Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-12-2009, 10:15   #12
arm1tage
 
arm1tage's Avatar
 
Reputacja: 1 arm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumny
Podróżny wsiadający do powozu zastał w nim nie tylko ciekawe towarzystwo, ale też i zaskakującą atmosferę. Wnętrze było kompletnie zadymione zapachem, który wydzielało tylko jedno – halflińskie ziele, i to, sądząc z intensywnego aromatu, ziele dobrej jakości. Nie było zatem dziwne, że wewnątrz panowała wesoła atmosfera lekkiej zabawy, wszyscy podróżni uśmiechali się mniej lub bardziej, a ich przekrwione oczy wskazywały na to, że dym w zamkniętym powozie krążył już od dłuższego chyba czasu. Czarnowłosa prawie w ogóle nie zareagowała na wejście dodatkowego podróżnika, z rozmarzonym, sennym uśmiechem wpatrując się w mrok za oknem, a jednocześnie jej smukłe palce potrącały raz za razem struny instrumentu. Pozostali wsłuchawali się jak urzeczeni w czarodziejskie odgłosy dragnia strun, albo zaśmiewali się, albo robili i jedno i drugie jednocześnie.

Gdy powóz na nowo ruszył, podskakując na wyboistej drodze, a nowo przybyły rozsiadł się na swoim miejscu przy oknie, zauważył że rozmowy i śmiechy przycichły a podróżni przypatrują mu się dziwnym wzrokiem. Oprócz czarnowłosej, która patrzyła nadal w okno uśmiechając się do jakichś własnych myśli. Na początku nikt nic nie mówił, a Luitpold poczuł się dosyć dziwnie.

Wysoko nad drogą wielkie korony potężnych dębów łączyły się niemal ze sobą, tworząc mroczny tunel,którym niczym przez gardziel jakiego potwora przemieszczał się powóz i konni oświetleni latarniami.

Przytępione nieco zmysły pasażerów analizowały nowego. W zasadzie nie było przecież nic dziwnego w tym, że przed nocą spóźnieni podróżni z gotowizną łapali się na bezpieczny przewóz w suche i ciepłe miejsce. Chyba to ziele powodowało snucie rozmaitych scenariuszy na temat Luitpolda w głowach jadących. Nowy pasażer wyglądał bowiem na takiego, który wcale nie podróżuje zbyt powozami, na jego ubraniu i butach tu i ówdzie przyklejone były jeszcze liście a na przedramieniu znać było dość świeże zadrapanie gałęzi. Wyczulone teraz do granic nozdrza jadących wciągały bijący od nowego intensywny zapach lasu i błota. I jeszcze czegoś...Czegoś...Czegoś nie do końca dającego się zdefiniować... Niepokoju? Ale ziele mamiło zmysły, nie można było im w tym dymie zaufać...

W końcu, zdziwiony trwającym długo milczeniem, którego inni zdawali się nie zauważać, Luitpold przedstawił się i zagadnął. Wesoły halfling odpowiedział, a potem zaproponował trzymaną w wyciągniętej dłoni faję.

Czarnowłosa, nie odwracając się w ogóle od okna, wybuchnęła perlistym śmiechem...

- Hej, wy tam! - usłyszeli z góry głos Schreddera - Data też się uczęstować?
 
__________________
MG: "Widzisz swoją rodzinną wioskę potwornie zniszczoną, chaty spalone, swoich
znajomych, przyjaciół z dzieciństwa leżących we własnej krwi na uliczkach."
Gracz: "Przeszukuję. "

Ostatnio edytowane przez arm1tage : 19-12-2009 o 10:34.
arm1tage jest offline