Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-12-2009, 09:48   #101
baltazar
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Czterdziestokrotny zoom… Bezimienna kobieta o twarzy przypominającej krwawą miazgę przenoszona z jednej ciężarówki do drugiej… przenoszona niczym wór kartofli…

Czterdziestokrotny zoom… Zapłakana i zasmarkana twarz kilkuletniego chłopaka w klatce na jednym z wozów. Dziecka z przerażeniem przyglądającego się jak ciało zostaje przenoszony z paki na pakę… z żywego inwentarza stał się zimnym kawałkiem mięsa… twarz bezradnej, świeżutkiej sieroty obserwującej ostatnią drogę matki…

Czterdziestokrotny zoom… Żołnierz opisujący rzeczywistość – jesteśmy w dupie… mają szefa… co robimy?... OK, działamy!

Czterdziestokrotny zoom… Bliźniacy, zasrani amerykańscy marines – Sir, yes sir! Mess with the best, die like the rest!

Czterdziestokrotny zoom… Pieprzone gówno pozbawiające człowieka przyjemności odbierania drugiemu człowiekowi życia – czterdziestokrotny zoom…

***

Odpicowana i zadbana pukawka złudnie cieszyła oko nowego właściciela. Dziewięć pocisków w magazynku, jeden w lufie. Stygnące ciało zostawili za sobą. Gdy Lex podkradł się do krawędzi mógł wszystko zobaczyć jak na dłoni. Luneta pozwalała mu dokładnie ocenić ilu dniowy zarost każdy z tych typków nosił. Było ich pięciu, więcej nie widział. Metysa dalej jak nie było tak nie ma… ani jego ciała.

Lex Silver na śladach się nie znał. Krew pod skałą jasno wskazywała, że ktoś oberwał… Logika nakazywała mu myśleć, że było to właśnie ich zwiadowca. Gdyby to on był górą w tym pojedynku nie musieliby kopać grobu dla Sky. Gdyby był żywy już by szedł, jako wymianka za zakładnika Stephena. Nie szedł i chyba nie będzie wstanie… do dnia sądu ostatecznego. Zatem trup! Ich oponenci stracili wszelkie karty przetargowe… ten rozdział życia Lex Silver zdecydował się zamknąć. Definitywnie!

Nawet jego indolencja elektroniczno – łącznościowa nie mogła walczyć z tym, co widział – żołnierz stukający się w ucho jakby było zatkane nagłą zmianą ciśnienia, mamrotający przy tym jakieś modlitwy i posyłając pioruny wzrokiem w stronę szczytu… Raczej te chłopaki nie nosiły walkmanów. Rewolwerowiec nie miał pretensji do siebie, że nie przeszukał ciała… miał wszystko, co potrzebował. A nawet więcej, takie miał wrażenie spoglądając na zaciętą twarz MJ. Dzielny wojak przekonał resztę kompanów do opcji negocjacji jakby zupełnie nie zdając sobie sprawy z tego, że nie ma takiej możliwości.

Zmasakrowana kobieta… kolejna, która straciła dzisiaj życie. Niewiasta błagająca o pomoc. Lex Silver bez cienia wyrzutów sumienia, którego nie posiadał mógłby przejść obojętnie obok tego ścierwa. Zwłoki, które z nieznanego mu powodu zamiast w rowie lądowało na pace drugiej ciężarówki, rzucone niczym połać wołowiny… Krzyk kobiety nie był krzykiem o ratunek jej cnoty, życia czy wolności jak mniemał przed kilkoma minutami … był prośbą o litość dla jej dziecka. Kilkuletni chłopiec spoglądał zapłakanym wzrokiem na stygnące ciało matki. Pierdolony Wszechmogący, pozwoliłby narodziła się kolejna sierota… znowu zaspał… po raz wtóry… akurat nie patrzył tam gdzie trzeba… Lex Silver nie raz i nie dwa przechodził obok ludzkiego nieszczęścia… nie miał w sercu miejsca na coś takiego jak litość i współczucie. Po prostu nie miał… Miał jednak pewnego rodzaju umowę… kontrakt z diabłem, że będzie wysyłał każdego skurwysyna, jakiego napotka do władcy piekielnego ognia, a ten zgotuje mu przyjemne powitania, gdy liczba nieszczęsnych grzeszników będzie go satysfakcjonować.

Decyzja zapadła. Dwójka uniwersalnych żołnierzy ruszyła na spotkanie śmierci. Następna dwójka z łapkami w górze kroczyła drogą. A ostatni wypakował z ciężarówki M249 i zaczął się gramolić rozglądać za najdogodniejszym punktem ostrzału…

***

- MJ, daj znać Mortowi co się z nami dzieje… Proszę.
Pokusił się o kurtuazyjną uprzejmość ukrywając swoje mordercze myśli. Chyba po coś ta kobitka taszczyła radio ze sobą. – Może weź tego walkmana to będziemy wiedzieć, co te żołnierzyki planują. A najlepiej się cofnij nieco i przygotuj na tego Kastora i Polluksa. Zwrócił się towarzyszki awangardy.

***

Przymierzył.

Strzelił.

Chybił.

Kula zamiast przeszyć lewą pierś strzaskała bark jasnowłosego drągala. Pech. A może tylko stara prawda, żeby na akcję nie brać niesprawdzonej broni. Nie ma, co się obrażać na rzeczywistość. Nie było nawet czasu na zastanawianie się nad tym. W kierunku ich pozycji poleciała gęsta seria z ciężkiego karabinu… na szczęście dość niecelnie. Odłamki skał i pył na chwilę przesłoniły cel. Jednak ta ochrona była dość złudna i prysła szybciej niż bańka mydlana. Lex był gotowy do kolejnego strzału. Nie było dużo czasu na przeciąganie tej zabawy.

Żołnierzyki pełzały po niego na szczyt… drogowa dwójka pewnie też szybko wróci.

Padł kolejny strzał.
 
baltazar jest offline