Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-12-2009, 21:35   #376
Viviaen
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
Śmiech wydobywający się z ust czarnoksiężnika zmroził serce Narfin. Kierując przed chwilą nader śmiałe słowa do "mości Orendila", jakąś cząstką umysłu miała desperacką nadzieję, że się myli. Że to, co kiełkowało od tak dawna... od kiedy? Chyba już od tej chwili, w której wyruszyła na poszukiwanie brata. Tak, na pewno. Już wtedy z niezachwianą pewnością wiedziała, że jeśli znajdzie mordercę - rozpozna go.

Przeczucia z biegiem czasu stawały się coraz silniejsze, jakby przeznaczenie prowadziło ją prosto ku tej chwili. Chwili, w której musiała otworzyć oczy innym, aby dostrzegli zło. To samo, zło, które zwabiło w śmiertelną pułapkę Boranda i zabarwiło krwawo pamiątkę po nim.

Śmiech...

Nadal brzmiał w jej uszach, gdy mag zmieniał się na ich oczach, wyglądem upodabniając się do gada, od którego wziął imię. Rivilion Biała Żmija z Umbaru. Niewiele ludzkich cech w nim pozostało...

Nieszczególnie zwracała uwagę na słowa wypowiadane przez stwora pod jej adresem. Wiedziała i bez tego, jak bardzo ciążyło mu przebranie. Udawanie człowieka, który pomaga innym, który opowiada śmieszne historie, rozśmieszając innych i sam śmieje się z opowiadanych historii... Jakże ciężkie musiało to być dla tej kreatury, nie znającej nic, prócz bólu i cierpienia... oraz nienawiści. Czuła bijące od niego fale tych wszystkich uczuć, tłumionych do tej pory i nareszcie uwolnionych...

Jednak ręce pewnie dzierżyły łuk, przygotowane do wypuszczenia strzały prosto w serce Żmii. Nie drgnęły nawet wtedy, gdy nieoczekiwanie usłyszała potwierdzenie własnych lęków i przeczuć.

- (...) Narfin. Równie widać, przydatna co jej nieodżałowany brat (...)

Strażniczka poczuła, jak pęka jej serce a umysł zalewa fala obrazów. Wszystkie wspomnienia brata jak na komendę poczęły wypływać z zakamarków pamięci, wyraźne i ostre, jakby zdarzenia te miały miejsce ledwie wczoraj... jakby czekał na nią w domu, tylko musi się pospieszyć, bo znów szykuje się do drogi...

Narfin była o krok od rzucenia łuku w krzaki i popędzenia konia do galopu tam, skąd przyszli. Całe ciało bolało ją od sprzecznych poleceń, w głowie kołatały się dwie myśli. "Jedź" - szeptała czule jedna - "on czeka"... "ZABIJ!" - krzyczała druga - "STRZELAJ! TERAZ!". Jednak żadna z nich nie mogła zwyciężyć, więc Strażniczka trwała, jak posąg, ze strzałą na cięciwie, niezdolna do oddania strzału...

I wtedy, gdy wydawało się, że w końcu ulegnie pierwszej myśli, zabrzmiały ostatnie słowa maga:

- Tak, to jest pułapka...

I wszystko eksplodowało. To tylko ognisko nagle urosło i rozbłysło, odpowiadając na wezwanie czarnoksiężnika. Kątem oka zauważyła wysypujących się z zarośli górali i padającego Strażnika. Nie pamiętała jego imienia. Na opłakanie go będzie czas później... jeśli przeżyją...

W tym momencie minął ją Galdor, z mieczem wzniesionym do cięcia. Niewielu widziało Noldora w gniewie i mogło o tym później opowiedzieć. Jednak i on okazał się nie dość silny... chociaż które z nich nie zostałoby zatrzymane przez skrzydlatą furię? Zakrzywiony dziób, skrzydła bijące po twarzy, pazury sięgające oczu... Szkarłatny miecz wypadł z omdlałej dłoni elfa, szkarłatna krew spływała po jego twarzy, szkarłatnopióra strzała poszybowała prosto w stronę czarnego serca...

Z tej odległości i przy tak jasnym ognisku, nie mogła nie trafić. Jej ręce z zimną precyzją wycelowały i wypuściły pocisk, po czym sięgnęły po następny i posłały w ślad za tamtym... Nie było czasu na myślenie. Tym zajmie się później, teraz trzeba było strzelać. Zauważyła, że Mafennas robi to samo. Zauważyła też, że ich strzały sięgają celu. Po chwili, z okrzykiem bólu, postać rozwiewa się i niknie a górale rzucają się do ucieczki.

- Zapłacicie mi z to... Wszyscy razem i każdy z osobna...

Kolejne groźby, kolejni martwi. Narfin powoli otrząsała się ze wspomnień i wracała do rzeczywistości. Czuła się brudna, wokoło unosiły się jeszcze pozostałości aury maga, resztki nienawiści. Mimo to, po raz pierwszy od dawna, nie czuła się jak zaszczute zwierzę. Wiedziała, że chwilowo nie grozi im żadne niebezpieczeństwo i że mogą tu chwilę odpocząć. Najpierw jednak musiała zająć się Galdorem, ale później koniecznie musi porozmawiać ze Szramą. Żałowała, że nie poruszyła tego tematu wcześniej, gdy podróżowali sami... Przecież on też rozmawiał z Orendilem. Jego wyjaśnienia w Rivendell nie były zbyt składne, więc będzie musiała to wyjaśnić...
 

Ostatnio edytowane przez Viviaen : 21-12-2009 o 21:41.
Viviaen jest offline