Początkowo Stormak myślał nad użyciem czaru przywołującego strzałę z kwasu. Obawiał się jednak, że czar może go zabić, a on nie chciał mieć na sumieniu niewinnej ofiary. Po za tym nie przystało mu. Był krasnoludem, oraz członkiem gildii magów z Waterdeep. Postanowił więc ominąć niepisany kodeks postępowania krasnoludów, oraz skorzystać z magii, w której był najlepszy. Prędko wsadził rękę do jednej z wielu torebek na komponenty i wyciągnął z niego świeczkę. -
Astrer Nounno I'khea!- krzyknął, jednak po za smrodem siarki na polu bitwy, nie pojawił się żaden inny efekt. Do czasu. Nagle w powietrzu pojawiła się niewielka czarna kula. Zaledwie metr od zaklinacza, który uwziął się na Stormaka. W ciągu zaledwie sekundy kula urosła do olbrzymiej dziury w powietrzu, o średnicy trzech metrów. Patrząc na wyrwę można było dostrzec dziwne, czerwone pustkowia, wiecznie błyskające się od piorunów niebo, oraz niesamowite kształty fruwające nad jałową ziemią. Nagle z wyrwy wyłonił się kształt. Stworzenie, przypominające ruchomą galaretę w kolorze blado-pomarańczowym wylazło z portalu. -
Gerugugureu!- ryknął stwór i
zamachnął się raz i
drugi na nieświadomego maga. Jego pazury poszarpały lekką zbroję czaroklety i otwarły w plecach trzy krwawiące
rany po pazurach. Zaklinacz stęknął z bólu, bo obrażenia jakich doznał były dość poważne. Stormak uśmiechnął się pod nosem. Był pewien, że teraz mężczyzna zajmie się przyzwanym diabłem, a on ma czas, by zniknąć z zasięgu zaklęć swego przeciwnika.