Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-12-2009, 18:40   #51
Gekido
 
Reputacja: 1 Gekido nie jest za bardzo znanyGekido nie jest za bardzo znany
Tamir odprowadzał wzrokiem swoich żołnierzy, do momentu, aż ci nie zniknęli w mrokach nocy. Wyczuwał ich zmieszanie i niezrozumienie względem decyzji ich dowódcy. Mogli spodziewać się wszystkiego, nawet rozkazu ataku, ale nie tego, że to właśnie on się poświęci, by czworo jego podkomendnych mogło ocalić życie. Jedi liczył, że swoim poświęceniem, dał im wystarczająco dużą szansę na ucieczkę i dołączenie do innych batalionów, pod rozkazy kogoś innego. Może, przy odrobinie przychylności Mocy, BR i pozostała trójka dotrą do Ery. Wtedy mógłby liczyć na jakiś ratunek. O ile oczywiście przeżyje...

Pogodzony z własnym losem, Zabrak siedział pośród trawy. Czuł, jak jego twarzy smagają delikatne powiewy chłodnego, nocnego wiatru, które go orzeźwiały i rozjaśniały umysł. Tego teraz młody Rycerz potrzebował. Jasności umysłu i trzeźwego spojrzenia na swoje położenie, by wybrać najlepszą opcję, gwarantującą przeżycie jemu i klonom, które zniknęły jakiś czas temu. Odrzucił wspomnienia z wczesnych lat szkolenia, a nawet te z pokładu Venatora, kiedy jego misja była jasna, przejrzysta i, jak mu się wtedy wydawało, łatwa do wykonania. Był wtedy naiwny, wszyscy oni byli, a Elom okazała się ich chrztem bojowym. Poważnym chrztem bojowym. Ale to była przeszłość. Musiał na razie o niej zapomnieć i skupić się na chwili obecnej. Skupić się na tym, że za chwilę będzie na łasce przeważającej liczby droidów, które pozbawione były uczuć. Jeden zły ruch i mógł zostać rozstrzelany, a on chciał przeżyć. Wyrównał oddech. Musiał się uspokoić, by działać racjonalnie. Na tyle, na ile w tych okolicznościach było to możliwe. Pozwolił, by Moc przepłynęła przez jego ciało i oblała go chłodną, kojącą falą pozytywnej energii. Rozluźnił mięśnie, poczuł, jak napięcie znika i... usłyszał szelest. Otwarł oczy i spojrzał na horyzont. Wyczekiwał, aż w końcu ujrzał pierwszego droida, a za nim kolejne. Cały patrol zmierzał wprost na niego. Rannego i bezbronnego. Przez chwilę, jakiś głosik z tyłu głowy, nakazał mu, by stawić im opór. By zaatakować. Wziął jednak kolejny uspokajający oddech i głosik zniknął. W miarę, jak blaszaki się zbliżały, czuł, że dobrze zrobił nie atakując.

- Kim jesteś? – usłyszał komputerowy głos, typowy dla jednostek B1.

- Podróżnikiem, który znalazł się w niewłaściwym miejscu – odpowiedział Torn. To była pierwsza myśl, jaka przyszła mu do głowy. Droidy na szczęście nie były zbyt inteligentne i nie przyszło im do blaszanych czaszek, by zadawać więcej pytań, na które odpowiedzi, byłyby bardziej kłopotliwe.

- Istotnie – stwierdził dowódca patrolu tonem wskazującym na niezbyt różową przyszłość znalezionego człowieka. - W imieniu Konfederacji Niepodległych Systemów jesteś aresztowany. Nie opieraj się a nic ci się nie stanie, w przeciwnym razie zostaniesz zastrzelony – dodał po chwili. - Brać go – rozkazał swoim podwładnym.

Pięknie Tamirze, Moc jest z tobą. Teraz tylko dać się grzecznie zaprowadzić do obozu wroga i dalej zgrywać wędrowca pocieszał się w myślach, gdy był podnoszony z ziemi i prowadzony przez dwa droidy. Cała reszta oddziału, pewnie bacznie go obserwowała, trzymając go na muszce i tylko czekając na najdrobniejszy pretekst, by przebić jego ciało blasterowymi błyskawicami. Ale Jedi nie miał zamiaru dawać im powodu, do otwarcia ognia. Za bardzo mu zależało na własnym życiu i, może przy odrobinie szczęścia, dowiedzeniu się, dlaczego ich ataki się nie powiodły, a Konfederacja była tak dobrze przygotowana do walki.

Już pierwsze spojrzenie, jakie padło na bazę Konfederacji, potwierdziło przypuszczenia Jedi, że byli oni doskonale przygotowani do starcia z Republiką. Tylko dlaczego ich zwiad podał złe informacje? Może sierżant miał rację i mieli tam szpiega Konfederacji? Tamir westchnął tylko w duchu. Żal ścisnął mu serce, że nie miał ze sobą przynajmniej setki żołnierzy. I swojego miecza. To by w zupełności wystarczyło, by zniszczyć lotnisko i poważnie przetrzebić siły Separatystów, robiąc zamieszanie na tyłach wroga. Ale nie miał ani żołnierzy, ani miecza, był ranny i prowadzony pewnie do celi. Pozostawało liczyć, że Mistrzyni Sa'a, wkrótce wróci ze wsparciem, a Separatyści zostaną pokonani. Do tego czasu, był jednak zdany na własną pomysłowość i łaskę dowódców Konfederacji.

Tamir siedząc w swojej celi i obserwując śpiącego więźnia, zastanawiał się, w jakim stanie on będzie, kiedy zostanie wzięty na przesłuchanie. A czuł, że prędzej czy później, to się wydarzy. Był jednak dziwnie spokojny. Całkowicie oddał się woli Mocy. Nic w tej chwili zrobić nie mógł, jedynie czekać na rozwój wydarzeń i popłynąć z prądem. Tak, jak nie raz mówiła mu Yalare. Uśmiech pojawił się na twarzy młodego Jedi, na samo wspomnienie jego Mistrzyni. Pokładała w nim zawsze sporo wiary i wierzyła, że dobrze go wyszkoliła. Aż do bitwy o wzgórze, też tak sądził. Jednak nikt nie mógł przygotować Jedi na wojnę i na to, że wezmą w niej udział jako dowódcy. Zwłaszcza oni, młodzi i mało doświadczeni Rycerze, którzy wciąż dopiero, uczyli się życia.

Dźwięk metalowych kroków, jaki rozszedł się po korytarzu, zaatakował Tamira, wybudzając go z lekkiego snu, w który zapadł. Powstrzymując się od ziewnięcia, rozejrzał się dookoła. Nastał nowy dzień, a wraz z nim nowa nadzieja, na szybkie uzyskanie odpowiedzi na dręczące go pytania. Nadzieja jednak szybko zniknęła, gdy jego celę otwarły droidy i wywlokły go z niej. Złe przeczucia napełniły duszę Zabraka. Przeczuwał, że przyjdzie mu się zmierzyć z torturami i poznać z bliska konsekwencje podjętej w nocy decyzji, o oddaniu się w ręce Separatystów. A kolejne rzeczy, mijane po drodze do budynku, jak się domyślał, dowódcy, tylko go w tym upewniały. Udało mu się jednak przywrócić spokój ducha i raz jeszcze zdać się na wolę Mocy. Pozwolił się prowadzić, nie stawiał oporu, był całkowicie posłuszny. Zachowywał jednak czujność. Znajdował się w końcu w obozie wroga. A później to uczucie. Docierające do niego od postaci, która stała do niego tyłem. Ten ktoś, pewnie jeden z dowódców, lub sam głównodowodzący, był wrażliwy na Moc, a to oznaczało...

- Witam na terenie Konfederacji Niepodległych Systemów – osobnik odwrócił się i Torn zobaczył z pozoru miłą i przyjazną twarz. Gdy mężczyzna zdjął kaptur, odkrył blond włosy średniej długości. - Nazywam się Artel Darc. Jestem głównodowodzącym wojskami Konfederacji na Elomie. Czy mogę się dowiedzieć co takiego, na naszych tyłach, robił rycerz Jedi? -

Tamir mierzył wzrokiem postać głównodowodzącego. Nie sądził, że w szeregach Separatystów, znajdował się ktoś wrażliwy na Moc. Poza Dooku oczywiście. Mógł się jednak tego spodziewać. Ale ktoś taki tu? Na Elomie? Jedi był jednak dobrej myśli. Artel Darc wydawała się być zainteresowany rozmową, na razie kulturalną, a to dawało nadzieję Tornowi na kupienie czasu. Tylko na co? To nie było jednak ważne. Młodzieniec otwierał już usta, by udzielić odpowiedzi, kiedy w pomieszczeniu znalazł się ktoś jeszcze. Ktoś nie tylko wrażliwy na Moc, ale wręcz przepełniony Ciemną Stroną. Tamir spiął się, wyczuwając w tym osobniku coś znajomego. Wrogiego i mrocznego, ale znajomego. I wtedy usłyszał głos, a później zobaczył go na własne oczy. Korel. Właśnie w takiej chwili się z nim spotkał. Kiedy był więźniem, ranny i bezbronny. On sam, mając przeciwko sobie dwóch władających Mocą. Musiał to dobrze rozegrać...

- Od chwili, kiedy postawiłem stopę na Elomie, czułem, że skądś znam ten smród. - zaczął Tamir spoglądając na kipiącego z wściekłości Korela. - Widzę, że masz dosyć uciekania przede mną po całej Galaktyce i postanowiłeś się ze mną spotkać, kiedy jestem sam i w dodatku jako więzień. Wielce odważne... -

Tamir wiedział, że igra z ogniem. Znał Korela na tyle dobrze, by przewidzieć, że ten długo nie wytrzyma naśmiewania się z niego. Nie mógł się jednak powstrzymać, by nie przywitać go w ten sposób. Szybko jednak pożałował swoich słów, kiedy ręka rosłego zabójcy, uderzyła w twarz Zabraka. Stróżka krwi ozdobiła podłogę, a następna pociekła z rozciętej wargi.

- Spokojnie Korel. Daj naszemu gościowi odpowiedzieć na moje pytanie - odezwał się Artel - Więc, co robił Jedi na naszych tyłach? -

- A co mógł robić samotny Jedi, bez broni, na tyłach wroga? - zapytał Zabrak - Po bitwie, straciłem rozeznanie w terenie i liczyłem, że w końcu natrafię na jakieś oddziały Republiki. Niestety, wasz patrol spotkałem szybciej niż swoich - odparł spokojnie, spoglądając na głównodowodzącego.
 
Gekido jest offline