Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-12-2009, 02:43   #11
Eliasz
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
- Nigdy nie paliłam, ale podobno zanim się umrze powinno się spróbować wszystkiego, by żal niezrobienia nie przyćmił żalu tego, co zrobione. Jeśli wyjaśnisz mi co i jak, chętnie zaryzykuję. - Uśmiechnęła się Mealisandre.

- Och jak wspaniale. - Odwzajmnił uśmiech wyraźnie podekscytowany. Ziele zawsze sprawiało większą przyjemność gdy nie było palone samotnie. Uradowany halfilng począł objaśniać zasady obsługi fajki. - O tu, nabijamy i podpalamy, zobacz, powąchaj jak przyjemnie pachnie. - podsunął pączek halflińskiego ziela. Po chwili posłużył się demonstracją. Odpalił fajkę po czym pokazał jak się zaciągnąć.

- Postaraj się troszkę potrzymać dym w płucach, może leciutko i przyjemnie gryźć w gardło, jednak to dobre ziele, smakuje wyśmienicie, nie to co ludzkie podroby, nieudolne hodowle samosiejek, po których krztusisz się i dusisz a i tak nic z tego nie masz...

Tak działanie halflińskiego ziela było już zupełnie inną istotą tematu, bowiem nie smak stanowił najprzyjemniejsze doznanie. Jeśli bardka rzeczywiście nigdy wcześniej nie paliła halflińskiego ziela, to nawet buszek wprawi ją w stan przyjemnego rozluźnienia. Oczywiście nie od razu, zazwyczaj amator ziela zwykle pociągnie kilka buszków zanim poczuje pierwsze objawy działania ziela. Bardka miała zagwarantowany humor a także zapewnione wyostrzenie zmysłów - głównie smaku, ale nie tylko. Co więcej halfling złożył w duchu króciutką modlitwę do Phineasa aby Mealisandre odczuła wyłącznie przyjemne strony palenia. Czasem zdarzało się iż ktoś przesadził z ilością ziela, w najgorszym razie mogło skończyć się to puszczeniem pawia lub lekką paniką, Tupik nie słyszał jednak nigdy o przypadku przepalenia się na śmierć, w przeciwieństwie do alkocholu ziele nie było aż tak niebezpieczne. Co więcej nad ranem, bardki nie czekał żaden kac, co najwyżej lekka powtórka przyjemności...Ziele utrzymywało swe działanie nawet i kilka godzin, w szczególności u osób które wcześniej nie paliły. Efektem ubocznym mogły być też wyjątkowo wyraźne sny, halfling sam pamiętał swój niezwykły sen gdy pierwszy raz zapalił. Śniło mu się, że obudził się w swoim mieszkanku w Middenhaim, wstał z łóżka i poczuł, że coś jest nie tak, rozglądając się po domu zauważył kilka elementów wystroju pasującego do poprzedniego mieszkania - małej wioski pod Middenhaim skąd tak naprawdę pochodził. Gdy zobaczył dzbanuszek babci zrozumiał, że jest on z poprzedniego domu...i nagle obudził się po raz drugi, w swoim własnym mieszkaniu, zdziwiony gdyż w śnie ( który zaczął się od wstania z łóżka) był przekonany iż nie śni...

Tymczasem po karocy poczęła rozpływać się przyjemna woń palonego ziela. Podróżnicy byli mniej lub bardziej świadomi iż współkosztują zawartości fajki. Na małej zamkniętej przestrzeni wyjątkowo silne zioło mogło wpłynąć na wszystkich, choć w szczególności na osoby bezpośrednio korzystające z fajki.

Halfling przez chwilę rozważał potęcjane niebezpieczeństwo płynące z rozmowy o Bretonii, gdy jednak fajka poczęła krążyć między nim a bardką wiedział, że jest to najlepsza okazja do dyskusji. Halflińskie ziele miało jeszcze jeden efekt uboczny, rozluźnienie pociągało za sobą większą otwartość, rozmówcy łatwiej było powiedzieć prawdę niż zasłaniać się nieudolnie kłamstwem, tym bardziej iż po upaleniu raczej trudno było poważnie kłamać. Co więcej osoby w karocy z wyjątkiem "pary od wisiorka" nie były ze sobą powiązane, a przynajmniej nic jeszcze Tupikowi nie wskazało na to. Jeśli więc przebywał tu jakiś agent z Bretonii...to musiał być w mniejszości. Tupik pokrzepiony buchem z fajki w końcu zapytał wprost.

- Czy byłaś Pani może na zamku Lyonesse? - nie musiał dodawać iż zamek ten znajdował się w Breonii, we władaniu księcia Adalharda. Osoba zorientowana wiedziała dokładnie o co chodzi , a osoby postronne nie musiały znać szczegułów, przynajmniej na razie. Przyjęcie powitalne jakie wyprawił książe - na które ściągnął śmiałków do wyprawy, było najbardziej prawdopodobnym miejscem w którym mogli się spotkać. Halfling obawiał się potwierdzenia tych przypuszczeń, choć z drugiej strony... "Jeśli książe wysłał ją za mną, to lepsza będzie konfrontacja przy świadkach, niż śmierć we śnie." Tupikowi przeleciała przez głowę wizja halflinga z poderżniętym gardłem, leżącego w rowie...a i oderżniętą głową zabraną do księcia na znak wykonanego zadania..."Brrr" wzdrygnał się na nieprzyjemną myśl, zastanawiając się na ile jego paranoja się potwierdzi.


Powóz nieoczekiwanie zwalniał. Podróżni usłyszeli jakieś głosy eskortujących ich konnych. Wyglądało na to, że ktoś wyłonił się z ciemności prosząc o możliwość dołączenia do klientów Biegnącego Wilka. Po dłuższej chwili usłyszeli brzęk monet.

- Witam drogich państwa, nazywam się Luitpold, jestem… rzemieślnikiem, z Nuln. Zabłądziłem w tych stronach, gdyż karawanę którą jechałem napadnięto. Mam nadzieję że nie macie państwo nic przeciwko memu towarzystwu?

Halfling przyjrzał się mężczyźnie uważnie. "Czyżby to on miał mnie śledzić?" Wiedział, że wykluczyć może jak na razie jedynie "parę od wisiorka" i bardkę - gdyż o ile była agentką księcia i powodowała nią chęć jego zemsty, to nie mogła tez być jednocześnie obserwatorem halflinga - a przynajmniej nie takim jakiego szukał. Halfling nie był pewny czy osoba która powinna go obserwować już siedziała w karocy czy właśnie doń wchodziła... "A może to był tylko blef?" - pomyślał na wspomnienie rozmowy w której go przestrzeżono. Wrodzona ostrożność i nabyta paranoja, nie pozwalały mu jednak tak przypuszczać, wolał spodziewać się najgorszego i co chwila cieszyć się, że nie nastąpiło, niż nie przygotowany stracić życie.

- A to się dopiero okaże, ale witamy, witamy. - odrzekł ciepło, choć może nieco ironicznie. Nie przesunął się jednak z miejsca, mimo, że jako halfling wykorzystywał jedynie część własnego miejsca - które przewidziane było na człowieka...jak zwykle. Siedział przy oknie aby możliwie najmniej uciążliwie dla innych palić w podróży.

Tupikowi nie uleciał pauza, jaką zrobił człowiek przed wymienieniem zawodu, była to niemal oczywista oznaka iż zmyślał, porządny rzemieślnik nie zastanawiał by się ani chwili nad wymienieniem swojego fachu, ale osoba która nie przedstawiała własnego, mogła potrzebować chwili na wymyślenie innego. Co więcej jaki rzemieślnik mówił o sobie rzemieślnik? Cieśla przedstawiał się jako cieśla a introligator jako introligator a nie jako rzemieślnik...Na pierwszy rzut oka, halflińskiego oka ogarniętego paranoją i podejrzliwością, opowieść "rzemieślnika" z Null była nieprzekonująca. "Co tu robi samotnie rzemieślnik z Nulln...z tak daleka, samotnie, nawet nie widać po nim śladów walki o której wspomina"

- A cóż Pan wykonuje jako rzemieślnik, gdyż lista rzemiosł jest długa a może i wśród nas znajdzie Pan potrzebującego usług dobrego rzemieślnika?
Słyszałem, że Nulln słynie z dobrych rzemieślników, może i nie ma tam takiego wyrobionego kunsztu jak w Middenhaim, ale za to robicie solidną robotę i trwałe sprzęty...No i proszę opowiedzieć koniecznie o tej napaści, bo historia to ciekawa i aktualna, nie jakieś bajania, legendy, tylko świeże fakty z pola. Daleko ten napad był? Dawno temu i na jakiej trasie? Cenne to informacje i być może uchronią nas przed bandytami, lub pozwolą lepiej się przygotować...- halfling wytrzepał za okno spalone resztki z fajki, po czym nabił ją kolejną porcją ziela i odpalił. Robił to by zamaskować rzeczywiste intencje jakimi kierował się zadając Luitpoldowi pytania. Nie były to bowiem pytania towarzyskie ani bynajmniej dla próżnej zabawy. Gdy już pociągnął bucha wyciągnął fajkę w stronę nowego pasażera.

- Ma Pan ochotę - zapytał z całkiem niewinnym już wyrazem twarzy.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 19-12-2009 o 10:23.
Eliasz jest offline