W ciągu kilku sekund w jego czarnej łepetynie pojawił się nowy, według niego genialny plan. Szczury zgodnie z rozkazem puściły się na strażników. Jeden w mgnieniu oka został oblężony przez piskliwe gryzonie, drugi jednak zerwał się do biegu. Uciekał, najprawdopodobniej po swoich kamratów, zawiadomić ich o zagrożeniu. Krasnolud uśmiechnął się wejrzał do magazynu. -
Kiedy tylko zrobi się tu pusto, biegnijcie ile sił w stronę statku i nigdzie się nie zatrzymujcie!- krzyknął Stormak, po czym spojrzał w stronę uciekającego strażnika. Niespodziewanie krasnolud rzucił się w bieg za uciekającym człekiem, nie kwapiąc się za bardzo i nie wysilając się by go dogonić. Strażników biegł w uliczkę i głośnym, spanikowanym krzykiem wezwał swoich kamratów na pomoc. Stormak uśmiechnął się pod nosem i biegiem skierował się w stronę doków, w miejsce gdzie przycumowany był galeon, którym mieli opuścić miasto. Biegnąc zastanawiał się nad różnymi ewentualnościami. Strażnicy biegli za nim i powoli go doganiali, on jednak konsekwentnie dążył do spełnienia swego prawie samobójczego planu. W końcu dostrzegł straże pilnujące wejścia na kładkę.
Krasnolud był dość blisko by tamci mogli go zauważyć, lecz na tyle daleko, że z wsparciem mroku późnej godziny, nie mogli go rozpoznać. Stormak uśmiechnął się, prędko otwarł tubę na zwoje i wyciągnął z niej zwinięty w rulon papirus, który otrzymał rankiem od swego mistrza.
"Dzięki Ci Ogniotrzepie..."- podziękował w duchu swemu mentorowi i jednemu z kilku nauczycieli w Gidli magów. Strażnicy, pilnujący kładki zauważyli czarodzieja, oraz kilku swoich kamratów, którzy gonili go z drugiej strony portu. -
Auere Astakha otrey!- krzyknął czytając zawartość zwoju. Po chwili magia miała zadziałać i unieść go nad dachy magazynów skupiając na nim uwagę całej straży i dając pozostałym okazję na swobodne dostanie się na okręt...