Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-12-2009, 18:58   #97
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Leonardowi udało się w końcu opanować drżenie rąk i wydobył ostrze z pochwy. Zrobił to akurat wtedy, gdy usłyszał rozpaczliwe wołanie o pomoc. To smagany po plecach i głowie, starający się utrzymać na grzbiecie gada, kislevczyk wzywał ratunku. Ogon wywerny, zakończony kilkoma ostrymi naroślami kostnymi, po raz kolejny ze świstem przeciął powietrze i opadł na plecy Lva. Ten zawył z bólu, gdy ostre kolce przebiły zbroję i zagłębiły się w ciało. Jego uchwyt na trzonku topora zelżał i Bazanow zaczął się zsuwać w dół. Najwidoczniej bestia wyczuła co się święci i gwałtownie szarpnęła się w przód. Liev pozbawiony oparcia z głośnym krzykiem wzleciał w górę i piękną parabolą, godną pocisku wystrzelonego z katapulty, przefrunął przez grotę, z jękiem lądując na gnijących resztkach jakiegoś dużego zwierzęcia. Topór kislevity pozostał wbity w ciało poczwary, tuż powyżej jej lewego skrzydła.

Leo z mieczem w obu dłoniach, szybko, jednak ostrożnie, tak aby nie wyrżnąć się na śliskiej podłodze, dopadł do wywerny i wzniósł ostrze do ciosu. Kątem oka dostrzegł, że ktoś, a dokładniej dwie małe postacie wbiegają do sali. Złożył się do ciosu i z całą siłą jaką dysponował, opuścił miecz na wijący się ogon gada. Krew trysnęła z głębokiej rany, wywerna zaryczała przeciągle, a miecz, mimo najlepszych starań grajka, nie dał się wyciągnąć. Najwidoczniej ugrzązł między pancernymi płytkami, jakimi pokryte było całe ciało maszkary. Leo zaprzestał mocowania się z mieczem i w ostatniej chwili uskoczył przed zbliżającym się łbem potwora.



Potężne szczęki kłapnęły tuż obok jego ramienia, cuchnący oddech owiał mu twarz. Leonard odskoczył...

W tym momencie tuż obok niego przemknął krasnolud. Nie był to Caleb ale jeden z osławionych na cały Stary Świat, zabójców trolli. Wskazywały na to ubarwione na krwistoczerwony kolor, włosy i broda. Nieznajomy krasnolud trzymał wielki dwuręczny topór, jarzący się bardzo delikatną srebrzystą poświatą. Z okrzykiem na ustach doskoczył do wywerny i opuścił ostrze topora na odsłonięty brzuch. Metal z ohydnym mlaśnięciem zagłębił się w ciało gada. Ciemna krew opryskała krasnoluda, który już wyrywał topór i przygotowywał się do zadania kolejnego ciosu. Teraz wywerna całą swoją uwagę zwróciła na raniącego ją wojownika. Niezwykle szybkim ruchem wycofała się o dwa kroki, machnęła gwałtownie skrzydłami a jej potężna głowa z wielkimi szczękami, pomknęła ku krasnoludowi. Ten nie zdążył się do końca zasłonić i kilkucalowe zęby wbiły się w jego ramię a impet uderzenia przewrócił go na podłogę.

Tupik wbiegł do pomieszczenia tuż za krasnoludem, jednak w przeciwieństwie do niego, nie rzucił się od razu do ataku na wielkiego gada. Niziołek rozglądnął się, starając się ocenić sytuację. Półmrok rozświetlany przez stojące tu i ówdzie lampy górnicze oraz płonącą na środku pomieszczenia kałużę oleju, ułatwiał to zadanie. Tupik zdecydował się pomóc leżącemu pod ścianą krasnoludowi. Podszedł do niego i uważnie przyjrzał się jego ranom. Ściągnął hełm, spod którego ciekła krew, jednak okazało się, że rana głowy nie jest zbyt groźna. Gorzej było z ręką. Zęby wywerny rozorały skórzany karwasz i wbiły się głęboko w ciało. Rozerwane tkanki obficie krwawiły. Tupik wyciągnął z torby czyste bandaże i zioła pomocne przy tego typu obrażeniach. Głowę tylko obandażował, natomiast ramię obłożył liśćmi, obwinął ściśle lnianym bandażem i dopiero wtedy sięgnął do torby po sole trzeźwiące. Podsunął krasnoludowi otwarty słoiczek pod nos. Caleb po chwili poruszył się. Otworzył oczy i nieprzytomnym wzrokiem rozejrzał się.

- Kurwa mać, ale boli - zaklął i zaczął podnosić się na nogi. - Pozwól że podziękuję Ci później nieznajomy. Teraz obowiązek wzywa! Khazuk Khazuk Khazuk-ha!

Już niemalże w biegu, podniósł leżący nieopodal topór i z rozwianymi, posklejanymi krwią włosami, wystającymi spod bandaży, bez hełmu ani tarczy skoczył na pomoc swojemu walczącemu ziomkowi.

Tupik patrzył zaskoczony na nagłą reakcję nieznajomego krasnoluda po czym sam zaczął szykować się do walki.
 

Ostatnio edytowane przez xeper : 19-12-2009 o 19:18.
xeper jest offline