MJ działała jak automat. Automatycznie, bez typowego dla siebie sprzeciwu, wykonywała polecenia Lexa. Nieprzytomnie, z walącym sercem, trzymając głowę nisko ziemi, doczołgała się na tyle blisko Silvera, by nie musiał krzyczeć a jednocześnie na tyle daleko, by nie mieć oglądu sytuacji na dole. Jedyną myślą kołaczącą się w jej głowie była fraza - Sky nie żyje. Kurna, dziewczyna była niewiele starsza od niej. I gdyby to MJ stała na jej miejscu, to ona zarobiłaby owa kulkę. Pozbawiona przewodniczki grupa z pewnością prędzej czy później na tym straci. Gdyby tymczasem to radiooperatorka zginęła, strata nie byłaby tak dotkliwa. Z jasnością pioruna MJ uświadomiła sobie, jak kruche jest życie a jednocześnie jak mało znaczy jej własna egzystencja. A także jak mało ma ze swojej strony do zaoferowania. Fuka na Rocketa, ale przecież sama nie jest lepsza. Co niby odstawiła w kościele, jak nie totalną brawurę i spontaniczną samowolkę? Strzelanina wywiązała się w dużej mierze z jej winy. Czy zatem nie powinna nieco odpuścić Rocketowi? W końcu każdy popełnia błędy i radzi sobie jak może... - MJ, daj znać Mortowi co się z nami dzieje… Proszę - wyrwał ją z zamyślenia stanowczy głos Lex'a. Nawet gdyby nie dodał na końcu tego wymuszonego raczej "proszę", MJ i tak by ową prośbę spełniła. Jej nędzne życie w dużej mierze zależało teraz od Silvera i współpracy z nim. Jeśli przeżyją, to może jeszcze i ona zdąży coś zmienić... wydorośleć.. ogarnąć się...
Skinąwszy głową wygrzebała z plecaka sprzęt i namierzyła częstotliwość radia w które wyposażona była ciężarówka.
- Mortimer - zaczęła pomału, starając się mówić pomału i wyraźnie - Mam złe wieści. Sky nie żyje. A te sukinsyny idą teraz po nas. Mam nadzieję, że macie jakiś plan, bo inaczej nie będzie już czego zbierać - zakończyła ponuro, starając się nie widzieć miny Lex'a mówiącej "no chyba cię pojebało" - A co się dzieje u was? Odezwij się! Odbiór! |