Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-12-2009, 23:15   #126
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Sabrie spod przymkniętych powiek obserwowała, jak Morgan sprawnie radzi sobie z rozdzieleniem walczących. Sprytny był, nawet bardzo... Może za bardzo jak na zwykłego najemnika... Teu oczywiście odmówił pomocy; dziewczyna mogła mieć jedynie nadzieję, że powodem nie była obraza po jej niegrzecznej - jakby nie było - uwadze. Ale niechęć towarzyszy - a zwłaszcza magów - działała jej na nerwy; choć musiała przyznać, że coraz mniej. Znani jej najemni czaromioci byli bardziej... pożyteczni, zdając sobie sprawę, że tylko od wspólnej pracy zależy ich życie i powodzenie misji. Magicznie rozpalić ogień? A czemu nie, skoro alternatywą jest zamarznięcie na lodowcu Grzbietu Świata. Zauroczyć byle ogra? A czy lepiej uganiać się tydzień po lasach szukając kryjówki reszty? "Pragmatyzm ponad dumą", ta zasada zawsze się sprawdzała. Co prawda niekoniecznie w przypadku paladynów, ale i na tych były sposoby. Tu natomiast... Ale nie było co płakać nad rozlanym mlekiem. Gdy dziedziniec powoli zaczął pustoszeć, Sabrie energicznie wstała i zaczęła wdziewać zbroję. Może i inni woleli się bawić zamiast pracować, ona jednak znała swoje obowiązki. Przypasała miecz, na plecy zarzuciła płaszcz i rzuciwszy ostatnie tęskne spojrzenie w stronę ciepłego paleniska wtopiła się w mrok.

Obchód wokół karczmy był całkiem przyjemny. Las szumiał uspokajająca, a mnogość nocnego ptactwa i innych dzikich stworzeń świadczyła o nieobecności czających się wrogów. Z kuchni dobiegały odgłosy krzątaniny, a z tylnych zabudować porykiwania pijanych ochroniarzy i licznej służby, którza wraz ze szlachtą przybyła do gospody. Mimo późnej pory przyjęcie trwało w najlepsze. A okolica tchnęła spokojem, nawet dla wprawnego oka wojowniczki. Sabrie uśmiechnęła się z zadowoleniem mijając ostatnie zabudowania i wychodząc z przeciwnej strony na dziedziniec.

I oczywiście uśmiech zgasł, a noga zatrzymała się wpół kroku. Przy trakcie, niemal na granicy lasu zauważyła dwóch konnych, którzy nerwowo rozglądali się wokół. Trzeci koń, bez jeźdźca, spokojnie skubał trawę. Sabrie przytuliła się do ściany budynku, szczelnie otulając zbroję płaszczem, by żadnej błysk odbitego od niej światła nie zdradził jej obecności. Podejrzani osobnicy zaś wyraźnie spoglądali w kierunku zajazdu. Oczekiwanie na trzeciego podejrzanego, znajdującego się wewnątrz posiadłości Valdro, narzucała się sama.

- Boli cie coś panienko?...bo ja jestem felczer - niestety jeden z ostatnich kręcących się po dziedzińcu gości musiał okazać się... "pomocny". Stał teraz obok wojowniczki, zionąc alkoholem i patrząc na nią nieco błędnym wzrokiem. Sabrie przybrała bardziej nonszalancką pozę i odparła:
- Ależ skąd, po prostu świeże powietrze łapię, w środku taki zaduch... Nie martwcie się o mnie i wracajcie do zabawy, zaraz dołączę.
- W razie gdyby przyparło... mam piguły na przeczyszczenie
- rzekł troskliwie mężczyzna i powoli zaczął oddalać się w stronę głównego wejścia. A zostawiona samej sobie dziewczyna wróciła do obserwacji nieznajomych, od czasu do czasu sprawdzając rzecz jasna, czy nikt jej od tyłu nie zachodzi.
 
Sayane jest offline