Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-12-2009, 13:05   #130
Buka
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Post opracowany z MG i Kermem

Zbudzona uciążliwymi wrzaskami i dobijaniem do... jej drzwi Sylphia puściła pod nosem wyjątkowo soczystą wiązankę. Spojrzała półprzytomnie w stronę hałasu, przewracając się na bok... .
- Precz warchlaki bo spać przeszkadzacie! - Ryknęła w końcu.

Przez pewien czas zza drzwiami słychać było rozmowy i kłótnie. Po chwili zaś spory u stały i jeden głośny głos krzyknął.- Otwieraj pani! Wiemy że ten zbir tu się ukrywa. Otwieraj, albo wyważymy drzwi!

- Normalnie żeby ich wszystkich... ja pier.
.. - Zwlokła się wnerwiona z łoża, okrywając kołdrą. Wiedziała, że jej dalsze krzyki nie mają najmniejszego sensu, a uparci idioci jeszcze wyważą drzwi do jej izby. Otwarła je więc w końcu gwałtownie, rozczochrana i wściekła jak cholera.
- Czego?! - Wrzasnęła.

Za drzwiami stały aż cztery osoby, pomijając czarnobrodego krasnoluda, było jeszcze dwóch mężczyzn i kobieta, trzymając w dłoni kawałek tkaniny. Cała czwórka była uzbrojona po zęby i w lekkich pancerzach, pomijając ciężko opancerzonego krasnala. I to właśnie ów krasnolud rzekł szorstkim głosem.- Ukrywa pani w pokoju bandytę.
Magini parokrotnie zamrugała oczami, starając przy okazji uspokoić, i do końca oprzytomnieć po wyrwaniu ze snu.
- Nikogo nie ukrywam jasny szlag, spałam właśnie sama, SAMA, dociera?! - Wprost zawarczała.
- Tak? To co znaczy ten kawałek tkaniny wetknięty w pani drzwi?
- rzekła kobieta w odpowiedzi. A jeden z mężczyzn rzekł.- więc nie będzie miała pani nic przeciwko temu że się rozejrzymy.- W końcu, nikogo nie pani ukrywa, prawda?
- A skąd mam wiedzieć kto tu co przy moich drzwiach kombinuje?!
- Spojrzała na nich wyjątkowo zabójczo - A chcecie to sobie sprawdzajcie, po czym wynocha! - Odsunęła się robiąc miejsce by mogli wejść do jej komnaty - Tylko moich rzeczy nie ruszać!.

Cała czwórka gorliwie wpadła do komnaty i zaczęła otwierać szafy, zaglądać do łózka, pod łóżko, do kuferka. Z wielką gorliwością szukali owego zbiega nie przejmując się obecnością magini. Nie uzyskawszy jednak pozytywnego rezultatu rozglądali się w poszukiwaniu ..jakiegoś śladu. Wreszcie kobieta podeszła do okna, otworzyła i spojrzała przez nie. Po czym rzekła do reszty.- Pewnikiem, oknem zwiał. Musi się w ogrodzie skrywać. Reszta skinęła głowami i minąwszy stojącą w drzwiach maginię, udali się od ogrodu.
- Ta jasne, oknem... chyba duch - Sylphia przewróciła oczami, nie wierząc co słyszy, i odezwała się jeszcze na odchodne - A dowiem się może kogo to szukacie?.
-Okno można otworzyć, a wspólniczka mogła zamknąć.
- rzekł krasnolud, a potem dodał.- A szukamy fałszywego mnicha Ilmatera, co to się tu zakradł by na pannę młodą napaść.
- O ile jakaś wspólniczka istnieje
- Syknęła Magini, wskazując palcem na drzwi - To pilnujcie panny młodej a nie gości wnerwiacie, o czym nie zapomnę wspomnieć komu trzeba!.

Wyszli w milczeniu ignorując uwagi czarodziejki, jak i ją samą.

....

Komnaty Sylphii nie trzeba było zbyt długo szukać... Można by powiedzieć, że wprost rzucała się w oczy. I w uszy.
Komnata, znaczy się rzucała, bo wychodziła z niej czwórka osób - kobieta, dwaj mężczyźni i brodaty krasnolud, a ścigały ich niezbyt pochlebne słownictwo, którego autorem była Sylphia.
A magiczkę słychać było aż na schodach.

Pożegnanie było nad wyraz mało przyjazne. I zdecydowanie nie zachęcało do odwiedzin lokatorki mieszkania. Mimo tego Roger postanowił zaryzykować.
Zastukał.

- Przyjmiesz jeszcze jednego nieproszonego gościa? - spytał.

Po raz kolejny w przeciągu ledwie paru chwil drzwi komnaty Sylphii otwarły się wyjątkowo gwałtownie (i na szczęście dla Rogera - do środka). Stała w nich wkurzona Magini z rozczochranymi włosami, szczelnie otulona kołdrą, pod którą z największym prawdopodobieństwem nie miała kompletnie nic.

- Cze... ?! - Chciała się znowu wydrzeć, wstrzymała jednak w pół słowa - Czego chcesz? - Spytała dosyć znośnym tonem.
- Zrobić komuś na złość... No, może na przekór - odpowiedział. - Między innymi tym, tam - dłonią wskazał kierunek, w jakim udała się czwórka poprzednich gości magini.

Sylphia spojrzała na mężczyznę mrużąc oczy, po czym odeszła od drzwi, co chyba oznaczało, że ten może wejść do środka. Sama Magini owinięta kołdrą w tym czasie z kolei usiadła na łożu zakładając nogę na nogę.
- No więc zamknij za sobą drzwi, a następnie powiedz o co chodzi, może będę zainteresowana...

Wzrok Rogera przez moment zawędrował w okolice zgrabnych kostek magini, a potem przeniósł się na jej twarz.
- Wiem, gdzie chowa się ów uciekinier. Posłaniec podobno, od, podobno, wielce w pannie młodej zakochanego młodzieńca. Błagał mnie, na kolanach niemal, o pomoc w opuszczeniu gospody.
- Do ucieczki panny młodej wolałbym nie przykładać ręki, skoro pan młody nie ma odwagi, by samemu rzecz załatwiać i chowa się za cudzymi plecami, ale ten młody głupiec...
- Chcą go zlinczować... Podobno. Gdybyś zechciała, można by mu młody łeb ocalić.

- Wiesz...
- Przeciągnęła swoją odpowiedź, widząc gdzie na moment powędrowały jego oczy. Poruszyła więc na chwilkę palcami obserwowanej stopy, zginając je i prostując. Oczywiście że go prowokowała, że bawiła się w najlepsze - Wiesz... nie bardzo wiem, czemu zwracasz się z tym do mnie, nie należę do osób uszczęśliwiających innych na siłę. Każdy ma jakieś problemy, mniejsze lub większe, co mnie obchodzi jakiś dwóch gówniarzy i panienka. Ciekawe jednak, jak wyobrażałbyś sobie mój udział w tym, co cokolwiek planujesz?

- Z pewnością nie ze względu na twe zgrabne nóżki, Sylphio. Raczej ze względu na twe umiejętności.
- Tamta dwójka mnie nie obchodzi
- zmienił temat - Niech sobie radzą, jeśli potrafią. A jeśli są zbyt ofermowaci... ich strata.
- Początkowo myślałem o przebraniu go... w jakąś sukienkę. Ale może masz jakiś podręczny czar... Iluzję jakąś...


- Sukienkę?? - Wyraźnie ją tym zaskoczył - Ja swoich nie dam, co to to nie, a zresztą mało tu kobiet na weselu?. Pewnie gdzieś się coś znajdzie i jakaś pożyczy albo i gwizdniecie... . Magi również do tego nie przytknę, chociażby z tego prostego powodu, że nie mam takich zaklęć do dyspozycji, może ta druga by jakoś zaradziła, ta co się tu też zjawiła, zapomniałam jej imienia, ma komnatę obok.

Wychodziło więc na to, że i Sylphia nie miała zamiaru w żaden sposób pomagać... .

- W życiu nie pomyślałbym o czymś tak wymyślnym. Z pewnością nie byłoby mu w tym do twarzy, tak jak tobie - powiedział. Z ledwo słyszalnym odcieniem uznania. - Przepraszam, że zakłóciłem spokój twego domu.

Ukłonił się uprzejmie i skierował się do drzwi. Ona z kolei je za nim dokładnie zamknęła, po czym ponownie położyła się do łoża, próbując na nowo zasnąć, co nie było łatwe wśród tego całego cyrku związanego z cholernym weselichem.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline