Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-12-2009, 23:01   #81
 
Chester90's Avatar
 
Reputacja: 1 Chester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumny
I znów poszło gładko. Dobrze dobrane słowo wspomagane sporą ilością złota pozwoliły im uwolnić przyszłego dowódcę wyprawy, który to przywódca okazał się niewdzięcznym mrukiem. Arinn nie sprawił na Mordimerze najlepszego wrażenia. Nie dość, że chodził ubrany jak pierwszy lepszy obdartus z ulicy, to jeszcze po tym jak udało im się wyciągnąć go z więzienia nie wypowiedział do nich ani jednego słowa. Nawet zwykłego „dzięki” nie usłyszeli. Kapłan jednak postanowił być ponad te błahostki i nie dał się wyprowadzić z równowagi ponurym nastrojem byłego więźnia. Kiedy dotarli do doków Arinn zmył się bez pożegnania. Kapłan tylko pokręcił głową, jego towarzysze byli na szczęście lepiej wychowani.

- Także życzę dobrej nocy panowie i do zobaczenia. – po tych słowach Mordimer udał się do karczmy, w której zatrzymał się na noc.

Na miejscu zjadł solidną kolację i wszedł po schodach do swojego pokoju. Zamknął drzwi i odłożył na bok buzdygan i magiczną różdżkę. Następnie zdjął z siebie zbroję i dokładnie ją wyczyścił. Po tym dopiero położył się i spokojnie zasnął.

Ranek przywitał go promieniami słońca wpadającymi przez uchylone okno pokoju. Mordimer poczuł przypływ energii. Już dziś wieczorem udadzą się na ową tajemniczą wyspę, by wyjaśnić jej zagadki. Widmo długiej podróży morskiej nie osłabiło entuzjazmu młodego kapłana, który z zapałem zaczął przywdziewać zbroję. Potem uklęknął i wyciągnął swój święty symbol. Piękna złota moneta o średnicy dwukrotnie większej od standardowej była ozdobiona zarówno na rewersie jak i awersie obliczem bogini Tymory. Jego bogini, która zsyłała mu szczęście i której wolę zobowiązał się nieść w każdy zakątek świata. Mordimer pogrążył się w modlitwie, prosząc Uśmiechniętą Panią o niezbędne zaklęcia i o błogosławieństwo na najbliższe dni. Po skończonej modlitwie udał się na śniadanie do ogólnej sali gospody.

Do wieczora włóczył się jeszcze po mieście w porze posiłków zahaczając o karczmy. Na dyskusjach i wymianie opowieści po posiłkach zleciał mu czas do wieczora, kiedy to udał się na wyznaczone spotkanie. Na miejscu okazało się, że część towarzyszy już czeka na pracodawców.

- Uśmiech Pani niech was wspomaga przyjaciele. Gotowi na rozpoczęcie przygody naszego życia? – zagadnął wesoło towarzyszy. Ekscytacja wyprawą nie zelżała w nim od rana. Wszak z pomocą Tymory jest gotowy stawić czoła każdemu wyzwaniu.
 
__________________
Mogę kameleona barwami prześcignąć,
kształty stosownie zmieniać jak Proteusz,
Machiavela, łotra, uczyć w szkole.
Chester90 jest offline  
Stary 21-12-2009, 00:38   #82
 
Mizuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Mizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znany
Dzień przed świętem księżyca. Biuro Gothura Szarookiego w Dokach ; Noc ; Waterdeep
- Zatem ni widzisz swojej winy w tym , ża ci mordę sprali i za kraty wcisnęli , a?- Gothur był już nieco podirytowany. Kilka godzin temu zbudził go sługa z wiadomością o powrocie Arina. Szybko posłał po Gentrasha i Ponpette.
Noc była chłodna i ciemna jak atrament. Gwiazdy i księżyc były zasłonięte przez szare chmury. W małej i raczej mało reprezentatywnej sali, będącej biurem Krasnoludach w dokach, panował półmrok. Szarooki rzadko odwiedzał to miejsce, dlatego też nie łożył pieniędzy na jego wystrój. Z pewnością jego siedziba w dzielnicy kupieckiej reprezentowała się o wiele lepiej.
Na porządnym , dębowym stole stał kufel piwa, i dwie filiżanki z herbatą. Ponpette chyba w niesamowitym pośpiechu wciągnęła na siebie suknię mało ekstrawagancką. Mimo, iż nie nałożyła na twarz makijażu i była zaspana, dalej potrafiłaby wstrząsnąć męskim sercem.
Anathan zdawał się zadowolony, iż udało im się uwolnić Arina. Siedział tuż przy wojowniku, napełniając co chwila jego kielich winem.

- Niech mnie smok przeżuje , wypluje, znów przeżuje , połknie i wysra jeśli kłamie ...- mruknął mężczyzna spod zielonego kaptura. - Siedziałem w tej zawszonej karczmie, jaką to idiotyczną nazwę jej nadali... A, "Czarny Kot I Ślepa Mysz". Kot to by im się tam naprawdę przydał... Bo myszy już mają. I nie takie ślepe, o michę musiałem z nimi walczyć.- zerknął na skrzywioną minę krasnoluda.-No dobra, dobra ... Siedziałem przy szklanicy wina. Podali mi chleba i smalcu. I wtedy dosiadł się ten "jegomość" ... Zasrany arystokrata
. Udawał człowieka z plebsu, ale takich idzie poznać na mile ! Poza tym, jaki biedak z ulic Wschodniej Dzielnicy byłby tak skory to sprawiania mi kolejnych szklanic trunku ?
- przetarł wierzchem dłoni usta.- Psia mać ... Stawiał to się nie pytałem, jeno jak zaczął gębą kłapać... Że co to nie on... Że gdzie on nie był. A jak mi wytykać zaczął, że ja niby nic o wojaczce nie wiem... To co siedzieć miałem z mordą krótko ? Powiedział żem mu , co o nim myślę i , że perfumą od niego pałacową daje. Wtedy ni z tego ni z owego trzasnął mnie w pysk ! -przechylił kielich do dna.- Oddałem, on oddał mi... i tak kilka razy. A tutaj nagle Straż miejska wpada... Panicz zmył się tak szybko, że nawet nie wiem kiedy... A mnie zakuli i na posterunek odprowadzili. Tam ten ich cały kapral nawet ze mną gadać nie chciał. Tyle powiedział, że posiedzę sobie w celi, aż festyn ze świętem związany końca dotrwa.

Ponpette upiła z filiżanki odrobinę herbaty.
- Zatem ktoś już wie co planujemy... I koniecznie chce nam to popsuć.
- Zaraz mnie krew zaleje ! Ni możem tak tego zostawić, nie ? Statki jutro popłyną, choćbym miał som podpalić ten pieruński posterunek !
- Spokojnie panie Gothurze...
- kobieta pomasowała się po skroni.- Nikt z nas wyprawy nie ma zamiaru odwoływać. Jednak możemy być już pewni, że kimkolwiek nie jest, nasz przeciwnik wykorzysta przeciwko nam straż miejską... To pozwoli mu pozostać w ukryciu. Zatem jutro musimy być gotowi na wszystko...

Święto Księżyca. Waterdeep. Doki późnym wieczorem.
Harvel, Arin, Anathan oraz Szarooki stali na rufie okrętu, tuż przy sterze. Statek przeznaczony do transportu był już od kilku godzin gotowy do podróży, zatem odbił od brzegu. Na Galeonie w tym czasie trwały ostatnie przygotowania.
Jedynie ta część doków była teraz rozświetlona. Wszędzie rozpalono pochodnie, a wokoło panował wzmożony ruch. Tragarze ładowali na okręt ostatnie zapasy. W czasie kiedy większość doków wyglądała niczym miasto widmo , reszta Waterdeep tętniła życiem. Nawet stąd widać było liczne światła z ulic miasta, a nawet dochodziły tutaj przytłumione dźwięki muzyki, krzyków, czy chórów odśpiewujących religijne psalmy.
W pewnym momencie do uszu czwórki mężczyzn dotarły rytmiczny odgłosu marszu, a po chwili przy wejściu na pomost ukazał się im oddział straży miejskiej.
- Co ? Porządnisie ?- warknął Harvel.
- Arin, zostań na statku. My sprawdzimy o co chodzi... Najlepiej zejdź pod pokład.- Anathan starał się zachować spokój. Wszak mógł się spodziewać czegoś podobnego. Szarooki jedynie zmarszczył brwi zerkając w kierunku oddziału.
- Sorin, na francowatą szparę portowej ściery, do mnie ! - Admirał ryknął w kierunku tłumu krzątającego się po pokładzie. Niemal natychmiast wydobył się z tej bezkształtnej masy Sorin.- Idziemy na ląd. Lepiej zaciśnij zadek... Jak te krzywe gęby zaczną pierdzielić jak niewydymki spod świątyni, można będzie się sfajdać ze śmiechu.- wykrzywił usta w uśmiechu.
Chwilę potem szli już po drewnianym pomoście w kierunku oddziału. Anathan niemal natychmiast poznał ludzi stojących na jego czele - Sierżant Viver oraz Porucznik Woothers. Poczuł jak serce zaczyna mu bić szybciej.

Porucznik Woothers

Sierżant Viver

- Ach, Pan Porucznik i pan sierżant. Jak miło. Wspaniały wieczór, nieprawdaż ?- zaczął grzecznie Anathan.
Woothers , jak miał w zwyczaju, trzymał ręce jakby do modlitwy. Chudy i łysy, z zadbaną brodą, o drobnej posturze zdawał się kruchą istotą, wręcz niestworzoną do pracy strażnika miejskiego.
- Czy taki wspaniały... to się zaraz okaże, panie Gentrash.- Porucznik odezwał się swoim wysokim, piskliwym głosem. Kiedy mówił, potrząsał złożonymi dłońmi niczym paralityk. - Doszły mnie niezwykle smutne wieści. Wczoraj ktoś przekupił jednego z kaprali we wschodniej dzielnicy, a ten za pieniądze wypuścił więźnia.
- Straszne ! Jacy ludzie potrafią być zachłanni na złoto, nieprawdaż? Jednak jak mogę pomóc w tej sprawie Straży Miasta Waterdeep ?

Oczy młodego sierżanta zabłysły w świetle pochodni. Samą posturą stwarzał wrażenie pewnego siebie i nieposkromionego.
- Ludzie, którzy wręczyli kapralowi złoto , według zeznań świadków , wraz z więźniem Arinem udali się do doków. Wcześniej widziano ich kręcących się w okolicy pańskich posiadłości w dokach, Panie Gentrash. A również słyszałem, że wymieniony wcześniej Arin pracował kilka razy dla pana.
- Arin...Arin... Arin...
- Anathan pogładził się dłonią po brodzie , mrużąc oczy.- Bynajmniej. Pierwszy raz słyszę to imię.
- W takim razie przeszukanie magazynów i okrętu będzie tylko formalnością.
- psiknął niemal porucznik.
- Magazynów ? Myślę, że jest to możliwe... Jednak okręt sprzedałem panu Harvelowi. I to jego własność, dlatego też nie mogę decydować w tej kwestii.
Strażnicy rzucili spojrzenie w kierunku admirała. Ten uśmiechnął się promieniście ukazując poczerniałe zęby.
- Noo... Ale jaki kwitek na to mata, co ? Bo bez niego prędzej pozwolę wam
ucałować się soczyście w zadek, niż postawić nogę na mojej łajbie.
- Harvel skrzyżował ramiona na piersi i zarechotał lekko. Porucznik skrzywił się lekko i zerknął na Vivera.
- Wybierz jednego szeregowego i poślij go do kapitana Marloka. Nie będzie pocieszony, że budzimy go w tak błahej sprawie... jednak... Skoro pan Harvel chce zobaczyć papier. Póki jednak okrętu nie przeszukamy zakazuję panu wyjścia nim z portu.- psiknął grożąc palcem. - Reszcie każ okrążyć magazyny i wejść w uliczki... Oczywiście pan Gentrash również dokument zobaczy, do tego czasu nie wejdziemy na pańskie włości.
Strażnicy szybko rozeszli się we wszystkich kierunkach. Zaledwie sześciu pozostało wraz z porucznikiem i sierżantem w pobliżu wejścia na pomost.

- Co teraz, Gentrash ? Cholera, nie zajmie im to więcej niż godzinę !- Szarooki zdawał się spanikowany.
- Spokojnie... Nasze są tylko magazyny, tak ? Mogą je przeszukać, jeśli znajdą kogokolwiek... Cóż. Nie płacę za to by ktoś strzegł pustych magazynów, nieprawdaż ? - spojrzał na Harvela.- Oficjalnie umywamy od wszystkiego ręce... A po prawdzie , tysiąc sztuk złota do podziału. Masz zadbać o to, by pozostali rekruci znaleźli się na Galeonie, po czym odpłynąć stąd nim strażnicy znajdą Arina. Nie obchodzi mnie jak to zrobisz.
Admirał uśmiechnął się równie szeroko, co do porucznika chwilę temu.
- Aye ! Sorin, idź no po tych psubratów do magazynu. Musicie jakoś dotrzeć na statek. - zerknął w kierunku strażników. Zatrzymali wszystkich tragarzy.- Jak widać nie będzie łatwo wam na niego wejść... Wymyślcie coś. W razie konieczności tnijcie, palcie i walcie po mordach. Ale może dacię rade po cichu ? Ja przygotuje statek... W razie czego popieszczę nabrzeże dwiema słodkimi salwami z bakburty.
Szarooki i Grentrash spokojnym krokiem udali się w kierunku magazynów.

*********************
Następny post : Sorin
 
__________________
"...niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys"

Ostatnio edytowane przez Kerm : 21-12-2009 o 06:37. Powód: Kolor czerwony zarezerwowany jest dla Obsługi
Mizuki jest offline  
Stary 21-12-2009, 08:47   #83
 
Nathias's Avatar
 
Reputacja: 1 Nathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znany
Po udanym rekonesansie posterunku straży miejskiej Bronthion i Sorin szli szybkim acz miarowym krokiem przez mroki Waterdeep. Nie rozmawiali o niczym. W sumie nie było o czym. Misja wypełniona, a i po nocy pierdnięcie myszy okrętowej słychać, jakby kolubryna wystrzeliła jakaś. Kiedy zbliżyli się do karczmy, w której aktualnie mieszkał towarzysz marynarza, Sorin rzucił cicho
-Do jutra
i nie zwalniając ruszył dalej w stronę doków.

Kiedy zbliżył się do okrętu dostrzegł ruch na pokładzie.
-Kto idzie? Gadaj szybko!
-To ja, Sorin ty murwo w zadek francowatym kusiem chędożona. Trzeba było oprawić jedną ladacznicę mniej, bo gwiazdy masz przed oczami jeszcze i kamratów od strażników nie poznajesz!
- Sorin wypalił nie zatrzymując się.
Szybko wszedł po trapie mijając zdezorientowanych wartowników i udał się prosto pod pokład, jednym ruchem zdjął przewieszoną przez ramię karabelę, rzucił ją na hak wbity obok i jednym susem rzucił się na hamak. Załorzył ręcę za głowę i spojrzał na wiszącą na środku pomieszczenia delikatnie bujającą się lampę. Tego mu właśnie było trzeba. Zbyt długo przebywał na lądzie. Czuł się nie swojo, gdy nie było pod nogami przyjemnego delikatnego kołysania. Wyciągnął się na hamaku, zamkną oczy i od razu usnął kołysany delikatnymi falami mrocznej teraz jak samo piekło, oceanicznej toni.

Sorin obudził się kilka godzin przed południem. Miał popołudniową wachtę, więc mógł się wyspać. Zeskoczył z hamaka i wyszedł na pokład. Od razu uderzyło w niego silne słońce, w którym był skąpany cały okręt. Na pokładzie, tak jak zwykle krzątała się załoga przygotowująca okręt do wypłynięcia. Sorin rozejrzał się powoli po pokładzie i dostrzegł beczkę z wodą. Podszedł do niej i szybko zanurzył w niej głowę. Woda była przyjemnie chłodna co rozbudziło go już całkowicie. Szybkim ruchem wynurzył się parskając rześko. Zagarną włosy, poprawił czarną opaskę na głowie i szybkim krokiem udał się po swoje rzeczy. Szybko przerzucił skórzany pas z bronią przez ramię, przytroczył do pasa sakwy i ruszył na targowisko.

Gdy dotarł na miejsce od razu uderzył go panujący tam gwar i poruszenie. Ludzie zbili się w jedną, wielką niekontrolowaną masę. Sorin podrapał się ceremonialnie po całkowicie już suchej głowie i ruszył powoli starając znaleźć lukę w którą mógłby sie wcisnąć. Szybko przekonał się, że poruszanie się w tym tłumie wcale przypomina chodzenie po pokładze w czasie sztormu. Tak więc już o wiele pewniej przyśpieszył kroku i zaczął oglądać poszczególne stragany. Było tam wszystko, od kwiatów i trzodę po armaty a nawet przedstawicieli okrętów na sprzedarz. Pierwsze swoje kroki Sorin skierował do stoiska z wypolerowanymi na błysk ostrzami. Przebierał długo, próbował, ważył w ręku jednak żadne z tych wspaniałych kling nie było tak wygodne jak jego najwierniejsza przyjaciółka przewieszona przez ramię. Dalej udałsię do kramu powróźnika. Ten zachwalał swoje liny jak żaden inny ich producent, którego Sorin widział. Żeglarz wiedział doskonale, że solidna lina nie raz może uratować życie. Szczególnie zainteresowały go jednwabne wyroby powróźnika. Niewiele myśląc wziął jedną z nich i obejrzał z bliska. Szarpną za dwa końce. "Mocna, elastyczna. Gdyby wszystkie nasze liny takie były..." Pomyślał Sorin. Do liny dokupił od razu kotwiczkę. Spod koszuli wyjął sakiewkę zawieszoną na szyi, odliczył szybko umówioną sumę i podał handlarzowi. Odszedł na bok i zwinnie zwiną linę przewieszając ją przez przeciwne ramię niż broń.
Gdy znowu wbił się w tłum zaczepił przechodzącego mężczyznę pytając czy dostanie tutaj jakieś eliksiry. Ten wskazał szybko kierunek po czym oddalił się prędko.
Po drodze zajrzał jeszcze na stoisko z różnego rodzaju torbami skórzanymi i sakwami. Tutaj nabył jedną torbę na długim, szerokim pasie także do zawieszenia przez ramię.
Gdy Sorin dotarł na wskazane miejsce ujrzał zniszczony stragan i staruszka siedzącego za nim. Po krótkiej wymianie zdań zakupił jeden eliksir zdrowie przywracający, a drugi dodający finezji i zręczności. "Zawsze to dobrze jest mieć coś w zanadrzu" pomyślał pakując flakoniki do nowej torby.

Kupił już chyba wszystko co miał kupić. Spojrzał na słońce. Robiło się późno. Ruszył więc w drogę powrotną do portu.

Gdy dotarł na statek odłożył wszystkie nowo nabyte rzeczy i rozpoczą normalną wachtę, sprawdzając liny i węzły, oraz mocując ładunek. Ot dzień jak codzień na pokładzie. Tak zleciało mu całe popołudnie i wieczór.

- Sorin, na francowatą szparę portowej ściery, do mnie ! - usłyszał nagle. Bez namysłu przecisną się przez tragarzy i kompanów i staną obok admirała.
-Idziemy na ląd. Lepiej zaciśnij zadek... Jak te krzywe gęby zaczną pierdzielić jak niewydymki spod świątyni, można będzie się sfajdać ze śmiechu.
Spojrzał na trap. Na skraju nabrzeża stało czterech osobników. Całą trójka zeszła na na dół aby przywitać nieproszonych gości.
Po krótkiej acz znaczącej wymianie zdań okazało się, że misja wykupienia Arina nie powiodła się aż tak dobrze jak mu się wydawało.
-Sorin, idź no po tych psubratów do magazynu. Musicie jakoś dotrzeć na statek. Jak widać nie będzie łatwo wam na niego wejść... Wymyślcie coś. W razie konieczności tnijcie, palcie i walcie po mordach. Ale może dacię rade po cichu ? Ja przygotuje statek... W razie czego popieszczę nabrzeże dwiema słodkimi salwami z bakburty. - szepną po cichu admirał
-Aye!

Sorin puścił się po trapie, wpadł pod pokład i złapał swoją karabelę. W biegu przerzucił ją przez ramię. Na pokładzie zauważył, że kapitan stoi na trapie. Rozejrzał się. Zobaczył jeden nieużywany żuraw a z niego wiszącą linę. Wziął rozbieg. Chwycił linę i zjechał po niej na kamienny bruk portu, po czym żwawym krokiem udał się za Szarookim i Grentrashem. W duchu przyznał, że ta ostatnia opcja najbardziej mu się podobała.

Gdy dotarli do magazynów Sorin od razu skierował się do pokoju w którym powinni być jego kompani zatrudnieni przez handlarzy. Kopniakiem otworzył drzwi
-Wstawać szczurze zadki, czas nagli! Odpływamy szybciej niż sądziliśmy! - warkną rozglądając się po pomieszczeniu.
 

Ostatnio edytowane przez Nathias : 21-12-2009 o 12:00. Powód: poprawa błędów :)
Nathias jest offline  
Stary 21-12-2009, 15:11   #84
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Pozostali długo kazali na siebie czekać. Choć może to on był tak wcześnie. Nie marnował czasu, raz jeszcze wyciągnął z plecaka księgę zaklęć i spokojnie począł studiować zaklęcia w niej zapisane. Im częściej to czynił, tym mniejsze miał prawdopodobieństwo, że gdy zajdzie potrzeba pomyli formułę i czar się zmarnuje. W końcu zeszli się pozostali. Schował księgę do plecaka i poprawił skórzany pasek. Z każdym się witał. W końcu z nimi spędzi następne dni, dekadnie a może nawet i miesiące.

***

-Nigdy synu nie daj sobie wejść na głowę. Żadnemu współziomkowi. Jeśli Cię szanują, odwzajemniaj się tym samym. Jeśli zaś Tobą gardzą, gardź nimi Ty! Jeśli im zaufasz idź z nimi nawet w paszczę smoka.- tłumaczył stary krasnoludzki wojownik, gestykulując palcami.
-Zrozumiałem ojcze.- odrzekł młody Stormak.
-To dobrze.- skomentował ojciec, klepiąc syna w ramię.

***

"Co za pajac..." pomyślał Stormak, gdy do pomieszczenia wparował Sorin nazywając resztę szczurzymi zadkami. Brodacz pokręcił głową i wstał z miejsca. -Ty nie zajebałeś kiedyś łbem o maszt? A może kotwica Ci na łepetynę spadła?- spytał brodacz. -Może i twoje ziomki, pucujące pokład mają coś wspólnego z szczurzymi zadkami, ale ja na pewno nie. Jeśli zatem masz słabą pamięć przypomnę Ci. Jestem Stormak. Mam nadzieję, że szybko zapamiętasz, bo nie mam zamiaru słuchać twojego durnowatego zwracania na siebie uwagi. Nie wiem ile części życia spędziłeś na okręcie, ale pewnie sporo, skoro nie znasz innych określeń. Grupa, kompanija, towarzysze, współziomki, kamraci. Ale nie! Szczurze! Zadki!- warknął do Sorina. Nie uważał, by takie określenie go obrażało, jednak miał swoją godność i nie pozwalał żadnemu przyjacielowi tak do siebie mówić a już tym bardziej jakiemuś przygłupowi z kwadratowym ryjem. Zarzucił plecak na ramię, złapał kostur i wejrzał znudzonym wzrokiem na Sorina.
 
Nefarius jest offline  
Stary 21-12-2009, 17:51   #85
 
Elthian's Avatar
 
Reputacja: 1 Elthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodze
Spacerujący po Waterdeep elf szybko zaczął się nudzić. Był już w zupełności gotowy do podróży tak więc żaden stragan na rynku nie przykuł jego uwagi. Poza tym Ilian nic tutaj nie zostawiał, to wielkie miasto było mu całkiem obce, miał nadzieję iż u celu wyprawy odnajdzie choć trochę otoczenia przypominającego jego rodzinny las. Maszerował z przerzuconym przez jedno ramię plecakiem obładowanym różnymi, przydatnymi przedmiotami. Czas mijał a słońce powoli przetaczało się po błękitnym sklepieniu...

Łup! - stare drzwi trzasnęły z nieprzyjemnym wydźwiękiem o futrynę jednego z pomieszczeń w dokowym magazynie. Widząc kwaśne miny zebranym kompanów elf przywitał się skromnym "Wybaczcie...". Odnajdując sobie wygodne miejsce na jednym z krzeseł Ilian wyciągnął się wygodnie na starym mebelku i zarzucił nogi na pobliski stołek. Złapawszy kraniec bandany na czole przeciągnął ją delikatnie na oczy zasłaniając docierające światło. Siedząc tak wygodnie nasłuchiwał rozmów swoich kompanów czasami dodając swoją skromną opinię na dany temat.

W podobny sposób do magazynowej "poczekalni" wparował Sorin rzucając obelgą w stronę zgromadzonych rekrutów. Konwersację natychmiast zawiązał czerwono odziany krasnoludzki czarodziej. Dla samego elfa zachowanie, jak to ostatnio go w myśli nazwał - pupila Hervela, było dość niesmaczne.
- Pan raczy żartować? W zupełności rozumiem iż najprawdopodobniej został pan wychowany w niesympatycznych kręgach i nabrał pan pewnych zwyczajów, ale należałoby pamiętać iż nie wszyscy będziemy je tolerować. Dlatego prosił bym o przynajmniej odrobiny dobrego zachowania - elf spojrzał na krasnoluda, ich relacje od początku nie były zbyt dobrze tak więc postanowił nie zwracać się bezpośrednio do maga.

Drobne, elfie ciało uniosło się z krzesła i skierowało swe kroki ku Sorinowi. Nie miał zamiaru wszczynać od razu jakiś kłótni, bo jak było widać nie mieli na to czasu. Jego gwałtowny kompan zachował się dość bezmyślnie, lecz zapewne i niejednemu przyjdzie popełnić jakieś głupstwo na wyprawie. Poprawiwszy bandanę stanął obok Sorina i spojrzawszy na resztę kompanów czekał na ich ruch.

Wkrótce wszystko sie zacznie... Taką miał przynajmniej nadzieję Ilian.
 
Elthian jest offline  
Stary 21-12-2009, 21:24   #86
 
Xulux's Avatar
 
Reputacja: 1 Xulux jest na bardzo dobrej drodzeXulux jest na bardzo dobrej drodzeXulux jest na bardzo dobrej drodzeXulux jest na bardzo dobrej drodzeXulux jest na bardzo dobrej drodzeXulux jest na bardzo dobrej drodzeXulux jest na bardzo dobrej drodzeXulux jest na bardzo dobrej drodzeXulux jest na bardzo dobrej drodze
Siedział na krześle w magazynie, bawiąc się sztyletem. Nie próbował nawiązywać żadnych rozmów, jako że małomówny ogólnie był, zresztą zbyt był podekscytowany dzisiejszym odbiciem od brzegu, żeby spokojnie rozmawiać. Witał tylko wchodzących co jakiś czas kompanów.

Jego stan nieważkoście przerwał głośny odgłos wywołany przez walące w ścianę drzwi. Od niechcenia spojrzał na to co się stało i ujrzał Sorina który otworzył sobie drzwi kopniakiem i zaczął wydawać z siebie głośne wyrazy. Zdziwiło go to jak kompanię nazwał, chyba chciał wszystkich do siebie zniechecić już na początku wyprawy.
"Jeśli nie chce żyć w zgodzie to nie, nie będe go zmuszał, ale nie zniose jeśli jeszcze będzie nazywał mnie sczurzym zadkiem. Zresztą co to za określenie? Pewnie usłyszał gdzies w burdelu jak jakas dziwka tak do niego mówiła i teraz chodzi i powtarza. Żałosne" pomyślał od razu.

Stormakowi widocznie też nie podobało się to co mówił marynarz i powiedzial mu pare słów umoralniających, jednak Cadom był pewien że w tym przypadku nic to nie da. Nauczenie manier marynarza graniczyło z cudem. Zaraz potem swoje niezadowolenie wyraził także elf. Sam też nie byl zadowolony, ale wolał się nie kłócić.
- Racja panie marynarzu, jesli pan z nami rozmawiasz to nieco zmień ton i słowa w swojej wypowiedzi. A poza tym zanim wyjdziemy to wyjaśnij chociaż krótko o co chodzi, bo innaczej nie będziemy wiedzieli jak się zachować. Sądze że szybsze wyruszenie ma jakiś ważny powód?- Powiedział po czym wstal ze stołka i stanął przy drzwiach, czekając na innych.
 
Xulux jest offline  
Stary 21-12-2009, 22:29   #87
 
Bronthion's Avatar
 
Reputacja: 1 Bronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodze
Po poprzednio udanej akcji udał się z powrotem do karczmy, w której aktualnie wynajmował pokój. Z pewnością nie należał do ludzi, którzy ciągle muszą coś robić. Cieszył się chwilami, w których nie był przez nikogo ścigany ani popędzany, spędził więc czas na błogim lenistwie brzuchem do góry od czasu do czasu posilając się na dole przybytku. Odpowiedni odpoczynek przed za pewne bardzo stresującą i trudną wyprawą dobrze mu zrobi. Czas mijał… Bronthion, którego w końcu sen zmożył obudził się kiedy zapadał zmrok, resztę czasu spędził na medytacji, która miała mu pomóc oczyścić umysł.

Wybiła północ, więc łotrzyk pewnym krokiem skierował się na miejsce, gdzie miał spotkać się ze swoimi towarzyszami. Po dotarciu na miejsce okazało się, że był jednym z ostatnich lub nawet ostatnim czym się oczywiście nie przejął. Skierowali swe kroki do magazynu gdzie mieli oczekiwać dalszych rozkazów, przynajmniej tak się Bronthionowi wydawało.

Wielu rzeczy się spodziewał, ale wpadający z hukiem do środka Sorin nie pokrywał się z żadnym z jego domysłów. Nie dość że wpadł nagle to jeszcze wezwał całą drużynę takim tonem jakby gadał do grupy żebraków śpiących pod murem. „Pewnie ten cały kapitan poganiał go o wiele ciekawszymi zwrotami, ale mniejsza z tym” Nieco śmieszyła go reakcja krasnoluda, po prostu potwierdziła ona stereotyp o brodatym ludku, który da się sprowokować byle czym, łotrzyk postanowił obrócić to wszystko w żart, może inni po tym nie będą tak spięci. Uśmiechnął się drwiąco, stanął przed Sorinem i wykonał pełny dworski ukłon(Który oczywiście taki nie był jednak wykonał go najlepiej jak potrafił).

- Oczywiście mój Panie, jakież rozkazy masz dla swego uniżonego sługi wasza królewska mość? Hamak wyczyścić, buciki na błysk czy może strawy dla naszego nieustraszonego przywódcy przygotować ? -Wyraz twarzy i ton z jakim to mówił wskazywał niewątpliwie na to, że dobrze się bawił-
 
__________________
"Kiedy nie masz wroga wewnątrz,
Żaden zewnętrzny przeciwnik nie może uczynić Ci krzywdy."

Afrykańskie przysłowie

Ostatnio edytowane przez Bronthion : 21-12-2009 o 22:31.
Bronthion jest offline  
Stary 21-12-2009, 22:57   #88
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
W końcu zebrali się wszyscy. I nie wiadomo było tylko, czemu siedzą w zatęchłym magazynie, zamiast od razu wsiąść na statek.
Paul milczał podobnie jak pozostali. Do chwili, gdy do magazynu wpadł Sorin i zaczął się na nich wydzierać. Wywołując całkiem zrozumiałe oburzenie.

"Idiota"

- Marynarzyku... - powiedział, podchodząc do Sorina. - Mam wrażenie, że masz odrobinę zbyt gorącą głowę. Może tak przydałaby ci się mała kąpiel dla ochłody? Jesteśmy w dokach, więc woda jest o krok...

Najczystsza ta woda nie była, ale dostatecznie zimna, by głupek nieco ochłonął. A może i zmądrzał, gdyby bogowie mu sprzyjali.

- A w ogóle to powiedz, co jest przyczyną, że wpadasz tu, jakby cię kto w tyłek kopnął? Okręt zaczyna tonąć, czy wierzyciele chcą go zająć za długi?
 
Kerm jest offline  
Stary 22-12-2009, 18:56   #89
 
Whiter's Avatar
 
Reputacja: 1 Whiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnie
Polowanie szczerzło na niczym. Jedyną zwierzyną jaką upolował, był to lis, i to w sędziwym wieku. Pod wieczór nieopodal miasta znalazł sobie pagórek z którego widać było większe budowle w mieście. Miejsce to wydawało się na tyle ustronnie, by zapewnić mu bezpieczeństwo na tą że noc. Zachodzisz pewnie w głowę, dlaczego to on nie poszedł do karczmy, i nie wydał tych kilku srebrników na łóżko. Otóż on nienawidził towarzystwa wszelkiego złodziejstwa panoszącego się w zaułkach. Najchętniej wybrał by się w pojedynkę na osobistą krucjatę przeciwko tej że pladze, gdyby tylko miała by jakiś sens. Kiedy wieczór zbliżał się nieubłaganymi krokami, on sam zdołał zgromadzić dosyć drewna i suchego mchu na opał. Teraz wykorzystując resztki padającego światła, zajął się za obieranie ze skóry mizernej zdobyczy. Wielkiego jadła z tego nie będzie, lecz zawsze to coś, niż nic. Rozpaliwszy ognisko za jedną z nielicznych skałek , już zapewne blisko północy postawił mięsiwo na ruszt. W przeciwieństwie do innych ras, on nie gardził surowizną. Lekko podpieczone i przyrumienione udo było niczym ambrozja.

***

Rankiem, po przespaniu spokojnie nocy, dokończył resztę lisa. Po nadal ciepłym posiłku zadbał by po jego obozowisku nie było większego śladu, ruszył w stronę miasta. Szanował bezdroża, i także szanował kroczących tymi drogami.

***

Do miasta dotarł dopiero późnym popołudniem. W drodze nie spieszyło mu się by być szybciej na miejscu. Miał jeszcze dożo czasu do północy. Resztę czasu zmarnował na "zwiedzanie" miasta, a raczej na zabijaniu czasu. Kiedy dzień już chylił się ku nocy, nie ryzykując sztyletem w plecach poszedł na miejsce spotkania. Tak przysiadł pod ścianą w zadumie. Kiedy już czas przestał liczyć jakiekolwiek znaczenie, a bezczynność zaczęła sięgać szczytów, usłyszał kroki przed drzwiami. Reszta kompanów, która stawiła jest wcześniej, bądź też później także wyczekiwała jakiego kolwiek sygnału do odpłynięcia. Nagle drzwi do pomieszczenia otworzyły się z hukiem pod kopniakiem znanego mu już wcześniej człowieka. Imienia nie pamiętał, ale kojarzył go z ludźmi kapitana o ciekawym języku. Jedyną widoczną reakcją na to przedstawienie było kilka obelg co do jego osoby i tym podobnych. Zmęczony już tym czekaniem barbażyńca podpierając się o miecz wstał przy jego pomocy, i podszedł do sprawcy zamieszania.

-Jeśli życie ci jest nie miłe, możesz powtórzyć ten spektakl jeszcze raz. Albo zrobimy to, co ten wojownik -wskazał palcem na Paula- proponuje.

Nie czekając na reakcje, beznamiętnie odepchną go ręką na bok, torując sobie przejście. Nareszcie coś się działo!
 
__________________
"Znaj siebie i znaj przeciwnika, a możesz stoczyć 100 bitew nie odnosząc porażki"
Sztuka Wojny
Whiter jest offline  
Stary 22-12-2009, 20:43   #90
 
Chester90's Avatar
 
Reputacja: 1 Chester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumny
Wraz z resztą drużyny czekał w magazynie na jakiś znak od ich pracodawców, kiedy do magazynu wpadł Sorin przeklinając i w ten sposób pragnąc ich najwyraźniej zmotywować do działania. Mordimer westchnął. Jeśli po miesiącu na statku będzie się wyrażał w ten sposób jego samoocena gwałtowanie spadnie. Czy już na prawdę żaden marynarz nie potrafi się wysławiać jak cywilizowany człowiek? Kręcąc głową kapłan zeskoczył ze skrzyni, na której siedział i wyłonił się za pleców towarzyszy podchodząc do Sorina.

- Spokojnie panowie nie dajmy się ponieść emocją. Zawsze zdążymy uzmysłowić naszemu marynarzowi, że nie odpowiada nam jego dobór słownictwa. Pozwólmy się mu najpierw wytłumaczyć. Co się stało Panie Sorin, że tak gwałtownie wpadasz pan spóźniony i jeszcze nas poganiasz?
 
__________________
Mogę kameleona barwami prześcignąć,
kształty stosownie zmieniać jak Proteusz,
Machiavela, łotra, uczyć w szkole.
Chester90 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:03.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172