Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-12-2009, 10:01   #128
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Wieczór już uśpił fale morskich toni,
Ale nie serce tej dzikiej pogoni.
Groźnie na jutro niebo się zachmurza,
Ale groźniejsza w sercu Marco burza.
Nie znam cię, rodu twego nienawidzę,
Ale w twych licach takie rysy widzę,
Które w pamięci kiedy się raz wrażą,
Z czasem się głębiej werzną, lecz nie zmazą.
Tyś młody, blady, lecz namiętne bolę
Gorzały długo na twym smagłym czole.
Złe oko twoje choć mnie nie urzekło,
Choć jak meteor błysnąwszy uciekło,
Zgadłem, że wampir takiego człowieka
Powinien zabić — lub niech sam ucieka
.”

- Będę czekała
Jeszcze przed chwilą usta jej pieściły jego wargi.
- Będę czekała …
Moment temu dłonie ich splatały się delikatnie czarując leciutka pieszczotą.
- Będę czekała …

Wszystko się urwało, lecz ona powiedziała: Będę czekała … Nawet zastępy popapranych wampirów nie mogły mu przeszkodzić. Znaczy mogły! Wiedział o tym, ale właśnie dlatego musiał, musiał, mimo potwornej rozpaczy i drżenia rąk, którymi właśnie naciągał spodnie, musiał spróbować.

- Będę czekała …
- Dlaczego? Dlaczego? - zawyło serce. - Dlaczego ona?
Jeszcze koszula, pendent, coś na nogi.

Jej uśmiech niczym kielich najlepszego wina, czyste spojrzenie, tak cudownie oddające jasność jej słodkiej miłości. Miał problem z zapięciem pasa. Dygoczące ręce nie mogły trafić w odpowiednie dziurki.
- Będę czekała …
Jeszcze tylko kirys przewiązać. Marco niczym szaleniec wypadł z ich wspólnego pokoju do salonu.

Nic się w nim nie zmieniło. Każdy mebel, każdy okruch, ślad na stole... Wszystko to pozostało takie jak w chwili gdy pierwszy raz ukazało się oczom jego. Cisza jednakże przytłaczała swą mocą. Jakby wszystko zamarło. Jakby odeszło. Jakby było martwe. Wtem głos się rozległ niczym wiatru tchnienie.

- Marco?

Pytanie głosem znajomym zadane ból w sobie i pustkę jakowąś miało.
Odwrócił się. Strzał armatni nad uchem nie uderzyłby go bardziej niż głos, który wypowiedział jego imię.

Stała w przejściu które dopiero co pokonał. Postać jej jaśniała niczym promienie księżyca, co na niebie królował. Postać niby z nici pajęczych utkana.

- Marco...

Ponownie szept ten rozległ się w ciszy ścian czterech.
Skoczył jak wilk próbując ją objąć, niczym obejmuje się swoje najcudowniejsze kochanie. Usta mu drżały, czy to nie kolejny podstęp, czy nie dopada go szaleństwo rozpaczy, czy to co widzi, to naprawdę ona.
- Lia ... lam błagam, powiedz, ze to ty, ze to naprawdę ty - ni to powiedział ni wyszeptał.
Palce jego przez ciało jej przeniknęły na opór żaden się nie natykając.
Nie poczuł nawet tego dotyku którym sama chciała go obdarzyć dłoń w stronę twarzy jego kierując.

- To ja, mój miły...

Szept jakoby cichszy się rozległ w którym ból równy temu który sam odczuwał, pobrzmiewał.

- Nie pytaj jak, nie wiem. Pamięć moja jedynie tego momentu sięga gdy ...

Urwała i wzrokiem od jego oczu uciekła.

- Prawda to czy ułuda? Zabawa czy ....
Jej słowa cichły z chwilą każda by wreszcie ruchem warg jedynie pozostać.
- Lialam, Lialam, najdroższa ty moja. Powiedz, co mam robić. Jej - złapał się za głowę. - Kogo zapytać, gdzie szukać? Tak nie może być? Nigdy cię nie zostawię - nagle powiedział z mocą, jakby ... jakby nie wiadomo co. ale jednocześnie niemal łkał niczym skamieniały posąg. Jakże ona musi cierpieć! Jakże ja musi boleć! - Co mam robić? - Jego -serce waliło jak bojowy bęben przygrywający do ataku.
Potrząsnęła głową ponownie dłoń w jego kierunku wyciągnąwszy i ponownie radości z dotyku nie zaznając.

~Najdroższy...

Zdawały się szeptać głosu pozbawione usta. Wtem coś się dziać poczęło. Światło od niej bijące blaknąć poczęło, a sama postać wyrazistość tracić.

- Pewna jesteś?

Głos z którego niemal serce mrożący chłód się przebijał przerwał ciszę, która ponownie w domu tym zapanowała. Źródło jego z przeciwnej niźli elfia zjawa, strony dobiegał.

Gwałtownie się odwrócił sięgając po broń oraz zasłaniając sobą elfia dziewczynę. To był wróg! To był ktoś do zabicia. Rozpacz oraz wściekłość wypełniająca kochające serce chłopaka mówiła, że zjawił się nade w oczekiwanym momencie.
Jednak wroga nie było. Miast ciała i ostrza, którego mógł się spodziewać ujrzał płomień mroczny niczym nocne niebo. Kształt jego jak i wielkość dziwnie istotę o ludzkich kształtach przypominający wzbudzić mógł jedynie nie pokój w młodym wojaku. Z niego to właśnie głos się wydobywał, a wraz z głosem fala chłodu i czegoś co najbliżej ku pogardzie się skłaniało.
- Zatem oczekujesz że jego, miast ciebie zabiorę?

Pytanie bez najmniejszego cienia wątpliwości nie do niego kierowane, pozostało bez odpowiedzi, a przynajmniej takiej którą on mógłby usłyszeć.
- Twoja wola Lialam. Wiesz jednak że będzie on niepocieszony? Tak, przynajmniej co do tego się zgadzamy. Dobrze, zajmę się nim do twego powrotu. Miła moja... Żegnaj.


- Kim jesteś? Lialam, kto to jest? Powiedz mi, co się dzieje. Kocham cię! - krzyknął rozpaczliwie, jakby chcąc przebić dziwną barierę ułudnego czaru. - Co tu się dzieje?
Zaczynał obawiać się, ze szaleje. Jednak od takiego założenia trudno wyjść do jakichś konkretnych działań.
- Lialam, nie wiem, co tu się dzieje, ale czekaj. Tak jak powiedziałaś. Czekaj. Przyjdę po ciebie.

Nie wiedział co robić, nie wiedział niczego, ale wiedział, że musi ją uwolnić. chcesz zdobyć Wiedeń, idź na Wiedeń, powiada przysłowie. Marco postanowił kierować się nim. Siąść na konia i popędzić do gniazda wampirów. Może po drodze uda się coś wymyślić? Może uda się znaleźć jakieś wsparcie? Może ... może był za głupi, żeby zrozumieć, co mu chciała przekazać,co to wszystko znaczyło, ale kochał każde jej spojrzenie, każdą cząstkę ciała, myśl, słowo, uczucie. Była jego najdroższym cudem i musiał, musiał coś zrobić, nawet jeśli nie miał pojęcia, co.

- Nie odpowie ci. Chociaż nie, błędne to stwierdzenie. Odpowie, lecz ty jej nie usłyszysz. Głupcze ... Czy wiesz ile sił tracić muszę przez wasze miłostki? Przyznać jednak muszę że mała Lialam nieco się zmieniła przy tobie...

Głos zdawał się niewiele robić z bólu, który stał się udziałem kochanków. Mówił dalej, jakby nie zauważając coraz słabszego blasku, coraz słabiej zarysowanych konturów elfiej postaci.

- Odwagi nabrała jak widać i moc w niej większa niż dotychczas skoro przedrzeć się zdołała przez zasłony Synów Nocy. Dość jednak tego. Jej siły słabną, a bez ich udziału uratowanie twej marnej osoby możliwym się nie stanie. Pozwól jej więc odpocząć wśród jej własnych koszmarów i zbliż się. Czasu mało. Wkrótce dzień nastanie i magia moja moc straci.
- Lialam, ty wiesz. Ty nie musisz odpowiadać, ja nie muszę ci nic obiecywać. Ty wiesz, kochanie moje. Czekaj. Moje serce należy do ciebie
.
Podszedł.
- Uratować mnie? Jestem tylko połową, drugą jest ona. Czy widziałeś kiedyś, żeby uratowano tylko czyjąś połowę? Pewnie nie - stwierdził gorzko. - Jeśliś jej przyjacielem, powiedz, jak jej pomóc. Ona cierpi. Jej serce krwawi. Zrobię, co będziesz tylko chciał.
 
Kelly jest offline