|
Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
27-12-2009, 20:32 | #131 |
Reputacja: 1 | Elf stał oko w oko z Viverem. Wtem zza jego pleców buchnęły armaty z donośnym dźwiękiem który przepełnił wszystkie dokowe uliczki. Twarz Vivera nagle pomarniała, a elf usłyszał za sobą trzask rozbijanych desek. Okazało się, iż jedna z armatnich kul rozbiła stojący za nim stos drewnianych pak. Wiele drzazg posypało się na plecy i włosy elfa, a obok jego ucha przeleciała ciężka, czarna kula niosąc za sobą gorącą od wypału smugę powietrza. Kula na szczęście minęła obydwu walczących lecąc dalej. Zszokowany tym zajściem elf w ostatniej chwili zorientował się, że zbrojny wykonuje na niego zamach, lecz dzięki wrodzonej gibkości tropicielowi udało się parować atak. Nadeszła jego kolej. Kamraci nawoływali do wejścia na statek. Zaraz także miał tam pokierować swe kroki, lecz przed tym nie powstrzymał się przed ostatnim atakiem. Niestety, rozkojarzenie wywołane hukiem armat wyprowadziło lekko elfa z równowagi, przez co Quesse nie dosięgła celu. Nie lepiej uderzyło drugie ostrze. Gwiazda przetoczyła się po pancerzu strażnika bez żadnego uszczerbku na jego zdrowiu. - Cholera! Viver był gotowy do kolejnego ataku. Tropiciel postanowił wycofać się z walki, więc ruszył ku galeonowi. Niestety tym czynem odkrył Viverowi drogę do kolejnego ataku. Zbrojny szybko wykorzystał okazję i ciął swym mieczem w Iliana. Atak był dosyć nieudolny, lecz ostrze dosięgło wycofującego się tropiciela. Broń przebiła pancerz zanurzając swój czubek w skórze elfa, lecz nie wyrządziła dużych ran. Ilina kontynuował swój bieg w kierunku galeonu nie przejmując się atakiem Vivera. Rzuty: [Rzut w Kostnicy: 3] atak Quesse [Rzut w Kostnicy: 7] - atak Silme [Rzut w Kostnicy: 17] - atak okazyjny Vivera [Rzut w Kostnicy: 2] - obrażenia od Vivera |
27-12-2009, 20:32 | #132 |
Reputacja: 1 | Mordimer zwinnie uniknął ciosu wyprowadzonego przez strażnika. W momencie kiedy robił unik jakby znikąd pojawił się Cadom i uderzył jego przeciwnika buzdyganem w pierś. Pancerz stróża wygiął się, a on sam zachwiał się na nogach. Mordimer wziął zamach by dokończyć sprawę. Jego cios dosłownie zmiótł przeciwnika z nóg. Widząc, że kolejny strażnik nie kwapi się podejść, by zmierzyć się z kapłanami, sługa Tymory krzyknął w kierunku towarzyszy: - Szybko na statek! Osłaniamy was! [Rzut w Kostnicy: 20] [Rzut w Kostnicy: 12]
__________________ Mogę kameleona barwami prześcignąć, kształty stosownie zmieniać jak Proteusz, Machiavela, łotra, uczyć w szkole. |
27-12-2009, 20:42 | #133 |
Administrator Reputacja: 1 | Szybko na statek... Rada była bardzo mądra, ale w realizacji niemożliwa do natychmiastowego wykonania. Między nim, a statkiem stało paru strażników, którym mogło się nie spodobać, że potencjalne ofiary wymykają się z ich sieci. Dziurawej bardzo, ale zawsze. Paul zamienił łuk na miecz i ruszył w stronę statku, ze szczerym zamiarem zabicia każdego strażnika, który spróbuje mu stanąć na drodze. |
27-12-2009, 20:47 | #134 |
Reputacja: 1 | Kiedy Bronthion wracał na pole walki usłyszał potężny huk, który niewątpliwie świadczył o tym że kapitan wtrącił się do bitwy. Był pewien, że teraz ich „utarczkę” ze strażnikami usłyszało całe Waterdeep i z pewnością niedługo zjawią się tu nie tylko posiłki straży ale i inni niespodziewani goście. Ile sił w nogach pobiegł w kierunku towarzyszy, pomimo jego szybkości zajęło to chwilę – dystans nie był wcale taki mały. Po dotarciu na miejsce, w którym uśmiercił swojego strażnika zauważył jak ostatni pada z rąk kapłana. Jedynym przeciwnikiem na placu boju był Viver jednak Bronthion był pewny, że nie postoi długo biorąc pod uwagę orka, który był całkiem niedaleko.
__________________ "Kiedy nie masz wroga wewnątrz, Żaden zewnętrzny przeciwnik nie może uczynić Ci krzywdy." Afrykańskie przysłowie |
27-12-2009, 20:56 | #135 |
Reputacja: 1 | Czarodziej padł. Dobrze. Jeden problem mniej. Sorin nie zdążył dobiec do przeciwników. Jednego położył Gerax, drugiego walką związał Mordimer. Marynarz zatrzymał się na chwilę i rozejrzał. Bitwa była skończona. Wszyscy strażnicy ciężko ranni wykrwawiali się na bruku. Jakieś niedobitki cały czas męczyły się ze szczurami. Sorin dostrzegł nagle jak Ilian wycofuje się w górę trapu. Szybko podbiegł do Vivera, w biegu chowając karabele do pochwy przy boku, chciąc zepchnąć go z nabrzeża wprost w czarną toń. Ten jednak zastawił się i skutecznie uniemożliwił manewr marynarzowi. Tylko jego refleks uratował go przed kąpielą w zimnych falach portowej wody zapierając się mocno o wystający brukowy kamień. Jednak nie uratowało go to przez uderzeniem. Zanim zdążył się zorientować, czuł po jednej stronie twarzy bolesne pieczenie. Zarobił w pysk od tego wypierdka. Z otwartej dłoni! -Ty kurwi synu...! wrzasnął patrząc na przeciwnika. W jego oczach buzował ogień.
__________________ Drink up me hearties, yo ho... Ostatnio edytowane przez Nathias : 27-12-2009 o 20:57. Powód: Zmiana przekleńswa :) |
28-12-2009, 09:10 | #136 |
Reputacja: 1 | Krasnolud oglądał z zadowoleniem jak jego przyzwane szczury obłażą strażników, pozbawiając ich z każdą kolejną chwilą rąk do wymachiwania mieczem. Był ranny, jednakże nic nie mogło zepsuć mu dobrej zabawy, nawet doskwierający ból pleców. Na polu bitwy ostał się jeden już walczący mąż. Dość młody, o czarnych włosach, w pancerzu pasującym kolorytem do jego karnacji. Zaraz było po nim widać, że nie jest zwykłym strażnikiem miejskim, a kimś raczej dowodzącym. -Khass'ka khharas...- szepnął pod nosem, zaś przyzwany diabeł raz jeszcze rzucił się na Vivera. Wymachiwał swymi ociekającymi dziwną mazią łapami, chcą rozorać przeciwnikowi korpus. Pierwszy cios zatrzymała zbroja. Mężczyzna wygiął się lekko w bok i odsłonił żebra. Diabeł nie był na tyle sprytny by zaatakować tam, jednak jego lewitujący nieopodal pan, szeptał za pomocą magii jak stworzenie ma atakować. Posłuszna bestia zrobiła, co nakazał jej pan. Błyskawicznym ciosem rozszarpała kawałek zbroi. Viver jęknął i złapał się za bok. -Guregurugeru!- krzyknął triumfalnie przyzwany Lemure. Rana nie była wielka, lecz mąż w czarnej zbroi był zmęczony walką i tym razem odczuł boleśniej zadrapanie. -Świetnie...- syknął zadowolony z siebie mag. Szybko rozłożył ręce na boki i wymamrotał słowo wyzwalacz znanego wszystkim czaru. Nad jego otwartą dłonią pojawiły się dwie srebrzyste kule, mieniące się różnymi odcieniami bękitu i czerwieni. Mag wziął zamach i cisnął kulami w przód. Tamte bezbłędnie pognały w stronę nieświadomego Vivera. Kule jedna za drugą zderzyły się z jego piersią, pozbawiając go tchu i po chwili przytomności. Mężczyzna padł na ziemię. Z jego ust pociekła drobna strużka krwi. Stormak uśmiechnął się pod nosem. Miał nadzieję, że nikt nie będzie miał do niego żadnego problemu, że tak się wszystko potoczyło. W końcu to on chyba najbardziej ucierpiał i zarazem pozbył się najgroźniejszych przeciwników. Stormak spokojnie sfrunął na ziemię i jakby nie zważając na powagę sytuacji szedł spokojnie między szamocącymi się strażnikami miejskimi, którzy padli ofiarą plagi szczurów. Brodacz poprawił pas i wszedł na kładkę galeonu. Pierwsze co zrobił to podszedł do Geraxa i szturchnął go w ramię -To się kurwa nazywa sieka, co wielkoludzie?!- krzyknął z uśmiechem na twarzy. -Dobra, nic tu po nas. Zawijajmy się...- rzucił po czym ściągnął z ramion podziurawioną pelerynę... |
28-12-2009, 12:40 | #137 |
Reputacja: 1 | Nareszcie sprawy uległy polepszeniu. Strażnicy, najwidoczniej nie widząc co się wokół nich dzieję, byli dostatecznie zdezorientowani, by mogli być dostatecznym łupem dla jego ostrza. Kolejny padł jak marionetka, a jego upadek nie przynosił mu satysfakcji. Wściekłym wzrokiem podążył za kimś jeszcze żyjącym. Nieopodal stał zbrojny, który najwidoczniej był zwierzchnikiem reszty. Nie czekając na oklaski, zerwał się do szarży. Wiedział, że szał może potrwać zaledwie jeszcze kilka chwil, po czym padnie zmęczony. Dokonał tego dnia wiele, by udowodnić i sprawdzić swoje siły w walce. Duchy przodków będą z niego dumne. Będąc już kilka kroków od przeciwnika, ustawił miecz przy prawym boku, by wykonać szeroki zamach na jego klatkę piersiową. Tuż, a zaledwie trzy kroki przed nim, on sam doznał porażenia od magicznego czegoś wystrzelonego przez krasnoludzkiego maga. Jedyną rzecz, jaką mógł zrobić w tej pozycji to przekrzywienie miecza o 90%, i uderzenie go płazem. Nie chciał ich zabijać, chociaż chciał triumfować nad ich ciałami. Kiedy ten już upadał, cios jaki wymierzył mu pół ork, była tak potężny, że poderwał go z powrotem na nogi, a jego ciało przeleciało dobre cztery metry w powietrzu, po czym wylądowało z powrotem na ziemi. Sam berserker upadł na kolana, nie mogąc ustać po tym ciosie, i wydał z siebie ostatni, triumfalny okrzyk. Okrzyk zwycięstwa. Tej nocy jego głos przeszedł przez miasto, jak uderzenie pioruna. Pochylił się nad zakrwawionym mieczem, który spoczywał mu na nogach. Ostrze udowodniło swą przydatność w boju, i tak jak mówił stary szaman, tylko ono będzie jego najlepszym przyjacielem który go nigdy nie zdradzi. I jak każdy przyjaciel, winien mieć imię - Katzbalger...-wyszeptał opadając z sił. Imię to, w dialekcie orczym oznaczało "Uderzenie Gromu". Jego plecy powoli nie utrzymywały jego ciężaru, i każdą chwilą czuł się słabszy. Nagle nie spodziewając się tego, podszedł do niego krasnolud, i szturchnął go w ramie. Na jego komentarz, przytaknął głową. Widząc w okuł siebie tylko walające się ciała, odarł się na przyjacielu, wbijając go w bruk, i powędrował w stronę statku...
__________________ "Znaj siebie i znaj przeciwnika, a możesz stoczyć 100 bitew nie odnosząc porażki" Sztuka Wojny Ostatnio edytowane przez Whiter : 28-12-2009 o 12:51. |
28-12-2009, 13:49 | #138 |
Reputacja: 1 | Wszyscy naraz rzucili się na dowódcę. Coś, co - przynajmnie taką miał nadzieję Sorin, kontrolował Stormak. On sam też miotał w niego pociskami, po których strażnik ledwo stał na nogach. Na sam koniec dopadł go Gerax. I zrobił coś, czego Sorin nie spodziewałsię po barbarzyńcy - nie rozpłatał go! Jednak fakt jak mocno go uderzył pozwolił marynarzowi sądzić, że lepiej dla niego by było zginąć. Po tym uderzeniu znalazł się w połowie trapu na galeon, a wnętrzności, jak sądził, zamieniły sie miejscem z kręgosłupem. Bitwa była definitywnie skończona. Czarodziej przestał zgrywać sokoła i zszedł na ziemię -To się kurwa nazywa sieka, co wielkoludzie?! - rzucił do Geraxa. Ten jednak tylko kiwną głową. Był wykończony. Niewiele groźniejszy od leżącego dalej gwardzisty. Obejrzał się. Reszta jego kompanii już zmierzała na okręt. Sam też żwawym krokiem zaczą wspinać się na pokład. Miał tylko nadzieję, że za tą rzeź, którą zgotowali straży miejskiej, łącznie z salwą z blisko dwudziestu dział galeonu w stronę portu, nie puszczą się w pościg za nimi. Admirał, może i jest świetnym kapitanem, ale flocie Waterdeep napewno nie sprosta. Zamyślony wszedł na pokład. Podniósł powoli głowę i zobaczył szczerzące się oblicze admirała. -Ale pobiliśmy psubratów. Niech mnie łojem wysmarują, dawno takiej jadki z miastowymi kundlami nie widziałem, ha! Dobra robota! -Bosman, stawiać żagle! Jak tylko wszyscy załadują swoje zadki na okręt odbijamy! Dość mam już tego zawszonego portu!
__________________ Drink up me hearties, yo ho... |
28-12-2009, 15:31 | #139 |
Reputacja: 1 | Biegł w stronę statku kiedy zauważył kolejne magiczne pociski lecące w stronę Vivera – ostatniego na placu boju. Magia trafiła i pozbawiła przytomności cel, ale najwyraźniej nie dla wszystkich zwykłe wyłączenie z walki wystarczyło. Ork kierowany szałem uderzył co prawda płazem miecza ale tak potężnie, że z pewnością nie jedna kość w ciele oficera zamieniła się w proch, nie mógł tego przeżyć. Następnie kilku towarzyszy skierowało się w stronę statku na co Bronthion patrzył nieco zdziwiony „Nie zapomnieli o czymś?” spojrzał na dwa ciała wyższych rangą strażników „Z pewnością mają przy sobie coś wartościowego”. Najpierw zbliżył się do ciała magika i obrabował ze wszystkiego co ów miał wartościowego, łotrzyk wypchał sobie kieszenie i sakwę co nie wystarczyło – kilka przedmiotów musiał trzymać w dłoni. Teraz kolej pogruchotanego Vivera – ostrożnie żeby nie upuścić nic zbliżył się do niego, okazało się że i on posiada „kilka” drobiazgów. Po zakończonej operacji Bronthion powoli wszedł na okręt obładowany niczym juczny muł dobytkiem dwóch umarlaków.
__________________ "Kiedy nie masz wroga wewnątrz, Żaden zewnętrzny przeciwnik nie może uczynić Ci krzywdy." Afrykańskie przysłowie |
28-12-2009, 16:05 | #140 |
Administrator Reputacja: 1 | W połowie drogi do celu Paul zwolnił i spokojnie już schował miecz. Nie było już kim walczyć, szczególnie po tym, jak półork wyładował swą wściekłość na nieprzytomnym oficerze. Wprost go zmasakrował, a to znaczyło, że przy najbliższej okazji trzeba będzie uważań na Garaxa, i to bardzo. Nigdy nie wiadomo, czy ogarnięty bezrozumnym szałem barbarzyńca nie skieruje swej złości przeciwko któremuś ze swym towarzyszy. Paul pokręcił głową. Takie zachowanie nie wróżyło zbyt dobrze przyszłej współpracy. Ale nie było już nad czym się zastanawiać. Po 'występach', jakie miały miejsce na wybrzeżu, raczej nie miał czego szukać w Waterdeep. Nikt ze straży nie będzie się dopytywać, kto co dokładnie zrobił. Nie dajcie, bogowie, wpaść teraz strażnikom w ręce. Trzeba było wsiadać na statek i wynosić się stąd. Przyspieszył nieco, gdy minął go biegnący Bronthion. Jednak ten nie wbiegł na pokład, tylko przystanął, by 'zaopiekować się' zawartością kieszeni pokonanych oficerów. Godna podziwu zapobiegliwość. Paul, idąc w jego ślady, podniósł broń obu oficerów. Potem wszedł na pokład. |