Minęło kilkanaście nerwowych minut. Galeon przepełniały wrzaski, tupanie, bluźnierstwa. Atmosfera była niezwykle nerwowa. Zapewne nie poprawiał jej admirał, który wydzierał się na wszystkich i wydawał polecenia machając rapierem.
- Szybciej ! Jeśli chcecie jeszcze kiedyś babę pochędożyć zamiast z rybami na dnie morskim spędzić życie ! Szybciej ! Trędowaty bez palców szybciej by związał tą line , Japer ! I nie pyskuj pod nosem !
Fregata była coraz bliżej. Nie płynęła równo za statkiem Harvela. Najwidoczniej starali się zrównać z galeonem po stronie bakburty, w odległości kilkunastu metrów. Wszystko w dodatku utrudniała ciemna noc. Celowanie na morzu nie jest proste nawet za dnia. Czarne morze mieszało się z równie czarnym niebem przy każdym przechyleniu statku.Przy muzyce jaką tworzyły rozbijające się o kadłub morskie fale.
Po chwili usłyszeli huk, a na ułamek sekundy burta fregaty błysnęła światłem. Świszczące kule przeleciały tuż nad ich głowami. Po pokładzie, niemal jednocześnie rozniósł się krzyk i trzask łamanych desek. Jeden z pocisków, zawadził o drewniane zdobienie, tuż przy schodach na mostek. Drewniana konstrukcja rozpłynęła się niemal. Jedynym świadectwem jej istnienia, był deszcz drzazg wielkości krótkiego miecza . Dwóch marynarzy padło na ziemię. Jeden bez ruchu. Drugi wił się po pokładzie i wrzeszczał na całe gardło.
- Z takimi działowymi to możeta mnie w dupę pocałować ! Psy z Waterdeep ! W dupę ! - wydarł się Harvel w kierunku fregaty.
- Sprzątnąć mi to truchło z pokładu ! A tego drugiego pod pokład ! I kitem zatkać mu tą dziurę w bebechach, bo jeszcze nas krwią zatopi ! I salwa na zżartą syfem szparę ! Salwa no mi z bakburty ! Sorin, psia jego mać !
W tym momencie na pokład opadł deszcz strzał. Groty raniły ciała kilku marynarzy, reszta ze stukotem wbiła się w deski.