-
Dlaczego go nie zabiłeś?- spytał młody Stormak. Jego ojciec potarł dłonią zabandażowane czoło. Stary krasnolud usiadł na bujanym fotelu wypuszczając z ust powietrze. Stęknął z doskwierającego bólu.
-
Dlaczego miałbym go zabić?- spytał zdziwiony.
-
No jak to dlaczego? Jesteś w miejskiej straży. Reprezentujesz władzę. Porywając się na Ciebie tamten gnojek porwał się na króla!- odrzekł oburzony młodzian.
-
Straci rękę, lub przesiedzi w lochu kilka długich lat. Oduczy się atakowania straży miejskiej.- wyjaśnił ojciec. -
I przede wszystkim zabijania.- młodzieniec zmrużył oczy. -
Zabijanie jest prawem bogów nie naszym.- wyjaśnił...
***
-
Spokojnie panowie. Nie bądźcie nerwowi.- rzekł uspokajając gorący temperament kompanów. -
Dajcie mi kilka chwil.- poprosił robiąc tajemniczą minę. -
Spróbuję załatwić sprawę bez poszkodowanych...- wyjaśnił. Krasnolud poprawił skórzany pasek, do którego przyczepiona była kusza, poprawił pasek na biodrach i odłożył na ziemię swój plecak, oraz oparł o ścianę swój kostur. Stormak spokojnym krokiem skierował się ku wyjściu z magazynu. Idąc w tamtym kierunku, czarodziej sięgnął dłonią do skórzanego mieszka, przytwierdzonego do pasa. Grube paluchy wyciągnęły z środka niewielkie zawiniątko w różowo-bladym kolorze. Brodaty mag stanął obok wyjścia z magazynu i ścisnął w prawicy komponent, sekundę później zamknął oczy i wypuścił z ust powietrze. Niewielki przeciąg poruszył jego wąsem i brodą. -
Akhaja kha'stress otrunu astooaray...- syknął pod nosem a jego oczy delikatnie zalśniły bladoniebieską poświatą. Krasnolud uśmiechnął się pod nosem, odwrócił się w stronę kompanów i rozłożył ręce. Początkowo nic się nie działo, jednak kilka sekund później towarzysze ujrzeli biegnące uliczką, przed magazynem szczury. Dziesiątki, jeśli nie setki. Gryzonie piskały i prychały zadowolone z życia. Stormak długo uczył się naginać Sztukę, tak by przyzwane bestie były silniejsze i wytrzymalsze. Szczury były spore i chyba głodne. Złapał plecak, kostur i wyszedł z magazynu. Ujrzał dwóch strażników miejskich maszerujących dziarskim krokiem w jego stronę. -
Asaharajah.- rzekł chłodno wskazując palcem dwójkę stróżów prawa. Ogromna gromadka szczurów puściła się w stronę dwójki strażników. -
Zranić, nie zabić...- syknął pod nosem, a gryzonie niczym jeden mąż rzuciły się do ataku. -
Teraz! Szybko!- krzyknął do reszty, czekającej w magazynie...