Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-12-2009, 15:04   #15
woltron
 
woltron's Avatar
 
Reputacja: 1 woltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumny
- Niech światło Buddy zawsze przepełnia te słowa , a kami będą dla ciebie łaskawe, Okannushi*-sama. – powiedział Yukimaru Mirumoto, nim jeszcze wyprostował się z ukłonu. - Czy znajdziesz chwilę na rozmowę z nieznajomym przyjezdnym , który szuka rady ?
- Oczywiście – odpowiedział kapłan, po czym uśmiechając się dodał - o ile tylko będę potrafić.
Mirumoto skinął lekko głową , po czym nieśmiało rozejrzał się dookoła.
- Może w takim razie, pozwolisz mi wejść, bądź przespacerujemy się ?
- Przespacerujmy się. Dolina w świetle zachodzącego słońca wygląda najwspanialej, podobnie jak niewielki ogród który kryje się z tyłu świątyni.
Ronin odstąpił na bok, pozwalając kapłanowi wyjść ze świątyni. Ruszył tuż obok niego, kiedy ten obrał kierunek.
- Wybacz , iż absorbuję twój czas, Kannushi-dono. Przybywam z daleka, niosąc w sercu wielki smutek. Mąż mej drogiej przyjaciółki, pewien czas temu, postawił kolejny krok w niekończącej się drodze samsary w tej niewielkim miasteczku. - starał się mówić spokojnie. Chłonął jednocześnie piękno okolicy po której prowadził go kapłan.
- Hmm... taka już nasza karma: rodzimy się i umieramy.
- Naturalnie. Jedynie głupiec przeczyłby temu.- Westchnął smutno.- Moja przyjaciółka nie zna jednak okoliczności śmierci swego męża. Niesamowicie dręczy ją to we snach, targa jej sercem i nie pozwala oddać należytego hołdu należnego jego duszy. - Zerknął na twarz kapłana.- Czy nie wiesz nic o śmierci Pana Oda z klanu Kiso ?
- Nie - odpowiedział spokojnie kapłan obserwując żurawia, który poderwał się z jednego z tarasów na których uprawiano ryż. - Przykro mi, ale nikt o tym imieniu nie został tu pochowany. Zresztą byłoby to dziwne, ponieważ tutejszy władca jest w niezgodzie z władcą klanu Kiso.
Choć twarz Yukimary zdawała się z kamienia, w oczach można było dostrzec , iż jest zaskoczony słowami kapłana.
- Nie pochowano ?- zapytał jakby sam siebie.- Jestem pewien, iż to tutaj postawił swoje ostatnie kroki. Zaskakujące nieprawdaż ?
- A ja jestem pewien, że nikogo takiego nie pochowaliśmy. A raczej bym o tym wiedział.
Przez krótką chwilę zapanowała niezręczna cisza.
- Rozumiem. Jest jeszcze coś o co chciałem zapytać Kennushi-dono. W takiej sprawie jak moja, dojść delikatnej. - spojrzał poważnie na kapłana.- Do kogo radziłbyś mi się udać ?
Kapłan milczał dłuższą chwilę, po czym powiedział:
- Nie wiem. Rozsądnym byłoby zapytać się tutejszych władz o osobę, której szukasz. Tutejsi karczmarze mogą wiedzieć coś na temat pana Ody, ale czy można im ufać? Nie wiem.
Mirumoto westchnął ciężko.
- Cóż poradzić. Widocznie taka moja karma, nie? Nie przychodzi ci zatem może do głowy, czy w mieście nie działo się ostatnim czasy nic ... niepożądanego ? Dowódca tutejszej milicji raczej rozmawiać z kimś takim jak ja nie będzie chciał. - Zaciągnął się mocno powietrzem.- Szczególnie w sprawie wroga jego pana, reprezentanta klanu Kiso. A kupcy ? Cóż możesz mi powiedzieć o kupcach ? Widziałem karawanę bakufu, poruszała się na wozach. Czy często tutaj się pojawiają ?
- Niepożądanego? Wiele rzeczy, które dzieją się w miasteczku można by określić tym słowem, jednak wiadomości o nich docierają do nas z dużym opóźnieniem... niczym echo docierające w odległy rejon lasu. Co do tutejszych kupców to są to uczciwi ludzie, którzy próbują przetrwać w trudnych czasach. Natomiast na temat karawan bakufu nie wiele mogę ci powiedzieć, poza tym, że w ostatnim czasie jest ich coraz więcej. – Głos kapłana wydał się samurajowi smutny. – Ale dokąd jadą i z jakim towarem tego nie wiem.
- Dziękuje ci za twój czas i pomoc.- zatrzymał się i ukłonił kapłanowi. - Czy mógłbym prosić abyś nikomu nie zdradził celu mojej tutaj wizyty?
- Oczywiście. Twoje sekrety są u mnie bezpieczne. Dawno temu porzuciłem lojalność wobec władców tego świata, a przyrzekłem służyć kami. Nie masz się czego obawiać – powiedział kapłan.
- Sayounara. Niech ci się wiedzie.- Ruszył ścieżką w kierunku miasta.
- Sayounara – odpowiedział kapłan, a potem odwrócił się i wszedł do świątyni.


*

Karczma „Oko Boga” wieczorem była pełna ludzi, zarówno miejscowych jak i kupców, którzy nie chcieli ryzykować podróży w nocy. Kupcy, rolnicy, samuraje, roninowie, a nawet młody kapłan siedzieli przy stolikach zajęci swoimi sprawami: jedzeniem, rozmową, planowaniem dalszej podróży.
Pierwszy w karczmie pojawił się Mirumoto, potem zziębnięci Kuro i Tou-san. Ostatni przybył Shirokyoru od którego czuć było sake. Jego towarzysze pogrążeni byli już w rozmowie – wymieniali informacje, które udało im się zdobyć. Nie było tego wiele. Owszem obraz stał się nieco jaśniejszy niż jeszcze parę godzin wcześniej, ale nadal nie wiedzieliście wielu rzeczy, w tym tej najważniejszej – gdzie są miecze. Zmęczeni podróżą i długim dniem postanowiliście jednak nie zaprzątać sobie tym głowy, aż do następnego ranka. Zamówiliście kolejną porcję sake i jedzenia, a także pokój dla czterech. Nie bawiliście jednak długo, ponieważ doskonale zadawaliście sobie sprawę, że jutro czeka was długi i pracowity dzień. Najedzeni zasnęliście szybko.

W tym samym czasie, w innym miejscu miasteczka...

- Mówisz, że ten samuraj szuka daisho z Smokiem Burzy – mężczyzna starał się nie krzyczeć, był jednak wyraźnie zdenerwowany.
- Tak szefie – powiedział Eiji nie podnosząc głowy.
- Jesteś pewien, że to nie ludzi szefa Harido? Czekamy na nich od tygodnia...
- Nie szefie. Było ich tylko dwóch. Młody samuraj ubrany w drogie kimono i stary yoijmbo walczący No-dachi. Żaden z nich nie przypominał żadnego z Siedmiu Ostrzy.
- Rozumiem... Możesz odejść Eiji.
- Dzięki panie – bandyta wstał, ukłonił się i wyszedł z pomieszczenia.
- Co sądzisz o tym Gaku?
- Sądzę, że ci głupcy dostali to na co zasłużyli... Choć jest w tym sporo twojej winy, pozwalasz swoim ludziom na stanowczo za dużo.
- Wiesz dobrze, że nie o to się pytam – powiedział nieco poirytowany szef Dachi. Nie lubił gdy jego najlepszy szermierz wytykał mu błędy.
- Wiem. – Kącik ust Gaku lekko się uniósł. – Widocznie Harido i Koyoko nie są jedynymi, którzy chcą tych mieczy.
- Sądzisz... – szef Dachi zawahał się – że jest jakaś trzecia siła?
- Nie wiem... – Gaku odpowiedział leniwie, po chwili zaś dodał - Może. Na miejscu Kayoko spróbowałbym odzyskać katanę, tak jak ty chcesz odzyskać wakizashi, które ma. Czy nie po to posłałeś po Siedem Ostrzy?
- Tak... Oczywiście, że tak...
- W takim razie ona mogła posłać po kogoś innego.
- Sugerujesz, że przejrzała mój plan? – szef Dachi zaczął się pocić. Nienawidził Kayoko, a jednocześnie obawiał się jej bardziej niż kogokolwiek innego. – Jutro dowiesz się kim są ci ludzie, czego szukają. Jeżeli pracują dla Kayoko to zabij ich, jeżeli pracują dla kogoś trzeciego... to wiesz co masz zrobić. Miecze mają być moje!!! – krzyknął nagle. Po chwili uspokoił się i kontynuował – Dzięki nim wkradnę się w łaski Harido i pozbędę się tej dziwki Kayoko raz na zawsze. Zrozumiałeś? - Gaku kiwnął głową na „tak”. – W takim razie możesz odejść.
Gaku ukłonił się i wykonał polecenie.


Dom Białej Wiśni, nieco później w nocy.

- Mówisz, że ten ronin ma tatuaż w kształcie ryby-miecz wyskakującej spośród spienionych morskich fal?
- Tak pani – odpowiedziała dziewczyna. Była przerażona, ponieważ pierwszy raz pani Kayoko zechciała się z nią widzieć.
- Czego chciał? – zapytała się pani Kayoko. Była ubrana w niebieskie kimono na którym wyszyto złotą nicią księżyc.
- Tego co wszyscy mężczyźnie pani...
- Głupia! – przerwała jej Kayoko. Jej głos był ostry i zdecydowany. – Nie obchodzi mnie co i jak długo z tobą robił. Interesuje mnie co ci powiedział i o co się pytał.
Dziewczyna ścisnęła mocniej materiał swojego kimona. Chwilę trwało nim kobieta powiedział:
- Zapytał się czy to prawda iż w miasteczku zginął wielki samuraj. Powiedziałam, że nie, że nie ma tu wielkich panów. Potem opowiedziałam mu o Jednookim, ponieważ chciał wiedzieć co dzieje się w mieście... Potem zajął się piciem sake. Gdy wychodził zapytałam się go o tatuaż, ale nie powiedział ani co znaczy, ani też skąd go ma. To wszystko.
- Rozumiem. Kado zmniejsz dług jej ojca o 1 Bo – Kayoko zwróciła się do mężczyzny, który stał oparty o ścianę i przysłuchiwał się rozmowie. Jego ciało pokryte było licznymi tatuażami. Przy pasie miał katanę.
- Tak jest Kayoko.
- Możesz odejść Wakano. Następnym razem przyjdź do mnie wcześniej z takimi informacja. Zrozumiałaś? - Dziewczyna pokiwała głową, po czym wyszła.- Kado chcę być sama.
- Ale... – mężczyzna spróbował się sprzeciwić.
- Żadnego ale. Nic mi tu nie grozi. Dachi może i jest głupi, ale nie aż tak by zaatakować ten dom.
- Jak sobie życzysz – odpowiedział obrażony, po czym wyszedł zostawiając Kayoko samą.

Kobieta podniosła się, podeszła do drzwi prowadzących na balkon i odchyliła je lekko. Widok jaki się rozciągał z tego miejsca był wspaniały, ponieważ ogród Domu Białej Wiśni zapierał dech w piersiach, szczególnie w świetle gwiazd. „Ronin z tatuażem przedstawiającym rybę-miecz wyskakującą spośród spienionych morskich fal. Czyżby kami uśmiechnęli się do mnie? Czy to może być On? Muszę się tego dowiedzieć? Tak długo czekałam na zemstę...” pomyślała przyglądając się gwiazdom i marząc o zemście.
 
__________________
"Co do Regulaminów nie ma o czym dyskutować" - Bielon przystający na warunki Obsługi dotyczące jego powrotu na forum po rocznym banie i warunki przyłączenia Bissel do LI.

Ostatnio edytowane przez woltron : 23-12-2009 o 11:34. Powód: zjadłem literkę :D
woltron jest offline