Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-12-2009, 20:28   #129
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
W dużej sali gospody kłębił się tłum gości weselnych, za to nigdzie nie było widać ani Dru, ani Kastusa, ani Teu. Jakby wpadli pod ziemię.
Roger zatrzymał się na chwilę przy barze, jednak barman, w pocie czoła napełniający dzbanki i kufle, zaklinał się, że gnomki nie widział. A że przedstawicieli tej rasy na weselu nie było, zatem z pewnością - gdyby Dru do baru zawędrowała - barman by ją zauważył. Gdyby do rasy dodać jeszcze zamiłowanie kapłanki do alkoholu... Nie było szans, by ktokolwiek przegapił taką trunkową kobietkę. Nawet taką mikrą.
W zasadzie powinien spytać teraz, gdzie jest składowane wino i inne alkohole... Ale to z pewnością wywołałoby zaciekawienie barmana. I niepotrzebne podejrzenia.

Długo rozmowa przy barze nie trwała.
Zamieszanie jakie nagle wybuchło w karczmie zdecydowanie zmieniło kierunek zainteresowań barmana, który nawet swoje szklanki i kieliszki zostawił, przyglądając się biegającym tu i tam zbrojnym ludziom.
Sytuacja nie tak dla wesela powszechna jak pojedynek, ale i to się niekiedy zdarzało, zwłaszcza gdy kto podpadł znaczniejszej personie. Dziwniejsze jednak było to, że w bieganinie także krasnoludy wzięły udział, te, które panny młodej pilnowały. Nie wszystkie rzecz jasna...

- Co tu się dzieje? Kogo szukacie? - spytał przebiegającego ochroniarza. Ten jednak tylko obrzucił Rogera obojętnym spojrzeniem i popędził dalej. Co tym było dziwniejsze, że szukali jakiegoś mężczyzny. Tak przynajmniej wynikało z wypowiadanych na głos epitetów, w stylu 'psisyn' lub gorszych. Czyżby tamten tak charakterystycznie wyglądał, że na pierwszy rzut oka można było tamtego rozpoznać?
Wśród gości weselnych, najrozmaiciej przyodzianych ochroniarzy oraz służących z gospody jedynymi rzucającymi się w oczy osobami był mnich... Oraz Teu ze swoim wilczurem.
Ta druga możliwość byłaby niepokojąca.
Pocieszające było to, że nie poszukiwano Dru... Wizja gnomki, z drugim zestawem kości wyciągniętych nie wiadomo skąd, ogrywających do czysta weselnych gości... Dzięki Tymorze, nie ona była ścigana.
Poszukiwania nic nie dały. Kapłanki nie było i faktom trzeba było stawić czoło. To znaczy wrócić do kuźni i sprawdzić, czy przypadkiem zguba nie raczyła się odnaleźć sama z siebie. Rozczarowana niemożnością znalezienia partnerów do małej partyjki... Albo też pijana, i to nie radością z powodu naprawy jej ukochanego maleństwa.


Dłonie, które wciągnęły go do skrytki na szczotki nie należały do żadnej spragnionej wrażeń niewiasty. Wprost przeciwnie. Spoglądające na Rogera pełne trwogi oczy należały do mnicha. Zlekceważonego poprzednio przez Valdro.
Mnich nie wyglądał już na spragnionego gościny. Wprost przeciwnie... Ze jego słów można było śmiało wywnioskować, że gorącego przyjęcia ma zdecydowanie dość.
- Chcą cię zlinczować? - spytał Roger, z odrobiną tylko zaciekawienia. - Kurę gospodyni ukradłeś, czy tort zniszczyłeś, weselny?
Biegający ochroniarze raczej świadczyli o czymś poważniejszym. Czyżby młodzian na cześć panny młodej nastawał? Albo i co innego chciał z nią zrobić...
Mnich milczał...
- Ja mam cię w ciemno ratować, nie wiedząc, co masz na sumieniu? - Roger zadał kolejne pytanie. Milczenie mnicha, jeśli to w ogóle był mnich, sugerowało, że sprawa była poważna. Dużo poważniejsza niż jeden tort.
A milczenie się przedłużało.
- Mam zgadywać? Córkę czyjąś uwiodłeś i jej ojciec cię na tym zdybał? - padło kolejne pytanie. - A ty uciekłeś, ślubu z nią brać nie chcąc? - dodał Roger.
Takie rzeczy nagminnie się zdarzały. Nie tylko na weselach, chociaż te dziwnym trafem najwięcej okazji do czynów przez ojców niechętnie widzianych dostarczały.
Tymczasowy mieszkaniec schowka przez chwilę się zastanawiał zanim rzekł:
- Ten ślub nie powinien się odbyć, wiesz. Pannę młodą wbrew jej woli do ożenku zmuszają. W Waterdeep o tym wiedzą... więc... w obawie przez zamieszkami tu ślub urządzić postanowili.
Panna młoda wbrew własnej woli za mąż wydawana, to była rzecz całkiem normalna. We wszystkich sferach. Ewentualny odrzucony kandydat, jeśli szczęście, odwagę i wzajemność miał, pannę porywał, by po ucieczce ślub wziąć, albo i nie, ale zamieszek nie wzniecał, bo te na nic by się nie zdały.
- Głupot ty mi tu nie opowiadaj - odparł Roger. - Zamieszki z powodu ślubu... Też coś. Prędzej bym uwierzył, żeś sam ową panną zainteresowany i wykraść ją postanowiłeś dla własnej... korzyści, jeśli tak można to nazwać.
- Szczera prawda... ona zakochana jest z wzajemnością w Lenevardzie, a jego mistrzowie cechów nie lubią. O prawa pracownicze walczy, o godziwe zarobki - zaczął gorączkowo mówić mnich. - Ma duży posłuch u czeladników i robotników.
- Ty mi tu o prawach pracowniczych nie opowiadaj - Roger pokręcił głową. - Miłość potrafię zrozumieć, interesy cechów to nie moja sprawa. Gdyby ten cały Levenard miał w spodniach coś innego, prócz bawełnianych gaci, to by sam tu przybył, a nie młodzikiem jakimś się wysługiwał, na śmierć w dodatku go narażając. I wybij sobie z durnego łba porwanie panny - dodał zdecydowanie.
- Ty nie rozumiesz... ja posłańcem jestem. Miałem panienkę powiadomić... - rzekł wyraźnie obrażony mnich, po czym z przerażeniem zakrył usta.
- Powiadomić... o tym, że ukochany na białym rumaku przybędzie i spod ołtarza ją porwie? - w głosie Rogera zabrzmiała pewna ironia.
- Nic więcej nie powiem... nawet torturami ze mnie nie wyciągniecie - odparł zaczepnie fałszywy mnich. Po czym smutnym spojrzeniem dodał. - Poratuj bracie... toć oni krwi mojej łakną.
"Nic więcej mówić nie musisz" - Roger uśmiechnął się ironicznie. - "Wypaplałeś więcej, niż bym chciał."
- Braćmi zdaje się nie jesteśmy - odparł - chyba że w filozoficznym tego słowa znaczeniu... A pomóc ci...
Obrzucił mnicha uważnym spojrzeniem, a potem pomieszczenie zlustrował.
- Ty i twoje wieści... - Roger pokręcił głową. - Może, jeśli się uda, ubranie jakieś ci przyniosę. Na więcej nie licz. Nie jestem awatarem Sune, by łączeniem kochanków się zajmować.
- Zbuduj sobie schowanko... za kubłami i szczotkami. I szmat parę, co tu leżą, dodaj. W czasie wesela sprzątaczka żadna tu nie zajrzy, a z gości... też żaden, chyba że z ubikacją pomyli. Przy odrobinie szczęścia uchowasz się tu przez jakiś czas. I ten kaganek zgaś, bo cię byle dureń znajdzie.

Opuścił pomieszczenie i zamknął drzwi, przy okazji otrzepując się z kurzu, który przyczepił się do niego podczas wizyty w składziku.
Z kim powinien porozmawiać?
Z Valtro, który z pewnością chciałby skandalu uniknąć?
Z Bianką? Sprzyjałaby zakochanym? I spokojowi w gospodzie?
Z Sabrie? Ta z pewnością by uznała, że to nie jej sprawa. I Rogera też nie. Co gorsza, miałaby rację.
Z Teu? Pewnie nawet by nie zrozumiał, czy mag zgodzi się pomóc, czy też nie. Poza tym - po co Teu miałby komuś pomagać?
Z Sylphią? Może ta miałaby jaki pomysł szalony. Albo magię iluzji mogłaby zastosować i mnicha w panienkę przemienić?

Z myślą o magini Roger ruszył po schodach do góry.
Problem tylko na tym polegał, że nie bardzo wiedział, który pokój do niej należy. Ale to nie była przeszkoda nie do przezwyciężenia.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 21-12-2009 o 19:31.
Kerm jest offline