Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-12-2009, 18:05   #13
Irmfryd
 
Irmfryd's Avatar
 
Reputacja: 1 Irmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie coś
Teren lekko zaczął się obniżać, kopyta koni rozbryzgiwały kałuże wody.

- Pryyyyyyyyyy siwy … Co tam kurwa jest. Bardziej zaklął niż zapytał Schredder, łapiąc ostrość wzroku.

Szarpnęło, aż Tupik wpadł w objęcia siedzącej naprzeciw Marietty. Posypały się jakieś pakunki, coś zaskrzypiało, zajęczało a wóz lekko przechylił się.

- Psia dupa. Nie przestawał złorzeczyć woźnica. Tera to żeśmy ulgli, po same kurwa synkle. A wy co tak się mać jedna stoita i patrzyta. Zrugał strażników. Wyciągać wóz trza będzie. Ale najpierw niech jeden albo dwóch pojedzie zobaczy co to za psi syn tam w siodle siedzi.

- Helmut, ty mosz pochodnie to jedź pirwszy. Zobaczym czego on po nocy w lesie szuka. Może tropiciel jaki, to by pomógł wóz wyciągnąć. Odezwał się Adolf.

Jakieś 15 długości konia, na górce majaczyła sylwetka jeźdźca. Dwóch strażników opuściło swoje stanowisko po bokach wozu i zbliżyło się , oświetlając postać.
Rysy twarzy mężczyzny, dla którego Imperium stoi otworem. Wesoła twarz, z bezczelnym uśmiechem. Ciemne, zarzucone do tyłu, będące w nieładzie, sięgające do ramion włosy, ogorzała twarz z tygodniowym zarostem, błyszczące brązowe oczy. Oczy tętniące życiem. Ćwiekowana skórznia zapięta na zniszczonej koszuli wiązanej tasiemkami, okrywająca muskularne ciało i mężne serce. Naramienniki i ochraniające przedramiona karwasze. Przez pierś przechodzący pas z pochwą na plecach. Zza pleców tuż obok głowy wyglądała rękojeść miecza z prostym jelcem. Poniżej prawego ramiona sterczały przekrzywione lotki strzał. Opadający zawadiacko na prawe udo pas ze sztyletem. Skórzane opięte spodnie wpuszczone w żołnierskie wysokie zapinane na klamry buty … ubłocone … zniszczone. Wierzchowiec kręcił się niespokojnie i dreptał w miejscu.
Uwagę Helmuta, który pierwszy podjechał i oświetlił jeźdźca przykuł przymocowany rzemieniami z lewej strony tuż za siodłem wór, skrywający obły kształt oraz łuk po jego drugiej stronie.
Mając w pamięci opierdol woźnicy, ucieszony, że jeździec jest sam podstawił mu pochodnie pod samą twarz i zaczął go rugać.

- I czegóż kurwa zęby szczerzysz, widzisz co się stało? Psia dupa … wóz nam ulgnął przez Ciebie … a w ogóle to gadaj kim jesteś i czego tu szukasz i przestań szczerzyć kły, póki kurwa masz wszystkie …
No co niemowa? Widziałeś go Adolf, śmieje się aby, przygłup chyba jaki.
- A co niewolno mi się śmiać. Melodyjnie odpowiedział nieznajomy. Jestem podróżnym a teraz będę tu siedział i patrzył jak się będziecie w błocie jak knury taplać.

Tego dla Helmuta było za wiele, przełożył pochodnie do lewej ręki a prawą zamachnął się na mężczyznę. Ten szybkim zwrotem odwrócił konia, zasłaniając twarz rękami zaczął łkać:
- Panie pomiłuj, ja biedny wędrowiec jako i wy. Zgubiłem się … do Estorfu jadę. Pomiłuj Pany i pozwól się przyłączyć bo samego to mnie tu wilcy rozszarpią. Koń już ledwo ciągnie, pozwólcie do powozu wsiąść. Macie jakie miejsce?

Scena na górce przebiegała dalej, dało się słyszeć rechot strażników, wyraźnie ukontentowanych strachem nieznajomego.
- No w sumie jeszcze jeden by się wcisnął. Ale nie wiem czy się podróżni zgodzą, bo tam damy jadą i inni zacni co to do tłoku nie nawykli.
- Zapłacę. Padło słowo otwierające drzwi nie tylko karocy.
- Oooo słyszałeś Adolf, podjedź no do Schreddera i zapytaj. A Ty się kurwa znowu tak nie ciesz bo jeszcze nie wiesz ile to Cię będzie kosztowało.

Lewa dłoń gładziła policzek nieznajomego, dotknięty piętami koń przesuwał się bokiem w kierunku Helmuta, opuszki palców przesuwały się na czoło, wplątywały w zaczesane do góry włosy.

- No tego nie wiem, ale wiem co Ty zaraz stracisz … grubasie.
- Orzeszzzzzzzz ...


Nim Helmut dokończyć pierwsze słowo z zapewne krótkiej wypowiedzi, dłoń mężczyzny z błyszczącymi oczami wyrażającymi w tym momencie jedno słowo … ZABIJ… wyszarpnęła z za pleców miecz. Jednocześnie postać uniosła się w strzemionach. Naprężone mięśnie, błysk miecza szeroki zamach i cios mierzony na szyję buchającego złością mężczyzny.

Gwizd!!!

Odjeżdżający w kierunku powozu Adolf zdążył się obejrzeć by ujrzeć toczącą się po ziemi głowę współtowarzysza oraz nieznajomego z uniesionym mieczem na spiętym, szykującym się do skoku koniu.
 

Ostatnio edytowane przez Irmfryd : 19-12-2009 o 18:15.
Irmfryd jest offline