Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-12-2009, 16:06   #16
Irmfryd
 
Irmfryd's Avatar
 
Reputacja: 1 Irmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie coś
Jak wiadomo dla właściwego i bezproblemowego przeprowadzenia napadu potrzebny jest dobry plan i dopóki wszystko przebiega zgodnie z nim, ofiary nie mają żadnych szans. Tak też było i tym razem. Oczywiście na samą akcję napadu składają się także inne niuanse, zbieg okoliczności, gdzie wystarczyłoby wyeliminować jedno małe zdarzenie a wszystko mogłoby potoczyć się inaczej. Może gdyby woźnica nie był rozluźniony fajkowym zielem Nizioła nie zatrzymałby karocy… może gdyby Schredder upuścił fajkę a nie ratował jej w ostatniej chwili przed upadkiem pod koło wozu ... a może gdyby Tupik nie jechał powozem i nie byłoby w ogóle halfińskiego ziela wszystko potoczyłoby się inaczej.

Ale o epizodach podróży nieznajomy w ogóle nie zdawał sobie sprawy. Najważniejsze było zatrzymać powóz w najniższym punkcie terenu, gdzie zbierała się woda. Kiedy wóz już stał najlepszą rzeczą jaką w tym momencie mogli wykonać podróżni była modlitwa. Ale czy oni zdawali sobie z tego sprawę?

Ciekawe czy są dziewki a najlepiej jakby były zadziorne. - Przemknęło przez myśl jeźdźca gdy głowa Helmuta toczyła się w kierunku powozu. Na jego twarzy znowu błyszczały zęby.

Wszystko przebiegało zgodnie z planem. Z za drzew wyłonili się rogaci bracia. Grad strzał z obu stron powozu, świst bełtów. Z pierwszej salwy niektórzy konni oraz zwierzęta dostali strzały. Kilku wybiegło z lasu łapiąc za konie, w okolicy powozu nawiązała się walka wręcz. Woźnica przywalił z muszkietu rozpieprzając łeb jednemu z wybiegających do powozu kompanów. Z krzaków wypadli też konni, jeden z nich wypalił z pistola w plecy jednego z walczących strażników. Z drzew nad powozem, na linach z nożami w zębach opuszczali się bandyci.

- Heeeejaaaa… - Wydobyło się z ust nieznajomego. Ściśnięty piętami wierzchowiec skoczył do przodu. W kilku susach nabrał rozpędu.

Adolf, z którego nogi sterczała strzała zdążył obrócić konia i dobyć miecza. W tym czasie nieznajomy szarżował już w dół w kierunku największego skupiska walczących. Odchyliwszy się w siodle uniknął ciosu Adolfa. Mocny uścisk miecza … cięcie … przez pierś … krew bluzgająca na tego, który to wszystko rozpoczął …

- Dalej, szybciej … - Krzyczał jeździec zbliżając się z zawrotną szybkością do powozu. Oczami wyobraźni widział już jasnowłosą uzbrojoną postać mężczyzny z kręconymi włosami z bojowym okrzykiem na ustach, szykującą się do skoku z karocy.
 

Ostatnio edytowane przez Irmfryd : 20-12-2009 o 16:09.
Irmfryd jest offline