Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-12-2009, 20:59   #11
Lirymoor
 
Lirymoor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodze
Imię: Karen

Nazwisko: Feary

Wiek: 25 lat

Wygląd:



Znajomość z Benjaminem Gerthartem:

Widziała światła migające przed szybą samochodu. Wiecznie żywe centrum mrugało do niej tysiącami figlarnych halloweenowych neonów. Przez dłuższą chwile patrzyła na uciekające za oknem nocne wozu ulice Chicago. Bezskutecznie usiłując ułożyć w wspomnienia w spójną i choć pozornie logiczną całość. Przecież jeszcze przed chwilą była we własnym domu na przedmieściach a teraz... No właśnie gdzie?
Czuła wilgoć na twarzy, ostrożnie otarła ją wierzchem dłoni. W sztucznym świetle krew była czarna, sączyła się wolnym strumyczkiem z nosa. Żołądek Karen skręcił się na skutek gwałtownego ataku strachu, świat zawirował przed oczami.
Co się stało? Co zrobiłam?
- Spokojnie, zaraz zatrzymamy się na chwilę. – Opanowany głos napłynął z siedzenia kierowcy. Agent FBI przypatrywał się jej zatroskany. Znajoma twarz Bena Gertharta działała kojąco.

Tak jak obiecał po chwili zaparkowali przy całodobowej kawiarni w jakich zwykli rozmawiać przez ostatni rok. Na szczęście na miejscu nie było nikogo poza kucharzem i kelnerką. Im mniej oczu tym lepiej. W obecnym stanie wzbudziliby nie lada sensację. Mężczyzna w garniturze i kobieta z kurtką naciągniętą na spodnie od piżamy i śladami krwi na twarzy.
Trzęsąc się ze zdenerwowania umyła się w łazience, patrząc niechętnie na własną, bladą ściągniętą strachem twarz. Potargane włosy opadały dziko przysłaniając jasne oczy okalane ciemnym cieniem zmartwienia. Przesunęła palcami usiłując unormować to pobojowisko. Jakby przeszedł tajfun. Tajfun.
Gdy wrócił atak paniki myślała, że zwymiotuje do zlewu.
Powąchała własną kurtkę. Zapach był wyraźny i mdlący. Dym?
Znała swoje krwotoki z nosa, w dzieciństwie miewała je często. Musiałą coś zrobić. Coś dużego w krótkim czasie. Tylko co? Cóż odpowiedź na to pytanie siedziała teraz przy stoliku. I nie wypadało kazać jej czekać dłużej.

Gdy z duszą na ramieniu wyszła z łazienki Benjamin Gerthart popijał kawę w kacie przy osłoniętym stoliku. Wydawał się być spokojny. Czy były aż tak swobodny gdyby musiał ją aresztować? Gdzie i kiedy go spotkała?
Pytania kłębiły się w głowie Karen gdy w ciszy usiadła naprzeciwko agenta. Wlepiła wzrok w stół podziwiając kwiecisty wzorek ceraty.
- Chcesz coś? - spytał. Zapewne miał na myśli menu, może je nawet wskazał, nie widziała.
Miała wrażenie, że osaczający ją strach fizycznie zmienia świat. Piekło ostatniego roku wróciło ze zdwojoną siłą. Osaczona przez własne myśli kobieta powoli podniosła wzrok na towarzysza. Jasne oczy wydawały się szkliste, niemal puste.
- Chcę... – Wargi Karen drżały jakby nie chciały wypuścić dalszej części zdania. - ...mojego synka z powrotem.
Benjamin Gerthart zamarł na chwilę z szeroko otwartymi oczami. Karen wykrzywiła się boleśnie w kąciku oka w końcu pojawiła się pierwsza od dawna łza. A potem posypały się jak wzburzona woda po zerwaniu tamy.

Obrazy. Chaotyczny zlepek wspomnień wyłaniały się z mroku niepamięci, coraz silniejsze z każą wylaną łzą.
Zaczęło się od tego przeklętego telefonu z przedszkola. Od dyrektorki łamiącym się głosem oznajmiającej, że ktoś obcy zabrał jej synka z placu zabaw. Potem była policja, FBI wielka akcja poszukiwawcza, oklejone ogłoszeniami słupy, komunikaty w telewizji. Jej własne apele do porywacza.
Potem pojawiła się kostnica, szara twarzyczka wykrzywiona przez stężenie pośmiertne, i przykryte prześcieradłem ciało ułożone w nienaturalny sposób jakby poskładane z części. Pogrzeb na którym wielu ludzi ściskało ją i mówiło, że musi być teraz dzielna.
I próbowała. Bóg jej świadkiem że się starała. Jeść, myć się, chodzić do pracy, wykonywać te wszystkie prozaiczne czynności składające się na normalne życie. Tyle, że nie umiała się zmusić by to ją obchodziło. Bo jak cokolwiek może mieć znaczenie wobec pustego pokoju, porzuconych zabawek i kamienia na cmentarzu. Świat się skończył. Rozsypał.
Dzisiaj w końcu po ponad roku odważyła się posprzątać pokój. Zedrzeć ze ścian Disneyowiskie plakaty, wynieść meble na strych. Zrobiła to dla rodziny której powoli zaczynała ciążyć.
Pamiętała jak już przebrana w piżamę stała w drzwiach pustego pokoju z przeświadczeniem, ze zrobiła coś strasznego. Że porzuciła swoje dziecko. Pozwoliła mu umrzeć po raz drugi w jeszcze gorszy sposób. Nałożyła buty, kurtkę i wybiegła.
I już stałą przed tym domem. Stał tak blisko, wystarczył krótki spacerek. I widziała jego. Tego człowieka... nie to bydle jak stał w kuchni spokojnie pałaszując nocną przekąskę, syty, zadowolony, wolny. Rozpacz była jak morze benzyny które nagle od jednej iskry zapłonęło furią.
Zawołała i wiatr odpowiedział, pamiętała jego dziki taniec, trzaskające okna, porywane przedmioty spadające jak deszcz na osaczone w kuchni bydle. Wydała rozkaz i ogień zatańczył dla niej, wypełzł z kominka jak wąż pożerając wszystko na swojej drodze. Pamiętała zalaną krwią twarz i te oczy gdy spojrzał na nią i pojął, że role się zamieniły, że tym razem został ofiarą.
Był tam ktoś jeszcze, ktoś kto znalazł w sobie dość sił by ją stamtąd zabrać, by ja powstrzymać.

Nie wiedziała ile łkała tak spazmatycznie z twarzą ukrytą w dłoniach. Benjamin siedział obok co i raz podsuwając jej chusteczki, przytrzymywał gdy mocno się trzęsła. Cierpliwie czekał aż wyrzuci z siebie wszystko. Ból po utracie dziecka, poczucie pustki, krzywdy, niezrozumienia i strach przed tym co właśnie zrobiła i co ją przez to czeka.
W końcu ponownie zajęli miejsca naprzeciwko siebie. Zamówił jej herbatę. Tym razem Karen odezwała się pierwsza.
- Co teraz?
Był z FBI nie mógł tak po prostu zignorować tego co zrobiła. A może mógł?
- A co ma być? Mam cię aresztować za podpalenie? Może by się nawet udało ale to byłby proces poszlakowy. No i musiałbym nakłamać, w prawdę i tak nikt mi nie uwierzy. - Westchnął ciężko, patrząc na nią uważnie. - Gdyby Tomas zginął może bym nawet spróbował, ale straż przyjechała dość szybko by go wyciągnąć. Mam znajomych w szpitalu miejskim. Jest na ostrym dyżurze, poparzony z wstrząśnieniem mózgu. Trzęsie się ze strachu ale jego życiu nic nie zagraża. Obiecaj, że tego więcej nie zrobisz i nie było sprawy.
Powinna dziękować za wyrozumiałość ocalił ją przed czymś z czym nie do końca była w stanie się mierzyć. Nie chciała zostawać morderczynią. Z drugiej strony myśl o utraconym synu wciąż przyległa do niej ściśle. Jej dziecku należała się sprawiedliwość.
- Zasłużył na śmierć – syknęła przez zaciśnięte zęby.
- Ale ty nie zasługujesz na więzienie. On trafi za kratki już ci to obiecałem, prawda?
Oj tak obiecał, wtedy w kostnicy gdy przywiózł ją by zidentyfikowała zwłoki. W dniu gdy sprawa oficjalnie przestała być porwaniem a stała się morderstwem. I musiała przyznać, że nie mogła mu nic zarzucić. Znosił jej uporczywe pytania o postępy śledztwa. Zebrał mocne dowody. Nie poddał się nawet wtedy gdy było wiadomo, że sąd nie przyjmie nowych informacji.
- Proces szlak trafił. Jest niewinny. Nie można nikogo sądzić dwa razy za tą sama zbrodnię.
To prokurator spaprał sprawę. Karen wciąż nie mogła pojąć jak można zgubić kluczowe akta sprawy. Potem wszystko posypało się jak jakaś groteskowa lawina, zaginiony nakaz przeszukania to podważone dowody, brak czasu na odtworzenie specjalistycznych ekspertyz. Skandaliczny wyrok.
- To prawda. Nie skażą go już za Connora. Ale twój syn nie był pierwszy. Przedtem po prostu porywał dzieci z patologicznych rodzin, takie których zaginięcia nikt nie zgłaszał. Za nie wciąż może dostać zastrzyk.
Zbladła przyglądając się poważnej twarzy agenta.
- Skąd wiesz?
Uśmiechnął się krzywo.
- Uważasz, że odpuściłem? Jak myślisz co robiłem pod jego domem w środku nocy? Potrzebuje tylko jeszcze trochę czasu i pan Tomas znów odwiedzi areszt i tym razem wyjdzie z niego tylko do więzienia stanowego gdzie poczeka sobie na karę śmierci.
- A jak go znowu uniewinnią?
No dobrze, czepiała się jednak uraza zbyt mocno siedziała w duszy Karen by tak łatwo się poddać.
- Nie uniewinnią. Obiecuje. – Widząc, ze wciąż nie jest przekonana westchnął ciężko. - Zawrzyjmy umowę. Jeśli w ciągu najbliższego roku nie zdołam postawić go w stan oskarżenia rób co chcesz. Palcem nie kiwnę żeby go ocalić, może nawet będę cię krył, zobaczymy.

Zamilkła na chwilę przyglądając się uważnie twarzy Benjamina. W ciągu ostatniego roku poznali się całkiem dobrze, choć do dzisiejszej nocy wciąż nie była pewna czy może go nazywać przyjacielem czy tylko dobrym kolegą. Jednak zawsze było w nim coś szczególnego, na co zapewne zwróciłaby uwagę wcześniej gdyby tylko umiała się zdystansować do własnego bólu.
- Widziałeś to co się tam stało. A jednak nie boisz się mnie. I Connor... mówili, że odnalazłeś zwłoki cudem...
- Wierz mi wolałbym znaleźć go żywego - zapewnił szczerze po czym uśmiechnął się. - I tak, masz rację. Też potrafię co nieco rzeczy nie mieszczących się w tym co ludzie uważają za normalne.
Przez chwilę przypatrywała mu się uważnie. Coś w niej upierało się by nie odpuszczać. Iść chociażby do szpitala jeśli będzie trzeba i skończyć to co zaczęła. Jednak inna część karen była zmęczona rozpaczą i życiem w zawieszeniu.
- Masz rok. Nie więcej - powiedziała w końcu czując przypływ nieprzyjemnego otępienia.
- Nie pożałujesz tego Karen.
Skinęła tylko głową. W głębi serca wiedziała, że to właściwa decyzja, mimo to czuła się jak zdrajca.


Zdolności których Karen może używać bez ograniczeń:
Sztuczki:
1. Widzenie „wracających” - Karen widuje osoby martwe, niekiedy może z nimi rozmawiać lub ich dotykać (jak i być przez nie dotykana). Są dla niej tak samo realne jak zwykli ludzie i ona jest dla nich równie realna.
Każdy wracający to oddzielny przypadek, czasem są to istoty zdające sobie sprawę ze swojego stanu innym razem zupełnie nieświadome swojej śmierci. Ci drudzy zdają się zupełnie inaczej postrzegać otaczający ich świat, nie widzą niektórych nowszych budynków, chodzą po podłodze ze swoich czasów itp. Czasami zjawy mają ciągłą świadomość, wiedzą od jak dawna są w obecnym stanie, innym razem istnieją jako coś w rodzaju wspomnienia, świadome tylko tego co dzieje się w danej chwili często tej samej wielokrotnie powtarzanej przez kolejne dni. Różnie też reagują na Karen, czasem uciekają, czasem ją ignorują, bywają też agresywne.
Nie zawsze wracający jest martwy, czasami Karen widuje też ludzi z poważnym uszkodzeniem mózgu lub głęboko upośledzone.
Karen nigdy nie wnikała czym naprawdę są wracający, czy to dusze z czyścica, zagubiony duch w drodze do kolejnego wcielenia, a może tylko wpojona w materie energia emocji. Choć obecnie najbliżej jej do tego co mówi na ten temat Sinsjew.
2. Kontrola wiatru – Karen może kontrolować wiatr, taki który np. porywa lżejsze przedmioty, trzaska oknami, człowieka pchnie, ale nie poderwie z ziemi. Niekiedy jest to nawet wiatr o znacznie mniejszej sile jednak jego ruchy są na tyle precyzyjne, że może za pomocą dobrze ukierunkowanego wiatru np. naciskać przyciski telefonu. Ogólnie umiejętność jest elastyczna ale im bardziej precyzyjne ruchy tym słabszy wiatr.

Dary:
1. Daleki wzrok – Niejako rozwinięcie kontroli wiatru, umie wysłać swoją świadomość razem z podmuchem wiatru widząc i słysząc to co się tam dzieje.

Zdolności dostępne za rzutem:

Sztuczki:

1. Piorun – Karen przywołuje drobne wyładowania elektryczne w zasięgu wzroku lub w miejsca którym się dobrze przyjrzała lub ściąga pioruny w określone miejsce w czasie burzy z piorunami. Wyładowanie wywołane sztucznie może uszkadzać urządzenia elektryczne, człowieka będzie bolało ale go nie zabije, w skrajnym przypadku (np. jeśli będzie mokry lub będzie stał w wodzie) może pozbawić przytomności.
2. Przywołanie wiatru – Karen może przywołać wiatr w bezwietrzną pogodę, może nim potem kierować lub wysyłać z nim własne zmysły urzynając innych zdolności.
3. Kontrola ognia – Przez kilka minut kontroluje ogień (płomień świecy), zmuszać go by nie zgasł lub poruszył się, przybrał jakąś formę.

Dary:
1. Odesłanie „wracającego” - Jeśli Karen zdoła złapać i przez około kwadrans przytrzymać ducha może go odesłać z tego świata, wracający znika z jej otoczenia, zostaje tak jakby rozproszony. Nie bardzo wie gdzie go właściwe wysyła, ale to już inna sprawa

Cuda:
1. Tornado – Karen przywołuje i kontroluje potężną wichurę zdolna porywać ludzi i samochody i dokonywać zniszczeń podobnych do trąby powietrznej. Ponadto na skrzydłach tego tornada może przenosić siebie i innych na duże odległości.
2. Połączenie – Karen może wpuścić do siebie duszę przez co zyskuje dostęp do wspomnień i wiedzy tej osoby. Przez czas trwania połączenia duch staje się głosem w głowie Karen który podziwia świat jej oczami, daje rady, komentuje itp.
Jeśli duch dobrowolnie zgodzi się na połączenie nie ma możliwości przejęcia kontroli nad Karen choć ona może go na chwilę wypuścić by np. porozmawiał z kimś poprzez jej ciało, jednak zawsze sprawuje kontrolę nad sytuacją i może w każdej chwili odepchnąć ducha. Po połączeniu duch nagle nie może zmienić frontu i powiedzieć, że nie. Jego zgoda przed samą czynnością jest w jakiś sposób uświęcona, gdyby była nieszczera Karen wyczuje ją w czasie trwania czynności.
Jednak jeśli Karen usiłuje przejąć wracającego który się na to nie zgadza rozpętuje się między nimi umysłowa potyczka. Nawet jeśli ja wygra i „wchłonie” ducha cały czas musi mieć się na baczności gdyż ten może ciągle atakować i próbować przejąć jej ciało. Jeśli mu się to uda następuje zamiana ról, to Karen staje się bezsilnym obserwatorem dopóki nie wywalczy sobie powrotu na dominujące miejsce.
 

Ostatnio edytowane przez Lirymoor : 17-09-2010 o 16:21.
Lirymoor jest offline