Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-12-2009, 22:14   #7
andramil
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Ciemność. Wszędzie tylko odmęty wiecznego mroku. Czarne macki niczym winorośli oplatały jego ciało i umysł. Mówi się, że ciemność jest przeciwieństwem światłości. Nic bardziej mylnego. Ciemność jest brakiem światłości. Ta mała różnica zaprowadziła do grobu kilku jego znajomych do grobu. Ale on się jej nie podda. On będzie walczył. On...

...wreszcie otworzył oczy. Świeży wiatr owiał jego twarz. Piękne widoki ukazujące się przed jego oczyma napawały jego duszę radością. Jak jeden z nie tak wielu ze swej rasy opuścił ciężkie okowy swych podziemnych osad. Chciał ujrzeć słońce, poczuć wiatr, cieszyć się świeżym powietrzem. Czasami żałował, że na stare lata nie siedzi w ciepłym pokoiku czytając książkę i pykając fajkę. Jednakże właśnie takie chwile jak ta nadawały sens jego podróży. A do tego wędrować w towarzystwie tak idealnym jakim był Gezbert...
- Kra! Ale tu okrrrropnie! - zaskrzeczało wielkie czarne ptaszysko siedzące na ramieniu Hibba. Jego właściciel uśmiechnął się dobrodusznie pod nosem i lekko zaśmiał.

Popędzili trochę swoje wierzchowce. Mieli dostarczyć jakąś ważną przesyłkę do miasta którego miana poszukiwacz przygód nie raczył zapamiętać. No bo i po co? Przesyłka tu, przesyłka tam, jakiś bandyta do złapania czy zwierzak do oswojenia... ich życie pełne było od rozmaitych miejsc, zdarzeń, istot. Nie był czasu na zapamiętywanie mian... A może po prostu skleroza złapała starego awanturnika? Tą, jak i zapewne wiele innych tajemnic niski łowca zabierze ze sobą do grobu.
Samo miasto nie było niczym zadziwiające. W ciągu wielu lat jakie przeżył pod ziemią i nad nią jego oczy widziały cudowniejsze miasta i porty. Ale jedno trzeba było przyznać: nikt nie gapił się na nich pogardliwym wzrokiem z jakim często spotykał się stary Hibbo. Przy pomocy jednego ze strażników szybko znaleźli drogę do gildii. Zbudzili po drodze wielką sensację wśród grona najmłodszych mieszkańców. Dokładnie to nietypowy wierzchowiec jego brodatego kompana.
- Tłuste to! Nieporrradne, a te małe smarrrki ciągną niczym do samorrrrożca! - zakrakał ptak wciąż siedzący na ramieniu jednego z łowców.
- A cuzik to? Zazdrosny jest mój malutki kruczek? - odezwał się lekko śmiejąc pod swym kartoflanym nosem jego posiadacz. - Hi hi. Zazdrosny? Hi hi. Zazdrosny.
- Krrnie! - odpowiedział zwierz po czym odwrócił arogancko głowę w stronę zachodzącego słońca.
Gildia nie wyróżniała się niczym szczególnym z wielu budynków które mijali. Gezbert szybko zszedł z Mishy i wyciągnął ich gorącą przesyłkę. Kiwną głową na znak, że wejdzie sam po czym zniknął w czeluściach budynku. Hibbo został sam wraz ze zwierzakami na ulicy obcego miasta. Samotny podróżny, zwłaszcza tak niskich gabarytów mógłby stać się łatwym kąskiem dla miejscowych szuj. Mimo to on się nie bał. Mało czego się bał. Wychodził z założenia, że jest już za stary na niebezpieczeństwo które to innych czepiać się winno. Na przykład jego barczystego przyjaciela.
Staruszek zakrył starannie twarz swym kapturem. Robiło się zimno, a jego kości nie przepadały za wieczornymi chłodami.
- Założę się, że dostanie tu inną misję. - przerwał trwającą ciszę zwracając się do czarnego ptaka.
- O gałkę wołową! Dostanie skierrrowanie.
- Zgoda! Jak wygram przez tydzień nie będziesz mnie o nią prosił.
- Kra - zgodził się zwierzak.
- Jakby mieli nam kogo przydzielić wiesz co robić?
- Kra - znowu się zgodził po czym zaśmiał się. Dźwięk ten bardziej przypominał kaszlenie, a nawet odgłosy przed agonalne duszonego orka.
Czarny cień skrywał twarz łowcy. I tylko dlatego postronny obserwator nie zauważył by wrednego uśmiechu jaki wykwitł na jego obliczu.

W końcu ich nieobecny przyjaciel pojawił się w rękach trzymał niewielki zwój.
- Wygrałem - stwierdził awanturnik patrząc w dal. Ptak tylko skrzywił głowę z niezadowolenia po czym ziewną okazując brak jakiegokolwiek zainteresowania.

Mrok prawie już ogarnął przybytek ludzki. Z ulic znikać począł światek dzienny, a powoli i jakby leniwie wyłaniał się półświatek nocny. Jednakże łowcy nie byli tego już świadkami. Udali się bowiem oni do karczmy która nosiła dumne miano "Kurza Pięta", a w której to oni upatrzyli sobie nocleg. Hibbo spojrzał zadowolony na szyld po czym wymownie na swego kruka. Jakoś nie mógł się powstrzymać przed śmiechem.
- To nie Fairrrr - zakrakał jego chowaniec.

Posiłek nie był wyjątkowy. Ważne, że czyjeś zęby nie latały wkoło ani żadne ludzkie ciała nie wpadały do zupy. To oraz świeżo zarezerwowane pokoje wystarczyły by uszczęśliwić poszukiwacza. Zaraz po wieczerzy udali się oni do pokoju wojownika z klanu Iron Shield. Przeczytali oni tam notkę.
- Łuchuchu! Wielkie to brzydactwo. Musikiem to być pićkum, pićkum... jaki łak! Hi hi, kanały sprawdzimy? Łod szczurów roić się tam może, a jeden bądź kilka z nich naszymi okazać się zda. - ożywił się starszy z nich.
- Wygląda na to, że dzisiejsza noc będzie wyglądać na pracowitą. Pracowitą, ale nie dla nas. Ja sam planuje dzisiaj przespać się w spokoju, a jutro pomyślimy co dalej. - odpowiedział mu krasny człowiek.
- Niach, niach. Noc dzisiejszą w sumie to i przespać. - zgodził się z rozmówcą Hibbo - Ale trzejszego ranka marnować nie zda. A pora jeszcze młoda. Hi hi. - uparcie ciągnął i dodał z ironią - Cosik te napitki za mocne były? A kanały to z ranka sprawdzić może nam przyjdzie. A i te zwłoki obaczyć musimy. Jak na moje szkiełko to pewnikiem rany kute w większości zadawało głębokie na jakieś pół dłoni i cięte na kilka palcy. Hi hi. Ciekawe czy jakom strychnine tam znajdziemy.
Jednak krasnolud go trochę zignorował. No, trochę to mało powiedziane. Legł się na łóżku niczym zaspany król i nie miał ochoty na odpowiedzenia na zaczepki swego towarzysza.
- Hi hi. Piwo mocne było. Bra noc. Hi hi. - pożegnał sie po czym wrócił do swego pokoju.
Tam też spojrzał na swego kruka.
- No mały. Robótka dla ciebie się szykuje. Noc pracowita, nie dla nas. Hi hi. Dla ciebie
- Kra?
- No, przelecisz się nockę po mieście. Poobserwujesz. Tylko zbyt blisko mi sie nie zbliżaj. A i z balisty ni kuszy ustrzelić się nie daj. A jak z katapulty szyć będę to zwiewaj. Nom, malutki leć.
- Kraaaa... - zrzędził jeszcze wylatując. A jego pan rzucił się na wyrko i po chwili już chrapał. A śniły mu się najnowsze protezy i ekskluzywne laski dla starców.
 
__________________
Why so serious, Son?
andramil jest offline