-Starajcie się brać do niewoli. Choć komu ja to mówię.
Rzucił cicho widząc skąpaną w blasku ognia polankę.
Przygotował lancę, lewą ręką szybko nakreślił przed sobą gwiazdę Adan Adariego i z całych sił popędził konia.
-Jazda!
Zwierze zarżało i pognało w stronę wrogów.
-Nie brać jeńców! Adan Adari!
Przygarbił się i ukrył większą część ciała za szyją wierzchowca. Znalazł przeciwnika i zaszarżował na niego.
Dopadł szybko, silny ból w ramieniu dawał znać, że trafił i uderzył źle. Dłoń trzymająca oręż na chwilę rozluźniła chwyt, cenna broń upadła na ziemię. Przeciwnik powinien być wyeliminowany.
Dobył miecza, broni o wiele bardziej finezyjnej niż kopia, rozpoczął godowy taniec śmierci.
Walka zdawała się pewna, wszak już raz ją przeżył, lub nie. Na skarpie w lesie czekając na zwiadowców, pan odpowiedział. Powiedział mu jak ma walczyć. Każdy ruch, pociągnięcie cugli, cięcie, blok, finta był przedłużeniem modlitwy. Ostatecznym zawierzeniem bogu i swym odruchom kierowanym przez niego.
Więc tańczył z śmiercią swoją i wrogów w mistycznym szale oddany.
Los zawierzył bogu jeżeli zginie to zginie.
Deus vult. |