Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-12-2009, 20:07   #133
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Sabrie powoli ruszyła w stronę dobiegających z kuźni dźwięków starając się, by swoimi ruchami nie zwrócić uwagi czających się mężczyzn. Zresztą nie musiała chyba uważać - dobiegające z wnętrza karczmy hałasy z pewnością o wiele bardziej zaniepokoiły potencjalnych przestępców. Chwyciła mocniej miecz i ostrożnie wsunęła się do jasno oświetlonej stajni, gdzie... Dru z niezwykle zadowoloną minką dokręcała kluczem jakiś fragment dziwacznej maszyny. Nie trzeba było geniusza, by domyślić się, że sprytna kapłanka szykowała kolejną niespodziankę w swoim niepowtarzalnym stylu; kranik w urządzeniu sugerował zaś... co? Przenośną bimbrownię? Wojowniczka pokręciła głową z mieszaniną rozbawienia i irytacji, po czym rozmyślnie nastąpiła na kupkę świeżego siana. Rzecz jasna Drucilla momentalnie odwróciła się, a zobaczywszy Sabrie zrobiła minę dziecka przyłapanego na gorącym uczynku. Pochyliła w dół głowę i pocierając czubkiem stopy o ziemię mruknęła:
- Nie miałaś.. eee...pilnować mego pysia? Ono jest kuźni, a nie w tej części stajni.
- Ano miałam, miałam. Ale pamiętajcie, pani Dru, że same stanowicie ważną część tego "pysia" - "a zwłaszcza tę część, która potrzebna jest by złożyć resztę do kupy", dodała w myślach.
- Zaczynasz mówić jak Kaktusik. Też mi matkuje - odparła gnomka i wróciła do roboty przy urządzeniu.- Swoją drogą, gdzie reszta moich opiekunek?
- Pani, Kastus może pani matkować, ale pamiętaj, że mnie i innym za ochronę twojej osoby po prostu płacą. Staram się po prostu wykonywać swoją pracę, co (mniemam, że z radością) po raz kolejny mi utrudniasz. - westchnęła Sabrie zastanawiając się, ile razy w trakcie tej podróży będzie musiała tłumaczyć to jeszcze upartej gnomce. - Mamy chronić i armatę, i ciebie pani, i Kastusa, obojętnie czy uważasz, że coś wam zagraża, czy nie. Jak dla mnie łatwiej i bardziej przyszłościowo jest porwać konstruktora niż armatę. A reszta najemników... - zawahała się - chroni Kastusa w karczmie - dokończyła z półuśmiechem.

Dru uśmiechnęła się promiennie i rzekła: To dobrze, dobrze... mam nadzieję, że nie nastraszyliście biedaka jakimiś plotkami o moim zniknięciu. Może wtedy dostać odpału. No cóż, tak bywa z neofitami.
Słysząc te słowa Sabrie westchnęła. Szykowała się kolejna pusta rozmowa.
- Pani, a nie wystarczyło nam powiedzieć, że się wybieracie po... materiały do pracy? - zakreśliła ręką łuk nad szczątkami maszynerii Rowana. - W karczmie dużo obcego luda, pod lasem jakieś podejrzane typy... A ty chyba sama wiesz, że masz dryg nie tylko do mechanizmów ale i do pakowania się w kłopoty.

- Żebyście tu mi jakieś moralitety wygłaszali? Już ja was znam - rzekła w odpowiedzi gnomka i wróciwszy do pracy dodała. - Kaktusik ino gromi wzrokiem, bom wyższa od niego rangą. Ale was już nic nie krępuje. Poza tym... to że jestem mała, nie oznacza, że jestem dzieckiem. Umiem o siebie zadbać. A w razie czego z pomocą Gonda ściągnę kolejną kometę z nieba.
- Nooo, w to że umiecie o siebie zadbać to ja nie wątpię. -
komentarze o tym, że jak mała to i łatwo do worka wrzucić Sabrie sobie darowała. - Ale czy to, żeście są zdolne ma oznaczać zarazem, że macie utrudniać innym robotę? Wiadomym zresztą jest, że nawet największy wojownik dupa kiedy wrogów kupa, a sztylet w plecach sprawia, że najlepszy mag czy kapłan poważnie traci na umiejętnościach - z powagą wygłosiła wyświechtane, lecz jakże prawdziwe, maksymy.

Gnomka poprawiła coś przy maszynerii, po czym stwierdziła: Niech ci będzie... pomyślę nad tym. To w wędrówce do wychodka też mi będziesz asystować?
- Nie martwcie się, zostanę przed drzwiami -
Sabrie uśmiechnęła się zadowolona przypuszczając, że na więcej współpracy póki co i tak nie będzie mogła liczyć. Dobre i to. - Choć przy chodzeniu w krzaki już nie ręczę - puściła do gnomki oko. - To może powiecie mi teraz to co za nowy wynalazek, dla którego wymknęłaś się pani matczynemu oku Kastusa?

- Oj, ja się nie martwię. Już widzę ten głodny wyraz twarzy Kaktusika na nowinę, że spędzamy wspólnie chwile w wychodku - zaśmiała się Dru i dodała - To miniaturowa przepompownia... teoretycznie. Opisy Rowana są trochę... eee... nieczytelne. Więc nie jestem pewna czy części mam odpowiednie. Nieważne zresztą. Przepompujemy tą lurę co Roger Morgan kupił, wypełniając naszą beczułkę najlepszym winem. Czyż nie jestem genialna?
- Aha... - przytaknęła automatycznie Sabrie zastanawiając się jak to ma działać: ulepszać wino podczas przepływu, czy co? Zresztą ważniejsze było to, że Dru znowu będzie chlać. - Genialna o pani... tylko chciała zapytać... hm... Czy gardło i trzewia zwilżone tym boskim trunkiem nadal będą tak skore i umiejętne, by zrzucać meteory na głowy naszych wrogów? - zapytała ostrożnie nie chcąc rozdrażnić gnomki, dla której każdy alkohol był ledwie "soczkiem" na przepłukanie gardła.
- Jasne, jasne...- rzekła gnomka podłączając jedną rurkę, do dużej beczki z winem w stajni. A drugą rurkę z przeciwnej strony przepompowni do beczułki z trunkiem zakupionej przez Rogera. I zaczęła coś przemądrzałym tonem cytować: Udowodniono ponad wszelaką wątpliwość, iż wino poszerza... te... no... eee... a tak! Perspektywy!

"Jasne, jasne", skomentowała w myślach wojowniczka zastanawiając się, co jeszcze może dziś uzyskać od zadowolonej gnomki. Ostatecznie do wina zawsze można dorzucić jakichś śmieci czyniąc je niezdatnym do spożycia. Teraz bardziej interesowało ją jednak jak szybko gnomka porzuci bezużyteczną grzebaninę i zabierze się za naprawę wozu. Oparła się o ścianę mają nadzieję, że Morgan i reszta mają baczenie na Kastusa - ostatecznie i on mieścił się w chronionych przez nich "dobrach".
- Pani... A kiedy skończycie tę... przepompownię? To znaczy, jakby nie było naprawa wozu jest... eee... równie pilna jak genialne wynalazki. A bardzo by się przydało, byśmy wyruszyli jeśli nie z pierwszym brzaskiem to przynajmniej w południe. Ostatecznie czasu na dotarcie do Silverymoon nie mamy zbyt wiele, a i nie wiadomo co po drodze jeszcze nam się zdarzy.

- Spokojna twoja ma... twoja rozczochrana - uśmiechnęła się gnomka dodając - Tuż po południu odjedziemy. Stuknęła parę razy w pudło przepompowni, mrucząc: Chyba coś się zacięło. - po czym zmieniła temat przykręcając przy okazji jakąś śrubkę. - A ty nie zamierzasz się trochę rozluźnić przy weselisku?

- Jakoś mi lepiej w ciszy i spokoju - odparła wymijająco najemniczka, nie chcąc po raz kolejny tłumaczyć, że praca ochroniarza przypomina raczej pasterza w polu i nie kończy się wraz z zachodem słońca.
- A to draństwo! - rzekła poirytowana Dru i dodała. - Tyś silna, prawda? Przekręć tą śrubkę, tylko z wyczuciem - po czym podała klucz i wskazała palcem na śrubkę z którą się przed chwilą mocowała. Najemniczce nie pozostało nic innego, tylko posłuchać polecenia kapłanki. Efekty były... opłakane. Ledwo Sabrie przekręciła rzeczoną śrubkę strumień alkoholu trysnął prosto w twarz dziewczyny, a gnomka z wyrzutem w głosie krzyknęła: Z wyczuciem mówiłam! Z wyczuciem! - i zabrała się do przekręcania zaworu, mrucząc: Do skarbeńka trzeba mieć podejście, tak samo jak do konia. A nie... z całej siły. Alkoholowy strumień zmalał, a gnomka mamrocząc coś o ciężkiej łapie najemniczki, zaczęła ponownie majstrować przy sprzęcie. Po chwili maszynka zaczęła pogwizdywać i pykać wesoło, a w rurkach popłynęły trunki. Jeden weselny, drugi Morganowy... Tymczasem Sabrie ocierała mokrą twarz czując jak jej ubranie i ona sama cuchną jak gorzelnia.

- Wspaniale - wywróciła oczami wojowniczka i zaczęła rozglądać się za korytem, czy też wiadrem z wodą. Chętnie by się oczywiście wykąpała, ale raz: gnomka z pewnością znów zniknęła by jej z oczu, a dwa: nie miała ochoty spotkać w łaźni czy nad strumieniem tyleż pijanych co napalonych weselników. Zresztą świt już blisko; we dnie w stróżowaniu zastąpią ją inni, a Dru zapewne będzie spać słodko po testowaniu wyrobów własnej... jak to szło? Przepływownia? Przepompownia? A, jak zwał tak zwał, i tak na gorzelni się kończyło. Dziewczyna zdjęła zbroję, wymyła ją dokładnie w korycie, po czym wytarła do sucha. Jutro trzeba będzie naoliwić... Przeprała też płaszcz; reszta przyodziewku mogła poczekać. Uśmiechnęła się pod nosem: teraz panowie z pewnością nie uwierzą, że nie brała udziału w weselnych harcach. Oby tylko nie stwierdzili, że wzgardziła ich towarzystwem, bo pogorszyłoby to i tak napięte już stosunki między najemnikami. Rozwiesiła swoje rzeczy na żłobie, po czym wachlując wilgotną koszulą by ta szybciej wyschła zajęła się obserwacją pracującej kapłanki. Trzeba było przyznać, że mimo... hm... trudnego charakteru Drucilla była nadzwyczaj sprawna i przyglądanie się jej zręcznym dłoniom przy robocie to była prawdziwa przyjemność.
 
Sayane jest offline