Czarodziej padł. Dobrze. Jeden problem mniej. Sorin nie zdążył dobiec do przeciwników. Jednego położył Gerax, drugiego walką związał Mordimer. Marynarz zatrzymał się na chwilę i rozejrzał. Bitwa była skończona. Wszyscy strażnicy ciężko ranni wykrwawiali się na bruku. Jakieś niedobitki cały czas męczyły się ze szczurami.
Sorin dostrzegł nagle jak Ilian wycofuje się w górę trapu. Szybko podbiegł do Vivera, w biegu chowając karabele do pochwy przy boku,
chciąc zepchnąć go z nabrzeża wprost w czarną toń. Ten jednak
zastawił się i skutecznie uniemożliwił manewr marynarzowi. Tylko jego
refleks uratował go przed kąpielą w zimnych falach portowej wody zapierając się mocno o wystający brukowy kamień. Jednak nie uratowało go to przez uderzeniem. Zanim zdążył się zorientować, czuł po jednej stronie twarzy bolesne pieczenie. Zarobił w pysk od tego wypierdka. Z otwartej dłoni!
-
Ty kurwi synu...! wrzasnął patrząc na przeciwnika. W jego oczach buzował ogień.