Wątek: Cena Życia
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-12-2009, 15:42   #70
Irrlicht
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
Bawił się jak małe dziecko, strzelając do wszystkich tych durniów przed nim. My to my, a oni to oni, oni źli, a my dobrzy i dlatego wygramy. Wygramy, wygramy! - myślał Radcliffe. Kiedy White zjadł dużo amunicji, poczuł się jak na pierdolonej prawdziwej wojnie. Zakrwawieni ale radośni zwycięzcy. Pakując kulę do głowy któremuś tam z kolei sukinsynów, czuł się jak prawdziwy bohater. Bohater zabijający złych ludzi. Czysta, niczym nie skażona radość z zabijania. Na to właśnie zaczął czekać, kiedy usłyszał komunikat o wirusie w radiu.
Natomiast doczekał się ciosu w potylicę.
- Kisssiaaam, kochanie – głowa bolała go cholernie, kiedy dostał pierwszy raz. Drugi był w policzek. Kiedy już strzelił grubemu skurwielowi w czarny łeb, wyłuskał językiem wybity ząb, splunął i wymamrotał po prostu:
- Khhuuurwwaaa... Ale żem... Ja pie-e-errdooo... U-hu-hu! - zaśmiał się dziecinnie.
Wciągnęli go do samochodu bardziej niż sam wszedł, w końcu udowodnił swoją przeklętą męską wartość i odstrzelił kawał chłopa. Co prawda nie było żadnego bonusu, ekstra paczki albo czegokolwiek, co złagodziłoby ból, ale co tam. Był mężczyzną. W niepamięć poszły dawne ekscesy w windzie. Mógł zabijać, więc był normalny.
Jakiś czas zajęło mu dojście do siebie, kiedy jechał w samochodzie. Widząc, że pani doktor nie miała z czego go leczyć, zaklął najpierw, ale potem przypomniał sobie, że w kurtce zostało mu sporo prochów, bandaży i czego tam nie zwędził z laboratorium Umbrella. Chwaląc siebie samego, sięgnął do kieszeni kurtki i aż chrząknął z rozkoszy, kiedy stwierdził, że było tam to, co miało być, to jest tabletki przeciwbólowe i reszta tych „świństw”, jak je w myślach nazywał. W każdym razie, dość, żeby opatrzyć rany po stłuczonej czaszce i jeszcze podzielić się z innymi. Nie miał wiele, ale zawsze coś.
Przysunął się do Marii, podając jej leki, które zakosił z laboratorium. Powiedział w stronę reportera:
- No, chujku, jak z tego wyjdziesz, to osobiście postawię ci trzy kwarty i nie popuszczę, aż ich wszystkich nie wychlejesz – zaśmiał się rubasznie. Uderzenie w głowę działało na niego mocniej niż owe wspomniane trzy kwarty. - Wyjdziemy z tego... Albo i nie.
Spoważniał. Wciąż nie wyszli z tego miasta. A zresztą, nawet jak wyjdą, to tam na zewnątrz był inny świat, poza kwarantanną. Uporządkowany, z formami, sądownictwem i czym tam jeszcze. W każdym razie, przez proszki ból w głowie zelżał, a bandaż, który zawiesił sobie na głowie, rokował nadzieję. Coś lepszego, niż na początku sobie myślał. Że strzaskana czaszka, wstrząs mózgu.
Nad czym ja się zastanawiam! - pomyślał. Przecież i tak to wszystko pieprzę. Pieprzę ludzi, z którymi jestem. I tak moje wydumane człowieczeństwo to tylko forma, która tępi się przy każdej okazji, gdy napotykam śmierć albo szaleństwo. Zabijam, bo tak mi wygodnie. Pierdolę... Pierdoliłem małe dziewczynki, bo było mi wygodnie. Dobrze zresztą przypominam sobie te momenty, kiedy byłem z tą trzynastolatką.

* * *

Zawsze zresztą wtedy trochę marudziła, kiedy miała się rozebrać. Wcale nie przekonywał ją jego bolesny wzwód. Bez wstydu patrzyła na jego obrzydliwe ciało, które traktowało ją tylko i wyłącznie jako obiekt seksualny. Rozgrzewało ją zresztą tylko – do czego przed samą sobą nie chciała się przyznać – kiedy klękała przed nim, a on, i tak już zresztą goły, wypełniał jej usta tym, co było trzeba. A trzeba było się spieszyć, bo wkrótce Michelle Larry miała iść do swojego gimnazjum. Pracowała wytrwale ustami, a policjant-strażnik wiedział, że tam na dole robiła się wilgotna, całkiem taka, jak chciał. Pochylała się pod jego coraz bardziej starzejącym się ciałem, upstrzonym kręconymi, czarnymi włosami. Brał jej włosy w garść, a kiedy kończyła i chciało jej się więcej, zrzucała z siebie proste ubrania, tak samo jak wstyd, który już wcześniej zaczął topnieć. Stary policjant nierzadko zapytywał się samego siebie: Dlaczego to robiła? Nie dla pieniędzy przecież, ponieważ za jeden seks płacił jej grosze. Więc z powodu współczucia? Litości? A może po prostu była głupia? Cóż, skoro Daniel Radcliffe i tak ją pieprzył.
Podziwiał jej młode ciało, zawsze w tym samym pokoju, zawsze padał na nie blask słoneczny. Ciało, na które zasługiwał. Nie była to jego pierwsza, bowiem zawsze miał w pamięci przygłupią panią Kate Blanchett i jej absolutnie gotową na wszystko obojętność. Blond włosy, osadzony dość wysoko nos, niebieskie oczy, prawdziwa aryjka. Piegi. Usta wąskie, kąciki ich zwykle wskazywały dół, co mówiło o ambitnej naturze. Cera biała, ramiona wąskie, choć luźne, piersi ledwo co odstawały. Trochę koścista, ale w sumie Radcliffe nie wybrzydzał. Talia także wąska, biodra cokolwiek grubsze, dobrze, dziewczyna się rozwijała. Pomiędzy udami wykwitał jasny mech jakiś, który skrzętnie goliła w jego obecności.
A później ją brał, gryzł sutki, ona mówiła, że nie, a on pieprzył ją po prostu, wdzierał się w jej ciemne wnętrze rechocząc zgryźliwie, gdy jej piersi podskakiwały. A później obraz na koniec: Ona, uwalana żółtobiałym ejakulatem, oddychała spokojnie jak Mater Coelestis.

* * *

Otrząsając się ze swoich pedofilskich wspomnień, zamrugał i stwierdził, że z powodu dragów może całkiem nieźle strzelać, chociaż chodzenie nadal było trudne i miał zawroty głowy, ale przynajmniej czaszka tak go nie bolała.
Wytoczył się z wozu i zawołał:
- Thomson! Umiem strzelać, ty zajmij się apteką! Jeśli damy radę, to zdołamy wydostać z niej tyle, ile będzie trzeba! Ja będę osłaniał Marię i White'a!
Naprawdę, miał nadzieję, że Thomson będzie od niego silniejszy i da radę jakoś dostać się do apteki, chociażby na tyle, by się zabarykadować.
No bo kto inny został?
 
Irrlicht jest offline