Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-12-2009, 00:15   #10
Hellian
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Dotknęła go. No, pchnęła właściwie. Dość mocno, jakby ta nieruchoma postawa dotykała ją osobiście. Chociaż zupełnie nie chodziło o to. Po prostu widziała już ten spektakl. Satyr jest Bachusem. Zastygł żeby narodzić się na nowo w misterium tańca i upojenia, odtworzyć początek czasu, stworzyć chęci i pragnienia, płeć i zmysły. Język. Misterium czy zabawa, ważne, że już to kiedyś przeżyła. Pchnęła po raz drugi. Był ciężki. Nawet nie drgnął. Czekał widać na lepszy moment. Och, trudno. Dziewczyna zakręciła się na pięcie. Uśmiechnęła się. Pogłaskała gęste loki, małe różki. Ukłoniła się nieistniejącej publiczności i zobaczyła Jasnego. Podbiegła do niego w podskokach, z radosnym śmiechem. Roztaczał swój zwiewny urok wokół kambiona o czarnej skórze, zarośniętej niczym u małpy. Jasny uwielbiał włochatych samców. Halla też, choć wbrew pozorom nie był to zbiór tych samych podmiotów. Mocno chwyciła delikatne skrzydło przyjaciela. Musiał opaść na podłogę. Łajała go długo. Za swą samotność i opuszczenie, i bezwstydny strój. Miała talent do wymówek, do zmian nastroju, do frenetycznej radości i żałobnego przygnębienia. Pełne spektrum kobiecej duszy. Uroniła kilka łez. Roześmiała się, gdy wypuścił z rękawa kolorowego kolibra. W tenże rękaw wytarła zaróżowiony nosek a potem, w końcu, zaschło jej w gardle. W zgodzie i przyjaźni wypili po kolejnej szklanicy lawendowego wina. Ku czci Bachusa, którego orędownik nadal czekał. Napełnili talerze potrawami. I nagle rozpoczął się prawdziwy spektakl.

W tej chwili oddani bez reszty rozkoszom podniebienia przegapili jego początek i znamienne pierwsze słowa satyra. Później pchali się blisko, obydwoje równie nierozsądni. Ją fascynowały splugawione misteria, jego gniew owłosionego samca.

Wraz z pękaniem portalu rozpętało się piekło. Halla stojąc na szeroko rozstawionych nogach trzymała się prosto dosyć pewnie, dwie szklanice wina dla wprawionego organizmu nie były szczególnie niebezpieczne. Pomogła się podnieść wystraszonej piękności w brokatowej sukni. Czarnowłosa kobieta oblizała rozdwojonym językiem umalowane wargi. Nie puściły swoich rąk. Obie potrącił tanarii szarżujący na plugawego biesa. Przeturlały się w stronę satyra, wciąż trzymając się za ręce i próbując zatrzymać niekontrolowany ruch. Potem przez krótką chwilę leżały oszołomione. Wstały podtrzymując się wzajemnie, obie zdziwione, że nikt ich nie rozdeptał. Dwie suknie w strzępach. Ktoś krzyczał żeby nie czarować. Nieznajoma, nagle odważna, z uniesionymi do góry brwiami i zadziorną miną splotła czary. Suknie obu kobiet znowu całe, zalśniły czystością. Halla śmiała się jak szalona. Bachanalia. Nareszcie! coś prawdziwego. I kiedy unoszona przez satyra kartka zaczęła razić promieniem, Halla sama wyszła naprzeciw klątwie. Niech się dzieje! Unoszący się w powietrzu Jasny zagwizdał z podziwem. Obca czarodziejka spróbowała powtórzyć wyczyn Halli.
- Bachanalia – diabelstwo szeptało niczym niespełna rozumu.

Tymczasem w walce obok nurtu głównych wydarzeń, piekielny bies pokonał tanarii. Halla widziała jak pod okno toczy się odcięta olbrzymia ręka demona. Tanarii próbował łapać swą zgubę. Ale to nie on krzyczał o uzdrowiciela. A zwycięski bies chuchnął na nią. Oddech piekieł powalił delikatną dziewczynę na ziemię. Choć możliwe również, że to drżące wnętrze uciekającego w popłochu dworku. Znowu leżąc na podłodze widziała jak satyr próbuje umknąć oknem. Naprzeciwko niego stanęli mężczyzna i githzerai. Halla nie mogła oderwać wzroku od stronicy, będącej powodem zamieszania rodem z Otchłani.
Tatuaż nawet nie palił jej dłoni. Oglądała go z zachwytem. Obok kobieta githzerai, czuciowiec, Halla kojarzyła jej przynależność do stronnictwa, podobnie jak diabelstwo patrzyła na swe znamię. Nie wydawała się tak zadowolona. Halla uśmiechnęła się pocieszająco. Czary migotały ze wszystkich stron.

Halla chciała tę kartkę. Starczył rok w Sigil i już nie nabierała się na radość płynącą z alkoholu, własną wyjątkowość dawno postawiła pod znakiem zapytania, semantyczna różnica między prawdą a doznaniem atakowała ją zawzięcie, nawet rozkosz nie usprawiedliwiała istnienia. Niemniej córka wikinga wierzyła nadal w doświadczenie ponadczasowe, w emocje, co mogą stworzyć świat, w poznanie przynoszące samoświadomość.

Nie chciała, nie mogła dopuścić, żeby satyr uciekł ze swą tajemnicą gdzieś na jakiś daleki plan. Atakował go tłum istot, w tym ta dwójka, przystojny mężczyzna w kapeluszu i drugi na przyjęciu githzerai, widziała też któregoś z pomagierów Winterfalla, normalnie kojarzyła imię, teraz uciekło jej z pamięci, Twardogłowego krasnoluda, chaonda -chaosytę, któremu zapewne było wszystko jedno w jakiej awanturze bierze udział. Gubiła się w tym tłumie.

Nagle ktoś złapał ją wpół próbując odciągnąć od całego zamieszania. Zaklęła szpetnie. Ork, któremu starczyła jedna ręką by ją unieruchomić, odnosił dziewczynę jak najdalej od całego zgiełku. Nieoczekiwanie zamiast złości poczuła wzruszenie. Ratował ją. W całym zamieszaniu to właśnie było dla niego ważne. Pozwoliła by ciepło rozlało się po jej wnętrzu niczym odżywczy eliksir. Zmysły zadrżały, podobnie jak ciało, a Halla poczuła, że chce zostać zniewolona. Kochała go w tej chwili. Nieznajomego bez imienia. Oparła się z najwyższym trudem. Wyszeptała zaklęcie. Rozluźnił uścisk, mimo że cały czas ją czuł. Wyślizgnęła się. Satyr uciekał w stronę okna, gdzie znikała właśnie kolejna piękność, błękitnoskóra. Halla biegła w tamtą stronę. Zatrzymała się. Znowu wypowiedziała słowa, kolejny czar. Nagle drogę ucieczki satyra zagrodził potężny aasimar. W powietrzu zaświszczał jego ognisty miecz. Satyr zawrócił, musiał teraz stawić czoła atakującym. Halla westchnęła z ulgą. Zakradała się w stronę sługi Bachusa. Kiedy inni atakują ona, niewidzialna, będzie czyhać na odpowiedni moment żeby wyrwać z rąk satyra niezwykłą stronicę.
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie

Ostatnio edytowane przez Hellian : 22-12-2009 o 00:26. Powód: literówki
Hellian jest offline