Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-12-2009, 14:56   #371
 
Betterman's Avatar
 
Reputacja: 1 Betterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnie
Szrama szedł dosyć pewnie, choć znów po staremu przygarbiony. Jakby jakaś moc cofnęła go przed tamten rześki poranek, kiedy stanął przed towarzyszami z długim mieczem na ramieniu, krótszym przy pasie, z ciężkim butterburowym toporem w dłoni i stalowym błyskiem w oku, okryty srebrzystym wilczym futrem. A na dodatek sponiewierała go paskudnie, wymięła, uwalała błotem i rozczochrała. Wiszące bezwładnie ramię wcale nie poprawiało wrażenia.

Jeszcze wczoraj miał, jeżeli nie pewność, to przekonanie przynajmniej, że potrafiłby ułożyć wspomnienia w dość składną opowieść przetykaną gdzieniegdzie sensem i rozsądkiem. Teraz, choć wszedł za strażnikami na ścieżkę wśród mgieł, stracił za sprawą upiora i to. Wspomnienia zawirowały szaleńczo, pobudzone dodatkowo słowami elfa, a w środku tkwiło jedno - nieruchome, czytelne, choć niezrozumiałe jak pięknie kaligrafowane słowo w obcym języku:

Biała Żmija.

Jak je ułożyć, żeby zrozumieć. Jak je ułożyć, żeby wiedzieć...

I nagle w ten kołowrót wmieszał się rudobrody, żywy Stary Cudak - kapelusznik, aż trzasnęły szprychy i wszystko rozleciało się w cholerę.

Z tego wszytkiego hobbitowi odpowiedział spojrzeniem bezsilnym i na wpół obłąkanym, a skinienia Sokolnika nawet nie zauważył.
 
Betterman jest offline  
Stary 06-12-2009, 22:26   #372
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
Narfin nie wsłuchiwała się zbytnio w wyjaśnienia elfa. Czuła coś w powietrzu, we mgle, w zapadającym zmierzchu, coś, co nie dawało jej spokoju. Bez większych trudności zrozumiała sens przemowy Galdora, nie po raz pierwszy też usłyszała o Białej Żmii. Jednak miał on czekać na nich w Bree, dlaczego więc jest taka spięta? Czuła wyraźnie, jak nierówno przycięte włosy usiłują stanąć dęba a medalion na piersi robi się... cieplejszy?

Czy to ostrzeżenie?

Rozumiała, że jedynym wyjściem jest podążenie wskazaną ścieżką. Nie oznaczało to jednak wejścia w paszczę lwa bez broni... Aż za dobrze pamiętała ten ostatni raz, kiedy wykazali się taką nieostrożnością... Do tej pory nie mogła uwierzyć, że zrobiła coś tak głupiego. Dlatego też poprawiła miecz przy pasie i przygotowała łuk, zanim ruszyła za Galdorem otwierającą się przed nimi ścieżką. Zauważyła, że wszyscy wokół czują mniej więcej to samo, w ten, czy inny sposób przygotowując się do obrony... lub ataku.

Jak się okazało, ścieżka - wcześniej, niż przypuszczali, doprowadziła ich na polanę. Najpierw zobaczyli jaśniejszy punkt we mgle, który okazał się ogniskiem. Później ich oczom ukazał się iście zadziwiający w tych okolicznościach widok: dziwny jegomość, siedzący na zwalonym pniu pośród zroszonej trawy. Strażniczka w żaden sposób znać go nie mogła, jednak słyszała o nim opowieści i poznała bez trudu. Musiał to być ten Orendil, który zorganizował całą tą wyprawę w nieznane.

Gdy tylko ostatni z nich znaleźli się na polanie, czarodziej odezwał się dość nieoczekiwanymi w tej sytuacji słowami - Strasznie długo musiałem na Was czekać. Jesteście już strasznie spóźnieni. Czy macie to po co Was posłałem?

Jednak coś jeszcze tu się mocno nie zgadzało. Wiedziała to już wtedy, gdy trafili na polanę i stanęli w blasku ogniska. Noldor wcale nie zbliżył się do ogniska, ba, nie zsiadł nawet z konia, by odpowiedzieć na powitanie. Strażnicy - niby przypadkiem, rozstawili się w szyku, jednak Narfin zbyt dobrze znała ten manewr, aby dać się zwieść... Mały Telio, wbrew oczekiwaniom - spodziewała się kwiecistej, tak charakterystycznej dla hobbita, odpowiedzi - zupełnie cicho szepnął coś do ucha Olegardowi i spoglądał niepewnie na Mafennasa i Szramę. Sokolnik, niemalże mimochodem, przygotował łuk. Tylko Szrama zdawał się niezdolny do jakiegokolwiek działania i na wpół obłąkanym wzrokiem wodził dookoła. Żaden z nich jednak się nie odezwał.

Kobieta już od momentu pojawienia się na ich drodze światła, trzymała strzałę na cięciwie. Teraz zaś, nie opuszczając jej, lekko ścisnęła boki konia, stając z dumnie podniesioną głową naprzeciw Kapelusznika.

Nie podobał jej się jego fałszywy ton, nie podobał wyraz oczu ani wściekle zielony klejnot połyskujący na lasce. Wyczuwała wokół aurę przywodzącą jej na myśl Kata. To też jej się nie spodobało. Wyraźnie widziała wewnętrzną walkę, jaką Galdor toczy sam ze sobą, dlatego też odezwała się jako pierwsza.

- Bardzo długo na nas czekaliście, mości Orendilu? Ciekawa jestem, skąd wiedzieliście, GDZIE czekać. I KIEDY... - nabrała oddechu i postanowiła zaryzykować - A może mamy się do was zwracać prawdziwym imieniem, Biała Żmijo?

To mówiąc wymierzyła prosto w serce stojącego naprzeciw mężczyzny. Wiedziała, że pozostali Strażnicy robią to samo. Jeśli miała rację, wojna mogła się skończyć jeszcze zanim się zaczęła. I zanim dotarli do Bree...
 
Viviaen jest offline  
Stary 07-12-2009, 00:02   #373
 
Avaron's Avatar
 
Reputacja: 1 Avaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetny


Śmiech. Pełen pogardy i złowieszczej pewności siebie chichot. Sylwetka Orendila skrzywiła się jakby czarodziej otrzymał potężny cios w żołądek, a po chwili poczęła podrygiwać, by wyprostować się i wybuchnąć gromkim, iście szaleńczym rechotem.

- Nareszcie. - Wysyczał mag, a z całą jego sylwetką poczęło dziać się coś dziwnego. Zdawała się kruszyć, pękać i rozpadać niczym skruszona porcelana. - Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak bardzo nienawidziłem tego wcielenia...

Jeden z pierścieni, na dłoni czarownika błysnął przez chwilę łagodnym światłem, a przed Waszymi oczyma to co zwaliście Orendilem znikło. Człowiek, który stał na miejscu rudego maga począł się otrząsać z resztek dawnej postaci, niczym wąż zrzucający starą skórę.

- Taaaak! - Wychrypiał bladolicy stwór o wątłym, wychudzonym, trupim ciele, strząsając resztki orendilowego uśmieszku, ze swej twarzy, jakby to był tłuszcz po sutej kolacji. - Pozostaje mi jedynie podziękować Ci szlachetna pani strażniczko, za to, że mogę wreszcie być sobą. Zatem - oto ja - Rivilion Biała Żmija z Umbaru!

Roześmiał się ponownie, przyglądając się Wam szkarłatnymi ślepiami albinosa, kościstą dłonią o długich pazurach wodził po wątłej bródce porastającej mu skrzywioną twarz.



- Dzięki niech będą Nieujarzmionemu, że między Wami pojawiła się pani Narfin. Równie widać, przydatna co jej nieodżałowany brat. - Rzekł, a jego straszliwa twarz dalej pozostawała wykrzywiona w straszliwej parodii uśmiechu. - Gdyby nie ona z pewnością bym teraz usłyszał: "Orendilu co teraz, Orendilu broń nas..." Głupcy po stokroć, jakże jestem rad, że będę mógł Was zabić! A byłbym zapomniał... Tak, to jest pułapka...



Wiele rzeczy na raz się zdarzyło. Ognisko, które dotychczas zdawało się dogasać wybuchło wściekłym płomieniem, rozświetlając mrok wieczoru wściekłym blaskiem. Jeden ze strażników wrzasnął boleśnie i spadł z końskiego grzbietu. W jego nieruchomym ciele tkwiła, drgająca jeszcze, strzała o szkarłatnych lotkach. Jakby w ślad za nią z zarośli wypadło kilka przysadzistych sylwetek, a przed nimi poszybowały syczące strzały.

W tej samej chwili Galdor poderwał konia do skoku i ruszył ku czarnoksiężnikowi potężnie zamachnąwszy się trzymanym oburącz mieczem. Czy może być coś co powstrzyma wyćwiczone wysiłkiem wieków ramię rozgniewanego pierworodnego? Czy może być coś szybszego i celniejszego? Ze świstem i strasznym okrzykiem, na twarz noldora spadł prosto z nieba skrzydlaty pocisk, o ostrych pazurach i haczykowatym, śmiercionośnym dziobie. Elf targnął całym ciałem próbując pozbyć się skrzydlatej śmierci, która uderzyła wprost w jego oczy. Z jego dłoni wypadło pałające szkarłatem ostrze...

Lecz przed strzałami Manfenasa i Narfin Rivilion nie miał jak się ukryć. Poszybowały pewnie wycelowane, prosto ku zdradliwemu sercu czarownika. Blade ciało zachwiało się, rozległ się jęk nagłego bólu, tak przenikliwy i przeszywający, że zdaje się dochodzić z wszystkich stron na raz. Biały kształt w jednej chwili rozmył się, by zniknąć jakby rozwiany przez wiatr.


Na ten znak górale, którzy rzucili się na Was z cienia poczęli uciekać w przerażeniu...

- Zapłacicie mi z to... - Rozległ się głos i sami nie wiecie czy to w Waszych głowach, czy to z nagła zrywający się wicher go niósł. - Wszyscy razem i każdy z osobna...
 
__________________
"Co będziemy dzisiaj robić Sarumanie?"
"To co zwykle Pinki - podbijać świat..."
by Marrrt

Ostatnio edytowane przez Avaron : 07-12-2009 o 00:27.
Avaron jest offline  
Stary 11-12-2009, 19:30   #374
 
Makuleke's Avatar
 
Reputacja: 1 Makuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znany
Najpierw była mieszanina dumy i strachu - „Miałem rację. Ja, Brandybuck z Jeleniska miałem nosa i wyczułem, co się święci” - i jednocześnie - „Wróg, sam największy czarnoksiężnik! Tak blisko, biada nam, co my teraz zrobimy?!” Bo istotnie, w czasie swej przemowy ten, który nazywał siebie Rivilionem Białą Żmiją, zasiał w sercu hobbita prawdziwą trwogę. Walczyć z potworem na bagnie, mierzyć się ze zbójcami czy goblinami Teliamok mógł, pokonując nakazujący ucieczkę strach. Ale stanąć oko w oko z kimś, kto władał zastępami widm i nie pojętymi jeszcze jakimiś mrocznymi mocami - na taką konfrontację Teliowi już ducha nie starczało. Kiedy więc przebrzmiał złowrogi rechot czarownika i kończył on wypowiadać ostatnie, niosące zapowiedź złego losu zdanie, niziołek wciąż trwał jak zaklęty. Niemal bez oddechu, blady jak kreda, z otwartymi szeroko ze strachu oczami i posiniałymi ustami. Ręce mu drżały, chciał się odwrócić, zrobić cokolwiek, ale nie mógł ruszyć choćby głową.

Nagle na czarnoksiężnika natarł Galdor na swoim wspaniałym wierzchowcu, z potężnym mieczem w ręku. Jakby na ten znak Teliamoka puściła żelazna obręcz grozy, ale nie zdążył obrócić spojrzenia na resztę towarzyszy, gdy kątem oka dostrzegł jakiś gwałtowny ruch, a zanim pojął, co zobaczył, minęła kolejna chwila. Widok opadającego bezwładnie na siodło elfa był dla hobbita jak nierealny, zdawało się, że spełnił się jakiś jego głęboko skrywany koszmar. A skoro ich, zdawałoby się niepokonany przewodnik umierał, to i im pisany był podobny los.

Telio, nie widząc już zupełnie, co się dokoła niego dzieje i co on sam robi, skulił się w siodle i z rozdzierającym krzykiem popędził kucyka w przypadkową stronę, gdzieś w krzaki, w las, który mógł zasłonić go od nadlatujących strzał. Przynajmniej tak podpowiadał mu ten pierwotny, otępiający strach. Z głową wciśniętą głęboko w ramiona, ciągle krzycząc, Brandybuck jechał zapewne na spotkanie otaczających ich popleczników wroga. Widząc wybiegających z ukrycia z ochrypłym wrzaskiem górali, kucyk hobbita zarżał i wierzgnął, mało nie zrzucając go z grzbietu.

Na szczęście jednak walka szybko się skończyła. Czarnoksiężnik trafiony dwiema strzałami w serce padł na ziemię i zniknął gdzieś, rzucając jeszcze jakąś straszliwą groźbę, ale ani jego upadku ani uciekających w popłochu wojowników Telio nie dostrzegł. Skulony w siodle, wciąż cicho zawodził. Z pomocą przyszedł mu jeden ze Strażników, w ostatniej chwili łapiąc za wodze rozbrykanego konika i przyprowadzając go z powrotem w pobliże reszty kompanii. Hobbit podniósł nieco nieprzytomne spojrzenie na towarzyszy.

- C-co się stało? - spytał drżącym szeptem. - Żyjemy? G-Galdor... co z nim?
 
Makuleke jest offline  
Stary 15-12-2009, 16:46   #375
Zak
 
Zak's Avatar
 
Reputacja: 1 Zak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znany
A więc to jest ta potęga, która budziła lęk i obawy w sercu Manfennasa. Mężczyzna patrzył na zrzucającego z siebie resztki dawnego przebrania maga. Bez wątpienia zasłużył sobie na swój przydomek pod każdym względem.
Osoba, która stała teraz przed towarzyszami nie zachowała wiele ludzkich cech wyglądu. Sokolnik zaczął zastanawiać się ile ten cień człowieka musiał poświęcić, aby zdobyć tak wielką moc. Słowa wypowiadał pewnie. Niosła się w nich pogarda, szyderstwo i pewność siebie.
W powietrzu czuć było zbliżającą się walkę. Napięcie rosło z każdą sekundą, aż w końcu Żmija wykonała pierwszy ruch.
Przygasający ogień buchnął potężnie, rozświetlając wszystko dookoła, a w kierunku kompanii poszybowały strzały o szkarłatnych grotach. Jeden ze strażników padł trafiony śmiercionośnym grotem. W tej samej chwili pojawiła się grupa górali, których Manfennas miał nadzieję więcej nie ujrzeć.

Galdor natychmiast ruszył na Żmiję z uniesionym w górze mieczem. Sokolnik, starający się uśmiercić swoim łukiem górali, spojrzał na szarżującego elfa. Już chciał krzyknąć zwycięsko, praktycznie widząc zakończenie tego ataku i śmierć ich oprawcy, gdy nagle na ich przewodnika spadł skrzydlaty przeciwnik. Ptak zaatakował twarz przyjaciela, który po krótkiej chwili wypuścił z rąk miecz i począł osuwać się w siodle.

Wszystko działo się tak szybko… Manfennas nie miał czasu pomyśleć, czy zgubą Galdora był Avargonis, czy nie… Wszystko wskazywało na to, iż jego najdroższy przyjaciel odwrócił się przeciwko nim… Czy to było powodem zachowania Szramy i Narfin?

Nie było czasu na sądy.

Strzały Sokolnik dołączyły do szybujących pocisków strażniczki, trafiając w serce czarodzieja. Ten zachwiał się, zrobił kilka kroków w tył i jęknął bólu. Jęk bardziej przerażający niż szyderczy śmiech, który wcześniej im towarzyszył. Postać rozmył się nagle wtapiając się w mgłę, górscy ludzie uciekli w popłochu.

- Zapłacicie mi z to... Wszyscy razem i każdy z osobna...

Słowa wypowiedziane przez Białą Żmiję rozniosły się po głowie mężczyzny, powodując zimne dreszcze.

- To jeszcze nie koniec…- powiedział do siebie, jednak tak głośno, że każdy mógł go usłyszeć.

Podbiegł szybko do Galdora, ściągając go z siodła. Czy to była cena, jaką musieli zapłacić za pokonanie jadowitego węża?
 
Zak jest offline  
Stary 21-12-2009, 21:35   #376
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
Śmiech wydobywający się z ust czarnoksiężnika zmroził serce Narfin. Kierując przed chwilą nader śmiałe słowa do "mości Orendila", jakąś cząstką umysłu miała desperacką nadzieję, że się myli. Że to, co kiełkowało od tak dawna... od kiedy? Chyba już od tej chwili, w której wyruszyła na poszukiwanie brata. Tak, na pewno. Już wtedy z niezachwianą pewnością wiedziała, że jeśli znajdzie mordercę - rozpozna go.

Przeczucia z biegiem czasu stawały się coraz silniejsze, jakby przeznaczenie prowadziło ją prosto ku tej chwili. Chwili, w której musiała otworzyć oczy innym, aby dostrzegli zło. To samo, zło, które zwabiło w śmiertelną pułapkę Boranda i zabarwiło krwawo pamiątkę po nim.

Śmiech...

Nadal brzmiał w jej uszach, gdy mag zmieniał się na ich oczach, wyglądem upodabniając się do gada, od którego wziął imię. Rivilion Biała Żmija z Umbaru. Niewiele ludzkich cech w nim pozostało...

Nieszczególnie zwracała uwagę na słowa wypowiadane przez stwora pod jej adresem. Wiedziała i bez tego, jak bardzo ciążyło mu przebranie. Udawanie człowieka, który pomaga innym, który opowiada śmieszne historie, rozśmieszając innych i sam śmieje się z opowiadanych historii... Jakże ciężkie musiało to być dla tej kreatury, nie znającej nic, prócz bólu i cierpienia... oraz nienawiści. Czuła bijące od niego fale tych wszystkich uczuć, tłumionych do tej pory i nareszcie uwolnionych...

Jednak ręce pewnie dzierżyły łuk, przygotowane do wypuszczenia strzały prosto w serce Żmii. Nie drgnęły nawet wtedy, gdy nieoczekiwanie usłyszała potwierdzenie własnych lęków i przeczuć.

- (...) Narfin. Równie widać, przydatna co jej nieodżałowany brat (...)

Strażniczka poczuła, jak pęka jej serce a umysł zalewa fala obrazów. Wszystkie wspomnienia brata jak na komendę poczęły wypływać z zakamarków pamięci, wyraźne i ostre, jakby zdarzenia te miały miejsce ledwie wczoraj... jakby czekał na nią w domu, tylko musi się pospieszyć, bo znów szykuje się do drogi...

Narfin była o krok od rzucenia łuku w krzaki i popędzenia konia do galopu tam, skąd przyszli. Całe ciało bolało ją od sprzecznych poleceń, w głowie kołatały się dwie myśli. "Jedź" - szeptała czule jedna - "on czeka"... "ZABIJ!" - krzyczała druga - "STRZELAJ! TERAZ!". Jednak żadna z nich nie mogła zwyciężyć, więc Strażniczka trwała, jak posąg, ze strzałą na cięciwie, niezdolna do oddania strzału...

I wtedy, gdy wydawało się, że w końcu ulegnie pierwszej myśli, zabrzmiały ostatnie słowa maga:

- Tak, to jest pułapka...

I wszystko eksplodowało. To tylko ognisko nagle urosło i rozbłysło, odpowiadając na wezwanie czarnoksiężnika. Kątem oka zauważyła wysypujących się z zarośli górali i padającego Strażnika. Nie pamiętała jego imienia. Na opłakanie go będzie czas później... jeśli przeżyją...

W tym momencie minął ją Galdor, z mieczem wzniesionym do cięcia. Niewielu widziało Noldora w gniewie i mogło o tym później opowiedzieć. Jednak i on okazał się nie dość silny... chociaż które z nich nie zostałoby zatrzymane przez skrzydlatą furię? Zakrzywiony dziób, skrzydła bijące po twarzy, pazury sięgające oczu... Szkarłatny miecz wypadł z omdlałej dłoni elfa, szkarłatna krew spływała po jego twarzy, szkarłatnopióra strzała poszybowała prosto w stronę czarnego serca...

Z tej odległości i przy tak jasnym ognisku, nie mogła nie trafić. Jej ręce z zimną precyzją wycelowały i wypuściły pocisk, po czym sięgnęły po następny i posłały w ślad za tamtym... Nie było czasu na myślenie. Tym zajmie się później, teraz trzeba było strzelać. Zauważyła, że Mafennas robi to samo. Zauważyła też, że ich strzały sięgają celu. Po chwili, z okrzykiem bólu, postać rozwiewa się i niknie a górale rzucają się do ucieczki.

- Zapłacicie mi z to... Wszyscy razem i każdy z osobna...

Kolejne groźby, kolejni martwi. Narfin powoli otrząsała się ze wspomnień i wracała do rzeczywistości. Czuła się brudna, wokoło unosiły się jeszcze pozostałości aury maga, resztki nienawiści. Mimo to, po raz pierwszy od dawna, nie czuła się jak zaszczute zwierzę. Wiedziała, że chwilowo nie grozi im żadne niebezpieczeństwo i że mogą tu chwilę odpocząć. Najpierw jednak musiała zająć się Galdorem, ale później koniecznie musi porozmawiać ze Szramą. Żałowała, że nie poruszyła tego tematu wcześniej, gdy podróżowali sami... Przecież on też rozmawiał z Orendilem. Jego wyjaśnienia w Rivendell nie były zbyt składne, więc będzie musiała to wyjaśnić...
 

Ostatnio edytowane przez Viviaen : 21-12-2009 o 21:41.
Viviaen jest offline  
Stary 28-12-2009, 11:51   #377
 
Avaron's Avatar
 
Reputacja: 1 Avaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetny
Nagle zapanowała cisza. Ostatnie echa złowieszczego głosu maga rozwiały się niczym mgła, która Was do tej pory otaczała. W ciszy, zastygli widzicie jak smukłe ciało Galdora osuwa się z końskiego siodła wprost w silne ramiona Manfennasa. Ciało elfa zdawało się nie ważyć więcej niźli księżycowa poświata.



Sokolnik położył rannego elfa na płaszczu jednego ze strażników. Jego twarz lśniła od krwi, szpony sokoła głęboko wryły się jasną twarz. Stanęliście nad nim, a on jedynie uśmiechnął się lekko i tajemniczo jak to zwykł czynić. Jedyne, ocalałe oko elfa zdawało się przyglądać Wam ze spokojem i pewnością.

- Mój czas się kończy przyjaciele. - Powiedział cicho i ponownie obdarzył Was uśmiechem. - Wybaczcie, że nie udało mi się doprowadzić Was do końca tej historii. Czarnoksiężnik zadał mi zbyt mocny cios by moje ciało mogło to przetrzymać.

Przez chwilę stoicie skonsternowani spoglądając po sobie, a Narfin, która uklękła by otrzeć twarz elfa z krwi syknęła przeszywająco:

- Trucizna! - Okrwawiony gałganek uniosła do twarzy. - Czuję ją we krwi! Och Valarowie...

- Tak... - Galdor z trudem uniósł się powoli łapiąc oddech. - Nasz przeciwnik jest podstępny. Szpony sokoła umoczone były w truciźnie ludzi z gór, nie dam rady jej się oprzeć. Musicie... - Wątłym ciałem noldora targnął nagły spazm bólu, wykrzywiając jego jasne rysy. - Musicie go powstrzymać... Macie dość sił by go pokonać... Manfennasie, weź mój łuk i strzały, niech Twoje oko i ręka nigdy Cię nie zawiodą przyjacielu. Ty Narfin weź mój miecz, niech Cię chroni przed tym z czym będziesz musiała się jeszcze zmierzyć... Jestem dumny... Jestem dumny, że mogłem Was spotkać przyjaciele. Będę nad Wami czuwał...



Ostatni oddech i cisza. Powieki opadły na oczy, z których znikł blask. Twarz, oświetlona blaskiem księzyca i gwiazd nabrała spokoju kamiennego posągu. Koniec.



Staliście jak sparaliżowani spoglądając na ciało noldora w niemej zadumie. Ile czasu minęło? Nikt nie zliczy godzin żałoby po przyjacielu. Waszą zadumę przerwał deszcz. Delikatny dotyk lekkich kropli na Waszych twarzach. We łzach nieba skryły się, te które należały do Was.

Z letargu wyrwał Was cichy i niepewny głos Telia:

- A gdzie się podział pan Szrama?
 
__________________
"Co będziemy dzisiaj robić Sarumanie?"
"To co zwykle Pinki - podbijać świat..."
by Marrrt

Ostatnio edytowane przez Avaron : 07-01-2010 o 20:33.
Avaron jest offline  
Stary 07-01-2010, 15:19   #378
Zak
 
Zak's Avatar
 
Reputacja: 1 Zak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znany
Sokolnik chwycił osuwającego się z siodła towarzysza i ściągnął go powoli, układając elfa na płaszczu strażnika. Rany na jego twarzy były głębokie, krew sączyła się z nich obficie. Jakiej magii użył czarnoksiężnik, aby zmusić sokoła do takich czynów… Raz już omotał umysł ptaka, o czym Manfennas dowiedział się w Rivendell. To właśnie od tej chwili nabrał podejrzeń, co do Kapelusznika…

- Mój czas się kończy przyjaciele. Wybaczcie, że nie udało mi się doprowadzić Was do końca tej historii. Czarnoksiężnik zadał mi zbyt mocny cios by moje ciało mogło to przetrzymać.

Każde słowo wypowiadane przez konającego towarzysza było jak ostrze, rozrywające serce na strzępy. Mężczyzna wciąż nie mógł uwierzyć, że jest to pożegnanie.
Obok klęczącego Sokolnika pojawiła się Narfin, która otarła twarz Galdora z krwi. To, co po chwili powiedziała, rozwiało wszelkie nadzieje, które chowały się gdzieś głęboko w łowcy.

- Tak... Nasz przeciwnik jest podstępny. Szpony sokoła umoczone były w truciźnie ludzi z gór, nie dam rady jej się oprzeć. Musicie... Musicie go powstrzymać... Macie dość sił by go pokonać... Manfennasie, weź mój łuk i strzały, niech Twoje oko i ręka nigdy Cię nie zawiodą przyjacielu. Ty Narfin weź mój miecz, niech Cię chroni przed tym z czym będziesz musiała się jeszcze zmierzyć... Jestem dumny... Jestem dumny, że mogłem Was spotkać przyjaciele. Będę nad Wami czuwał...

Umilkł. Twarz, oświetlana przez blaski nocy zamarła w spokojnym wyrazie. Tak odchodzą najwięksi.
Wszyscy zamarli nad ciałem przyjaciela, pozostając w tym żałobnym letargu jeszcze przez dłuższy czas. W końcu krople deszczu zaczęły uderzać o twarze pogrążonych w smutku towarzyszy. Manfennas powolnym ruchem zakrył ciało Galdora drugą częścią płaszcza, na którym leżał.
Mężczyzna podniósł łuk i strzały Noldora. Patrząc na wspaniałą broń zmarłego przyjaciela przepełniała go z jednej strony duma, a z drugiej żal i smutek. Spojrzał w niebo, tak jak spoglądał na nie kilkanaście lat temu, opłakując przyjaciela pod Białym Miastem. Wiedział, że jeżeli będzie trzeba to i on odda życie, by Biała Żmija odpłacił za śmierć Galdora…

Nagle usłyszał nieśmiały i cichy głos małego Teila.

- A gdzie się podział pan Szrama?

Sokolnik rozejrzał się dookoła starając się dojrzeć mężczyznę, jednak nigdzie nie mógł go dostrzec. Przez jego głowę przewinął się natłok myśli, podobnych myśli, które nawiedziły go w Rivendell, kiedy rozmyślał o Orendilu… Oby tym razem się pomylił.

- Chyba powinniśmy się stąd oddalić- powiedział do towarzyszy – Pochowajmy należycie naszego przyjaciela i ruszajmy… Żmija nie będzie czekał, aż się otrząśniemy…- dodał spoglądając na Narfin. Nie chciał o niczym decydować. Nie był tak doświadczony, jak strażniczka, więc to do niej musiało należeć ostatnie słowo.
 
Zak jest offline  
Stary 10-01-2010, 22:37   #379
 
Makuleke's Avatar
 
Reputacja: 1 Makuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znany
- A gdzie się podział pan Szrama? - pytanie nagle zrodziło się w głowie niziołka, kiedy przebiegał smutnym wzrokiem po twarzach towarzyszy. Strata kolejnego druha, który właśnie wydał na jego oczach ostatnie tchnienie, sprawiła, że w Brandybucku zupełnie złamał się duch. Nie miał nawet siły, żeby zapłakać, z jego piersi wydobyło się tylko krótkie łkanie, ale i ono po chwili ucichło.

Zagubiony i przerażony Telio najchętniej wróciłby do domu, gdzie czekała rodzina i przyjaciele, gdzie największym zmartwieniem było to, żeby nie spóźnić się na obiad. Wydawało mu się w tej chwili, że wystarczyłoby tylko odwrócić się i pójść z powrotem drogą, którą trafił tu, na samo strachu i rozpaczy. Rozum jednak mówił, że droga do domu wiedzie naprzód, przez Bree i przez coraz gęstsze ciemności.
„To nie tak, tak nie powinno być! Do domu zawsze się wraca, nie do Tharbadu, nie do Rivendell tylko do Shire, do Jeleniska...”

Świat stał się nagle dla Teliamoka nieprzyjaznym i ponurym miejscem. Ile dałby, żeby móc wrócić do tamtego jesiennego słonecznego poranka i zawrócić...
Nie mógł znaleźć w sobie sił, więc szukał ich u przyjaciół. Olegard - podobnie jak on milczący, Manfennas ze wzrokiem wzniesionym ku niebu, gdzie przed chwilą odleciała dusza ich przewodnika i Narfin, przytłoczona nagle tym, co się stało, bo to na niej spoczął teraz największy ciężar. Brakowało tylko Szramy, jego twardego, obojętnego wyrazu twarzy i rzuconych pod nosem krótkich słów pocieszenia, a może i ironii na temat losu nieśmiertelnego.

- A gdzie się podział pan Szrama? - słowa te były tak naturalne, że Telio nawet nie zorientował się, kiedy je wypowiedział.
- Chyba nie powalił go któryś z górali? - dodał drżącym głosem, kiedy umysł podsuwał mu coraz to straszniejsze obrazy tego, co mogło sie wydarzyć podczas ich spotkania z czarnoksiężnikiem.
- Gdzie on jest? Może jest ranny, gdzieś w zaroślach... Szramo! Szramooo! - hobbit nagle odbiegł parę kroków od zebranych wokół Galdora towarzyszy i zaczął nawoływać brakującego druha.
 
Makuleke jest offline  
Stary 12-01-2010, 14:57   #380
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
Galdor spoczywał na rozłożonym płaszczu, troskliwie ułożony przez Mafennasa. Nie wyglądał dobrze, ale nie były to poważne rany, przynajmniej na pozór. Jednak prawda okazała się okrutna - rana była zatruta...

- Trucizna! Czuję ją we krwi! Och Valarowie...

Gdyby Narfin nie klęczała przy elfie, ugięłyby sie pod nią kolana. Zwiesiła głowę pozwalając, by nierówno odrastające włosy zakryły jej twarz.

- (...) Ty Narfin weź mój miecz, niech Cię chroni przed tym z czym będziesz musiała się jeszcze zmierzyć... (...)

Spojrzała na Galdora i ujęła delikatnie jego dłoń. Miała nadzieję okazać się godna tej broni... Ostatni oddech i cisza. Odszedł. Strażniczka pochyliła się nad Noldorem, zamknęła ocalałe oko i ucałowała w czoło szepcząc przy tym słowa pożegnania i powierzając jego duszę gwiazdom. Gdy się podniosła, oczy miała mokre od łez, ale lśniło w nich coś niepokojącego. Złagodniały jedynie na chwilę, gdy delikatnie odpinała pas od miecza, leżącego teraz nieopodal, z wąskich bioder elfa. Zdjęłaby też pierścień z jego dłoni, aby go przekazać Elrondowi, jednak pierścienia nie było... Gdy wstała z klęczek, aby przypasać broń, poczuła na twarzy pierwszą kroplę deszczu. Spojrzała w niebo, między chmurami szukając gwiazd. Natura na swój sposób również żegnała pierworodnego...

Powinniśmy powierzyć Twoje ciało gwiazdom... Ale czy to bezpieczne? Stos pogrzebowy będzie widoczny z daleka, a na podróż do Szarej Przystani w ogóle nie ma co liczyć... Och, Galdorze, nawet pożegnać Cię nie możemy tak, jak na to zasługujesz...

Rozglądała się wokół, szukając innego rozwiązania, kiedy Telio wyraził na głos jej wcześniejsze myśli, dotyczące Szramy. Czyli rzeczywiście zniknął... Nie była to dobra wiadomość. Na domiar złego hobbit na własną rękę zaczął poszukiwania, krzycząc przeraźliwie. Zwróciła się do najbliższych Strażników:

- Zawróćcie tego szalonego hobbita, niech tak nie krzyczy i się nie oddala. Nie wiadomo, jakie jeszcze niespodzianki czekają na nas w zaroślach. Obawiam się, że Szrama postanowił się od nas odłączyć. - tylko dlaczego? - Mafennas ma rację, musimy stąd jak najszybciej odjechać. Znajdźcie jakieś kamienie, usypiemy kurhan. Na nic więcej nie możemy sobie pozwolić, chociaż nie jest to odpowiedni sposób...

Nie czekając na odpowiedź podeszła do wierzchowca Galdora. Piękne zwierzę... Pogładziła go po chrapach, szepcząc jakieś słowa, przytuliła twarz do ciepłej szyi, po czym z głośnym okrzykiem klepnęła konia po zadzie.

Wróć bezpiecznie do domu i przekaż im wszystkim tę smutną nowinę... Niech Cię gwiazdy prowadzą...

Gdy szary kształt wierzchowca zniknął między drzewami, odwróciła się do załamanego hobbita, którego przyprowadził jeden ze strażników. Kucnęła, wpatrując się w oczy Telia i kładąc mu dłonie na ramionach.

- Posłuchaj mnie uważnie Teliamoku. Wiem, że to trudne, ale wygląda na to, że Szrama wybrał inną drogę i postanowił nas opuścić. Na pewno się nie zgubił, a gdyby coś mu się stało to na pewno byśmy o tym wiedzieli. Potrafi głośno wyrazić swoje niezadowolenie... - tu lekki uśmiech pojawił się na wargach Narfin, by zaraz zniknąć bez śladu - Teraz zbieramy kamienie na kurhan dla Galdora, więc jeśli nasz towarzysz gdzieś tu leży, znajdziemy go. - Ale obawiam się, że Szramy już tu nie ma. - Pomóż mi, proszę, ułożyć ciało Galdora przy tamtym głazie - powiedziała, wskazując długi i dość płaski kamień leżący na obrzeżach polany - doskonale się nadaje do naszych celów.

To powiedziawszy wstała i podeszła do ciała nadal spoczywającego na środku polany, po czym delikatnie owinęła je płaszczem. Gdy razem z hobbitem ułożyli je przy głazie, odśpiewała lament patrząc, jak pozostali sprawnie układają kamienny kurhan nad poległym elfem. Serce ją bolało, że odcinają noldora od gwiazd, ale nie mieli innego wyjścia. Nie mogli pozwolić, by zwierzęta zbezcześciły jego szczątki... Na koniec wetknęła między kamienie gałązkę bluszczu i po raz ostatni pożegnała przyjaciela. Rozejrzała się po "swojej" drużynie. Mafennas z elfim łukiem, dwoch hobbitów i ośmiu Strażników. No i ona, odpowiedzialna nie tylko na nich, ale również za losy całego Śródziemia. Czy podoła...? Nie było czasu na przemowy. Nie było też takiej potrzeby...

Jakby odpowiadając im wszystkim, kobieta skinęła głową. Jej zielone oczy zalśniły twardo, niczym klejnot na zaginionym pierścieniu elfa. Bez słowa dosiadła swojego wierzchowca i ruszyła w noc, wiedząc, że towarzysze są tuż za nią...
 

Ostatnio edytowane przez Viviaen : 13-01-2010 o 15:26.
Viviaen jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:59.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172