15-12-2009, 20:03 | #131 |
Reputacja: 1 | Wulfstan wysłuchał uważnie sugestii towarzyszy. -Przede wszystkim jeżeli się rozdzielicie to będziecie potrzebować oddzielnych sygnałów, żeby wiedzieć komu ruszyć na ratunek. Ty Eliso będziesz gwizdać, a ty Tris jak pamiętam dalej masz mój róg. Jeżeli będziesz miał kłopoty wystarczy że w niego zadmiesz.- Zastanowił się przez chwilę.- Naszym priorytetem jest uzyskanie informacji. Dowiedzcie się czy któregoś z nich będziemy mogli wziąć do niewoli. Najlepiej dowódcę. Słysząc słowa Thorgara Wulfstan pokręcił głową. -Nic dziwnego że na całym świecie uważają nas za nieokrzesanych barbarzyńców- Głośno zaś powiedział.- Obawiam że na razie nie będziesz mógł powbijać zbyt wielu głów na pale. Ale nie martw się będziesz miał jeszcze kilka okazji.
__________________ Najczęstszy ludzki błąd - nie przewidzieć burzy w piękny czas. Niccolo Machiavelli |
15-12-2009, 20:18 | #132 |
Reputacja: 1 | Zostawili konie pod opieką towarzyszy i zagłębili się w krzaki porastające dolinę. Skarpa na skraju, której stali miała nie więcej niż dwa metry wysokości. Poniżej niej znajdowało się delikatnie opadające w kierunku wijącej się w dole rzeki, zbocze. Opuścili się na zalegające pod stromą skarpą kamienie i żwir, Elissa ruszyła w prawo a Tristis w lewo. Tristis Tristis zagłębił się w wilgotny las. Po chwili był sam. Zniknęli jego towarzysze, czekający z końmi na skarpie. Dziewczyna ruszyła w przeciwnym kierunku, aby dojść do obozowiska od drugiej strony. Thoer sprawdził czy miecze lekko wysuwają się z pochew, czy kołczan znajduje się na swoim miejscu, po czym szybko acz bezszelestnie zaczął manewrować między drzewami, na skos, w dół zbocza. Po krótkiej chwili znalazł się nad wodą, kilkaset metrów w górę rzeki od miejsca, w którym rozpoczął schodzenie. Najwyraźniej bogowie mu sprzyjali, nawet się nie zamoczy przechodząc. W poprzek koryta spoczywał stary, zwalony pień. Przedarł się przez przybrzeżne zarośla i pewnym krokiem wszedł na martwe drzewo. Kilka kroków wystarczyło aby znalazł się na drugim brzegu. Teraz już wolniej i ostrożniej ruszył ku obozowisku wroga. Przemykał niczym cień od drzewa do drzewa, za każdym razem przystając na chwilę. Nie miał problemu ze zlokalizowaniem obozu. Dostrzegł stojące konie i ludzi wokół ognia. Dostrzegł także mężczyznę w kapturze, który stał oparty o pień drzewa, tuż obok koni i palił fajkę. Nie zauważył natomiast wykrotu tuż pod swoimi nogami. Z trzaskiem pękających gałęzi zapadł się niemal do pasa. - Miejcie baczenie! Jest tam kto? – usłyszał od strony obozowiska. Chyba bogowie go opuścili. Miał nadzieję, że tylko na moment... Elissa Dziewczyna wolnym krokiem, przemykając od drzewa do drzewa, zbliżała się do brzegu Torrecon, porośniętego sitowiem i trzciną. Domniemany obóz przeciwnika zostawiła za sobą, kilkaset metrów w górę rzeki. Przedzierając się przez nadbrzeżne krzaki, spłoszyła jakiegoś ptaka, który głośno krzycząc i bijąc skrzydłami, niemalże wleciał jej w twarz. Zatrzymała się natychmiast i odruchowo zasłoniła głowę rękami. Z szybko bijącym sercem czekała i nasłuchiwała, czy hałas nie przyciągnął niczyjej uwagi. Jednak nic się nie działo. Przeszła jeszcze kilka kroków i stanęła na nadbrzeżnym żwirowisku. U jej stóp szemrała woda. Drugi, nieco wyższy brzeg był nie dalej niż pięć metrów. Pozostawała kwestia głębokości rzeki. Ostrożnie zeszła do wody. Była zimna i płynęła dosyć szybko, napierając na jej wysokie, skórzane buty. Elissa dobrnęła do połowy szerokości rzeki, nurt był tu gwałtowny a woda sięgała jej nieco powyżej pasa. W głowie toranki pojawiły się już myśli o konieczności wycofania się, gdy piaszczyste dno zaczęło się podnosić. Wciągnęła się na drugi brzeg i chwilę odpoczywała wtulona w kępę pachnącego sitowia. Potem wstała i rozpoczęła ostrożny marsz ku obozowisku, które teraz powinno znajdować się przed nią. Najpierw poczuła zapach dymu. Przypadła do najbliższego drzewa i wyjrzała zza pnia. Krzaki skutecznie zasłaniały widoczność. Dziewczyna w dwóch susach znalazła się za następnym drzewem. Potem za jeszcze jednym. W końcu mogła dostrzec obozowisko. Przy tlącym się ognisku siedziało dwóch mężczyzn, kolejnych kilku spało okrytych kocami. Spętane konie stały tuż za obozowiskiem. Obok wierzchowców, oparty o pień, mężczyzna w kapturze palił fajkę. Nagle Elissa usłyszała głośny trzask. Ludzie w obozowisku usłyszeli również. Ci, którzy nie spali zerwali się na nogi i bacznie wpatrywali w mrok panujący między drzewami. - Miejcie baczenie! Jest tam kto? – zakrzyknął ten, który do tej pory palił fajkę. Teraz zamiast niej, w ręce ściskał wyrwany zza pasa miecz. |
15-12-2009, 20:41 | #133 |
Reputacja: 1 | - Miejcie baczenie! Jest tam kto? – doleciało z obozowiska wołanie. Cholera! - warknął thoer w myślach, bo na głos nie miał w zwyczaju. Tyle jeśli chodzi o godne zaprezentowanie swoich kwalifikacji. Nawet ten tępawy okaryjczyk bredzący od rzeczy będzie mógł się z niego pośmiać. Przez chwilę rozważał użycie rogu, ale to zabrało by im przewagę, jaką daje zaskoczenie. Ponadto była szansa, że Elisa usłyszy zamieszanie i go jakoś wesprze. Po chwili namysłu wyciągnął sztylet z pochwy w bucie i bezszelestnie skulił się na dnie wykrotu. Niech no się tylko który zbliży, to za jajca ucapię i umówię na spotkanie z moim ostrzem. - pomyślał z satysfakcją. Przez myśl przemknęło mu, jak swego czasu w podobne wykroty-pułapki łapał zwierzynę leśną. Wpadał taki młody byk i nie mógł wyskoczyć. Pieprzona ironia losu.
__________________ W każdej sekundzie rozpadamy się i stajemy się nowym człowiekiem, w którym coraz mniej jest tego, kim byliśmy przed laty. Ostatnio edytowane przez Raphael : 15-12-2009 o 20:43. |
19-12-2009, 17:51 | #134 |
Reputacja: 1 | Głośny trzask gałęzi zwiastował rychły koniec zwiadu. Tris zdradził swoją obecność. Część zaalarmowanych mężczyzn ruszyła w jego kierunku. Na polanie pozostało sześciu wyrwanych ze snu przeciwników. - To jesteśmy w rzyci - pomyślała dziewczyna. Nie było czasu by cokolwiek planować. Elisa ruszyła dyskretnie w kierunku spętanych koni. Dotarła do nich niezauważona. Rozcięła więzy pierwszego konia lecz gdy oswobodziła czwartego, jeden ze zbierających się mężczyzna zauważył ją. Bez dalszej zwłoki wskoczyła na zwierzę, przy którym akurat się znajdowała. Zwinięty do tej pory przy pasie, długi na 6 łokci bicz, znalazł się w jej ręce. Smagnęła nim rozwiązane zwierzęta sprawiając, że rozpierzchły się we wszystkie strony przewracając przy tym jednego z mężczyzn. Ten, który zauważył ją jako pierwszy zbliżał się właśnie by pochwycić sabotażystkę. Elisa zamachnęła się biczem licząc na obronny gest ofiary. Nie zawiodła się. Napastnik zasłonił się przedramieniem, na co dziewczyna czekała. Bicz śmignął rozdzierając powietrze świstem, owijając się dookoła przedramienia mężczyzny. Przechylając się w przeciwną stronę wczepiła się w końską grzywę i ruszyła ciągnąc za sobą zaskoczonego przeciwnika. Pozostali ruszyli za nimi wykrzykując obelgi i szereg mniej lub bardziej artykułowanych dźwięków. Po kilkunastu metrach bicz poluzował się na tyle, że wleczony, klnąc, odturlał się w krzaki. Pozostali ruszyli za nią w pieszy pościg. Mimo iż nie gnała konia, szybko oddaliła się na tyle od obławy by zniechęcić ścigających. Nie łudziła się, że goniący będą na tyle nieroztropni by dłużej kontynuować pościg. Udało jej się jednak trochę zdezorganizować i opóźnić ich mobilizację. Przeciągłym gwizdem zaalarmowała resztę swojego oddziału. Miała nadzieję, że zbliżający się kompani zmuszą przeciwników do powrócenia do obozu po konie i sprzęt, co da jej chwilę by spróbować zabrać ze sobą Tristisa i się wycofać. Pognała konia wzdłuż rzeki w kierunku drugiego zwiadowcy.
__________________ "You have to climb the statue of the demon to be closer to God." |
20-12-2009, 19:20 | #135 |
Reputacja: 1 | Gwizd rozległ się w cichej dotąd puszczy. Modlitwy nadszedł koniec, nastał czas by Adan Adari okazał swą wolę w sukcesie lub porażce. -To ich sygnał na koń! Schował miecz służący za ołtarz i wskoczył na konia. Szybkim zamierzonym ruchem odwiązał lancę od boku wierzchowca. Obym tylko nie zahaczył nią o jakąś przeklętą gałąź. Trzymać blisko mnie i konia i będzie dobrze. -Jazda! Uderzył zwierzę piętami i zmusił je do szybkiego biegu. W kierunku dalekiego blasku ogniska. Potem jechał tylko na wyczucie. Gdybym słyszał odgłosy walki lub pościgu wiedziałbym gdzie jechać. Panie w swej litości nie pozwól mi zabłądzić! |
20-12-2009, 23:23 | #136 |
Reputacja: 1 | Thorgar siedział pod drzewem i rozglądał się po okolicy gdy nagle usłyszał gwizd. Wzywają pomocy, szybko!.- Zakrzyknął olbrzym po czym wskoczył na konia i pogalopował w las w stronę skąd pochodził gwizd. Rozległ się stukot kopyt, Thorgar przygotował się na walkę. |
21-12-2009, 19:16 | #137 |
Reputacja: 1 | Wulfstan, jak wszyscy pozostali, uszłyszał gwizd. - No to ruszamy- powiedział spokojnie. Wskoczył szybko na konia i ruszył galopem w kierunku dzwięku. Wkrótce się zacznie- pomyślał i uśmiechnął się do siebie ponuro, poprawiając uchwyt topora. Pogonił konia do szybszego biegu.
__________________ Najczęstszy ludzki błąd - nie przewidzieć burzy w piękny czas. Niccolo Machiavelli |
21-12-2009, 21:45 | #138 |
Reputacja: 1 | Tristis Thoer siedział skulony w wykrocie, ściskając w ręce sztylet i przeklinając swojego pecha. Od strony obozowiska usłyszał zbliżające się szybkie kroki. Starał się policzyć napastników i wyszło na to, że w jego stronę idzie co najmniej czterech ludzi. Kroki ucichły. - No i co? - usłyszał głos. Jego właściciel stał tuż obok wykrotu. - Nikogo tu nie ma... - No ni ma - potwierdził drugi głos, niższy i powolniejszy. - Pewni jakowyś zwirz lazł przez las i cosik złamał. - Żebym ja tobie czegoś nie złamał - warknął trzeci, ten głos Tristis już słyszał. Należał do komenderującego przed chwilą mężczyzny. - Coś tu musi być... Dalszą rozmowę przerwało zamieszanie dobiegające od strony obozowiska. Krzyki mężczyzn, kwik koni i stukot kopyt. Księżyc akurat skrył się za chmurą. Zapadła ciemność. - Goy, pilnuj tutaj. Reszta za mną! - dowódca wydał komendę i Tristis usłyszał, jak trzech wrogów oddala się szybko ku obozowi. Ten, który pozostał, przez chwilę stał w bezruchu, najwidoczniej rozglądając się w ciemnościach. Potem zrobił krok naprzód, ziemia uciekła mu spod nóg i runął jak długi na kulącego się w wykrocie Tristisa. Elissa W zamieszaniu jakie zapanowało w obozie, Elissie udało się przeprowadzić swój plan niemal perfekcyjnie. Odciągnęła od obozowiska niemal wszystkich przeciwników, którzy pokrzykując i klnąc biegali za nią po ciemnym lesie. Co chwilę dało się słyszeć odgłosy upadku, bądź zderzenia człowieka z drzewem. Jednak pościg pozostał w tyle. Najwidoczniej napastnicy słusznie stwierdzili, że gonić konnego pieszo po lesie, i do tego w ciemnościach, nie jest zbyt dobrym pomysłem i wrócili do obozu. Przeciągłym gwizdem zawiadomiła czekających na drugim brzegu towarzyszy o potrzebie pomocy i skierowała konia ku rzece. Już po chwili zatrzymała się na brzegu, po przeciwległym zboczu zjeżdżali jej towarzysze. Sama spięła konia i ruszyła przez przybrzeżne zarośla, w górę rzeki. Gdy stwierdziła, że minęła już obozowisko skręciła w las i zaczęła rozglądać się za swym pechowym towarzyszem. Księżyc znów wyjrzał zza chmury, zalewając las bladą poświatą. Tristisa nie było nigdzie widać. Od strony obozowiska, skrytego teraz za gęstwą krzaków, dobiegały odgłosy krzątaniny, przerywane wykrzykiwanymi rozkazami. Wulfstan, Revellis, Thorgar Stali na skarpie i czekali. W pewnej chwili, znajdujący się w dole, na drugim brzegu las, rozbrzmiał krzykami i tętentem kopyt. Po chwili usłyszeli gwizd. Gwizd, a więc to ich nowa towarzyszka, Elissa, wzywała pomocy. Oczywiście, przecież to kobieta... Takie powinny siedzieć przy garach lub dogadzać mężczyznom, a nie biegać po lesie w nocy. Jak poparzeni zerwali się i wskoczyli na konie. Każdy z nich sprawdził jeszcze broń i już po chwili zjeżdżali ku rzece. W przybrzeżnych krzakach mignęła im Elissa, o dziwo, na koniu. O co chodzi? Dojechali do brzegu rzeki, pęciny koni zaczęły grzęznąć w mule. Musieli zwolnić. Wjechali w wodę i konie mozolnie zaczęły brnąć ku drugiemu brzegowi. Po chwili przekroczyli rzekę i wyjechali na suchy ląd. Gdzieś przed nimi, między drzewami znajdowało się obozowisko wroga. Jednak z miejsca, w którym stali, nie mogli dokładnie określić jego lokalizacji. Ostrożnie zagłębili się między drzewa, licząc na łut szczęścia. Nie pomylili się... Dokładnie przed nimi, przez krzaki, przebijał się blask ognia. Słychać było krzątaninę i urywane rozkazy. Trzej wojacy mocniej ścisnęli trzymaną broń i spięli konie... |
26-12-2009, 20:56 | #139 |
Reputacja: 1 | -Starajcie się brać do niewoli. Choć komu ja to mówię. Rzucił cicho widząc skąpaną w blasku ognia polankę. Przygotował lancę, lewą ręką szybko nakreślił przed sobą gwiazdę Adan Adariego i z całych sił popędził konia. -Jazda! Zwierze zarżało i pognało w stronę wrogów. -Nie brać jeńców! Adan Adari! Przygarbił się i ukrył większą część ciała za szyją wierzchowca. Znalazł przeciwnika i zaszarżował na niego. Dopadł szybko, silny ból w ramieniu dawał znać, że trafił i uderzył źle. Dłoń trzymająca oręż na chwilę rozluźniła chwyt, cenna broń upadła na ziemię. Przeciwnik powinien być wyeliminowany. Dobył miecza, broni o wiele bardziej finezyjnej niż kopia, rozpoczął godowy taniec śmierci. Walka zdawała się pewna, wszak już raz ją przeżył, lub nie. Na skarpie w lesie czekając na zwiadowców, pan odpowiedział. Powiedział mu jak ma walczyć. Każdy ruch, pociągnięcie cugli, cięcie, blok, finta był przedłużeniem modlitwy. Ostatecznym zawierzeniem bogu i swym odruchom kierowanym przez niego. Więc tańczył z śmiercią swoją i wrogów w mistycznym szale oddany. Los zawierzył bogu jeżeli zginie to zginie. Deus vult. |
31-12-2009, 14:23 | #140 |
Reputacja: 1 | Wulfstan pozwolił Revellisowi prowadzić. Dlatego też zauważył ognie później niż on. Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć Revellis z bojowym okrzykiem rzucił się w krzaki. Wulfstan nie widział dokładnie co się stało, ale słysząc odgłosy walki postanowił przyłączyć się do zabawy. Ruszył galopem przez krzaki. Szybko ocenił sytuację. Od razu zauważył ciało, w które wbita była lanca Revellis. On zaś właśnie obalił przeciwnika na ziemię. Spostrzegł w pobliżu dwóch wrogów, jednego konnego i jednego kusznika. Jeździec właśnie pędził w kierunku Revellisa gdy Wulfstan ruszył w jego kierunku. Zwarli się w walce. Okaryjczyk zauważył że jego oponent też posiada topór. To znacząco ułatwiało sprawę. Usiłował szybkim uderzeniem zdjąć swojemu nieprzyjacielowi głowę z karku, ale wróg okazał się zdolnym szermierzem. Sparował cios i od razu przeszedł do kontry. Wykonał cios w kierunku piersi Wulfstana. Na szczęście udało mu się go zablokować. Nie zdążyli wymienić następnych uderzeń, gdyż rozdzieliły ich rwące na przód konie. Wulfstan zauważył dokładnie przed sobą kusznika, stojącego w pobliżu ogniska. Popędził na niego i gdy ten już przykładał kuszę do ramienia rozrąbał mu głowę na pół. Gdy kusznik już leżał na ziemie, a jego mózg leżał rozrzucony dookoła ogniska, Wulfstan zawrócił by ponownie zewrzeć się z jeźdzcem. -Teraz już się nie wywiniesz, bratku - pomyślał tuż przed kolejną rundą walki.
__________________ Najczęstszy ludzki błąd - nie przewidzieć burzy w piękny czas. Niccolo Machiavelli |