Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-12-2009, 13:59   #131
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Roger klął pod nosem.
Teoria o nieprzydatności magów ponownie się potwierdziła, a on, jak na razie, był w kropce.
Zignorował spojrzenie, jakim obrzuciła go idąca korytarzem młoda kobieta i w zadumie oparł się o ścianę. Wszak nie będzie chodzić od pokoju do pokoju z prośbą o pomoc dla młodego kretyna.
Nie napadnie również żadnej niewiasty, by ograbić ją z sukienki.
Nie będzie umizgiwać się do służących, by skłonić jedną z nich do pomocy...
Zawinąć młodziana w dywan i wynieść? Na oczach tłumów? A może lepiej wsadzić w pustą beczkę i wyturlać...
Niech mnich siedzi sobie spokojnie w zacisznym schowku. Ma pewną szansę, że doczeka tam chwili, aż wszyscy pójdą spać. Wymknie się wtedy...
Uśmiechnął się szyderczo.
Powinien wysłać młodzika do pokoju Sylphii. Tam z pewnością nie będą go już szukać... A magini by ich zabiła. Jego wcześniej, mnicha później.
Czy młody zapaleniec wart był jakiegokolwiek zachodu? Może lepiej by było zostawić go samemu sobie? Zamknąć drzwi składziku na głucho i zapomnieć o problemie?

Wszedł do swojego pokoju i zabrał ręcznik, namoczywszy go wcześniej w wodzie.
Zszedł po schodach i, gdy nikogo nie było w pobliżu, uchylił drzwi do składziku. Rzucił ręcznik 'mnichowi'.
- Usuń ślady krwi. I ściągnij wreszcie ten kretyński habit. W razie czego udawaj, że cię mnich napadł i zabrał ubranie... - poradził.
'Mnich' na zachwyconego nie wyglądał, ale posłuchał. Pod spodem miał same gatki. I skórzany pas, bandoliet, z pustymi kieszonkami.
- Może byś się tak rozebrał do naga i pobiegł między gości? - zaproponował Roger. Nieco złośliwie. - Z pewnością cię nie poznają.
- Oszalałeś? - spytał zaskoczony mnich. - Przecież zauważą cięgi jakie oberwałem.
- To w prześcieradło się zawiń i ducha udawaj - powiedział Roger. Pomysły mu się skończyły jakiś czas temu i był zły tak samo na 'mnicha', jak i na siebie. - Nie masz tu nikogo, kto jeszcze mógłby ci pomóc? Pannę może jaką znajomą? - spytał.
- Moi towarzysze czekają na skraju lasu z końmi - rzekł mnich.
- Jeśli który zechce się poświęcić, to wezmę od niego ubranie - zaproponował Roger. - W innym stroju się wymkniesz. Tylnym wyjściem.
Mnich nie był do końca pewien tego pomysłu, ale kiwnął głową.
- Powiedz im, żeś sojusznik naszej sprawy, zanim zaczniesz mówić w czym rzecz.
- Powiem. A ty siedź cicho i, w razie czego, udawaj ofiarę napadu dokonanego przez szalonego mnicha, który cię uderzył i zabrał ubranie...
Mnich przytaknął, ale bez entuzjazmu.
Widocznie miał takie same wątpliwości, jak Roger.
Drzwi komórki zaopatrzone były w solidny skobel. Istniał cień szansy, że nikt nie będzie sprawdzać zamkniętego od zewnątrz pomieszczenia...
Roger zasunął skobel, a potem ruszył w stronę wyjścia z gospody.

Wbrew oczekiwaniom poszukiwania 'mnicha' nie ustawały. Ganiające za zgubą towarzystwo nie uspokoiło się ani trochę. Może za przyczyną dwóch potwornie wkurzonych krasnoludów z ochrony panny młodej, które z zapałem podtrzymywały ducha poszukiwań.
"Cóżeś ty im zrobił?" - zadumał się Roger. - "Sama próba zamienienia paru słów z panną młodą nie wywołałaby takiego efektu..."
Wyszedł z gospody i rozejrzał się.
Skraj lasu to pojęcie dość względne, ale w przypadku tych domorosłych konspiratorów warto było najpierw sprawdzić najgłupsze z możliwych miejsc...
Okolice drogi prowadzącej do głównego traktu.
 
Kerm jest offline  
Stary 27-12-2009, 18:57   #132
 
Qumi's Avatar
 
Reputacja: 1 Qumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetny
Czasami Teu sam siebie zadziwiał. Jeg umiejętności ukrywania korzystając z zasłony cieni były niezwykłe nawet dla niego samego. Młodzieniec nawet nie zauważył, że szcza obok elfiego maga... nie była to zbyt honorowa pozycja, i elf dziękował bogom, że nikt go nie widzi. Właściwie to była to dość irytująca sytuacja, elf niewiele się dowiedział, a zamiast tego musiał obserwować w upokorzeniu parę idiotów. Nerwy maga nadal były nadszarpnięte, a monotomne obserwowanie jeźdźców wcale nie sprzyjało ich naprawie.

Wyglądało na to, że niewiele się tu dziś Teu dowie, ot zwykłe ugrupowanie walczące o prawa robotników – jakże to typowe. Tacy są właśnie ludzie. Dużo gadają, ale nie popierają słów czynem. Dopiero jak ktoś rzuci kamieniem i zejdą się wszyscy w jedną dużą kupę – dopiero wtedy się ruszą, w szaleństwie rządzy krwi czy wykrzyczenia swoich małych kompleksów, pod pretekstem walki o ideały. Elfy... cóż dużo „dyskutują”, ale elfie dyskusje są poparte działaniami z czasem, lub ich brakiem jeśli dojdą do konkluzji, że nie ma to sensu – zawsze jest to jednak świadomy wybór.

Teu jeszcze chwilę obserwował parę mężczyzn, zmienił jednak pozycję, aby uniknąć smrodu moczu. Niewiele się jednak wydarzyło i postanowił się wycofać, wrócić spokojnie do karczmy. Vraidem miał jeszcze trochę ich poobserwować i wrócić z raportem po około 2 godzinach, chyba że elf go zawoła lub jeźdźcy szybciej opuszczą polanę.
 
Qumi jest offline  
Stary 27-12-2009, 20:07   #133
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Sabrie powoli ruszyła w stronę dobiegających z kuźni dźwięków starając się, by swoimi ruchami nie zwrócić uwagi czających się mężczyzn. Zresztą nie musiała chyba uważać - dobiegające z wnętrza karczmy hałasy z pewnością o wiele bardziej zaniepokoiły potencjalnych przestępców. Chwyciła mocniej miecz i ostrożnie wsunęła się do jasno oświetlonej stajni, gdzie... Dru z niezwykle zadowoloną minką dokręcała kluczem jakiś fragment dziwacznej maszyny. Nie trzeba było geniusza, by domyślić się, że sprytna kapłanka szykowała kolejną niespodziankę w swoim niepowtarzalnym stylu; kranik w urządzeniu sugerował zaś... co? Przenośną bimbrownię? Wojowniczka pokręciła głową z mieszaniną rozbawienia i irytacji, po czym rozmyślnie nastąpiła na kupkę świeżego siana. Rzecz jasna Drucilla momentalnie odwróciła się, a zobaczywszy Sabrie zrobiła minę dziecka przyłapanego na gorącym uczynku. Pochyliła w dół głowę i pocierając czubkiem stopy o ziemię mruknęła:
- Nie miałaś.. eee...pilnować mego pysia? Ono jest kuźni, a nie w tej części stajni.
- Ano miałam, miałam. Ale pamiętajcie, pani Dru, że same stanowicie ważną część tego "pysia" - "a zwłaszcza tę część, która potrzebna jest by złożyć resztę do kupy", dodała w myślach.
- Zaczynasz mówić jak Kaktusik. Też mi matkuje - odparła gnomka i wróciła do roboty przy urządzeniu.- Swoją drogą, gdzie reszta moich opiekunek?
- Pani, Kastus może pani matkować, ale pamiętaj, że mnie i innym za ochronę twojej osoby po prostu płacą. Staram się po prostu wykonywać swoją pracę, co (mniemam, że z radością) po raz kolejny mi utrudniasz. - westchnęła Sabrie zastanawiając się, ile razy w trakcie tej podróży będzie musiała tłumaczyć to jeszcze upartej gnomce. - Mamy chronić i armatę, i ciebie pani, i Kastusa, obojętnie czy uważasz, że coś wam zagraża, czy nie. Jak dla mnie łatwiej i bardziej przyszłościowo jest porwać konstruktora niż armatę. A reszta najemników... - zawahała się - chroni Kastusa w karczmie - dokończyła z półuśmiechem.

Dru uśmiechnęła się promiennie i rzekła: To dobrze, dobrze... mam nadzieję, że nie nastraszyliście biedaka jakimiś plotkami o moim zniknięciu. Może wtedy dostać odpału. No cóż, tak bywa z neofitami.
Słysząc te słowa Sabrie westchnęła. Szykowała się kolejna pusta rozmowa.
- Pani, a nie wystarczyło nam powiedzieć, że się wybieracie po... materiały do pracy? - zakreśliła ręką łuk nad szczątkami maszynerii Rowana. - W karczmie dużo obcego luda, pod lasem jakieś podejrzane typy... A ty chyba sama wiesz, że masz dryg nie tylko do mechanizmów ale i do pakowania się w kłopoty.

- Żebyście tu mi jakieś moralitety wygłaszali? Już ja was znam - rzekła w odpowiedzi gnomka i wróciwszy do pracy dodała. - Kaktusik ino gromi wzrokiem, bom wyższa od niego rangą. Ale was już nic nie krępuje. Poza tym... to że jestem mała, nie oznacza, że jestem dzieckiem. Umiem o siebie zadbać. A w razie czego z pomocą Gonda ściągnę kolejną kometę z nieba.
- Nooo, w to że umiecie o siebie zadbać to ja nie wątpię. -
komentarze o tym, że jak mała to i łatwo do worka wrzucić Sabrie sobie darowała. - Ale czy to, żeście są zdolne ma oznaczać zarazem, że macie utrudniać innym robotę? Wiadomym zresztą jest, że nawet największy wojownik dupa kiedy wrogów kupa, a sztylet w plecach sprawia, że najlepszy mag czy kapłan poważnie traci na umiejętnościach - z powagą wygłosiła wyświechtane, lecz jakże prawdziwe, maksymy.

Gnomka poprawiła coś przy maszynerii, po czym stwierdziła: Niech ci będzie... pomyślę nad tym. To w wędrówce do wychodka też mi będziesz asystować?
- Nie martwcie się, zostanę przed drzwiami -
Sabrie uśmiechnęła się zadowolona przypuszczając, że na więcej współpracy póki co i tak nie będzie mogła liczyć. Dobre i to. - Choć przy chodzeniu w krzaki już nie ręczę - puściła do gnomki oko. - To może powiecie mi teraz to co za nowy wynalazek, dla którego wymknęłaś się pani matczynemu oku Kastusa?

- Oj, ja się nie martwię. Już widzę ten głodny wyraz twarzy Kaktusika na nowinę, że spędzamy wspólnie chwile w wychodku - zaśmiała się Dru i dodała - To miniaturowa przepompownia... teoretycznie. Opisy Rowana są trochę... eee... nieczytelne. Więc nie jestem pewna czy części mam odpowiednie. Nieważne zresztą. Przepompujemy tą lurę co Roger Morgan kupił, wypełniając naszą beczułkę najlepszym winem. Czyż nie jestem genialna?
- Aha... - przytaknęła automatycznie Sabrie zastanawiając się jak to ma działać: ulepszać wino podczas przepływu, czy co? Zresztą ważniejsze było to, że Dru znowu będzie chlać. - Genialna o pani... tylko chciała zapytać... hm... Czy gardło i trzewia zwilżone tym boskim trunkiem nadal będą tak skore i umiejętne, by zrzucać meteory na głowy naszych wrogów? - zapytała ostrożnie nie chcąc rozdrażnić gnomki, dla której każdy alkohol był ledwie "soczkiem" na przepłukanie gardła.
- Jasne, jasne...- rzekła gnomka podłączając jedną rurkę, do dużej beczki z winem w stajni. A drugą rurkę z przeciwnej strony przepompowni do beczułki z trunkiem zakupionej przez Rogera. I zaczęła coś przemądrzałym tonem cytować: Udowodniono ponad wszelaką wątpliwość, iż wino poszerza... te... no... eee... a tak! Perspektywy!

"Jasne, jasne", skomentowała w myślach wojowniczka zastanawiając się, co jeszcze może dziś uzyskać od zadowolonej gnomki. Ostatecznie do wina zawsze można dorzucić jakichś śmieci czyniąc je niezdatnym do spożycia. Teraz bardziej interesowało ją jednak jak szybko gnomka porzuci bezużyteczną grzebaninę i zabierze się za naprawę wozu. Oparła się o ścianę mają nadzieję, że Morgan i reszta mają baczenie na Kastusa - ostatecznie i on mieścił się w chronionych przez nich "dobrach".
- Pani... A kiedy skończycie tę... przepompownię? To znaczy, jakby nie było naprawa wozu jest... eee... równie pilna jak genialne wynalazki. A bardzo by się przydało, byśmy wyruszyli jeśli nie z pierwszym brzaskiem to przynajmniej w południe. Ostatecznie czasu na dotarcie do Silverymoon nie mamy zbyt wiele, a i nie wiadomo co po drodze jeszcze nam się zdarzy.

- Spokojna twoja ma... twoja rozczochrana - uśmiechnęła się gnomka dodając - Tuż po południu odjedziemy. Stuknęła parę razy w pudło przepompowni, mrucząc: Chyba coś się zacięło. - po czym zmieniła temat przykręcając przy okazji jakąś śrubkę. - A ty nie zamierzasz się trochę rozluźnić przy weselisku?

- Jakoś mi lepiej w ciszy i spokoju - odparła wymijająco najemniczka, nie chcąc po raz kolejny tłumaczyć, że praca ochroniarza przypomina raczej pasterza w polu i nie kończy się wraz z zachodem słońca.
- A to draństwo! - rzekła poirytowana Dru i dodała. - Tyś silna, prawda? Przekręć tą śrubkę, tylko z wyczuciem - po czym podała klucz i wskazała palcem na śrubkę z którą się przed chwilą mocowała. Najemniczce nie pozostało nic innego, tylko posłuchać polecenia kapłanki. Efekty były... opłakane. Ledwo Sabrie przekręciła rzeczoną śrubkę strumień alkoholu trysnął prosto w twarz dziewczyny, a gnomka z wyrzutem w głosie krzyknęła: Z wyczuciem mówiłam! Z wyczuciem! - i zabrała się do przekręcania zaworu, mrucząc: Do skarbeńka trzeba mieć podejście, tak samo jak do konia. A nie... z całej siły. Alkoholowy strumień zmalał, a gnomka mamrocząc coś o ciężkiej łapie najemniczki, zaczęła ponownie majstrować przy sprzęcie. Po chwili maszynka zaczęła pogwizdywać i pykać wesoło, a w rurkach popłynęły trunki. Jeden weselny, drugi Morganowy... Tymczasem Sabrie ocierała mokrą twarz czując jak jej ubranie i ona sama cuchną jak gorzelnia.

- Wspaniale - wywróciła oczami wojowniczka i zaczęła rozglądać się za korytem, czy też wiadrem z wodą. Chętnie by się oczywiście wykąpała, ale raz: gnomka z pewnością znów zniknęła by jej z oczu, a dwa: nie miała ochoty spotkać w łaźni czy nad strumieniem tyleż pijanych co napalonych weselników. Zresztą świt już blisko; we dnie w stróżowaniu zastąpią ją inni, a Dru zapewne będzie spać słodko po testowaniu wyrobów własnej... jak to szło? Przepływownia? Przepompownia? A, jak zwał tak zwał, i tak na gorzelni się kończyło. Dziewczyna zdjęła zbroję, wymyła ją dokładnie w korycie, po czym wytarła do sucha. Jutro trzeba będzie naoliwić... Przeprała też płaszcz; reszta przyodziewku mogła poczekać. Uśmiechnęła się pod nosem: teraz panowie z pewnością nie uwierzą, że nie brała udziału w weselnych harcach. Oby tylko nie stwierdzili, że wzgardziła ich towarzystwem, bo pogorszyłoby to i tak napięte już stosunki między najemnikami. Rozwiesiła swoje rzeczy na żłobie, po czym wachlując wilgotną koszulą by ta szybciej wyschła zajęła się obserwacją pracującej kapłanki. Trzeba było przyznać, że mimo... hm... trudnego charakteru Drucilla była nadzwyczaj sprawna i przyglądanie się jej zręcznym dłoniom przy robocie to była prawdziwa przyjemność.
 
Sayane jest offline  
Stary 28-12-2009, 14:30   #134
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Wiele można było powiedzieć o tym weselisku, ale nie to, że było monotonne...
W mrokach nocy i przy wrzaskach pijanych gości przemykały tam i z powrotem różne sylwetki, z głowami pełnymi alkoholu, gniewu, trosk...albo tego wszystkiego po trochu.

Roger ruszył na poszukiwanie kompanów pechowego „mnicha” sarkając pod nosem na sytuację, w którą wplątał na własne życzenie. Nie było ich trudno wytropić. „Rewolucjoniści” udowodnili, iż nie mają pojęcia o tym w co się pakują. Stali w pobliżu traktu i podejrzanie „nie rzucali się w oczy”. Gdyby nie to, że cała ochrona bawiła się w "polowanie na mnicha", pewnie ktoś by ich już stamtąd przegonił.
No cóż... Morgan nie zamierzał narzekać na szczęśliwie zbiegi okoliczności.
Ciemność okazała się sprzymierzeńcem Rogera, mężczyźni przy koniach nie uciekli na widok podchodzącej do nich pojedynczej osoby. Choć spięli konie, gdy rozpoznali, iż to nie ich kamrat przybył do nich. Niemniej Rogerowi udało się zbliżyć do obu mężczyzn, na odległość głosu. Hasło „Jestem sojusznikiem waszej sprawy” wystarczyło by nie zwiali i Roger mógł wyłożyć w czym rzecz. Podali swe imiona też. Młodszy,niejaki Kalic był terminatorem u szewca, starszy Galmion był już starszym czeladnikiem u złotnika Malfiora. Chciał już otworzyć własny sklep i warsztat, ale cech złotników mu konsekwentnie zabraniał. Roger przedstawił sprawę z którą przybył, po czym Galmion z pewnym ociąganiem pozbył się przyodziewku i przekazał strój Morganowi.

I Roger ruszył w kierunku karczmy. Wyglądało na to, że Tymora sprzyja jego zamiarom, bo uwagę ochrony zajęło coś nowego. Regularna burda karczemna.

A w jej środku szalał niczym wybraniec Garagosa... Kaktusik. Kapłan raczej nie przypominał w tej chwili ugodowego pantoflarza, będącego pod całkowitą dominacją Dru. Z przekrwionym spojrzeniem, krwawiącą wargą ryczał nieludzko i rozdawał ciosy na prawo i lewo wrzeszcząc.- Gdzie ona jest! Coście z nią zrobili?!
Trzech ochroniarzy leżało już pobitych na ziemi, wraz z jęczącymi gośćmi, którzy weszli w zasięg pięści pijanego i rozjuszonego kapłana.

Taką właśnie sytuację zastał Teu... Rozszalały kapłan Gonda, siał popłoch w izbie. Dobrze, chociaż, że nie sięgnął po oręż zawieszony u swego pasa. Bo mogło by się to skończyć paskudnie.
- To twój kompan, uspokój go, zanim ja będę musiała to zrobić.- słowa te powiedziała kobieta, która niczym cień pojawiła się obok elfa.

Muskularna blondynka, o twarzy przeciętej blizną i zdobioną tatuażem. Wścieklica, jak ją zwali w Waterdeep. Osobista ochrona Quazarro. Półelfka, choć trudno się tego było domyślić, po tym masywnym, jak na kogoś z dodatkiem elfiej krwi w żyłach, ciele. Ponoć wychowały ją barbarzyńskie plemiona północy. Byli jednak tacy co twierdzili, że mnisi. Nikt jednak nie znał prawdy, podobnie jak jej prawdziwego imienia. Może poza Quazzaro, ale on nie wychylał się z tą wiedzą. Wszyscy natomiast wiedzieli, że Wścieklica umie przyłożyć i nie używa broni. Spojrzała ponuro na Teu pytając.- Zamierzasz coś zrobić, czy nadal się będziesz gapił?


Tymczasem Dru... i Sabrie miały inne choć odmienne problemy. Wynalazek kapłanki szwankował podczas pracy, więc gnomka co chwilę coś poprawiała, pomstując pod nosem partactwo części zamiennych Rowana. Zaś Sabrie starała się na wszelkie sposoby pozbyć smrodku bimbru którym przesiąkł jej strój. Noc zapowiadała się spokojnie...aż do czasu pojawienia się spanikowanego Valdro wrzeszczącego nerwowo.- Wasz kompan to lunatico! Szaleje bijąc gości i ochronę. Zróbcie z nim coś...Prego! Prego!
- Kto dokładnie? -
spytała gnomka, a Valdro odpowiedział.- Ten drugi kapłan.
Mężczyzna był zbyt zaaferowany, obecnymi kłopotami by wypytywać o „wynalazek” Dru. Gnomka spojrzała na Sabrie i rzekła.- Inni go pilnują, tak? Idź się tym zajmij, ja jestem zajęta. Mówiłam, że jak się o mnie martwi, to mu trochę palma odbija? Mówiłam.
Sabrie rozejrzała się po okolicy, szukając potencjalnych osób do pilnowania gnomki, lub zwalenia na nich obowiązku uspokojenia Kastusa. Jednak nie było w okolicy nikogo. A to pech!

10 Kythorn 1372 RD Roku Dzikiej Magii, 2 dzień podróży


Do porannych piań koguta dołączyło poranne wycie Kastusa. Kapłan Gonda zdołał wrócić do formy po wczorajszych „atrakcjach”. Zaczął się dzień wesela. Goście powoli zbierali się do kupy, po wczorajszych atrakcjach dnia. Służba szykowała weselisko, a gnomka...Dru się ubzdryngoliła na amen. Pijana kapłanka miała problemy ze staniem prosto, nie wspominając o mówieniu, choć jak wybełkotała w swym stylu.- Spoko loco... nieeee maaa sprawy...zaraz was pożenię.
Ale Kaktus stwierdził, że do ślubu powinna nieco otrzeźwieć i wszystko będzie w porządku. Zaczynał się więc, kolejny dzionek...ostatni w tym przybytku. Oby ostatni w tym miejscu.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 29-12-2009, 22:16   #135
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Oczywiście stali tam, gdzie się spodziewał.
Żeby chociaż schowali się w krzakach. Ale nie. Musieli się wystawić na publiczny widok.
"Konspiratorzy..." - pomyślał Roger z ironią. - "Ich mistrzowie mogą spać spokojnie przez długie lata..."

Słowa, jakie miał wypowiedzieć, podziałały niczym magiczne hasło. Widać wiara w zdolności kompana do zachowania tajemnicy i wynajdywania odpowiednich sojuszników była znacznie silniejsza, niż umiejętności prowadzenia zawiłych intryg.
Roger zdołał nie tylko poznać imiona swych rozmówców, ale i dowiedzieć się paru innych, do niczego mu nie potrzebnych rzeczy. Gdyby był przedstawicielem ich mistrzów, to co innego, ale tak...

- Ubranie? - zdziwił się Galmion. - Po co mam dawać moje ubranie? Przecież...
Najwyraźniej starszy czeladnik nie potrafił zrozumieć, że ubrania nie rosną na drzewach, zaś szata mnicha wzbudza niezbyt zdrowe zainteresowania. W końcu jednak zlazł z konia i mamrocząc coś pod nosem zaczął się rozbierać.
Podał ubranie Rogerowi.
- Ale niech uważa...
Kierujący się w stronę gospody Roger nie zdołał już usłyszeć, czy ich towarzysz ma uważać na siebie, czy pożyczony ubiór.


W gospodzie w najlepsze trwała awantura, której ośrodkiem był Kastus. Rozrabiał niczym pijany zając, z tym jednak, że odnosił nieco większe sukcesy, niż owo zwierzątko, czego naocznym świadectwem było parę powalonych przez niego osób.
Powód owej awantury był, przynajmniej dla Kastusa, oczywisty - ktoś ukradł jego oczko w głowie, uwielbianą przez Kastusa kapłankę, przeuroczą Dru...
Warto by było w miarę szybko spacyfikować kapłana, zanim komuś stanie się większa krzywda... Bowiem ochroniarze nie wyglądali na takich, którzy pozwolą się bezkarnie okładać pięściami, nawet kapłańskimi, zaś Kastus, gdyby wpadł w większy szał, mógłby użyć czegoś twardszego od własnych kułaków.
Z drugiej strony... Za szybko też nie byłoby zbyt dobrze.
- W sieci go złapcie - poradził Roger, przesuwając się po krawędzi zbiegowiska.
Nie miał najmniejszego zamiaru brać udziału w uspokajaniu Kastusa. Wprost przeciwnie. Gdyby zamieszanie trwało jeszcze parę minut, 'mnich' ze spokojem zdołałby się przebrać i ulotnić, nie zwracając na siebie niczyjej uwagi.
Zniknąć z gospody i życia Rogera...

Skobel był zasunięty.
Wyglądało jakby w międzyczasie nikt nie potrzebował wiadra ni szczotki. Roger uchylił drzwi.
- To ja - szepnął. - Masz... - rzucił 'mnichowi' ubranie.
Ten wybąkał parę niezrozumiałych słów, z których połowa i tak została odcięta przez zamknięte przez Rogera drzwi. Po chwili od środka zaskrobano w drzwi, które po chwili otworzyły się, wypuszczając ze schowka bladego lokatora. Mimo ciemności zdołał się jakoś przyodziać, chociaż ubranie, przed chwilą czyste, było tu i tam przybrudzone.
- Bracie - zaczął - cały lud pracujący...
Roger nie pozwolił mu dokończyć.
- Tam jest tylne wyjście. - Pchnięciem, dość silnym, skierował swego rozmówcę w odpowiednią stronę. - Zmykaj, zanim cie złapią. A podziękujesz mi przy okazji.
"Która, mam nadzieję, nie nadejdzie nigdy" - dodał w myślach.
'Mnich' otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale napotkawszy zdecydowane spojrzenie Rogera skinął tylko głową, odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę wyjścia.
Roger stał jeszcze przez moment, a potem - gdy nie rozległy się żadne okrzyki, wskazujące na to, że uciekinier dostał się w czyjeś ręce - ruszył w stronę sali.
Miał nadzieję, że w ciągu tych kilku minut ktoś zdołał rozwiązać sprawę Kastusa.
W taki czy inny sposób.
Jeśli nie, to będzie znaczyło, że znowu w jego, Rogera, rękach spocznie odpowiedzialność za losy jednego z członków ich malutkiej, niezbyt zgranej społeczności.
 
Kerm jest offline  
Stary 01-01-2010, 20:12   #136
 
Qumi's Avatar
 
Reputacja: 1 Qumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetny
Gospoda, w której zatrzymał się [b]Teu[b] i reszta, grała już elfowi na nerwy. Miał jej serdecznie dość, tymbardziej po zaginięciu Dru i niecnym zamachu na Vraidema. Miał więc cichą nadzieję, że Vraidem da za chwilę jakiś znak i nie będzie musiał wracać do grona „serdecznie” bliskich mu ludzi. Jednak nic takiego się nie stało, a elf powoli zbliżał się już do gospody.

Z definicji, w gospodzie odbywają się burdy, mniejsze lub większe, wyżadzające więcej lub mniej szkód właścicielom – wszystko to było jednak ryzykiem zadowowym, stratami wliczonymi w zysk. Nie mniej jednak, w obecnej sytuacji w lokalu kręciło się od groma gorzej lub lepiej wyszkolonych najemników, najemników, którzy mogli sprawić Kastusowi nie małe lanie. Kastus… niby taki pantoflarz, a tutaj… przypominał osławionych berserków z Rashemenu. Mag wcześniej nie przyglądał się jego muskulaturze, skupiając się raczej na zachowaniu – podobnie jak większość, popełnił błąd.

- To twój kompan, uspokój go, zanim ja będę musiała to zrobić.- słowa te powiedziała kobieta, która niczym cień pojawiła się obok elfa. - Zamierzasz coś zrobić, czy nadal się będziesz gapił?

Wścieklica… a więc to ją zatrudnił gnom… czy był to dobry wybór? Kobieta posiadała spore umiejętności i możliwości, ale elf nie był pewny czy posiadała.. pewną dozę elegancji. Choć mogło to być tylko uprzedzenie spowodowane jej pseudonimem „artystycznym.” Elf uśmiechnął się kulturalnie i odpowiedział:

-Cóż przyznam, że to całkiem niezły pomysł… z drugiej strony byłaby to niepotrzeba reklama dla mnie…- i rzeczywiście pasywność mogłaby być kiepską reklamą. Z drugiej strony użycie zaklęć na kapłanie mogłoby sprawić, że ten straciłby do niego całe zaufanie, a był przecież jednym ze zleceniodawców, z trzeciej strony elf był jeszcze mocno poirytowany i zdenerwowany ostatnimi doświadczenia i nie miał ochoty się bawić w kotka i myszkę z kapłanem. Westchnął. Co miał zrobić? Większość jego magii była mocno wyspecjalizowana, część z nich niezwykle skuteczna w parze z Vraidemem, który wciąż był na warcie, część tylko przeciwko wrogim magom. Nie miał, jak na razie, zdolności paraliżowania czy zauraczania swoich ofiar.

Elfi mag poprawił szatę, wziął głęboki wdech i krzyknął:

-Widziałem Dru przy wozie! Chyba ukryła się w jakiejś nowej skrytce, którą tam zamontowała! – był to oczywiście blef, ale połowiczny. Elf miał pewne wątpliwości czy sprawdził wszystkie skrytki w wozie i był niemal pewny, że coś tam się jeszcze kryło! Poza tym, w stanie w jakim był kapłan, Kastus był w stanie uwierzy w każdą informację niemal na temat szalonej gnomki. I kto wie… może tam właśnie jest… elf nie znalazł jej nigdzie wokół gospody, więc istniała duża szansa, że jest jednak gdzieś w obrębie gospody – lub ktoś ją porwał i teleportował w inny kraniec faerunu. W każdym razie Kastus będzie tam z dala od Wścieklicy i innych najemników… choć jeśli nadal będzie w stanie szału… mag będzie musiał jednak użyć swojej mocy. Chwila koncentracji, dłoń na ramieniu kapłana, i część jego essencji, jego siły zostanie wyssana, sprawiając, że będzie zbyt słaby, aby dalej wdawać się w bójki.
 
Qumi jest offline  
Stary 01-01-2010, 22:19   #137
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Na widok Valdro Sabrie dostała kolejnego ataku irytacji. Znów ma rozprawiać się z kolejnym gondyjczykiem? Nie ma mowy - na pewno wtedy Dru gdzieś zniknie, a ona znów będzie musiała jej szukać. Na szczęście zanim rozpoczęła dyskusję z kapłanką i właścicielem gospody, na zewnątrz rozległ się głośny tupot.

- Paniiiii!! - wrzask Kastusa wypełnił kuźnię, potem stajnię, spłoszył konie, a w końcu dotarł i do części, w której przebywała Drucilla, o krok wyprzedzając swojego właściciela.

- I po kłopocie - mruknęła wojowniczka patrząc, jak rozdygotany kapłan płaszczy się przed zniesmaczoną jego niepokojem Dru. Przynajmniej miała ich oboje na oku, co zapowiadało w miarę spokojną noc. A nawet bardzo spokojną, bo Drucilla łakomym wzrokiem zaczęła spoglądać na wypływający z pyrkającego ustrojstwa płyn.


***

O poranku Sabrie zbudziło pianie ko... Kastusa. Myśl, że przez kolejne dwa tygodnie co rano będzie ją budziło to natchnione wycie momentalnie zważył jej humor. Choć z drugiej strony... fakt, że kapłan po nocnych wyczynach był w stanie zbudzić się o świcie dobrze świadczył o jego kondycji. No i dziewczyna zawsze mogła brać ostatnią wartę - przytomność umysłu o poranku dała by jej czas, by zatkać uszy nim kapłan otworzy usta by rozgłośnie chwalić swego boga.

Wojowniczka podniosła się z wyrka i z obrzydzeniem zmarszczyła nos. Dzięki Drucilli pachniała... no, jak Drucilla, tyle że w powiększeniu. Kąpiel była niezbędna, a wczesna pora dawała nadzieję na to, że łaźnia będzie pusta; oraz na brak ciepłej wody zapewne, ale dziewczyna nie miała zamiaru czekać na jej grzanie, równe temu, że zdąży już wstać pół gospody. Zebrała brudne i czyste rzeczy, upewniła się, że ktoś został z pijaną Dru, po czym wyszła na zewnątrz.
- ... jutrzeeeeenkooo postępuuuu! - wył Kastus, ochlapując głowę wodą z wiadra. Sabrie ominęła go szerokim łukiem i ruszyła w tę stronę, gdzie według jej obliczeń powinna znajdować się łaźnia.

Mgła snuła się nad ziemią, ale dzień zapowiadał się pogodnie. Dziewczyna z lubością wsłuchała się w dobiegający z lasu świegot ptaków, skutecznie zagłuszany przez krzątającą się wokół służbę, porządkującą obejście po wczorajszej libacji. Zbierano porozrzucane przedmioty, fragmenty przyodziewku, a biegające w kółko służki z wiadrami wody wskazywały na to, że nawet przyrodę należało wyczyścić po nazbyt entuzjastycznie raczących się alkoholem gościach. Zdawkowo odpowiadając na ich powitania dziewczyna dotarła wreszcie do przybudówki-łaźni... oczywiście zajętej! Całe szczęście, że przynajmniej przez kobietę - tą fikuśnie, błękitnie ubraną panią, która przybyła wczoraj wraz z innymi gośćmi. "Ale zważywszy na to, że kolejne dni spędzę pewnie bez ciepłej wody i mydła, nie powinnam narzekać na brak prywatności", stwierdziła Sabrie. Przywitawszy się uprzejmie z leżącą w pianie kobietą, rozdziała się szybko i również weszła do wody. Od razu namydliła ciało i włosy, by jak najszybciej pozbyć się zapachu alkoholu, z tęsknotą spojrzała na pachnące sole do kąpieli, po czym z lubością zanurzyła ramiona. Jak do tej pory podróż nie była może męcząca, za to stresująca na pewno, toteż dziewczyna z przyjemnością poczuła, jak pod wpływem ciepłych fal rozluźniają jej się napięte mięśnie. Nie pozwalając sobie jednak na lenistwo sięgnęła po gąbkę i mydło, po czym zaczęła energicznie szorować ramiona i nogi.


Kobieta uśmiechnęła się promiennie do towarzyszącej jej w pianie Sabrie i rzekła miłym, ciepłym głosem. - Tausersis Achnetep, a jak ty się nazywasz? - I podała wspólniczce kąpieli swoje sole i olejki, a Sabrie mimowolnie się zaczerwieniła. Czemu ta kobieta wydawała się jej... pociągająca? Sabrie nie za często myślała o tych sprawach, a jej upodobania ograniczały się przecież do płci przeciwnej. Niemniej było coś w tej Tausersis co powodowało szybsze bicie serca u wojowniczki.

- Sabrie od Miecza - dziewczyna odwróciła twarz, by ukryć dziwny rumieniec i zmieszanie, jakie nieoczekiwanie ją ogarnęło. Od dzieciństwa nie dzieliła z nikim kąpieli... najwyraźniej się po prostu odzwyczaiła. - Ślicznie dziękuję za pachnidła, ale nie chciałabym dziś pachnieć jak perfumeria - "ani w ogóle pachnieć w pracy", dodała w myślach. "Choć kto wie... może gdy skończy to zlecenie to za wypłatę zafunduje sobie niewielki flakonik takich rozkoszności?" Na razie jednak zajęła się spłukiwaniem, ponownym namydlaniem i szorowaniem swojego ciała.

- Och... to drobiazg. I masz rację. Nadmiar perfum psuje efekt. Niemniej kobieta powinna zawsze rozsiewać wokół siebie aurę pięknego zapachu. To dodaje ostatecznego szlifu kobiecej urodzie. No i tajemniczości samej kobiecie. Coś, co nie pozwala zapomnieć mężczyznom o nas, gdy opuszczamy pokój. - rzekła w odpowiedzi Tausersis i spojrzała, na wojowniczkę rozważając jej słowa. - Sabrie od Miecza. Ładnie, poetyckie imię... choć po kupieckiej córce spodziewałabym się jakiegoś bardziej... - Tausersis kontynuowała mycie rozważając wczorajszy dzień.- Bardziej pospolitego. Nie przypominam jednak sobie, bym widziała cię na przyjęciu.

"No i zaraz skończy się miła kąpiułka", zasmuciła się w myślach Sabrie, spłukując włosy i ciało czystą wodą. Szanowna lady z pewnością przestanie być taka miła, gdy się dowie, że kąpie się ze zwykłym najemnikiem. Wyszorowała jeszcze twarz, przedłużając tym samym czas na odpowiedź i upewniła się, że nie śmierdzi już gorzałką.
- Bo i mnie nie widziałaś, pani. Nie jestem tu dla przyjemności, a w pracy. Jednak pani Bianka nic nie wspominała, by pracownikom nie wolno było korzystać z łaźni, stąd moja obecność tutaj.

Kobieta wybuchła perlistym śmiechem, by po chwili zacząć przepraszać.- Wybacz, po prostu jesteś bardzo ładna i... pachniałaś jakbyś wczoraj dobrze się bawiła. Więc pomyślałam... - Przesunęła placami po barku Sabrie, co... wojowniczka uznała za przyjemne uczucie. Towarzyszył temu jednak coraz większy rumieniec kwitnący na jej twarzy. - Rzeczywiście, masz ciało atletki.- dodała Tausersis, spojrzała z uśmiechem.- Ale taka uroda powinna być podkreślana. Bycie wojowniczką, nie powinno być połączone z ukrywaniem urody. - Spoglądała przez chwilę na Sabrie.- Jeśli mogłabym zasugerować inną fryzurę pasującą do tej... uroczystości.
Sabrie słuchając tych słów od czasu do czasu zerkała na harmonijną i zgrabną sylwetkę kobiety, na kształtne piersi i na drobny tatuaż w kształcie kobiecych ust na lewym barku Tausersis. A najgorsze zaś było to, że jej ciało bardzo się Sabrie podobało... cóż... ogólnie. Bez podtekstów. Prawie bez podtekstów.

"Ciekawy tatuaż... jak na kobietę...", pomyślała wojowniczka, a głośno dodała:
- Dziękuję. Chętnie skorzystam z rad w swoim prywatnym czasie, jednak w pracy wolę nie zwracać na siebie uwagi. Sama, pani, rozumiesz, że nie w każdej sytuacji dobrze jest zostawiać po sobie... wrażenie - uśmiechnęła się do kobiety zastanawiając się, czy jest mężczyzna, na którym ta miła dama wrażenia nie robi. Póki co jednak ona sama nie chciała, by uganiały się za nią tabuny mężczyzn... choć to zapewne i z perfumami jej nie groziło. - A co do zapachu, moja pani wczoraj się bardzo dobrze bawiła... i niestety część tej zabawy wylądowała na moim ubraniu. - Sabrie miała zamiar po prostu uprać śmierdzące ubrania w łaźni, ale teraz chyba nie wypadało. - A pani jest od strony którego z państwa młodych, jeśli można spytać?

- Z żadnej strony. Podobnie jak ty, ja tu pracuję. Choć przyznaję, że wczoraj skorzystałam z okazji do zabawy... parę razy. - uśmiechnęła się Tausersis i podsunęła bliżej, a serce najemniczki zaczęło walić jak szalone. Tausersis nie zdawała sobie chyba jednak sprawy z wpływu jaki ma na Sabrie... albo nic ją to nie obchodziło. Wsunęła dłoń w pukle włosów wojowniczki, sprawdzając ich miękkość. Po czym rzekła. - Matka panny młodej wynajęła mnie, bym pomogła młodym małżonkom oswoić się ze sobą i nawiązać miedzy nimi nić porozumienia. Małżeństwa z rozsądku bywają nieszczęśliwe. Ja mam zrobić wszystko, by tym razem było inaczej.- Po czym zmieniła temat. - Masz bardzo miękkie i lśniące włosy. To skarb, który nie powinien się zmarnować.

- Czyli jesteś... miłosną czarodziejką? - Sabrie nabrała tchu i zanurzyła głowę pod wodę. Kolejne mycie włosów nie zaszkodzi, choć w sumie już powinna iść... Ale Dru jest pilnowana, Kastus już trzeźwy... Tamci wybawili się wczoraj, więc dziś chyba i jej należy się chwila wolnego? - Bardzo pożądana profesja jak mniemam? - dodała, gdy wynurzyła się ponownie. - Chyba ten dzisiejszy ślub jest bardzo... z rozsądku, skoro potrzebne są takie metody. Ci krasnoludzcy ochroniarze też nie są zbyt... romantyczni - roześmiała się, mydląc energicznie włosy, by czarodziejka nie miała okazji znów się do nich dobrać. Miłosna czarodziejka - a to dobre!

Tausersis rozsiadła się wygodnie w łaźni prezentując swe walory. Co oczywiście nie było niczym złym, czy dziwnym. Wszak obie były kobietami. Tylko czemu Sabrie musiała sama siebie przekonywać co chwilę w duszy?
- Tak... jestem adeptką błękitnej sztuki. Tak fachowo zwie się czarodziejki miłości. - rzekła spoglądając z aprobatą na myjącą włosy Sabrie. Przesunęła dłonią po swym podbródku. - Mnie też zdziwiły te metody. No, ale ja nie znam tutejszych zwyczajów. Pochodzę zza Przesmyku Vilhon. Aż z Untheru. Myślałam, że tutaj krasnoludzka ochrona panny młodej to miejscowa tradycja. Nawet mająca sens, jeśli szalejący kapłan to częsty widok na weselach.

- To chyba... strasznie daleko. Przybyłaś do Waterdeep na nauki? - zaryzykowała Sabrie. Nigdy nie słyszała o tej części Faerunu. - Przyznam, że szalejący kapłan i mnie zaskoczył - wyznała szczerze i obie roześmiały się. - W każdym razie to weselisko nie zapowiada się ani szczęśliwie, ani spokojnie. Mam nadzieję, że choć twoje czary młodym pomogą. Zaczynasz w noc poślubną, czy już podczas uroczystości? - dziewczyna wyszła z wody i zaczęła wycierać się czystym, świeżym ręcznikiem. Bosko! W takich chwilach jak ta najbardziej tęskniła za domem. Za myślą o domu podążyła myśl o wczorajszym spotkaniu... ciekawe czy zdobędzie jakieś użyteczne informacje. Na razie jednak czas był na śniadanie i zajęcie się spowrotem niesfornym - a dziś do tego i bardzo pijanym - "towarem". "W południe wyruszymy, dobre sobie", sarknęła w myślach. Do południa to Dru co najwyżej wytrzeźwieje, ale z pewnością nie skończy naprawy wozu. No i pewnie będzie jeszcze chciała potańczyć na weselu! Sabrie w zamyśleniu owinęła włosy ręcznikiem i popatrzyła na moczącą się czarodziejkę.

- Woda już się zimna robi... i do roboty czas - stwierdziła smętnie.
- W zasadzie to nie... Podróżuję i zwiedzam Faerun, w różny sposób zarabiając na życie.- odparła Tausersis i uśmiechnęła promiennie wywołując przyjemny dreszczyk na ciele Sabrie.- Mogę porozmawiać z twoją panią. Na pewno przekonam ją, że na weselu nie potrzebna jest tak ścisła ochrona. I będziesz miała nieco więcej swobody. Jak ma na imię?

- Dziękuję, ale nie skorzystam - odwzajemniła uśmiech Sabrie, naciągając na siebie czyste ubrania. - Lubię swoją robotę, a poza tym źle się czuję na przyjęciach, na których nikogo nie znam. - mrugnęła do Tausersis. - Zresztą i tak dzisiaj wyjeżdżamy... mam nadzieję.
- Przyjęcia są po to, by poznawać nowych ludzi.- odparła czarodziejka, ale nie uczyniła nic poza tym wracając do delektowania się kąpielą.

- W takim razie życzę powodzenia w... poprawianiu relacji młodej pary i do zobaczenia na zewnątrz
- pożegnała się Sabrie , zebrała swoje rzeczy, wyszła z parnej łaźni w orzeźwiający ziąb poranka, ruszyła do pralni, by wyczyścić zbezczeszczone gorzałką ubrania, po czym rozwiesiła je... na lufie armaty. Po namyśle jednak zdjęła z niej rzeczy i ułożyła w bezpiecznej odległości od paleniska w kuźni. Oczywiście za wyjątkiem bielizny. Co prawda armata byłaby lepsza, ale Sabrie wolała nie ściągać na siebie gniewu dopiero co udobruchanej Dru. Szybko sprawdziła, czy kapłani są na miejscu - na miejscu, w którym mniej więcej powinni być - po czym ruszyła poszukać jakiegoś pożywnego śniadania. I przy okazji czegoś na zapas - miała dziwne przeczucie, że obiad ich ominie - z takiego, czy innego powodu. A potem... przydało by się naoliwić chyba paski od zmoczonej wczoraj zbroi... no i w ogóle zająć się rynsztunkiem... Dziewczyna miała nadzieję, że w czasie wesela będzie na to czas - ostatecznie chyba nikt nie zwinie Dru wprost z ołtarza?
 
Sayane jest offline  
Stary 02-01-2010, 09:46   #138
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Wielka sala powoli dochodziła do siebie po awanturze, której źródłem był bezpośrednio Kastus, zaś pośrednio - znikająca Dru oraz Roger, który poinformował Kastusa o zniknięciu kapłanki. To, że Kastus ubzdurał sobie, że Drucilla została porwana i zaczął szaleć, nie było już winą Rogera...

Roger przemknął się bokiem, starając się nie zwracać na siebie niczyjej uwagi. Sam fakt, że był towarzyszem Kastusa, mógłby wywołać różne nieprzyjemne komentarze, a nie miał zamiaru prowadzić z nikim bezsensownych dyskusji. Może nawet powinien pomóc w porządkowaniu, ale nie odczuwał ani potrzeby pomagania, ani też poczucia winy, które skłoniłoby go do wzięcia się za porządkowanie sali.


Wyszedł na dwór i odetchnął świeżym powietrzem.
Miał nadzieję, że teraz będzie miał chwilę spokoju. Umówi się z resztą kompanii na temat nocnych wart, a potem sprawdzi, czy łóżko w jego pokoju jest tak wygodne, jak sugerował to jego wygląd.
W kuźni wszystko było w porządku. Mniej więcej. W każdym razie wszyscy byli w komplecie, oprócz Sylphii. I Castiela.
"Panienka?" - pamięć podsunęła Rogerowi obraz tropiciela przymilającego się do jakiejś blondynki.
A poza tym...
"Wpadła do naszej beczułki?" - Roger z cieniem zaskoczenia spojrzał na Sabrie, wokół której unosił się aromat godny pokaźniej bimbrowni.
- Możecie teraz odpocząć - powiedział Roger. - Jeśli zaś chodzi o nocne czuwanie... Na Sylphię raczej nie ma co liczyć, Castiel gdzieś zniknął. Ja się trochę pokręcę po okolicy, potem idę spać. Niech wtedy jedno z was mnie zastąpi.


"Jak dobrze wstać, skoro świt..."
Jednak to nie pierwsze promienie słońca zbudziły Rogera, a szarpiące nerwy dźwięki wydawane przez Kastusa. Gdyby wcześniej ich nie słyszał, pewnie już byłby w połowie drogi na dół, z bronią w ręku, pewien, że kogoś mordują w nader okrutny sposób.
Ubrał się szybko i zszedł na dół, zamierzając odświeżyć się nieco. Jednak pierwsze kroki skierował w stronę kuźni.
- Dzień dobry - powiedział, stając w wejściu.
Najważniejsze 'elementy' były na swoim miejscu - nikt przez noc nie ukradł armaty, dwójka kapłanów również była na miejscu, z tym jednak, że Dru wyglądała na nieco... sfatygowaną. Skoro jednak Kastus zapewniał, że kapłanka stanie na wysokości zadania, to Roger nie miał zamiaru niczym się przejmować. Na razie. Bo podczas podróży pijana Dru mogła sprawiać pewne kłopoty.
Roger spojrzał na sznury, mocujące beczkę z winem. Gdyby tak któryś z nich pękł przypadkiem, a beczka by, równie przypadkiem, spadła...
Ale o tym pomyśli kiedy indziej.
- Wrócę za chwilkę - powiedział.

Mimo wczesnej pory łaźnia była jednak zajęta. Dobiegające ze środka głosy sugerowały, że osobami korzystającymi z dobrodziejstw cywilizacji były kobiety. Co najmniej dwie, w tym Sabrie. Drugiego głosu nie potrafił rozpoznać...
Roger cofnął się o krok, rezygnując z otwarcia drzwi. Nie miał nigdy nic przeciwko damskiemu towarzystwu w kąpieli, nie wiedział jednak, czy panie byłyby równie zadowolone, jak on. A gość nie w porę...
Ruszył w stronę ruczaju, a dokładniej tego miejsca, które Valdro przygotował na przyjęcie gości.
Tutaj efekty 'najazdu' nie były tak widoczne, jak wokół gospody. Widać mało komu chciało się wędrować tak daleko. Ktoś jednak po nocy odwiedzał to miejsce. Jakaś spragniona kąpieli w świetle księżyca niewiasta, o czym świadczyła pończoszka leżąca pod jednym z krzaczków.
Roger rozejrzał się, sprawdzając, czy przypadkiem właścicielka owej części garderoby nie spoczywa gdzieś niedaleko, nikogo jednak nie zauważył.

"Korzystaj z każdej chwili, by trenować..." przypomniał sobie słowa swego pierwszego nauczyciela fechtunku.
Postawa... Brzuch wciągnięty, plecy proste, głowa wysoko, kolana lekko ugięte.
Błysnęły ostrza.
Wypad, wycofanie, slip, półobrót. Wkroczenie, półwykrok, obrót... Taneczne niemal ruchy, przeplatane pchnięciami i pojedynczymi cięciami na twarz wyimaginowanego przeciwnika.
Schował broń.
Teraz wypadało zmyć z siebie trudy walki.
A potem szybko coś zjeść, zanim zacznie się kolejne zamieszanie związane ze ślubem i nikt nie będzie miał czasu na tak prozaiczną czynność jak jedzenie.

Po szybko spożytym śniadaniu ponownie zawędrował do kuźni. Z mocnym postanowieniem nie opuszczania jej do końca uroczystości zaślubin.
W końcu podczas wesela nie trzeba będzie stać za plecami Dru i jej pilnować.
 
Kerm jest offline  
Stary 02-01-2010, 15:53   #139
 
Qumi's Avatar
 
Reputacja: 1 Qumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetny
Teu obserwował wszystko z ukrycia. Jego przypuszczenia okazały się być dość słuszne – Dru była przy wozie, wraz z Sabrie. Elf był ciekaw czy wiedziała gdzie się chowa gnomka od początku… nie ufał jej. W kobiecie było coś co sprawiało, że nie potrafił jej zaufać, nie to żeby ufał pozostałym – Roger, Sylphia, Castiel nie ufał żadnemu z nich. Czemu miałby? Zna ich zaledwie od paru dni, są najemnikami – zabijają za pieniądze, Teu też był najemnikiem. Stąd bardzo rozsądną postawą było ograniczanie zaufania i przyjaźni do minimum.

Sytuacja znacznie się rozluźniła po odnalezieniu gnomiej kapłanki. Elfi mag nadal jednak obserował ich z daleka. Nie płacili mu za socjalizowanie, był zdenerwowany, a po kłótni z Sabrie nie miał ochoty wdawać się w kolejne bezsensowne kłótnie z wojowniczką. Poza tym znacznie zwiększy swoją skuteczność jeśli będzie się ukrywał, zaskoczy ewentualnych wrogów.

Teu nie był zwyczajnym elfem, każdy to widział. Było w nim coś.. niepokojącego, innego.. chociażby kwestia snu, czy transu. Teu nie musiał spać, wpadać w trans, nie czuł znużenia czy zmęczenia – jedyne co musiał do odpocząć koncentrując się, aby odnowić swoje moce, których dzisiaj nie używał. Dziś więc mógł obyć się bez takiego odpoczynku. Zamiast tego, na płotnie nocy, gdzie obrazy są malowane promieniami świec, księżyca i gwiazd – elf spokojnie obserwował i czuwał nad bezpieczeństwem grupy. Po jakimś czasie wrócił również Vraidem ze swoim raportem, zgodnie z poleceniem swojego mistrza – najpierw ukrywając się, a następnie kładąc się wśród posłań grupy, gdzie mógł odpocząć. Nie tylko to jednak było zamiarem Teu. Pragnął, aby inni czuli jego obecność, nawet jeśli nie potrafili jej zlokalizować, aby wiedzieli, że ich obserwuje, nawet jeśli nie potrafią powiedzieć skąd. Czemu? Bo chciał zirytować Sabrie? Tak, ale nie tylko. Chciał, aby każdy z nich zrozumiał, że jeśli któryś popełni błąd i zrobi coś nieodpowiedniego – on tam będzie.

Z rano nie było zbyt wiele niespodzianek. Kastus zbudził całą grupę, Sabrie wybrał się wykompać, Teu ukrywając się obserwował ją przez chwilę, ale jako że w łaźni była błękitna czarodziejka to wolał nie ryzykować. Miłosna magia… czarodziejka wydawała się mu niebezpieczna, coś ukrywała, widział to w jej spojrzeniu. Wrócił więc do grupki, tym razem się już nie ukrywał.

-Ile potrwają jeszcze naprawy? –spytał poirytowany gnomkę.
 
Qumi jest offline  
Stary 03-01-2010, 16:41   #140
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Sprawę rozszalałego Kastusa udało się załatwić nadspodziewanie gładko. Od razu uwierzył Teu i bez zbędnych pytań ruszył w kierunku kuźni. Ku uldze sług Valdro, którzy drżeli trzymając sieci rybackie w gotowości. Jakoś widok rozszalałego kapłana odbierał im entuzjazm do ich użycia. Także i dzielny „spiskowiec” korzystając z uśmiechu Tymory, jakim było to zamieszanie, zdołał bezpiecznie umknąć.

Kolejny akt tej komedyi odbył się kuźni. Wpierw była jednak rozmowa między Dru a Valdro.Gospodarz oczywiście zainteresował się tym co robi to dziwne urządzenie, podłączone do beczki z jego wyśmienitym trunkiem. Drucilla zaczęła wyjaśniać, a Valdro starał się dociec prawdy. Jednak zasypany tonami fachowych określeń typu: rektyfikacja, puryfikacja, osmoza odwrócona, oczyszczanie mieszanki, skapitulował i pod koniec rozmowy jedynie nerwowo potakiwał głową. Także i Sabrie się pogubiła. Podejrzewała jednak że sprytna gnomka wciska biednemu karczmarzowi kit, aby ukryć swe prawdziwe intencje.
A potem pojawił się Kastus i zaczęło się jego połajanka prowadzona przez Dru. W której to Kastus potakiwał tylko i przepraszał, a kapłanka szła tam i z powrotem prawiąc morały. Zupełnie "zapomniała", że to ona była powodem zamieszania.

Noc upłynęła „spokojnie”... powiedzmy.
Magini usnęła dość szybko, choć po chwili się obudziła. Powodem była Tausersis, a dokładniej jej jęki i krzyki skupiające się wokół haseł „O tak, o tak , o taaaaak!, „Dawaj ogierze” „Jeszcze, jeszcze”, Ujarzmij mnie” ...i tym podobnych. Nie tylko Sylphia bawiła się intensywnie tej nocy.
Problem w tym że Tausersis bawiła się dłużej, głośniej...i akurat gdy magini miała zamiar spać! Niemniej po dłuższym słuchaniu głośnych jęków, zarówno kobiecych jak i męskich, lubieżnych odzywek i komentarzy, zmęczenie wzięło górę nad innymi bodźcami i Sylphia usnęła. Jednak bodźce dnia wpłynęły na to co jej się śniło...

Najpierw był zalew różowości...


Który ukształtował się w welon i długą ścieżkę z różowego jedwabiu. Idąc po nim magini trzymała bukiet różowych róż i była ubrana w różową suknię ślubną. Gdzieś biły dzwony, a ona była w kaplicy, po obu stronach setki Sabrie płakały nad jej losem, siedząc w ławkach świątyni.
Tylko gdzie był pan młody, bo ceremonię odprawiała Dru, ubrana w „beczkę” na skórzanych pasach z kurkiem z którego ciurkał jakiś płyn. Gnomka wyszczerzyła zęby mówiąc.- Będzie na bibkę po weselu.
I zaczęła ceremonię mówiąc.- Drodzy goście, zebraliśmy się tutaj by ożenić Sylphię van der Mikaal z jej 150-ma przyszłymi mężami. A potem popatrzeć na jej noc poślubną, a potem upić się do nieprzytomności, więc nie traćmy czasu.
Obok Sylvii pojawił się jej pierwszy przyszły mąż...Kaktusik. No tak. Gnomka musiała wcisnąć swego protegowanego. Ale potem był Roger, a kolejni też byli całkiem przystojni.
No cóż...150 mężczyzn, to rozrywka na wiele lat. Magini zauważyła że mają ubranie tylko od pasa w górę, więc spojrzała w dół i...zamarła z przerażenia. Pomiędzy nogami wszyscy jej mężowie nic nie mieli! Jedynie pasek gołej skóry. Żadnych „trąbek, armatek”...żadnych siusiaków! Nic...Miała mieć 150 mężów i zero pożytku z każdego z nich!


Magini obudziła się rankiem z krzykiem i spocona.

Wychodząc potem z pokoju, spotkała wychodzącą również Tausersis. Choć w przypadku błękitnej czarodziejki sytuacja była bardziej...eee...skomplikowana. Kobieta owinięta w jedynie prześcieradło, całowała się na progu swego pokoju z przystojnym umięśnionym mężczyzną. Prawdziwym „ciachem”.

Był on spocony, zapewne po długie i namiętnej nocy jaką spędziła ta dwójka, a mimo to jego dłonie nadal lubieżnie błądziły po prześcieradle otulającym ciało błękitnej czarodziejki.
Zakończywszy gorący pocałunek mężczyzna skinął głową w powitaniu skierowanym do świadka tych umizgów, Sylphi. A Tausersis uśmiechnęła się delikatnie i rzekła.- Dzień dobry koleżanko, zapowiada się ładny dzień. Z chęcią bym porozmawiała na temat Sztuki z inną czarodziejką. Jeśli nie masz nic przeciwko, może przy śniadaniu? Wiem, że to niegrzeczne z mej strony się narzucać, ale lubię korzystać z okazji na wymianę doświadczeń. I byłabym naprawdę wdzięczna, gdybym uzyskała twą zgodę.- uśmiechnęła się promiennie.- A teraz wybacz pani, pójdę się odświeżyć w łaźni.
Sylphia znowu czuła ten przyjemny dreszczyk na skórze, gdy Tausersis sie do niej odzywała. Nie uszedł też oku magini, niewieliki tatuaż kobiecych ust na barku adeptki błekitnej Sztuki.

Poranek dla Morgana również zakończył się zaskakującym akcentem. Choć dzień nie zapowiadał żadnych tego typu atrakcji. Pobudka, trening, śniadanie. Ale gdy szedł właśnie poprzez korytarz prowadzący z ogrodu na dziedziniec karczmy, mijająca go służka popchnęła na ścianę i wpiła drapieżnie usta w namiętnym pocałunku. Roger nie zdążył zareagować, nawet nie bardzo wiedział, jak. Kobieta była młoda, o ładnej twarzyczce, a jej miękkie usta były miłym akcentem pieszczącym jego wargi. W dodatku Rogera „rozbrajały” krągłości kobiety przyjemnie ocierające się o jego ciało. Bowiem przy pocałunku służka przyciskała go swym ciałem do ściany.
Wreszcie skończywszy całować, rzekła nieśmiałym tonem głosu.- Dziękuję za wczorajszy ratunek, panie.
Jej spojrzenie przesunęło się w bok...

- Muszę wracać do obowiązków.- powiedziała z pewnym zawodem w głosie i oderwawszy się od mężczyzny ruszyła szybkim krokiem do komnat przeznaczonych na pokoje dla gości.
Zostawiła przy tym ogłupiałego całym tym zdarzeniem Morgana, opartego o ścianę.

Poranek i kąpiel w łaźni okazała się odświeżająca. A choć obecność błękitnej czarodziejki była nieco...”kłopotliwa”, to jednak było tam bardzo miło. Nic więc dziwnego, że najemniczka była w wyjątkowo dobrym humorze. Nawet widok ubzdryngolonej Dru nie popsuł Sabrie humoru, tym bardziej że był przy niej (przy gnomce) Kastus, który opiekował się troskliwe, raczącą się obficie alkoholem kapłanką.
Zdziwiło ją nieco gdy, podszedł do niej Sorbus i uśmiechając się rzekł.- Ładny mamy dzień, prawda?
Sabrie przytaknęła, a Sorbus rzekł.- Słuchaj mam, do ciebie małą prośbę. Dość osobistą.
To zabrzmiało podejrzanie, ale...cóż...Sorbus kontynuował.- Kastus powiedział mi, że jedziecie do Silverymoon.
- Kastus za dużo gada.-
rzekła pod nosem Sabrie. Trzeba będzie uświadomić podnóżkowi Dru, żeby tyle nie paplał.
- Otóż w okolicy Silverymoon mieszka mój brat, Kaevin.- Sorbus wyjął zza pazuchy zapieczętowany list i podał go Sabrie.- Gdybyście go przypadkiem spotkali, to możecie mu wręczyć ten oto list ? Łatwo go poznacie, jesteśmy bliźniakami. Nie proszę was byście go szukali, ale gdybyście się na niego natknęli...Proszę, to dla mnie ważne.

Tej rozmowie przyglądali się Kastus i Dru (teoretycznie, gdyż kapłan próbował przekonać gnomkę, do ograniczenia spożycia alkoholu, a ta w odpowiedzi bąkała coś o zabijaniu tremy)...oraz Teu. Wczorajszy wieczór, elf uważał za mocno...nieudany.
Prawdą było, że Teu nie musiał spać, ani długo odpoczywać. Co jednak nie zawsze było zaletą. Gdy Dru drzemała na wozie, Kastus i Sabrie obok wozu (oczywiście osobno), Teu czuwał, całą noc...długą noc podczas której nic się nie działo. Miejsce stygnącego gniewu zastąpiła nużąca nuda, podczas której towarzystwo Vraidema nie było zbyt pocieszające. Chowaniec złożył swój raport, niebyt ciekawy zresztą... Do dwójki mężczyzn, dołączył wybiegający z karczmy trzeci mężczyzna. I cała trójka konno odjechała nie wiadomo gdzie.
Po czym chowaniec zaczął rozważać uroki tutejszych suczek, strzegących domostwa. Która ma bardziej lśniące futerko, która bardziej fantazyjnie podkręcony ogon, która oszałamiający zapach...i takie tam.

Rankiem natomiast Dru nie wykazywała entuzjazmu do współpracy, ani też strachu przed Teu. Bo na jego pytanie. -Ile potrwają jeszcze naprawy?
Odparła nieco mętnym głosem.- Tyle ile trzeba.
I zajęła się dalszym opróżnianiem butelczyny.

Jednak te sprawy zeszły na dalszy plan, wraz pojawieniem się Morgana, a później kolejnych osób.
Bowiem kilka minut po pojawieniu się Rogera, zjawił się Valdro (co samo w sobie oznaczało kłopoty), wraz ze starcem w czarnych szatach.
Obaj zawzięcie dyskutowali, przy czym to starzec był stroną atakującą, sądząc po mimice.
Jednak oni nie wzbudzili takiego zdziwienia, jak Castiel o posiniaczonej twarzy, Castiel tylko w pospiesznie nałożonych spodniach, Castiel związany i eskortowany przez dwóch mężczyzn, Castiel prowadzony niczym więzień za Valdro i jego rozmówcą.
Cała ta grupka dotarła do towarzystwa przy kuźni i starzec krzyknął.- Który to?!
A Valdro wskazal palcem Rogera. Staruszek trzęsąc się z gniewu krzyknął Morganowi prosto w twarz.- Twój człowiek zhańbił moją córkę! Pozbawił ją dziewictwa! Trzeba coś z tym zrobić.
A pijana Dru krzyknęła śmiejąc się szaleńczo.- Wykastrować go!
Valdro zaś wtrącił.- Castiel został przyłapany in flagranti w pokoju Leonii Montoyi, córki stojącego tu przed tobą Gerarda Montoyi. Postarajmy się wszyscy jednak o zachowanie spokoju...nic takiego wielkiego się nie stało.
- Nic takiego wielkiego ?! Ten Satyr pozbawił moją córkę dziewictwa. Naraził honor rodziny Montoya na szwank, a ty Valdro twierdzisz, że nic się nie stało?!-
krzyczał rozwścieczony starzec.
-Ależ nie...oczywiście to wielka...strata.- odparł dyplomatycznie Valdro, by po chwili szepnąć do Rogera.- Musimy tą sprawę jakoś polubownie rozwiązać. Dla dobra nas wszystkich.

Tymczasem gdzieś daleko stąd...może nie tak daleko. A więc, na drodze wychodzącej z Waterdeep, dwójka mężczyzn zwijała tymczasowy obóz. Jednym z nich był Lilawander, drugim Harvek.
Mężczyzna ponury i milkliwy i nie rozstający się ze swymi magicznymi mieczami.

Obaj byli Harfiarzami...cóż...Harvek był doświadczonym agentem, Lilawander był na okresie próbnym. Ta misja miała być dla niego przełomem. Miała udowodnić wartość elfa dla organizacji.
Plan był prosty, mieli znaleźć grupkę osób, których celem było przemycenie pod okiem wielu złych organizacji cennego pakunku. Harvek miał listy uwierzytelniające od władz Silverymoon. Listy te miały pozwolić Lilawanderowi na spokojne dołączenie do grupy i upewnie się że przesyłka dotrze na miejsce. Tyle, że od początku prześladował ich pech...Spóźnili się.
Grupa już gdzieś wyjechała. A Harvekowi nie udało się namierzyć celu. Co więcej, rankiem pobudkę urządził im przejazd czterdziestu konnych rozbój...tfu...rzemieślników. Co oni zamierzali ? Harvek był za tym, by to sprawdzić. Przesyłkę znajdą później. Daleko nie mogła odjechać.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 04-01-2010 o 13:37.
abishai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:49.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172