Polowanie szczerzło na niczym. Jedyną zwierzyną jaką upolował, był to lis, i to w sędziwym wieku. Pod wieczór nieopodal miasta znalazł sobie pagórek z którego widać było większe budowle w mieście. Miejsce to wydawało się na tyle ustronnie, by zapewnić mu bezpieczeństwo na tą że noc. Zachodzisz pewnie w głowę, dlaczego to on nie poszedł do karczmy, i nie wydał tych kilku srebrników na łóżko. Otóż on nienawidził towarzystwa wszelkiego złodziejstwa panoszącego się w zaułkach. Najchętniej wybrał by się w pojedynkę na osobistą krucjatę przeciwko tej że pladze, gdyby tylko miała by jakiś sens. Kiedy wieczór zbliżał się nieubłaganymi krokami, on sam zdołał zgromadzić dosyć drewna i suchego mchu na opał. Teraz wykorzystując resztki padającego światła, zajął się za obieranie ze skóry mizernej zdobyczy. Wielkiego jadła z tego nie będzie, lecz zawsze to coś, niż nic. Rozpaliwszy ognisko za jedną z nielicznych skałek , już zapewne blisko północy postawił mięsiwo na ruszt. W przeciwieństwie do innych ras, on nie gardził surowizną. Lekko podpieczone i przyrumienione udo było niczym ambrozja.
***
Rankiem, po przespaniu spokojnie nocy, dokończył resztę lisa. Po nadal ciepłym posiłku zadbał by po jego obozowisku nie było większego śladu, ruszył w stronę miasta. Szanował bezdroża, i także szanował kroczących tymi drogami.
***
Do miasta dotarł dopiero późnym popołudniem. W drodze nie spieszyło mu się by być szybciej na miejscu. Miał jeszcze dożo czasu do północy. Resztę czasu zmarnował na "zwiedzanie" miasta, a raczej na zabijaniu czasu. Kiedy dzień już chylił się ku nocy, nie ryzykując sztyletem w plecach poszedł na miejsce spotkania. Tak przysiadł pod ścianą w zadumie. Kiedy już czas przestał liczyć jakiekolwiek znaczenie, a bezczynność zaczęła sięgać szczytów, usłyszał kroki przed drzwiami. Reszta kompanów, która stawiła jest wcześniej, bądź też później także wyczekiwała jakiego kolwiek sygnału do odpłynięcia. Nagle drzwi do pomieszczenia otworzyły się z hukiem pod kopniakiem znanego mu już wcześniej człowieka. Imienia nie pamiętał, ale kojarzył go z ludźmi kapitana o ciekawym języku. Jedyną widoczną reakcją na to przedstawienie było kilka obelg co do jego osoby i tym podobnych. Zmęczony już tym czekaniem barbażyńca podpierając się o miecz wstał przy jego pomocy, i podszedł do sprawcy zamieszania. -Jeśli życie ci jest nie miłe, możesz powtórzyć ten spektakl jeszcze raz. Albo zrobimy to, co ten wojownik -wskazał palcem na Paula- proponuje.
Nie czekając na reakcje, beznamiętnie odepchną go ręką na bok, torując sobie przejście. Nareszcie coś się działo!
__________________ "Znaj siebie i znaj przeciwnika, a możesz stoczyć 100 bitew nie odnosząc porażki" Sztuka Wojny |