Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-12-2009, 08:47   #83
Nathias
 
Nathias's Avatar
 
Reputacja: 1 Nathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znany
Po udanym rekonesansie posterunku straży miejskiej Bronthion i Sorin szli szybkim acz miarowym krokiem przez mroki Waterdeep. Nie rozmawiali o niczym. W sumie nie było o czym. Misja wypełniona, a i po nocy pierdnięcie myszy okrętowej słychać, jakby kolubryna wystrzeliła jakaś. Kiedy zbliżyli się do karczmy, w której aktualnie mieszkał towarzysz marynarza, Sorin rzucił cicho
-Do jutra
i nie zwalniając ruszył dalej w stronę doków.

Kiedy zbliżył się do okrętu dostrzegł ruch na pokładzie.
-Kto idzie? Gadaj szybko!
-To ja, Sorin ty murwo w zadek francowatym kusiem chędożona. Trzeba było oprawić jedną ladacznicę mniej, bo gwiazdy masz przed oczami jeszcze i kamratów od strażników nie poznajesz!
- Sorin wypalił nie zatrzymując się.
Szybko wszedł po trapie mijając zdezorientowanych wartowników i udał się prosto pod pokład, jednym ruchem zdjął przewieszoną przez ramię karabelę, rzucił ją na hak wbity obok i jednym susem rzucił się na hamak. Załorzył ręcę za głowę i spojrzał na wiszącą na środku pomieszczenia delikatnie bujającą się lampę. Tego mu właśnie było trzeba. Zbyt długo przebywał na lądzie. Czuł się nie swojo, gdy nie było pod nogami przyjemnego delikatnego kołysania. Wyciągnął się na hamaku, zamkną oczy i od razu usnął kołysany delikatnymi falami mrocznej teraz jak samo piekło, oceanicznej toni.

Sorin obudził się kilka godzin przed południem. Miał popołudniową wachtę, więc mógł się wyspać. Zeskoczył z hamaka i wyszedł na pokład. Od razu uderzyło w niego silne słońce, w którym był skąpany cały okręt. Na pokładzie, tak jak zwykle krzątała się załoga przygotowująca okręt do wypłynięcia. Sorin rozejrzał się powoli po pokładzie i dostrzegł beczkę z wodą. Podszedł do niej i szybko zanurzył w niej głowę. Woda była przyjemnie chłodna co rozbudziło go już całkowicie. Szybkim ruchem wynurzył się parskając rześko. Zagarną włosy, poprawił czarną opaskę na głowie i szybkim krokiem udał się po swoje rzeczy. Szybko przerzucił skórzany pas z bronią przez ramię, przytroczył do pasa sakwy i ruszył na targowisko.

Gdy dotarł na miejsce od razu uderzył go panujący tam gwar i poruszenie. Ludzie zbili się w jedną, wielką niekontrolowaną masę. Sorin podrapał się ceremonialnie po całkowicie już suchej głowie i ruszył powoli starając znaleźć lukę w którą mógłby sie wcisnąć. Szybko przekonał się, że poruszanie się w tym tłumie wcale przypomina chodzenie po pokładze w czasie sztormu. Tak więc już o wiele pewniej przyśpieszył kroku i zaczął oglądać poszczególne stragany. Było tam wszystko, od kwiatów i trzodę po armaty a nawet przedstawicieli okrętów na sprzedarz. Pierwsze swoje kroki Sorin skierował do stoiska z wypolerowanymi na błysk ostrzami. Przebierał długo, próbował, ważył w ręku jednak żadne z tych wspaniałych kling nie było tak wygodne jak jego najwierniejsza przyjaciółka przewieszona przez ramię. Dalej udałsię do kramu powróźnika. Ten zachwalał swoje liny jak żaden inny ich producent, którego Sorin widział. Żeglarz wiedział doskonale, że solidna lina nie raz może uratować życie. Szczególnie zainteresowały go jednwabne wyroby powróźnika. Niewiele myśląc wziął jedną z nich i obejrzał z bliska. Szarpną za dwa końce. "Mocna, elastyczna. Gdyby wszystkie nasze liny takie były..." Pomyślał Sorin. Do liny dokupił od razu kotwiczkę. Spod koszuli wyjął sakiewkę zawieszoną na szyi, odliczył szybko umówioną sumę i podał handlarzowi. Odszedł na bok i zwinnie zwiną linę przewieszając ją przez przeciwne ramię niż broń.
Gdy znowu wbił się w tłum zaczepił przechodzącego mężczyznę pytając czy dostanie tutaj jakieś eliksiry. Ten wskazał szybko kierunek po czym oddalił się prędko.
Po drodze zajrzał jeszcze na stoisko z różnego rodzaju torbami skórzanymi i sakwami. Tutaj nabył jedną torbę na długim, szerokim pasie także do zawieszenia przez ramię.
Gdy Sorin dotarł na wskazane miejsce ujrzał zniszczony stragan i staruszka siedzącego za nim. Po krótkiej wymianie zdań zakupił jeden eliksir zdrowie przywracający, a drugi dodający finezji i zręczności. "Zawsze to dobrze jest mieć coś w zanadrzu" pomyślał pakując flakoniki do nowej torby.

Kupił już chyba wszystko co miał kupić. Spojrzał na słońce. Robiło się późno. Ruszył więc w drogę powrotną do portu.

Gdy dotarł na statek odłożył wszystkie nowo nabyte rzeczy i rozpoczą normalną wachtę, sprawdzając liny i węzły, oraz mocując ładunek. Ot dzień jak codzień na pokładzie. Tak zleciało mu całe popołudnie i wieczór.

- Sorin, na francowatą szparę portowej ściery, do mnie ! - usłyszał nagle. Bez namysłu przecisną się przez tragarzy i kompanów i staną obok admirała.
-Idziemy na ląd. Lepiej zaciśnij zadek... Jak te krzywe gęby zaczną pierdzielić jak niewydymki spod świątyni, można będzie się sfajdać ze śmiechu.
Spojrzał na trap. Na skraju nabrzeża stało czterech osobników. Całą trójka zeszła na na dół aby przywitać nieproszonych gości.
Po krótkiej acz znaczącej wymianie zdań okazało się, że misja wykupienia Arina nie powiodła się aż tak dobrze jak mu się wydawało.
-Sorin, idź no po tych psubratów do magazynu. Musicie jakoś dotrzeć na statek. Jak widać nie będzie łatwo wam na niego wejść... Wymyślcie coś. W razie konieczności tnijcie, palcie i walcie po mordach. Ale może dacię rade po cichu ? Ja przygotuje statek... W razie czego popieszczę nabrzeże dwiema słodkimi salwami z bakburty. - szepną po cichu admirał
-Aye!

Sorin puścił się po trapie, wpadł pod pokład i złapał swoją karabelę. W biegu przerzucił ją przez ramię. Na pokładzie zauważył, że kapitan stoi na trapie. Rozejrzał się. Zobaczył jeden nieużywany żuraw a z niego wiszącą linę. Wziął rozbieg. Chwycił linę i zjechał po niej na kamienny bruk portu, po czym żwawym krokiem udał się za Szarookim i Grentrashem. W duchu przyznał, że ta ostatnia opcja najbardziej mu się podobała.

Gdy dotarli do magazynów Sorin od razu skierował się do pokoju w którym powinni być jego kompani zatrudnieni przez handlarzy. Kopniakiem otworzył drzwi
-Wstawać szczurze zadki, czas nagli! Odpływamy szybciej niż sądziliśmy! - warkną rozglądając się po pomieszczeniu.
 

Ostatnio edytowane przez Nathias : 21-12-2009 o 12:00. Powód: poprawa błędów :)
Nathias jest offline