Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-12-2009, 18:07   #14
arm1tage
 
arm1tage's Avatar
 
Reputacja: 1 arm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumny
Gwizd!!!

Niziołek nie zdążył się właściwie niczego konkretnego dowiedzieć od tajemniczego znajomego, bo po paru następnych milach rozmowa ledwie zaczęła się na dobre toczyć, gdy konie zarżały nagle a powóz zatrząsł się i stanął. Wszyscy zamarli. A teraz ten...

Gwizd, przeciągły i donośny, rozciął nocną ciszę niosąc się między potężnymi pniami lasu jak świszczący zimowy wiatr.

Najpierw, gdzieś od przodu konwoju, usłyszeli jakiś męski krzyk, a mgnienie potem nad ich głowami rozległ się zdenerwowany, podniesiony głos Schreddera:
- O ja cię nie pierdo...Uwaga, zasadzkaaaaaaaa!!! Nie wychodzić, kurwaaa!

Woźnica chyba zerwał się z siedzenia, bo powóz zachybotał się. Chwilę potem na zewnątrz rozpętało się piekło. Oszołomionym przez ziele podróżnym wszystkie odgłosy zdawały się być wzmocnione i zwielokrotnione – najpierw zaśpiewały samopały: pierwszy huk rozległ się tuż nad ich głowami, aż niektórzy zakryli uszy, to schowany za deską woźnica strzelał z muszkietu do niewiadomego im celu, potem gdzieś w mroku odpowiedziały kolejne. Niczym nawołujące się ptaki, zdążyła pomyśleć zamroczona Mealisandre.

Dalej w ciemnościach przed, i wokół powozu w jednej chwili rozpętały się nawoływania i bojowe okrzyki, trudno było stwierdzić które z nich wydawali strażnicy powozu, a które niewidzialni wciąż napastnicy. W tym samym czasie wszędzie zaczęły świstać złowieszczo strzały, na domiar złego od czasu do czasu, i to dosyć wyraźnie, a więc chyba z bliska rozlegały się charakterystyczne dźwięki zwalnianego mechanizmu kuszy. W różnych miejscach rozbrzmiały zduszone, ale także rozpaczliwe wrzaski. Woźnica zawył...

Wesoły nastrój oczywiście zniknął w okamgnieniu, a teraz powodowane przez ziele przyjemne odurzenie umysłu potęgowało jeszcze grozę wewnątrz powozu, zamieniając teraz strach w prawdziwą panikę. Niektórzy zrywali się z miejsc, przez co powóz zaczął kołysać się to w lewo, to w prawo, inni rzucili się do okien. Przerażone oczy wyławiały z mroku leśnych poboczy biegające gdzieś dookoła czarne, zarośnięte futrem sylwetki osobników ze sterczącymi z głów rogami. Było ich wiele, bardzo wiele! Ktoś w środku zaczął przeraźliwie krzyczeć, na dodatek usłyszeli głuchy odgłos wbijającej się w drzwi powozu strzały! Łupnęło nagle raz jeszcze, bliżej, głośniej, koło ucha Williama, aż ciężki powóz zadrżał, a zszokowany chłopak patrzył oniemiałym, błędnym wzrokiem jak cale od jego ucha z przebitej na wylot ściany wozu wystaje końcówka grotu bełta, który utkwił nie zdoławszy przebić się dalej!

Przez wąski otwór, przez który było widać kawałek pleców szamotającego się woźnicy można było też dostrzec, że gdzieś przed powozem toczy się walka wręcz, jakieś kształty w ciemnościach poruszały się, rżały konie, a szczęk żelaza niósł się po prastarym drakwaldzkim lesie.

Najgorsze jednak było to, że gdzieś z wysoka, z poziomu koron drzew, do uszu zamkniętych jak w pułapce pasażerów dobiegły nagle dziwne dźwięki, jakby rozlegające się jeden po drugim przeciągłe i ciche świsty. Ktoś odważył się wysunąć nieco, z trudem wykrzywiając szyję, by ujrzeć wyłaniające się z roztaczającej się nad powozem ciemności liny, po których jeden za drugim zaczęły zjeżdżać na dół jakieś ciemne kształty! Wielkie...Wielkie pająki...- podpowiadał odurzony mocnym zielem Tupika roztrzęsiony umysł...
 
__________________
MG: "Widzisz swoją rodzinną wioskę potwornie zniszczoną, chaty spalone, swoich
znajomych, przyjaciół z dzieciństwa leżących we własnej krwi na uliczkach."
Gracz: "Przeszukuję. "
arm1tage jest offline