Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-12-2009, 00:38   #82
Mizuki
 
Mizuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Mizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znany
Dzień przed świętem księżyca. Biuro Gothura Szarookiego w Dokach ; Noc ; Waterdeep
- Zatem ni widzisz swojej winy w tym , ża ci mordę sprali i za kraty wcisnęli , a?- Gothur był już nieco podirytowany. Kilka godzin temu zbudził go sługa z wiadomością o powrocie Arina. Szybko posłał po Gentrasha i Ponpette.
Noc była chłodna i ciemna jak atrament. Gwiazdy i księżyc były zasłonięte przez szare chmury. W małej i raczej mało reprezentatywnej sali, będącej biurem Krasnoludach w dokach, panował półmrok. Szarooki rzadko odwiedzał to miejsce, dlatego też nie łożył pieniędzy na jego wystrój. Z pewnością jego siedziba w dzielnicy kupieckiej reprezentowała się o wiele lepiej.
Na porządnym , dębowym stole stał kufel piwa, i dwie filiżanki z herbatą. Ponpette chyba w niesamowitym pośpiechu wciągnęła na siebie suknię mało ekstrawagancką. Mimo, iż nie nałożyła na twarz makijażu i była zaspana, dalej potrafiłaby wstrząsnąć męskim sercem.
Anathan zdawał się zadowolony, iż udało im się uwolnić Arina. Siedział tuż przy wojowniku, napełniając co chwila jego kielich winem.

- Niech mnie smok przeżuje , wypluje, znów przeżuje , połknie i wysra jeśli kłamie ...- mruknął mężczyzna spod zielonego kaptura. - Siedziałem w tej zawszonej karczmie, jaką to idiotyczną nazwę jej nadali... A, "Czarny Kot I Ślepa Mysz". Kot to by im się tam naprawdę przydał... Bo myszy już mają. I nie takie ślepe, o michę musiałem z nimi walczyć.- zerknął na skrzywioną minę krasnoluda.-No dobra, dobra ... Siedziałem przy szklanicy wina. Podali mi chleba i smalcu. I wtedy dosiadł się ten "jegomość" ... Zasrany arystokrata
. Udawał człowieka z plebsu, ale takich idzie poznać na mile ! Poza tym, jaki biedak z ulic Wschodniej Dzielnicy byłby tak skory to sprawiania mi kolejnych szklanic trunku ?
- przetarł wierzchem dłoni usta.- Psia mać ... Stawiał to się nie pytałem, jeno jak zaczął gębą kłapać... Że co to nie on... Że gdzie on nie był. A jak mi wytykać zaczął, że ja niby nic o wojaczce nie wiem... To co siedzieć miałem z mordą krótko ? Powiedział żem mu , co o nim myślę i , że perfumą od niego pałacową daje. Wtedy ni z tego ni z owego trzasnął mnie w pysk ! -przechylił kielich do dna.- Oddałem, on oddał mi... i tak kilka razy. A tutaj nagle Straż miejska wpada... Panicz zmył się tak szybko, że nawet nie wiem kiedy... A mnie zakuli i na posterunek odprowadzili. Tam ten ich cały kapral nawet ze mną gadać nie chciał. Tyle powiedział, że posiedzę sobie w celi, aż festyn ze świętem związany końca dotrwa.

Ponpette upiła z filiżanki odrobinę herbaty.
- Zatem ktoś już wie co planujemy... I koniecznie chce nam to popsuć.
- Zaraz mnie krew zaleje ! Ni możem tak tego zostawić, nie ? Statki jutro popłyną, choćbym miał som podpalić ten pieruński posterunek !
- Spokojnie panie Gothurze...
- kobieta pomasowała się po skroni.- Nikt z nas wyprawy nie ma zamiaru odwoływać. Jednak możemy być już pewni, że kimkolwiek nie jest, nasz przeciwnik wykorzysta przeciwko nam straż miejską... To pozwoli mu pozostać w ukryciu. Zatem jutro musimy być gotowi na wszystko...

Święto Księżyca. Waterdeep. Doki późnym wieczorem.
Harvel, Arin, Anathan oraz Szarooki stali na rufie okrętu, tuż przy sterze. Statek przeznaczony do transportu był już od kilku godzin gotowy do podróży, zatem odbił od brzegu. Na Galeonie w tym czasie trwały ostatnie przygotowania.
Jedynie ta część doków była teraz rozświetlona. Wszędzie rozpalono pochodnie, a wokoło panował wzmożony ruch. Tragarze ładowali na okręt ostatnie zapasy. W czasie kiedy większość doków wyglądała niczym miasto widmo , reszta Waterdeep tętniła życiem. Nawet stąd widać było liczne światła z ulic miasta, a nawet dochodziły tutaj przytłumione dźwięki muzyki, krzyków, czy chórów odśpiewujących religijne psalmy.
W pewnym momencie do uszu czwórki mężczyzn dotarły rytmiczny odgłosu marszu, a po chwili przy wejściu na pomost ukazał się im oddział straży miejskiej.
- Co ? Porządnisie ?- warknął Harvel.
- Arin, zostań na statku. My sprawdzimy o co chodzi... Najlepiej zejdź pod pokład.- Anathan starał się zachować spokój. Wszak mógł się spodziewać czegoś podobnego. Szarooki jedynie zmarszczył brwi zerkając w kierunku oddziału.
- Sorin, na francowatą szparę portowej ściery, do mnie ! - Admirał ryknął w kierunku tłumu krzątającego się po pokładzie. Niemal natychmiast wydobył się z tej bezkształtnej masy Sorin.- Idziemy na ląd. Lepiej zaciśnij zadek... Jak te krzywe gęby zaczną pierdzielić jak niewydymki spod świątyni, można będzie się sfajdać ze śmiechu.- wykrzywił usta w uśmiechu.
Chwilę potem szli już po drewnianym pomoście w kierunku oddziału. Anathan niemal natychmiast poznał ludzi stojących na jego czele - Sierżant Viver oraz Porucznik Woothers. Poczuł jak serce zaczyna mu bić szybciej.

Porucznik Woothers

Sierżant Viver

- Ach, Pan Porucznik i pan sierżant. Jak miło. Wspaniały wieczór, nieprawdaż ?- zaczął grzecznie Anathan.
Woothers , jak miał w zwyczaju, trzymał ręce jakby do modlitwy. Chudy i łysy, z zadbaną brodą, o drobnej posturze zdawał się kruchą istotą, wręcz niestworzoną do pracy strażnika miejskiego.
- Czy taki wspaniały... to się zaraz okaże, panie Gentrash.- Porucznik odezwał się swoim wysokim, piskliwym głosem. Kiedy mówił, potrząsał złożonymi dłońmi niczym paralityk. - Doszły mnie niezwykle smutne wieści. Wczoraj ktoś przekupił jednego z kaprali we wschodniej dzielnicy, a ten za pieniądze wypuścił więźnia.
- Straszne ! Jacy ludzie potrafią być zachłanni na złoto, nieprawdaż? Jednak jak mogę pomóc w tej sprawie Straży Miasta Waterdeep ?

Oczy młodego sierżanta zabłysły w świetle pochodni. Samą posturą stwarzał wrażenie pewnego siebie i nieposkromionego.
- Ludzie, którzy wręczyli kapralowi złoto , według zeznań świadków , wraz z więźniem Arinem udali się do doków. Wcześniej widziano ich kręcących się w okolicy pańskich posiadłości w dokach, Panie Gentrash. A również słyszałem, że wymieniony wcześniej Arin pracował kilka razy dla pana.
- Arin...Arin... Arin...
- Anathan pogładził się dłonią po brodzie , mrużąc oczy.- Bynajmniej. Pierwszy raz słyszę to imię.
- W takim razie przeszukanie magazynów i okrętu będzie tylko formalnością.
- psiknął niemal porucznik.
- Magazynów ? Myślę, że jest to możliwe... Jednak okręt sprzedałem panu Harvelowi. I to jego własność, dlatego też nie mogę decydować w tej kwestii.
Strażnicy rzucili spojrzenie w kierunku admirała. Ten uśmiechnął się promieniście ukazując poczerniałe zęby.
- Noo... Ale jaki kwitek na to mata, co ? Bo bez niego prędzej pozwolę wam
ucałować się soczyście w zadek, niż postawić nogę na mojej łajbie.
- Harvel skrzyżował ramiona na piersi i zarechotał lekko. Porucznik skrzywił się lekko i zerknął na Vivera.
- Wybierz jednego szeregowego i poślij go do kapitana Marloka. Nie będzie pocieszony, że budzimy go w tak błahej sprawie... jednak... Skoro pan Harvel chce zobaczyć papier. Póki jednak okrętu nie przeszukamy zakazuję panu wyjścia nim z portu.- psiknął grożąc palcem. - Reszcie każ okrążyć magazyny i wejść w uliczki... Oczywiście pan Gentrash również dokument zobaczy, do tego czasu nie wejdziemy na pańskie włości.
Strażnicy szybko rozeszli się we wszystkich kierunkach. Zaledwie sześciu pozostało wraz z porucznikiem i sierżantem w pobliżu wejścia na pomost.

- Co teraz, Gentrash ? Cholera, nie zajmie im to więcej niż godzinę !- Szarooki zdawał się spanikowany.
- Spokojnie... Nasze są tylko magazyny, tak ? Mogą je przeszukać, jeśli znajdą kogokolwiek... Cóż. Nie płacę za to by ktoś strzegł pustych magazynów, nieprawdaż ? - spojrzał na Harvela.- Oficjalnie umywamy od wszystkiego ręce... A po prawdzie , tysiąc sztuk złota do podziału. Masz zadbać o to, by pozostali rekruci znaleźli się na Galeonie, po czym odpłynąć stąd nim strażnicy znajdą Arina. Nie obchodzi mnie jak to zrobisz.
Admirał uśmiechnął się równie szeroko, co do porucznika chwilę temu.
- Aye ! Sorin, idź no po tych psubratów do magazynu. Musicie jakoś dotrzeć na statek. - zerknął w kierunku strażników. Zatrzymali wszystkich tragarzy.- Jak widać nie będzie łatwo wam na niego wejść... Wymyślcie coś. W razie konieczności tnijcie, palcie i walcie po mordach. Ale może dacię rade po cichu ? Ja przygotuje statek... W razie czego popieszczę nabrzeże dwiema słodkimi salwami z bakburty.
Szarooki i Grentrash spokojnym krokiem udali się w kierunku magazynów.

*********************
Następny post : Sorin
 
__________________
"...niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys"

Ostatnio edytowane przez Kerm : 21-12-2009 o 06:37. Powód: Kolor czerwony zarezerwowany jest dla Obsługi
Mizuki jest offline