Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-05-2008, 03:04   #121
 
Dalakar's Avatar
 
Reputacja: 1 Dalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znany
Niestety uderzenie Michała znów okazało się niecelne. Z tą tylko różnicą że tym razem nie z jego winy. Nim wilczur znalazł się w zasięgu ostrza został zabity przez Giuseppa.

- Ugryzł cię?
- Nie. Jestem cały. - odparł na pytanie towarzysza, a po chwili dorzucił – Dziękuję za pomoc.

Nieufność do nowoprzybyłego wciąż w nim siedziała, lecz nie była tak silna jak przedtem. Można się nawet pokusić o stwierdzenie że już zanikała. W końcu ten człowiek uratował go; jeśli nie przed śmiercią to przed ciężką przeprawą z rozwścieczonym zwierzęciem. Dał dowód na swoje dobre intencje. Wprawdzie jego pomoc nie była pełnym poświęceń bohaterstwem, ale była szczera i przyjacielska. Taka, jaka była akurat potrzeba.

Polak zatrzymał się na chwilę przy martwym psie. Widok nie był zbyt piękny, lecz miał swoje plusy. Przynajmniej było wiadomo że pies nie żył. Chociaż nigdy nic nie wiadomo... Jego przekrwawione, nieruchome oczy miały zdawały się w coś wpatrywać. Młodzieniec powędrował w to miejsce wzrokiem, ale napotkał tylko ścianę.

Zostawiając truchło samemu sobie podszedł do Giuseppa, aby mu w razie czego pomóc. Nie wiadomo co znajdowało się za drzwiami. Równie dobrze mogłaby tam być pustka, jak i zasadzka. Należało być przygotowanym na każdą możliwość.

Chwila oczekiwania strasznie się wydłużyła. Może to przez tą głuchą ciszę, po której należało spodziewać się burzy, a może z powodu lęku o własny los.
Podczas tej niekończącej się chwili Michał zadał sobie pytanie: Co dalej? Gdzie będziemy szukać Lialam, Carlosa i Marca? Jak ich znajdziemy?
Nie mieli żadnego pomysłu. Sytuacja była beznadziejna. Nawet jeśli nie dadzą się zabić to nie pomogą przyjaciołom, bo nie wiedzą jak. Chyba że Giuseppe wie. Ma doświadczenie w walce z wampirami. Może będzie umiał je wytropić? I tu się zrodziło kolejne pytanie: Czy nie przybędą za późno? Bo jeśli tak, to trud okaze się nadaremny, a towarzysze na zawsze straceni.
 
Dalakar jest offline  
Stary 08-05-2008, 14:36   #122
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Zamek



-"Elfka" ma imię. Wypadałoby o nie zapytać i przy okazji podać swoje. Ponadto sugerowałbym że ona sama ma prawo decydować kogo i w jakiej liczbie będzie zaspokajać. Hmm a poza tym... Czy jesteś mój panie na tyle stary by nie znać zwyczaju pukania do drzwi przed wejściem?


Nieznajomy rozesmial sie wesolo slyszac te slowa i widzac gest mlodego. Doprawdy zabawne bylo ogladac jego zacietrzewienie i z przyjemnoscia podraznil by go jeszcze nieco gdyby nie mnisja z ktora tu przybyl.

- Uspokoj sie chlopcze i nie sciskaj jej zbytnio. Twoja elfka bedzie wkrotce miala okazje zaspokoic wielu ... swym widokiem. Ksiaze wzywa was na wspolny posilek przed snem, a jemu sie nie odmawia. Macie chwile na przygotowanie.


I rzuciwszy ostatnie, nieco teksne spojzenie na te fragmenty elfiego ciala, ktorych nie zakrywal szkarlatny material, wyszedl.



Metlik w glowie powoli ustawal. Krotka rozmowa Carlosa z nieznajomym wampirem pozwolila im ulozyc sie na wlasciwie miejsca. Wiedza, ktorej nigdy nie pragnela zalala ja niczym fala przyplywu zalewa zlocista plaze.
Swiadomosc tego kim sie stala ranila niebijace serce sprawiajac nieznosny bol.
Swiadomosc, ze odtad aby przezyc musi spijac zycie innych przytlaczala.
Swiadomosc, ze juz nigdy nie poczuje na swej skorze cudownego ciepla pierwszych promieni slonecznych.
Swiadomosc...
Dlaczego?
Slyszac odglos zamykanych drzwi uniosla blada twarz i spojzawszy na tego ktory odebral jej radosc ofiarujac w zamian tylko zimny mrok spytala.

- Dlaczego?





Domek.



Martwe cielsko zwierzecia z gluchym plasnieciem upadlo na deski podlogi. Byl to jednak jedyny dzwiek jaki zaklucil cisze panujaca w korytarzu. Zdawac by sie moglo, iz nie liczac trojki mezczyzn zebranych w pokoju dom ten nie gosci zadnego wiecej zywego stworzenia. Jakze mylne wrazenie o ktorego nieprawidlowosci dosc szybko przekonal sie Giuseppe gdy wyjzawszy przez otwor napotkal chlodne spojzenie blekitnych oczu wpatrzone w niego ni to ze zdziwieniem ni z iskierka rozbawienia.

- Znalazlam!


Glos wydobywajacy sie z ksztaltnych ust dziewczyny przypominal nieco szum lasu nad srebnym jeziorem. Ona sama zas ucieszona z odkrycia powstala ujawniajac zakoczonemu mezczyznie niemal nagie cialo okryte jednynie skrawkiem dosc przezroczystego materialu. Gdyby tego dosc nie bylo zakrecila radosnego pirueta ukazujac zdecydowanie wiecej nizli oczekiwac by mogl Giuseppe.

- I jest ich wiecej! I sami mezczyzni! I tacy przystojni! I.... Moge jednego?

Przystanela na chwile dla zlapania oddechu.

- Wypada zapytac nie nas lecz tych mezow.

Ozwal sie glos nieco surowy choc nie bez wesolego pobrzmienia. Nastepnie zas zwrocil sie w strone drzwi zamknietych tymi oto slowy.

- Badzcie pozdrowieni i wybaczyc raczcie temu dziecku natury, ktore wszakze nic zlego na mysli nie mialo. Zwa mnie Antaros. Wraz z towarzyszami wracalismy do krainy elfow gdy spotkala nas nimfa Sarenay. Od niej to dowiedziawszy sie o losie lady Lialam i jej towarzyszy zawrocilismy by upewnic sie czy ktos przy zyciu nie zostal i naszej pomocy nie potrzebuje. Wyjdzcie wiec gdyz nic wam juz nie grozi.... No moze poza slodycza ust pewnej niewiasty.

Dokonczyl ze smiechem.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline  
Stary 08-05-2008, 18:29   #123
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Wszystkiego mógłby się spodziewać, ale nie pary oczu koloru nieba, wpatrujących się w niego z mieszaniną zdziwienia i rozbawienia.
Na wampira zdecydowanie to nie wyglądało.
W głosie nieznajomej słychać było szum wiatru... I fal...
Jeszcze dwa lata temu uroda tej skąpo odzianej dziewczyny zagotowałaby mu krew w żyłach. Sprawiłaby, że znalazły się koło niej nie zwracając uwagi na dzielące ich drzwi...
W tej jednak chwili spoglądał na nią znacznie chłodniejszym okiem. Widok wdzięków, które zwykle nie są jak jawnie demonstrowane wywołał w nim inną myśl...
Artysta, który drzemał gdzieś w głębi jego duszy obudził się i rzekł:
"Piękna..."

Za stojącą dziewczyną widać było kilka leżących psów oraz wysokiego, ciemnowłosego elfa... Który właśnie kończył mówić.
Giuseppe obrócił sie w stronę Michała.
- Mam nadzieję - powiedział - że jesteś odporny, jako że to, co ujrzysz za chwilę...
Nie dokończył...
Odsunął komodę i otworzył drzwi.

- Dziękuję za pomoc w opresji - powiedział.
- Jestem Giuseppe della Torre - ukłonił się uprzejmie najpierw stojącej tuż przy drzwiach nimfie, potem elfom. - Po trosze rzeźbiarz i złotnik, po trosze szermierz.
"Nimfa, elfka, dwa elfy..." - pomyślał. - "Ciekawe, kto jeszcze..."
 
Kerm jest offline  
Stary 09-05-2008, 16:51   #124
 
Durendal's Avatar
 
Reputacja: 1 Durendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputację
Carlos słysząc pytanie uśmiechnął się delikatnie. Wpatrzył się w ciemność i zamyślił. A potem zaczął mówić cichym głosem.
-Każdy z nas ma dwie natury, dwie niepodzielne części duszy. Jasną i ciemną, dobrą i złą. Zazwyczaj wybieramy którąś z nich tłumiąc i tłamsząc tę druga. Ale nie da sie tego zrobić w pełni, nigdy. Widziałem już bandytów i morderców przygarniających porzucone niemowlę, widziałem tez przykładnych mężczyzn mordujących ledwo narodzonych potomków poczętych z nieprawego łoża by ocalić własne dobre imię. Widziałem mądrych władców którzy sami żyjąc w luksusie spychali swych podanych w nędzę podatkami. Widziałem wojny i pogromy. Kiedy miałem może sześć lat widziałem tłum zwykłych mieszkańców Sewilli mordujących w pogromie cygańskie kobiety i dzieci, katujących mężczyzn. Służyłem za narzędzie tym którzy poświęcając się swej dobrej stronie nie chcieli kalać własnych rąk krwią której łaknęła ta zła strona. Po tym wszystkim uznałem, że jedynym sposobem by żyć dobrze i w zgodzie z samym sobą jest pogodzenie tych dwóch natur. Uważasz, że jesteś teraz istota skazaną na zło? Uważasz, że ja również taki jestem? To nie prawda. Nasze ciała i istota naszego życia zmieniły się ale to nie znaczy, że została nam tylko ciemna strona. Niektóre kwiaty rozkwitają tylko w nocy, tylko w nocy da się podziwiać piękno gwiazd i srebrne światło księżyca. Pytasz dlaczego nie dałem Ci możliwości wyboru? Z czystego egoizmu. Chcę byś była zawsze ze mną. Zawsze. Zaryzykowałem nawet to, że mnie znienawidzisz. Ja także nie planowałem swojej zmiany ale zaakceptowałem ją. Jestem tym kim jestem. Dzieckiem nocy, tworem z jej materii. Rozumiem ją teraz lepiej niż kiedykolwiek i kocham bardziej niż kiedykolwiek. Pomimo ograniczeń i obowiązków które to na mnie nakłada czuję się wolny a kiedy ty jesteś blisko także szczęśliwy.
Ciche słowa płynęły w mroku. Filozofia życia prostego człowieka zmienionego w niezwykłą istotę... Może wielcy filozofowie wyśmialiby ją ale Carlos tak właśnie widział świat. Czuł drżące ciało Lialam tuż obok siebie i czekał na jej odpowiedź. Odpowiedź na pytanie którego nie sformułował a jednak był pewien, że ona je zrozumie.
 
__________________
Oj Toto to już chyba nie jest Kansas...
"Ideologia zawsze wynika z przyczyn osobistych, ja nie podaję wrogowi ręki chyba, że chcę mu połamać palce"
Durendal jest offline  
Stary 10-05-2008, 00:42   #125
 
Dalakar's Avatar
 
Reputacja: 1 Dalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znany
- Mam nadzieję że jesteś odporny, jako że to, co ujrzysz za chwilę...
Te słowa mocno zdziwiły, a jednocześnie zaciekawiły Michała. Cóż takiego mogło się kryć za drzwiami? Raczej nie chodziło tu o martwe zwierzęta. Przecież to nic nadzwyczajnego. To musiało być coś innego. Związanego z dźwięcznym, miłym dla ucha głosem. Tylko o co chodziło z tą odpornością?

Polak wyszedł z pokoju zaraz za towarzyszem. To co zobaczył trochę go zaszokowało. Zupełnie się nie spodziewał takiego widoku. Na chwilę stanął speszony, lecz zaraz się opamiętał i ukłonił.
- A ja zwę się Michał. Przybyłem tu z dalekiej Polski. - powiedział – Pozwól że podziękuje ci za ratunek i trud jaki sobie zadałeś.

W głowie młodzieńca zrodził sie pewien pomysł. Elfy były do nich przyjaźnie usposobione, więc należało to wykorzystać. A nóż pomogą? To mogła być ostatnia deska ratunku, a oczywistą powinnością było się jej chwycić.

- Jednak... – kontynuował - Obawiam się że jesteśmy zmuszeni prosić cię o poświęcenie jeszcze kilku chwil naszej sprawie. Teraz nas uratowałeś, ale wampiry przyjdą znowu i w najlepszym wypadku zginiemy.... A w najgorszym stracimy duszę, razem z wolną wolą i na zawsze staniemy się bezmyślnymi sługusami tych wstrętnych krwiopijców.

Miecznik zrobił krótką pauzę na złapanie oddechu. Spojrzał dyskretnie na elfy, aby zobaczyć jaki skutek odnosi jego przemowa, lecz nim zdążył cokolwiek wywnioskować z twarzy słuchaczy, poczuł przy sobie aksamitne, kobiece ciało. To najwyraźniej przejęta ich losem nimfa postanowiła go pocieszyć. Rzuciła mu się na szyję i przytknęła swe wargi do jego ust.

Michał zupełnie zdezorientowany nie wykonywał żadnego ruchu, bo nie nie miał zielonego pojęcia co robić. W jego jeszcze dosyć krótkim życiu taka sytuacja zdarzyła się po raz pierwszy. Za młodu nie interesował się dziewczętami, a w wieku nastoletnim nie miał na to czasu.
Jednak na obecną chwilę jedno musiał przyznać. Było mu nawet przyjemnie.

Stojąc tak ogłupiony musiał wyglądać dość śmiesznie, bo elfy na ten widok wyraźnie się rozweseliły i z uśmiechem na twarzy przyglądały się rozgrywającej się scence.
Po chwili nimfa oderwała się od młodzieńca i patrząc mu głęboko w oczy rzekła:
- Ja was obronie!

Miecznik miał jeszcze kontynuować zaczętą wcześniej mowę, ale od razu zdał sobie sprawę że nic z tego nie będzie. Teraz nie potrafiłby jej dokończyć. Mimo wszystko to nagłe wybicie z kontekstu miało jedną zaletę. Teraz był pewien że chociaż nimfa im pomoże.

Polak postawił dziewczynę na ziemi, po czym rzekł zwięźle:
- Dziękuję, lecz mieliśmy jeszcze innych towarzyszy, których porwały wampiry. Trzeba im pomóc.
 
Dalakar jest offline  
Stary 17-12-2009, 22:53   #126
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Domek.



Elf skinął głową poważniejąc.

- Plaga ta zebrała dziś znaczne żniwo jak widzę. Smutne jest to jak niewiele zdziałać możemy przeciwko kreaturą które kalają tą ziemię.

Gniew szczery i moc niezwykłą w sobie mający przemknął przez twarz jego by po chwili przed spokojem ustąpić. Prawdziwy on był czy udawany tylko ciężko rzec było.

- Pomóc wam zbytnio nie możemy. Naszą powinnością jest wieści dostarczenie by starsi mogli uzgodnić co dalej czynić powinniśmy. Strata Lady Lialam bólem nasze serca przepełnia sami jednak...

Rozłożył dłonie w geście bezradności i w te słowa kontynuował.

- Radzi też będziemy gdy wraz z nami ruszycie by usłyszeć co postanowiono. Jeżeli jednak wolą waszą będzie pozostać w tym miejscu i więcej informacji zebrać czy liczebność wroga zmniejszyć, nie będziemy stać na przeszkodzie. Serenay, jak już rzekła, chętnie pomocą posłuży.


Chwila ciszy zapadła po słowach elfa. Chwila w której każdy rachunek mógł zrobić czy bardziej w elfim królestwie czy w ludzkich lasach przydać się może.
Pierwszy głos zabrał Michał.

- Ja zostaje. Może zginę lecz przynajmniej spróbuje informacje jakoweś zebrać lub ... Nie wiem, lecz nie mogę tak odejść.

Na słowa jego zareagował kupiec Alessandro.

- I ja zostanę. Do Florencji powrócić spróbuję. Wszak ludzie wiedzieć powinni... Pewnie wiary nie dadzą lecz spróbować muszę. Odział jakiś zebrać... Ruszyć na nich... Wszak tam nasi bracia... Nie tylko elfi ród...


Głos mu zadrżał i umilkł. Nimfa, która cisze zachowała w trakcie mowy elfiej jak i głosów ludzkich, teraz swój zabrała.

- Zostanę i ja. Wszak ochrona wam potrzebna i...

Tu uśmiech na jej ustach zagościł, a w oczach iskry zabłysły.

- Towarzystwa...

Dodała i nieco bliżej do młodego Polaka przylgnęła. Elfy widocznie przyzwyczajone do zachowania istot tego magią przepełnionego rodu przyzwyczajone, na uśmiechy się lekkie jedynie zdobyły.

- A ty panie? Którą drogę obierzesz?

Zapytał ten, który zwał siebie Antaros.




Pokój.




- Kocham cie....

Wyszeptała na chwile przerywając pieszczotę.

- Będę czekać.....

Ostatnim cichym słowom towarzyszył oślepiający błysk światła. Gdy zniknęło jej już nie było, a on samotny i nagi stal w czterech ścianach ich wspólnego pokoju. Wspólnego... Jakże słowo to potrafiło teraz ranić.

- Kocham cie...

Rozbrzmiewało wciąż wokoło.

- Kocham cię...

Ostatnie wyznanie jakie z ust jej usłyszał, a później...

- Będę czekać...

Czy mógł ją tak zostawić pogrążając się w bólu serca, który niemal fizycznie go ranił? Czy mógł czas marnotrawić na rozpacz gdy szansa istniała. Wszak los nie może być aż tak złośliwy, tak okrutny, tak nieludzki.

- Będę czekać...


*****


Dom pogrążony w mroku nocy zdawał się na coś czekać. Nie było słychać ni wiatru w kominie ni cichej myszy kroków. Czekał w uśpieniu. Samotny. Cierpiący. Ból jego od jednego człowieka pochodził, który to pod opiekę tym ścianą przekazany został. Pod opiekę czy nadzór? Czekał w uśpieniu by zaatakować czy by pocieszyć? Czy cierpienie jego niosło radość czy większe cierpienie. Wkrótce... Już wkrótce....


*****


Zasnęła. Nie wiedziała kiedy ani dlaczego. Zasnęła w ramionach Carlosa, syna nocy, kochanka... Otworzyła oczy. Ten dom....
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]

Ostatnio edytowane przez Midnight : 17-12-2009 o 23:03.
Midnight jest offline  
Stary 18-12-2009, 11:02   #127
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Giuseppe nie odpowiedział natychmiast.
Miał świadomość, że jego obecność przydałaby się Alessandro i Michałowi, nawet gdyby temu ostatniemu miała towarzyszyć Serenay.
Jednak musiał się zastanowić. Na zimno skalkulować, gdzie jego obecność byłaby bardziej przydatna - tu, gdzie mógłby zakończyć nędzny żywot kilku wampirów, czy też wśród elfów, gdzie mógłby zdobyć tak informacje, jak i sojuszników paru. Elfy, jak zdawać się, za rodem wampirzym nie przepadały, pomóc zatem mogłyby.
Gdyby zechciały.stanąć po ich stronie.
Albo chociaż informacji udzielić o wampirach. Im więcej wie się o swoim wrogu, tym lepiej.
Ilu, gdzie...
I broń jeszcze dobra by się przydała, a elfy z pewnością taką mają.
Poza tym... Wyglądało na to, że nimfa chciałaby swymi uczuciami cały świat obdzielić, co Michałowi, człekowi z krwi i kości, do innych relacji przyzwyczajonemu, niezbyt podobać się mogło. I dziwić mu się było trudno, ale niesnaski i tak w grupie by powstały.

- Pójdę z wami - Giuseppe spojrzał na Antarosa, który mu to pytanie zadał. - Wspólną sprawę mamy, więc choć wiele nas dzieli, współpracę zacząć powinniśmy.

Elf skinął głową.

- Zatem pora nam wyruszyć. Im szybciej na ziemiach naszych się znajdziemy tym lepiej dla dobra ogółu.

- Komu w drogę zatem... - Giuseppe do tych, co pozostali się zwrócił. - Do zobaczenia, przyjaciele.

Uścisk dłoni z Michałem i Alessandro zamienił, zaś Serenay pożegnała go pocałunkiem, co, jak zauważyć się dało, Michała pewien niepokój wywołało. I potwierdziło słuszność podjętej decyzji.
Elfy również uściski dłoni z tymi, którzy zostać postanowili, wymienili. Nimfa o dziwo żadnego z nich całować nie miała zamiaru, gdyż samym tylko skinięciem głowy ich pożegnała, po czym uwagę cała na mężczyzn pod jej opiekę oddanych zwróciła.

- Chodźmy więc - ponaglił Antaros, sam przodem ruszając.

Giuseppe po nim wyszedł, ostatnie spojrzenie na niedawnych towarzyszy swoich rzucając, po czym po schodach zszedł na dół.
Gdy na dworze się już znalazł pomyślał, że wzrok go myli. U płota, przywiązany, stał jego wierzchowiec, o którym myślał, że wilki go pożarły, albo też uciekł w dal siną, na swego pana nie czekając.

- To mądre i wierne zwierze. Jego czułe zmysły ostrzegły nas przed wilkami - rzekł ciemnowłosy elf jednocześnie podchodząc do zwierzęcia i cicho do niego przemawiając w swoim języku.

- Jestem Elheris - przedstawił się, po czym wskazując na pozostałych towarzyszy swoich powiedział. - Ten złotowłosy elf zwie się Laster, zaś obok niego stoi brat jego, Mekrelsen. Nie licz jednak na rozmowę z nimi. Są na to zbyt dumni...

Roześmiał się wesoło widząc gniewne spojrzenie rzucone mu przez wymienione osoby.

- Giuseppe - przedstawił się właściciel tego imienia. Pozornie nie zwracając uwagi na zachowanie Lastera i Mekrelsena. I tak nie miał na nie wpływu.

Podszedł do wierzchowca i poklepał go po szyi. Koń, wredny do szpiku kości i zwykle obojętny na tego typu pieszczoty, tym razem wydawał się zadowolony.

- Brawo, Malandrino - powiedział. Odwiązał wierzchowca i chwycił za uzdę. - Możemy iść - oznajmił.
 
Kerm jest offline  
Stary 19-12-2009, 10:01   #128
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Wieczór już uśpił fale morskich toni,
Ale nie serce tej dzikiej pogoni.
Groźnie na jutro niebo się zachmurza,
Ale groźniejsza w sercu Marco burza.
Nie znam cię, rodu twego nienawidzę,
Ale w twych licach takie rysy widzę,
Które w pamięci kiedy się raz wrażą,
Z czasem się głębiej werzną, lecz nie zmazą.
Tyś młody, blady, lecz namiętne bolę
Gorzały długo na twym smagłym czole.
Złe oko twoje choć mnie nie urzekło,
Choć jak meteor błysnąwszy uciekło,
Zgadłem, że wampir takiego człowieka
Powinien zabić — lub niech sam ucieka
.”

- Będę czekała
Jeszcze przed chwilą usta jej pieściły jego wargi.
- Będę czekała …
Moment temu dłonie ich splatały się delikatnie czarując leciutka pieszczotą.
- Będę czekała …

Wszystko się urwało, lecz ona powiedziała: Będę czekała … Nawet zastępy popapranych wampirów nie mogły mu przeszkodzić. Znaczy mogły! Wiedział o tym, ale właśnie dlatego musiał, musiał, mimo potwornej rozpaczy i drżenia rąk, którymi właśnie naciągał spodnie, musiał spróbować.

- Będę czekała …
- Dlaczego? Dlaczego? - zawyło serce. - Dlaczego ona?
Jeszcze koszula, pendent, coś na nogi.

Jej uśmiech niczym kielich najlepszego wina, czyste spojrzenie, tak cudownie oddające jasność jej słodkiej miłości. Miał problem z zapięciem pasa. Dygoczące ręce nie mogły trafić w odpowiednie dziurki.
- Będę czekała …
Jeszcze tylko kirys przewiązać. Marco niczym szaleniec wypadł z ich wspólnego pokoju do salonu.

Nic się w nim nie zmieniło. Każdy mebel, każdy okruch, ślad na stole... Wszystko to pozostało takie jak w chwili gdy pierwszy raz ukazało się oczom jego. Cisza jednakże przytłaczała swą mocą. Jakby wszystko zamarło. Jakby odeszło. Jakby było martwe. Wtem głos się rozległ niczym wiatru tchnienie.

- Marco?

Pytanie głosem znajomym zadane ból w sobie i pustkę jakowąś miało.
Odwrócił się. Strzał armatni nad uchem nie uderzyłby go bardziej niż głos, który wypowiedział jego imię.

Stała w przejściu które dopiero co pokonał. Postać jej jaśniała niczym promienie księżyca, co na niebie królował. Postać niby z nici pajęczych utkana.

- Marco...

Ponownie szept ten rozległ się w ciszy ścian czterech.
Skoczył jak wilk próbując ją objąć, niczym obejmuje się swoje najcudowniejsze kochanie. Usta mu drżały, czy to nie kolejny podstęp, czy nie dopada go szaleństwo rozpaczy, czy to co widzi, to naprawdę ona.
- Lia ... lam błagam, powiedz, ze to ty, ze to naprawdę ty - ni to powiedział ni wyszeptał.
Palce jego przez ciało jej przeniknęły na opór żaden się nie natykając.
Nie poczuł nawet tego dotyku którym sama chciała go obdarzyć dłoń w stronę twarzy jego kierując.

- To ja, mój miły...

Szept jakoby cichszy się rozległ w którym ból równy temu który sam odczuwał, pobrzmiewał.

- Nie pytaj jak, nie wiem. Pamięć moja jedynie tego momentu sięga gdy ...

Urwała i wzrokiem od jego oczu uciekła.

- Prawda to czy ułuda? Zabawa czy ....
Jej słowa cichły z chwilą każda by wreszcie ruchem warg jedynie pozostać.
- Lialam, Lialam, najdroższa ty moja. Powiedz, co mam robić. Jej - złapał się za głowę. - Kogo zapytać, gdzie szukać? Tak nie może być? Nigdy cię nie zostawię - nagle powiedział z mocą, jakby ... jakby nie wiadomo co. ale jednocześnie niemal łkał niczym skamieniały posąg. Jakże ona musi cierpieć! Jakże ja musi boleć! - Co mam robić? - Jego -serce waliło jak bojowy bęben przygrywający do ataku.
Potrząsnęła głową ponownie dłoń w jego kierunku wyciągnąwszy i ponownie radości z dotyku nie zaznając.

~Najdroższy...

Zdawały się szeptać głosu pozbawione usta. Wtem coś się dziać poczęło. Światło od niej bijące blaknąć poczęło, a sama postać wyrazistość tracić.

- Pewna jesteś?

Głos z którego niemal serce mrożący chłód się przebijał przerwał ciszę, która ponownie w domu tym zapanowała. Źródło jego z przeciwnej niźli elfia zjawa, strony dobiegał.

Gwałtownie się odwrócił sięgając po broń oraz zasłaniając sobą elfia dziewczynę. To był wróg! To był ktoś do zabicia. Rozpacz oraz wściekłość wypełniająca kochające serce chłopaka mówiła, że zjawił się nade w oczekiwanym momencie.
Jednak wroga nie było. Miast ciała i ostrza, którego mógł się spodziewać ujrzał płomień mroczny niczym nocne niebo. Kształt jego jak i wielkość dziwnie istotę o ludzkich kształtach przypominający wzbudzić mógł jedynie nie pokój w młodym wojaku. Z niego to właśnie głos się wydobywał, a wraz z głosem fala chłodu i czegoś co najbliżej ku pogardzie się skłaniało.
- Zatem oczekujesz że jego, miast ciebie zabiorę?

Pytanie bez najmniejszego cienia wątpliwości nie do niego kierowane, pozostało bez odpowiedzi, a przynajmniej takiej którą on mógłby usłyszeć.
- Twoja wola Lialam. Wiesz jednak że będzie on niepocieszony? Tak, przynajmniej co do tego się zgadzamy. Dobrze, zajmę się nim do twego powrotu. Miła moja... Żegnaj.


- Kim jesteś? Lialam, kto to jest? Powiedz mi, co się dzieje. Kocham cię! - krzyknął rozpaczliwie, jakby chcąc przebić dziwną barierę ułudnego czaru. - Co tu się dzieje?
Zaczynał obawiać się, ze szaleje. Jednak od takiego założenia trudno wyjść do jakichś konkretnych działań.
- Lialam, nie wiem, co tu się dzieje, ale czekaj. Tak jak powiedziałaś. Czekaj. Przyjdę po ciebie.

Nie wiedział co robić, nie wiedział niczego, ale wiedział, że musi ją uwolnić. chcesz zdobyć Wiedeń, idź na Wiedeń, powiada przysłowie. Marco postanowił kierować się nim. Siąść na konia i popędzić do gniazda wampirów. Może po drodze uda się coś wymyślić? Może uda się znaleźć jakieś wsparcie? Może ... może był za głupi, żeby zrozumieć, co mu chciała przekazać,co to wszystko znaczyło, ale kochał każde jej spojrzenie, każdą cząstkę ciała, myśl, słowo, uczucie. Była jego najdroższym cudem i musiał, musiał coś zrobić, nawet jeśli nie miał pojęcia, co.

- Nie odpowie ci. Chociaż nie, błędne to stwierdzenie. Odpowie, lecz ty jej nie usłyszysz. Głupcze ... Czy wiesz ile sił tracić muszę przez wasze miłostki? Przyznać jednak muszę że mała Lialam nieco się zmieniła przy tobie...

Głos zdawał się niewiele robić z bólu, który stał się udziałem kochanków. Mówił dalej, jakby nie zauważając coraz słabszego blasku, coraz słabiej zarysowanych konturów elfiej postaci.

- Odwagi nabrała jak widać i moc w niej większa niż dotychczas skoro przedrzeć się zdołała przez zasłony Synów Nocy. Dość jednak tego. Jej siły słabną, a bez ich udziału uratowanie twej marnej osoby możliwym się nie stanie. Pozwól jej więc odpocząć wśród jej własnych koszmarów i zbliż się. Czasu mało. Wkrótce dzień nastanie i magia moja moc straci.
- Lialam, ty wiesz. Ty nie musisz odpowiadać, ja nie muszę ci nic obiecywać. Ty wiesz, kochanie moje. Czekaj. Moje serce należy do ciebie
.
Podszedł.
- Uratować mnie? Jestem tylko połową, drugą jest ona. Czy widziałeś kiedyś, żeby uratowano tylko czyjąś połowę? Pewnie nie - stwierdził gorzko. - Jeśliś jej przyjacielem, powiedz, jak jej pomóc. Ona cierpi. Jej serce krwawi. Zrobię, co będziesz tylko chciał.
 
Kelly jest offline  
Stary 19-12-2009, 13:06   #129
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Giuseppe



Antaros skinął głową dając znak by za nim podążyć. Las przywitał swe dzieci ciszą i spokojem. Nadmierną ciszą. Nienaturalnym spokojem. Zupełnie jakby bał się dać znak że i on żyje, że oddycha. Jakby nazbyt strwożony tym co na jego oczach się działo. Od czasu do czasu pomiędzy konarami blask księżyca się przedzierał oświetlając podróżnych, którzy niczym cienie ścieżkami sobie jedynie znanymi, przemykali. Nie słychać było ich kroków. Odgłos żaden ciszy nie zakłócił. Gdyby nie ten księżyc, gdyby nie to że od czasu do czasu czyjaś dłoń na właściwy kierunek kroki jego naprowadzała... Giuseppe mógłby śmiało uznać że sam jest, że sam drogę tą pokonuje, że snem jest to wszystko.
Czas stanął w miejscu.

Zmianę odczuł natychmiast. Mimo iż noc wciąż panią była na ziemi, to smaku jakby innego nagle nabrała. Słodycz przedziwna i upojny zapach atak na zmysły jego przeprowadziły wraz z falą dźwięków każdemu lasowi przynależną. Zniknął strach, krok lżejszy się zrobił. Powietrze jakby nowych sił nadawało z każdym zaczerpniętym haustem.

- Witaj w domu naszym synu człowieczy.

Głos Elherisa jakby innym się zdał. Bardziej śpiewnym, radosnym, od smutków i zła świata wolnym. Wkrótce też i głosy pozostałych do szumu liści i skradania zwierząt drobnych, dołączyły. Nie witali go jednak w swoim królestwie, a królestwo to witali po długiej zapewne rozłące. Śpiew ich radość z powrotu głosił i miłość do tej magicznej krainy. Wkrótce jednak urwał się niczym nożem cięty.

- Ilu?

Padło ciche pytanie.

- Czterech. Nie więcej.

Padłą równie cicha odpowiedź. Szli jednak dalej z tym, że miecze swe w dłonie chwycili i jemu to samo uczynić nakazali. Wkrótce i ludzkie ucho dosłyszeć mogło to co elfie wyłapało wcześniej. Szczęk stali o stal uderzanej. Dźwięk który z niczym innym jak tylko walka skojarzony być mógł. Wkrótce też walkę ujrzeli.
Polana pojawiła się nagle, bez wcześniejszego ostrzeżenia w jakiejkolwiek postaci. Skąpana w blasku księżyca, przecięta cienką wstęgą strumienia, w rozłożyste drzewo na samym jej środku, wyposażona. Obraz mogący tło stworzyć do scen serce i duszę romantyków porywających. Mogący, lecz nie tej nocy. Po prawdzie niewiasta była obecna i płeć męską miał kto reprezentować to jednak ostrza nagie w dłoniach nijak się ku scenom miłosnym nie miały. Gdyby to jeszcze ku pojedynkowi bliższe było, lecz trzech na jedną?...
Jakkolwiek groźna by to nie była sytłacja elfy najwyraźniej ingerować nie miały zamiaru. Miast tego przystanęły, stal mieczy w pochwach skryli i najzwyczajniej w świecie walkę nierówna oglądać poczęły.

- Ile czasu? Jak myślicie?

- Nie dłużej niż jeden obrót klepsydry.

- Nie doceniasz Beriana.

- Z nim może półtorej, nie więcej.


W czasie gdy widzowie niespodziewani czas walki omawiać poczęli, trwała ona w najlepsze. Dziewczę, które najwyraźniej celem ataków było, bynajmniej istotą bezbronna najwyraźniej nie było. W prawej jej dłoni, pewnym chwytem utrzymywany, leżał bowiem miecz krótki, którym sprawnie ataki na swe życie i zdrowie odpierała. Ostrza lśniąc w blasku księżyca pieśń swą wygrywały w coraz szybszym tempie by wreszcie stać się jedynie smugami światła na tle mroku nocy.
Słysząc pytanie, które ludzki ich towarzysz zadał, odpowiedział Elheris głosem spokojnym, na chwilę nawet nie odwracając swego spojrzenia.

- To Merime, siostra Lady Lialam.

W tymże samym czasie gdy zarówno pytanie jak i odpowiedź padała, dziewczę wyskoczyło w górę odbiwszy się lekko od ziemi i przeskoczywszy za plecy jednego z przeciwników, cios mu zadała rękojeścią miecza po którym tenże padł bez zmysłów na ziemię.

- To by było tyle jeżeli chodzi o Beriana.

- Idziemy?

- Walka już skończona. Teraz się tylko bawi więc i zła nie będzie że jej przeszkadzamy.


Jak rzekli tak i uczynili, gestem dłoni jedynie znak dając człowiekowi by za nimi podążył. Walka w istocie nie trwała już długo gdyż pokonanie pozostałych przeciwników zajęło Merime tyle tylko czasu co im połowa dzielącej ich drogi.

- Lady Merime. Jesteśmy zaszczyceni mogąc spotkać cię, pani, w chwili naszego powrotu.


Oficjalne powitanie sprawiło, że elfka, gdyż teraz bez trudności mógł Giuseppe dostrzec te cechy wyglądu, które i jego towarzyszy od rodu ludzkiego odróżniały, uniosła spojrzenie znad krwawiącego ramienia jednego ze swych przeciwników, kierując je w ich stronę. Oblicze jej ze skupionego niemal natychmiast blaskiem radości rozbłysło. Oczy lśniące zielenią omiotły spojrzeniem całą piątkę, nieco dłużej na Giuseppe się zatrzymując. Było w nim coś dziwnego. Coś co nakazywało odwrócić się i uciekać mimo że nie było w zieleni tej ni gniewu ni groźby.

- Witajcie. Nie byłam pewna wcześniej, lecz teraz widzę to wyraźnie. Brat mój nie będzie szczęśliwy.

Poważny ton głosu nieco łagodził uśmiech jaki pojawił się na jej obliczu.

- Koniecznie muszę to zobaczyć. Witaj w elfiej krainie synu ludzkiego rodu.

- Witaj, piękna córo elfiej krainy - powiedział. - Jestem Giuseppe.
Imienia i rodu nie podał, pewnym będąc, że nic to elfce nie powie.

Skłoniła lekko głowę.

- Witajcie i wy, bracia. Wieści niezwykłej wagi musicie przynosić skoro gniew księcia nie powstrzymał was przed wprowadzeniem w granice nasze, tego oto człowieka. To jednak może poczekać.. Przynajmniej dopóki nie opatrzę tego skaleczenia.

Co mówiąc wskazała na elfa, jednego ze swych wcześniejszych przeciwników, z którego głębokiej rany wciąż krew skapywała.

- To była dobra walka.


Rzekła przyklękając i ostrożnie unosząc ramie bliżej oczu. Gdy jednak elf szarpnął się do tyłu i nie bacząc na ból wyrwał z jej rąk ramie, wstała.

- Dobrze więc. Berianie opatrz brata. Spotkamy się jutro o tej samej porze.


Po czym odwracając się w stronę piątki przybyłych rzuciła wesoło.

- Chodźmy zatem. Nie mogę się doczekać tego spotkania.

- Pani, świt...

- Zdążymy.


Ucięła pospiesznie protest który z ust Elherisa się wyrwał.






Marco



Salon.

- Przyjacielem?...

Głos wesołością tchnął, lecz nie radosną, a tą z pogranicza ironii z pogardą złączonej.

- Cóż... Mniemam że dziwić się nie powinienem niewiedzy twojej, człecze. Wszak mając ją dla siebie czasu na rozmowy nie marnowałeś zapewne. Moja mała Lialam... To jednak do niej nieco niepodobne. Widać mocno się zmieniła od ostatniej swej u mnie wizyty.... Rzeknij, wciąż lubi nagie w jeziorze kąpiele?


Ostatnie słowa nieme, acz wyraźne przesłanie niosły ze sobą, okraszone na dokładkę kolejnym śmiechu wybuchem.

- Nic to. Doświadczenia wymienić możemy gdy wreszcie zaszczytu dostąpię goszczenia jej nowego wybranka w mym domu.

Poważniejąc nieco oświadczył po czym w chwili gdy płomień ogarniać ciało najemnika począł, dodał nieco ciszej, a jednak wciąż doskonale dla niego słyszalnym głosem.

- Słowa twe będą zapamiętane, Marco z rodu Visconti....

Nim zdążył zareagować ogarnęła go ciemność chłodna niczym głos nieznajomego.



Komnata.


Z mroku wyłoniła się komnata. Z początku obraz jej dość niewyraźny, szybko jednakże na wyraźności swej zyskujący dzięki czemu mógł Marco dojrzeć półki księgami wypełnione i kominek ciepło przyjemne dający. Dostrzec mógł również dwa fotele przy ogniu ustawione. Jeden z nich zajmował mężczyzna.

Poza jego z pozoru niedbała, wielce się z gniewnym wyrazem twarzy kłóciła. Gdy się odezwał, poznał najemnik iż ma przed sobą tego, który przez płomień mroczny przemawiał.

- Oto jesteś. Wstałbym by cie powitać lecz widać sił i chęci brak mi po temu.

Lekceważącym gestem dłoni wskazał drugi z foteli.

- Możesz jeśli chcesz, nie nalegam...

Odczekał chwilę po czym rzekł z wrogością.

- Zatem ciebie wybrała....
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline  
Stary 19-12-2009, 22:54   #130
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Las, dotychczas cichy i milczący, nagle się odmienił. Całkiem jakby przekroczyli jakąś granicę, której Giuseppe, mający zwykłe, ludzkie oczy, najnormalniej w świecie nie zauważył. Albo raczej "nienajnormalniej", bowiem przejście z jednego świata do drugiego z normalnością nie miało nic wspólnego.

Oglądał otoczenie z punktu widzenia człowieka, ale i artysty.
Nigdy dotąd nie widział czegoś takiego. I nie odczuwał takiego wszechobecnego spokoju. Zwodniczego, jak się po chwili okazało.
Wzorem swych towarzyszy sięgnął po broń, choć nie widział żadnego powodu, by to uczynić. Mógł jedynie domniemywać, że przeciwników czterech gdzieś się czai, bo ta właśnie liczba z ust Lastera padła. Raczej w charakterze głośnego potwierdzenia, niż informacji udzielonej byle komu, bo za takiego mieli Giuseppe obaj bracia.
Co, z drugiej strony, w najmniejszym nawet stopniu go nie obchodziło. Znał swoją wartość, czy też marność - zależnie od punktu widzenia - i czyjaś akceptacja lub jej brak nie robiły na nim najmniejszego nawet wrażenia.

Dopiero po chwili okazało się, o ile czulszy słuch mają elfy. Czy to z powodu uszu, od ludzkich większych, czy to za sprawą trybu życia, który niektóre zmysły bardziej do rozwoju skłania.
Szczęk oręża w końcu i do niego dotarł. Odległy, ale coraz bliższy, w miarę jak kolejne metry przemierzali - nie biegnąc, ale szybkim przemieszczając się krokiem.

Polanka, do której po czasie pewnym (Giuseppe uderzeń serca nie liczył, lecz trzech minut to nie trwało, jak sądzi) dotarli w niczym do orężnego starcia nie pasowała. Gdyby kochanków tu naszli, którzy w uścisku serdecznym namiętnościom się oddawali, Giuseppe zaskoczony by nie był. Dużo większym zaskoczeniem był kochanków brak. I to, że starcie w niczym zapasów miłosnych nie przypominało.
Czworo elfów się ze sobą starło, chociaż, co uczciwym zdawać się nie było, trzy osoby na czwartą uderzały. Zaś atakowaną osobą była kobieta. I choć zdawać by się mogło, że na straconej jest pozycji, towarzysze Giuseppe'a miecze schowali i najspokojniej na świecie zaczęli uwagi wymieniać, ile czasu jeszcze zajmie kobiecie owej ten nietypowy pojedynek.

- Kto to jest? - spytał, wskazując na elfkę.

Słysząc pytanie, które ludzki ich towarzysz zadał, odpowiedział Elheris głosem spokojnym, na chwilę nawet nie odwracając swego spojrzenia.

- To Merime, siostra Lady Lialam.

Nic mu to nie mówiło. Sądząc ze sposobu, w jaki Elheris słowo 'Lady' wypowiadał, kimś ważnym owa elfka była.
Merime była piękną kobietą. Z przyjemnością wyrzeźbiłby jej popiersie. Albo poprosiłby Celliniego, by ten, większym niż Giuseppe kunsztem władający, w brąz zaklął to piękno, Amazonkę tworząc. A gdyby obok nimfy, Serenay, ją postawić, trudno by było powiedzieć, która więcej urody w sobie miała. Choć Merime więcej w sobie miała dostojeństwa, którego w nimfie trudno byłoby odszukać.
Kunszt jej widoczny był w każdym ruchu. Górowała nad swymi przeciwnikami, co w krótkim czasie zwycięstwem zaowocowało.
Gdy walka się skończyła spojrzenie elfki omiotło piątkę osób, które na polankę przybyły. I, Giuseppe mógłby złoto całe postawić i półpancerz mediolański dorzucić, że na nim zielone oczy elfki zatrzymały się dłużej. Jej wzrok był... Wzbudzał jakiś nieopisany niepokój.


Opuścili wreszcie polankę.
Lady Merime prowadziła ich małą grupkę.
Jej sylwetka przyciągała wzrok Giuseppe'a - artysty. Lecz jej urodę myśli kilka przyćmiewało, niezbyt wesołych. Czemu elf, którego rana krwawiła, w taki nagły sposób rękę jej wyrwał? Czemu koń, nikogo się nie obawiający, od Lady Merime stronił cofając się trwożliwie? I o co z tym świtem chodziło? Czemu miałaby się dnia obawiać? A może słońca?
To jedną rzecz mogło oznaczać... Nieprawdopodobną w tym towarzystwie.

- Kim ona jest? - spytał cicho Elherisa.

Elheris odwrócił się i spojrzał zdziwiony.

- Lady Merime, siostra Lady Lialam - powtórzył uprzejmie.

- Nie spotkałem Lady Lialam, o jej siostrze również wieści do mnie nie dotarły - odparł Giuseppe - dlatego pytałem.

- Rozumiem. - Elf nieco posmutniał. - Lady Merime podobnie jak Lady Lialam są siostrami naszego księcia, Eldiniona.

Smutek w głosie elfa brzmiący niezbyt zrozumiałym się wydał, lecz nawet gdyby Giuseppe dalej chciałby wypytywać, czego raczej nie należało robić, w gościach w zasadzie będąc, to i tak czasu by nie starczyło. Nie za daleko doszli, bo kawałek od wyjścia z polany stały konie. Konie, które szarpnęły łbami niespokojnie, gdy grupka podeszła bliżej.

- Będę tuż za wami - powiedziała spokojne Lady Merime, stanąwszy nieco z boku. - Konie nie przepadają za mną - dodała tonem wyjaśnienia w stronę Giuseppe. Co podejrzenia pewne potwierdzało. - Nie wszystkie oczywiście... Te jednak nie są z mojej stadniny, więc ich instynkt...

Nim zdążyła dokończyć zdanie na ścieżce ukazał się jeździec na spienionym rumaku, który niemal się nie zatrzymując zeskoczył na ziemię tuż przy elfce.

- Pani. Nadeszło pilne wezwanie od Lorda Falkieriego. Lady Lialam została porwana. Lord prosi cię pani o natychmiastowe przybycie.

- Porwana? - Zdawała się nie wierzyć temu co właśnie usłyszała. - Przez kogo? Ludzi?

Jej spojrzenie zwróciło się w stronę Giuseppe.
Ten odpowiedział spojrzeniem pełnym niewiary w możliwość takiego czynu. Jeśli Lady Lialam do swej siostry była podobna, jeśli o sprawność we władaniu orężem chodziło, to armia cała byłaby potrzebna, by ją porwać.

- Wampiry...

Słowo to wypowiedziane ponurym głosem zawisło nad zgromadzonymi niczym czarna chmura.

- Wampiry? - wyszeptała czując spojrzenia, które się w nią wbiły. - To niemożliwe. Falkieri musiał się pomylić lub zrobiono mu głupi żart.

- Lord Falkieri nie myli się, pani - oznajmił posłaniec.

- Wampiry to również moja sprawa - powiedział Giuseppe. - I z tego powodu tutaj przybyłem. Czy moja pomoc zda się na coś? - To ostatnie pytanie skierował w zasadzie do dwóch osób - Lady Merime i Elherisa.

Elheris milczał. Miast niego głos zabrała Merime.

- Wampiry są również twą sprawą, panie? Raczysz nieco dokładniej wyjaśnić?

Twarz jej zmieniła się w maskę z której nic więcej poza lekkim zainteresowaniem wyczytać nie można było.

- Polowały na ludzi, do których dołączyłem na czas jakiś - odparł ze spokojem. - A że prawdę powiadali, to wiem, bo wampirzycę zabiłem, co konie im zaszlachtowała. Coś też o towarzyszach porwanych wspominali. Trudno więc powiedzieć, by nie było to moją sprawą.

Całej prawdy o swych spotkaniach z wampirami nie powiedział, bowiem w tym momencie nie miało to wielkiego znaczenia.

- Rozumiem - rzekła spokojnie, po czym zwróciła się do Elherisa. - Weźmiesz dwa konie i wraz z tym człowiekiem udasz się najkrótszą z możliwych dróg do Mglistej Kotliny.

Następnie wzrok jej spoczął na pozostałych elfach.

- Antarosie przygotuj mi konia.

Elf drgnął lecz posłusznie siodłać zwierze począł.

- Ruszycie wedle planów do brata mego i zdacie mu raport. Powiecie mu również o tym, iż sprawą tą postanowiłam się zająć. Gdyby koniecznie chciał się ze mną widzieć będzie wiedział gdzie mnie szukać. Antarosie?

- Tak, pani - odrzekł zagadnięty i mocno wodze trzymając podprowadził wyrywające się zwierzę. Elfka w międzyczasie sztylet z pochwy do pasa przypiętej wyjęła i szybkim ruchem nacięła nadgarstek.

- Ciii maleńki. Spokojnie, nic ci nie zrobię... - Przemawiając do zwierzęcia powoli krwawiącą dłoń pod pysk jego podłożyła. - Pij...

Dziwny to był obrzęd. Nigdy jeszcze Giuseppe takiego nie widział. By więzy krwi ze zwierzęciem zawiązywać. Inne jednak elfy patrzyły na to ze spokojem, jakby nie raz rytuału tego były świadkiem.
Koń, jakby czar na niego rzucono, uspokoił się.

- Mglista Dolina? - spytał Elherisa, od elfki wzrok odwracając.

- To siedziba Lorda Falkieriego. Pół dnia drogi na nasz sposób. Na twym koniu panie, około siedem dni dlatego Lady zwierzę z naszych hodowli ci zaproponowała. Naturalnie i szybciej tam dotrzeć można lecz ta droga jedynie dla nielicznych jest dostępna.

- Wasz to kraj, wy tu wszystkie ścieżki znacie - odparł Giuseppe. - Konia zatem zostawię tutaj, jako że jedyne to rozsądne wyjście.

Do swego wierzchowca podszedł i po szyi go poklepał.

- Baw się dobrze, Malandrino. Ale nie rozrabiaj za dużo.

Wierzchowiec wyszczerzył w prawdziwie końskim uśmiechu idealnie niemal białe zęby. A potem cichutko zarżał, jakby na pożegnanie. Giuseppe bagaże swoje, niewielkie zresztą, zabrał i konia po szyi poklepawszy do Elherisa podszedł.

- Jestem gotowy - powiedział.

- Zatem ruszajmy - rzekł elf, który w tym samym czasie swego wierzchowca osiodłał.

- Ruszajcie. Spotkamy się na miejscu - dodała od siebie elfka, po czym poderwała zwierzę do galopu znikając niemal w tym samym momencie. Jakby rozpłynęła się w powietrzu.

- Czy to jest ten inny sposób? - spytał Giuseppe konia dosiadając. - Nie dla wszystkich dostępny?

- Nie, ten jest dostępny dla każdego z nas. Podobnie wyglądać to będzie dla tych, którzy zostają. Lady jednak dotrze na miejsce wcześniej niż my. Znacznie wcześniej...

- Możemy zatem ruszyć jej śladem - powiedział Giuseppe, o nic więcej nie wypytując.

Elheris uniósł dłoń w geście pożegnania po czym z gracją wskoczył na siodło.

- Zdaj się na wierzchowca, panie.

Rzucił jeszcze po czym wyszeptał coś śpiewnie i zniknął.

- Mam nadzieję, koniku, że jesteś mądrzejszy ode mnie - szepnął Giuseppe. Głową na znak pożegnania ku innym elfom skinął, konia po szyi poklepał, potem powiedział. - Jazda, do Mglistej Doliny - I piętami konia uderzył.

Koń posłusznie ruszył do przodu z galopa, o mały włos jeźdźca do takiego pędu nie przyzwyczajonego, nie zrzucając. Droga zlała się w pas zieleni. Pęd dech zatykał w płucach, oczy łzawiły. Równomierne kołysanie dziwnie usypiało.


Ile podróż taka trwała nie było wiadome, w chwili jednak gdy rumak zwalniać począł, a świat nieco wyraźniejszym się stał, ujrzał przed sobą góry wysokie śniegiem pokryte i mglę, która dywanem pokrywała dolinę pod nimi. Elheris oparty o łęk siodła zdawał się w zadumie całkiem pogrążony.

- Mgliste Góry - oznajmił po chwili.

Giuseppe kapelusz nałożył, który nie został gdzieś po drodze tylko dlatego, że sznur co go przytrzymywał pod wpływem pędu się nie zerwał. Spojrzał przed siebie.
Góry odpowiadały swej nazwie. Mgła co prawda spowijała ich podnóże, ale bez niej wyglądałyby jakoś... niepełne.

- Piękne - powiedział. - I ta mgła... Jak dywan żywy.

- Powiadają że faktycznie żywa jest.... To królestwo Lorda Falkieriego więc wszystko możliwe. Dalszą drogę przebędziemy pieszo, gdyż tu konie te zostać muszą.

Co mówiąc zsiadł ze swego i siodło zdejmować począł.
Giuseppe nie zamierzał dyskutować. Jak już wcześniej powiedział - nie jego to była kraina. A jeśli jej praw nie miał łamać, to rad i poleceń musiał słuchać. Wzorem Elherisa zsiadł z konia i siodło zaczął ściągać.

- Nic im się nie stanie? Zajmie się ktoś nimi?

- To mądre zwierzęta. Same trafią do bezpiecznego schronienia gdzie dla nich jadło się znajdzie i nocleg. Każdy elf w tej krainie wpuści je do swej zagrody, nakarmi i napoi. To niepisana tradycja mego ludu.

Giuseppe pogłaskał szyję rumaka. Suchą, jakby koń dopiero teraz miał wyruszyć w drogę. I gdyby lat parę temu to się stało, zazdrość by poczuł prawdziwą.

- Do zobaczenia - powiedział, ekwipunek swój do ręki biorąc.

- Chodźmy - ponaglił elf i sam przodem ruszył w dolinę schodząc. - Pamiętaj, panie, żeby ze ścieżki która mgła wkrótce nam wytyczy nie zboczyć.

Giuseppe ruszył w ślad za nim, przestrogę w pamięci zapisując.

- Co dzieje się z tymi, co ze ścieżki schodzą? - spytał. - Lub wbrew mgły woli dostać się do siedziby Lorda Falkeriego?

- Powiadają, że tacy właśnie mgłę tą tworzą - rzekł cicho przystając na samym jej brzegu. - Amin khiluva lle a' gurtha ar' thar - wyszeptał po czym śmiało w mleczną toń ruszył.

"Jakby dusze błądzące" - pomyślał Giuseppe. Z dziwną świadomością, że jego mgła by nie wpuściła, by zgodnie z przepowiedni wolą dusza jego w dwóch latach najwyżej ze świata tego odeszła.

- Czy podczas tej wędrówki mógłbyś mi powiedzieć, Elherisie, wszystko co możesz o Lordzie Falkerim i jego siostrach? Bym nie błądził, jak dziecko we mgle.

Elf skinął głową po czym mówić zaczął.

- Lord Falkieri, Książę Eldinion oraz obie Lady tworzą razem to co zwiemy Czwórką. Dzielą się oni na tych co po świetle i mroku stąpają. Do światła należy Lady Lialam oraz Książe. Mroku oddani zostali Lord Falkieri i Lady Merime. Lord swą drogą zgłębia magię i wszelakie czary z przeciwnej niż Książę strony. Lady Lialam dba o świat śmiertelnych i ich bezpieczeństwo. Lady Merime kroczy po przeciwnej stronie.

Dziwnie się to słyszało. Światło i mrok. Dwie siły przeciwstawne, które według elfów najwyraźniej w równowadze znajdować się powinny.
Nie skomentował jednak tych słów, na dalsze wyjaśnienia czekając

- Dlatego właśnie tak ważnym jest ocalenie Lialam. Jeżeli bowiem i nią mrok zawładnie wtedy równowaga na której podstawie królestwo nasze utrzymywane jest w skrytości i względnie bezpieczne, zachwiana zostanie. Znasz swych braci... Czy gdyby nagle na jaw wyszło to co teraz widzisz i poznajesz zachowaliby spokój? Czy uszanowaliby nasze prawo i wolę do życia w pokoju? Czy zostawiliby te wolne połacie łąk, te lasy, tą zwierzyny mnogość w spokoju w jakim teraz żyje?

- Są tacy, którzy by to zrobili - powiedział Giuseppe - lecz są w mniejszości. Większość zaś uznałaby, że ziemie te bezpańskie są i temu należeć się powinny, kto z większą siłą tu przybędzie. Skoro równowaga zachowana być powinna... - mówił dalej. - Lady Lialam powinna wolność odzyskać. Lub też... - nie dokończył.

- Lub też jedno z jej przeciwnego rodzeństwa życie oddać - spokojnie dopowiedział Elheris.

Giuseppe głową skinął, czego elf przed nim idący widzieć nie mógł, ale nie do końca z jego zdaniem zgodzić się mógł.

- Jedno, dla równowago zachowania, to zbyt mało. Chyba że nie o życie chodzić będzie, a o przejście na światła stronę. Jeśli to zaś jest niemożliwe...

- Nie rozumiesz, Giuseppe. Jeżeli Lialam stanie się wampirem jedyną szansą dla nas będzie jej śmierć. Wraz z nią zginie Lady Merime, gdyż ona stanowi jej dopełnienie. Tu nie ma wyboru. Tak być musi.

- Rozumiem. Aż za dobrze rozumiem. I o tym myślałem mówiąc, że śmierć jednej osoby to za mało. Tak jak i ty rozumiem, że o dwa życia chodzi, oba po stronie mroku stojące. I słuszne to jest, by dla dobra wszystkich władcy życie swe oddali. I wśród ludzi dawniej tak ponoć bywało. Bardzo, bardzo dawno... I znając ludzi nie jestem pewien, czy prawda to była.
- Czy jest to możliwe, by kto ze świata mroku na stronę światła przeszedł?


- Powiadają że możliwe, ja jednak o takim przypadku jeszcze nie słyszałem. Można żyć jak Merime, tamując pragnienie i pomagając walczyć. Można jak Falkieri, odciąwszy się od świata i pokus. Czy można całkiem... Kto wie...

- Pozostaje zatem sprawa... Dwie sprawy w zasadzie... Odpowiedzi na pytania "Kto" i "Po co?". Kto to zrobił i w jakim celu... Odpowiedź 'wampiry' jest mało konkretna. Który z nich mógł to uczynić? Zwabiony urodą, bo córy elfiego plemienia do pięknych należą? A może cel inny stał przed porywaczem? Władzy przejęcie w całej tej krainie, gdy równowaga zginie? Jest to możliwe? Choć zdaję sobie sprawę z tego, że to ludzkie spojrzenie na to wszystko.

- Cele mogą być różne. Niestety nie posiadam informacji których potrzeba by jasno na te pytania odpowiedzieć. Poczekaj przyjacielu aż do wieży dotrzemy. Tam zapewne wszystkiego się dowiesz i wątpliwości pozbędziesz. Lub też nowe ci przybędą.

- Z pewnością nowe - uśmiechnął się mimo woli Giuseppe. - Tak zwykle bywa.


Mgła zdawała się być wszędzie. Gęsta, lepka... Przysłaniała wszystko, tłumiła odgłosy, zapachy, wszystko. Nie było widać drogi. Nie było widać nieba poza tymi nielicznymi chwilami gdy łaskawie ujawniała skrawek jaśniejącego nieba czy promień słońca odbity od lodowej czapy.
Ścieżka otwierała się przed nimi i zamykała wkrótce po ich przejściu. Droga powrotna nie istniała. Można było iść tylko do przodu. Czy, gdyby ją poprosić, mgła zechciałaby skierować ich w inne miejsce?
Od czasu do czasu zdawało się, że we mgle, gdzieś na krawędzi widzenia, pojawiały się cienie. Coś jakby sylwetki. Zdawać by się mogło, że niekiedy zatrzymują się, spoglądając na idących wąską ścieżką, wśród rozstępujących się przed nimi kłębów mgły.

- Spójrz Giuseppe - rozległ się nagłe głos elfa, mgłą wciąż przytłumiony jednak jakby wyraźniejszy. W chwilę później, w kroków kilka, wyszedł z mgły objęć by ujrzeć to co mu elf wskazywał. - Jesteśmy.


Giuseppe zatrzymał się na chwilę.

- Piękny widok - powiedział. - Można by tak stać i patrzeć godzinami. Ale rozumiem - westchnął z żalem - że nie mamy na to czasu. Idźmy więc.

Wieża zdawała się utrzymywać nad powierzchnią strumienia jedynie dzięki niepewnej konstrukcji mostu wiszącego, który łączył ja z dwoma końcami przepaści. Elf śmiało krocząc pierwszy na konstrukcję wkroczył po czym... Zniknął.
Giuseppe odrobinę niepewnie spojrzał w ślad za elfem. A potem, nie mając innego wyjścia, wkroczył na most.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 19-12-2009 o 23:10.
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:21.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172