Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-12-2009, 14:59   #128
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Życie nie zawsze układa się tak jak powinno, a plany i podejrzenia nie zawsze się sprawdzają.
We wszystko bowiem subtelnie ingeruje czynnik chaosu. I tak było właśnie w karczmie „Pod Leśnym Ruczajem”. Rodzice panny młodej mieli plany co do przyszłości swej swój córki, Valdro z Bianką plany co do karczmy, Sabrie i Teu zaś mieli swoje podejrzenia, Roger niespełnione nadzieje, Katkusik zaś obawy, a Sylphia chciała się przespać...dla odmiany sama. Dru miała swe diaboliczne plany, tajemniczy mnich zapewne też... Podobnie jak dwójka ludzi obserwowanych przez Teu i Sabrie, lecz ci z grzeczności woleli ich nie zdradzać. Czas pokaże które z nich uda zrealizować.

Teuivae’Vaelahr nie był wszechstronnym magiem, trudno go było nazwać potężnym...w tradycyjnym rozumieniu tego słowa. W paru jednak dziedzinach był niedościgniony. Jedną z nich było skradanie i ukrywanie się w mroku nocy.
Szkoda że jego umiejętności obecnie się marnowały. O ile Sabrie z bliskiej odległości byłaby wyzwaniem, o tyle dwójka ludzi przy koniach, już nie. Nie wyglądali na bandytów (a jeśli nimi byli to raczej raczkowali w tym zawodzie), kiepsko uzbrojeni, młodzi...jeden miał chyba z 16 lat.

Przypominali bardziej rzemieślniczych terminatorów. Przez długi czas siedzieli w milczeniu, od czasu do czasu racząc się alkoholem.
- Długo jeszcze?- zaczął młodszy.
-Cierpliwości, wszystko ma swój czas, nawet rewolucja.- odparł starszy z nich.
- Tak, tak...wiem. Rewolucja.- westchnął młodszy.- Gdy upadną rządy cechów i gildii, a władzę przejmie lud pracujący. Chciałbym działać, a nie tylko w milczeniu czekać i rozpowszechniać ulotki cichaczem.
-Takie sprawy nie powstają w kilka dni Kalicu.-
odparł starszy z nich. Kalic zaś westchnął.- Szkoda że niewielka jest nasza rola tutaj, a i sprawa nie jest związana z upadkiem starych rządów.
- Jest, choć ty z sobie z tego nie zdajesz sprawy. Polityka to poważna sprawa, czyż Lenevard nie wytłumaczył ci tego na zebraniu ?-
Spytała starszy, a Teu coś zaczęło świtać. Lenevard był bardem i jakimś cudem członkiem cechu lutników. Niezbyt wysoko postawionym co prawda, ale bardzo głośnym i dość znanym w Waterdeep. Miał chyba jakieś zatargi z władzami własnego cechu. Ale elf nie znał szczegółów.
- Niby tak, ale...- Kalic zeskoczył z konia, stanął frontem do ukrywającego się elfa, a tyłem do wierzchowca oraz towarzysza i...opuścił nieco spodnie, by się odlać wprost w kierunku Teu. Elf wycofał się na bezpieczną odległość mając przed oczami wątpliwą przyjemność oglądania „wyposażenia chłopaka” i unikania żółtawego „strumyczka” pryskającego w jego stronę.-... nie bardzo rozumiem jak to wszystko nam pomoże. Wiesz, to całe bratanie i ślub.
-Głupiś ty, boś młody. –
rzekł drugi mężczyzna ,niewiele jednak starszy od niego mężczyzna.- Trzeba przypomnieć mistrzom, że nie są różni od nas. Że nie są jakąś elitą, że kiedyś sami byli czeladnikami i terminatorami. Że nie można nas traktować, jak... że nie można nami pomiatać.


Sylphia van der Mikaal miała obecnie proste potrzeby. Po dość intensywnym dniu, marzyła tylko o długim i spokojnym śnie. A jednak były z tym problemy. Wesela są głosne, jednak to przewyższyło wkrótce poziom hałasu. Bowiem do muzyki oraz pijackich okrzyków dołączyły wrzaski i tupania.- Łapaj go! Nie daj mu uciec! Tędy pobiegł psisyn ! Rozerwać go na strzępy!
Wrzaski i szamotanina rozlegały się coraz głośniej. Coraz bardziej utrudniając magini sen. Co na Mystrę się tu wyrabiało?!
Wreszcie do drzwi Sylphii załomotały ciężkie pięści.- Otwierać! Albo wyważymy drzwi! Wiemy że tam się ukrywasz, ty ...gnido!
W tych warunkach sen, był raczej niemożliwy.

Wędrówki Rogera po karczmie przyniosły nieoczekiwane efekty. Żadnych satysfakcjonujących jednak ..co najwyżej obiecujące. Dru przepadła jak kamień w wodę, podobnie tajemniczy mnich. Przynajmniej tak się Rogerowi zdawało...do czasu. Ale nie uprzedzajmy faktów.
Póki co, coś się działo w karczmie, coś niedobrego. Morgana co chwilę mijali mężczyźni i kobiety o ponurym spojrzeniu. Mężczyźni i kobiety uzbrojoni i z dłońmi na rękojeściach. Ochroniarze bardziej niż goście. Wśród nich Morganowi udało się dostrzec krasnoludy znane mu z ochrony panny młodej. Oni wszyscy ...Kogoś szukali i nie poświęcali większej uwagi mijanemu przez nich Rogerowi. Ani tez nie reagowali na jego zaczepki. Od czasu do czasu słychać było okrzyki.- Łapaj go! Nie daj mu uciec! Tędy pobiegł psisyn ! Rozerwać go na strzępy!

Gdy zaś Roger zmęczony bezowocnym poszukiwaniem gnomki, mijał składzik pod schodami. Drzwi do składzik się otworzyły, dwie ręce capnęły mężczyznę i zanim zdążył zareagować został wciągnięty do środka. W ciemnościach, rozświetlanych jedynie przez nikły blask kaganka, zauważył szczotki, kubły oraz mnicha Ilmatera...Osobnika, który go tu wciągnął. Wyglądał teraz inaczej. Był przerażony i drżał, a pół twarzy miał pokrytą krwią.
- Na wszystkich bogów dobra, ratuj mnie ! Oni chcą mnie zlinczować!- szeptał drżącym głosem, kurczowo trzymając się ubrania Rogera.

Obserwacje są nudne, zwłaszcza gdy obiekt obserwacji jest daleko i niewiele robi. Właściwie to nic nie robi, jedynie czeka gapiąc się na karczmę. Sabrie powoli czuła jak sztywnieje jej ciało od ciągłego bezruchu. Powoli dopadało ją ...poczucie nudy. Goście już znikli w karczmie wiec robiło się cicho i ciemno...i monotonnie. A nie! Jeden z nich zeskoczył z konia i...stał nieruchomo od czasu do czasu wypinając krocze do przodu. Chyba sikał ...choć z takiej odległości, trudno to było stwierdzić. Kobieta była tak znudzona, że powoli rozważała czy niemądrze było odrzucić zaproszenie Kastusa do karczmy. Kapłan był może i nieciekawy, ale był i Sorbus... A nawet jeśli i on okazałby się niewarty uwagi, to parę butelek dobrego wina i łakocie z powodzeniem zastąpią towarzystwo prawie każdego mężczyzny... W każdym razie byłoby to ciekawsze od tych widoków. I ciszy która nastała po powrocie do karczmy... Było cicho i nudno, przez pewien czas przynajmniej Potem do uszu dziewczyny dotarło, jakby brzęczenie? Tak ! To było brzęczenie i buczenie!
Kładąc dłoń na rękojeści Sabrie skierowała się do stajni połączonej z kuźnią, by zbadać przyczynę hałasów. A owym źródłem była Dru montująca rurki od dużej beczki z winem do mechanicznego ustrojstwa, zmontowanego naprędce z części urządzeń Rowana.

Dru dokręcała coś kluczem z niezwykle zadowoloną minką. Nagle odwróciła się, a zobaczywszy Sabrie zrobiła minę dziecka przyłapanego na gorącym uczynku. Pochyliła w dół głowę i pocierając czubkiem stopy o ziemię mruknęła.- Nie miałaś.. eee...pilnować mego pysia? Ono jest kuźni, a nie w tej części stajni.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 20-12-2009 o 15:37.
abishai jest offline