczególnie teraz, po przejęciu przez Tokugawę władzy. Niemal natychmiast przypomniała mu się przygoda o Shogunie i groźbie spalenia świątyni...
Westchnął lekko, przeżuwając porcję ryżu.
- Mogę zgodzić się poniekąd ze swym przedmówcą - nie wydaje mi się, aby ktoś taki jak pan Oda, bez wyraźnego powodu romansował z byle plebsem.- zerknął na młodego samuraja. Choć dobrze to skrywał, czuć było aurę złości i żalu jaka od niego biła. Drżenie dłoni również nie tak łatwo ukryć.
- Nie można jednak przeczyć, że dzięki tobie , Kuro-san, trafiliśmy na właściwy trop. Choć tak jak stwierdziłem, winniśmy zachować czujność i nie nabierać pełnej ufności do historii z jaką nas zapoznałeś.- wiejskie przekupy i tym podobni ludzie, często w zazdrości bądź też złej woli rozprzestrzeniali takie plotki. A z czasem każdy był szczerze przekonany , że są one prawdą. " Tak działają umysły motłochu wiejskiego...". Nawet jeśli historia ta historia okazała by się prawdą - Kto i dlaczego pozbawił życia Ode i jego utrzymankę ? Ich zadaniem było odzyskać miecze.
- Uważam, że miecze możemy odnaleźć w sklepie, bądź ślad , który nas do nich doprowadzi. Jednak skoro mamy przekazać Czcigodnej żonie pana Oda, tak druzgocącą wiadomość ... Za czyn honorowy biorę, odkrycie prawdy o jego śmierci. - z kamienną miną popatrzył w oczy towarzyszy kolejno.- I pomstę na winowajcach. Mówi się , że zemsta jest jak woda. Tak jak żywioł ten nie trzyma się gór , tak zemsta nie trzyma się poczciwych serc... Ale prawem samuraja jest pomsta. A Ameiko-sama jest samurajem. I była również jego żoną.
 
__________________
"...niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys"
Mizuki jest offline  
Stary 30-12-2009, 21:56   #20
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Dziwne?... Ile samurajów mogło ostatnio umrzeć w tak małej mieścinie jak Ikuno?
Kuro na chwilę zadumał się patrząc w przejrzysty płyn w czarce.
To że zadawał się z Amay tak dziwiło Ikkena? Opo-kuni-nusi * zapewne zawyrokował inaczej w tej sprawie. Ileż to przedstawień kabuki opiera się na motywie szalonej i tragicznej miłości.
- Dziwne czy nie...Romansował czy nie...- rzekł w końcu Kuro.- Nie nasza to sprawa. My mamy odnaleźć daisho. Jeśli nie znajdziemy go w sklepie, to oręż zapewnie zabrał morderca męża Ameiko-sama. A wtedy...wtedy sprawa się komplikuje.
Spojrzał na samozwańczego mściciela i rzekł. – Na razie skupmy się na broni. Skoro Ameiko-sama wiedziała o śmierci męża i zaginięciu daisho, to myślę, że nie musimy jej nic mówić. Zapewne wie to co i my w tej chwili. Może nawet i więcej. Zemsta na mordercy...- przymknąwszy oczy, Kuro pocierał zarośnięty podbródek. W końcu rzekł.- ... zrobisz jak uważasz za słuszne Mirumoto Yukimaru–san.
On sam bowiem nie zamierzał mścić się za innych. Po czym kontynuował...
-Tutejszy światek przestępczy być może już wie, że szukamy owych mieczy. Wiedzą, też w takim razie, że zapłacimy hojnie za ich odzyskanie. Ryzykowny to co prawda krok, ale...Sięgając po miód, trzeba liczyć się z paroma użądleniami. Jeśli miecze zostały skradzione dla zysku, odzyskamy je szybko. Jeśli z innego powodu...to i tak sprawy powinny ulec przyśpieszeniu.
Wypił trochę sake dodając.- Jeśli w tym mieście są szulernie, legalne czy nie, to yakuza na pewno je kontroluje. Pytanie tylko, z czym iść do yakuzy. Ponoć Ario jest w zmowie z jedną z tych organizacji, wiec chętni do pomocy nie będą. Nawet jeśli będą mogli na tym zarobić. Za głowę Ario co prawda nam zapłacą, ale uganianie się po okolicy za bandytą, jest czasochłonne, więc...o ile nie będziemy mieli pewności, że owo daisho jest w jego posiadaniu. Nie warto tracić na niego czasu.

*- bóstwo miłości i małżeństwa
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 31-12-2009 o 11:38.
abishai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:44.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172