Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-12-2009, 20:59   #11
 
Lirymoor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodze
Imię: Karen

Nazwisko: Feary

Wiek: 25 lat

Wygląd:



Znajomość z Benjaminem Gerthartem:

Widziała światła migające przed szybą samochodu. Wiecznie żywe centrum mrugało do niej tysiącami figlarnych halloweenowych neonów. Przez dłuższą chwile patrzyła na uciekające za oknem nocne wozu ulice Chicago. Bezskutecznie usiłując ułożyć w wspomnienia w spójną i choć pozornie logiczną całość. Przecież jeszcze przed chwilą była we własnym domu na przedmieściach a teraz... No właśnie gdzie?
Czuła wilgoć na twarzy, ostrożnie otarła ją wierzchem dłoni. W sztucznym świetle krew była czarna, sączyła się wolnym strumyczkiem z nosa. Żołądek Karen skręcił się na skutek gwałtownego ataku strachu, świat zawirował przed oczami.
Co się stało? Co zrobiłam?
- Spokojnie, zaraz zatrzymamy się na chwilę. – Opanowany głos napłynął z siedzenia kierowcy. Agent FBI przypatrywał się jej zatroskany. Znajoma twarz Bena Gertharta działała kojąco.

Tak jak obiecał po chwili zaparkowali przy całodobowej kawiarni w jakich zwykli rozmawiać przez ostatni rok. Na szczęście na miejscu nie było nikogo poza kucharzem i kelnerką. Im mniej oczu tym lepiej. W obecnym stanie wzbudziliby nie lada sensację. Mężczyzna w garniturze i kobieta z kurtką naciągniętą na spodnie od piżamy i śladami krwi na twarzy.
Trzęsąc się ze zdenerwowania umyła się w łazience, patrząc niechętnie na własną, bladą ściągniętą strachem twarz. Potargane włosy opadały dziko przysłaniając jasne oczy okalane ciemnym cieniem zmartwienia. Przesunęła palcami usiłując unormować to pobojowisko. Jakby przeszedł tajfun. Tajfun.
Gdy wrócił atak paniki myślała, że zwymiotuje do zlewu.
Powąchała własną kurtkę. Zapach był wyraźny i mdlący. Dym?
Znała swoje krwotoki z nosa, w dzieciństwie miewała je często. Musiałą coś zrobić. Coś dużego w krótkim czasie. Tylko co? Cóż odpowiedź na to pytanie siedziała teraz przy stoliku. I nie wypadało kazać jej czekać dłużej.

Gdy z duszą na ramieniu wyszła z łazienki Benjamin Gerthart popijał kawę w kacie przy osłoniętym stoliku. Wydawał się być spokojny. Czy były aż tak swobodny gdyby musiał ją aresztować? Gdzie i kiedy go spotkała?
Pytania kłębiły się w głowie Karen gdy w ciszy usiadła naprzeciwko agenta. Wlepiła wzrok w stół podziwiając kwiecisty wzorek ceraty.
- Chcesz coś? - spytał. Zapewne miał na myśli menu, może je nawet wskazał, nie widziała.
Miała wrażenie, że osaczający ją strach fizycznie zmienia świat. Piekło ostatniego roku wróciło ze zdwojoną siłą. Osaczona przez własne myśli kobieta powoli podniosła wzrok na towarzysza. Jasne oczy wydawały się szkliste, niemal puste.
- Chcę... – Wargi Karen drżały jakby nie chciały wypuścić dalszej części zdania. - ...mojego synka z powrotem.
Benjamin Gerthart zamarł na chwilę z szeroko otwartymi oczami. Karen wykrzywiła się boleśnie w kąciku oka w końcu pojawiła się pierwsza od dawna łza. A potem posypały się jak wzburzona woda po zerwaniu tamy.

Obrazy. Chaotyczny zlepek wspomnień wyłaniały się z mroku niepamięci, coraz silniejsze z każą wylaną łzą.
Zaczęło się od tego przeklętego telefonu z przedszkola. Od dyrektorki łamiącym się głosem oznajmiającej, że ktoś obcy zabrał jej synka z placu zabaw. Potem była policja, FBI wielka akcja poszukiwawcza, oklejone ogłoszeniami słupy, komunikaty w telewizji. Jej własne apele do porywacza.
Potem pojawiła się kostnica, szara twarzyczka wykrzywiona przez stężenie pośmiertne, i przykryte prześcieradłem ciało ułożone w nienaturalny sposób jakby poskładane z części. Pogrzeb na którym wielu ludzi ściskało ją i mówiło, że musi być teraz dzielna.
I próbowała. Bóg jej świadkiem że się starała. Jeść, myć się, chodzić do pracy, wykonywać te wszystkie prozaiczne czynności składające się na normalne życie. Tyle, że nie umiała się zmusić by to ją obchodziło. Bo jak cokolwiek może mieć znaczenie wobec pustego pokoju, porzuconych zabawek i kamienia na cmentarzu. Świat się skończył. Rozsypał.
Dzisiaj w końcu po ponad roku odważyła się posprzątać pokój. Zedrzeć ze ścian Disneyowiskie plakaty, wynieść meble na strych. Zrobiła to dla rodziny której powoli zaczynała ciążyć.
Pamiętała jak już przebrana w piżamę stała w drzwiach pustego pokoju z przeświadczeniem, ze zrobiła coś strasznego. Że porzuciła swoje dziecko. Pozwoliła mu umrzeć po raz drugi w jeszcze gorszy sposób. Nałożyła buty, kurtkę i wybiegła.
I już stałą przed tym domem. Stał tak blisko, wystarczył krótki spacerek. I widziała jego. Tego człowieka... nie to bydle jak stał w kuchni spokojnie pałaszując nocną przekąskę, syty, zadowolony, wolny. Rozpacz była jak morze benzyny które nagle od jednej iskry zapłonęło furią.
Zawołała i wiatr odpowiedział, pamiętała jego dziki taniec, trzaskające okna, porywane przedmioty spadające jak deszcz na osaczone w kuchni bydle. Wydała rozkaz i ogień zatańczył dla niej, wypełzł z kominka jak wąż pożerając wszystko na swojej drodze. Pamiętała zalaną krwią twarz i te oczy gdy spojrzał na nią i pojął, że role się zamieniły, że tym razem został ofiarą.
Był tam ktoś jeszcze, ktoś kto znalazł w sobie dość sił by ją stamtąd zabrać, by ja powstrzymać.

Nie wiedziała ile łkała tak spazmatycznie z twarzą ukrytą w dłoniach. Benjamin siedział obok co i raz podsuwając jej chusteczki, przytrzymywał gdy mocno się trzęsła. Cierpliwie czekał aż wyrzuci z siebie wszystko. Ból po utracie dziecka, poczucie pustki, krzywdy, niezrozumienia i strach przed tym co właśnie zrobiła i co ją przez to czeka.
W końcu ponownie zajęli miejsca naprzeciwko siebie. Zamówił jej herbatę. Tym razem Karen odezwała się pierwsza.
- Co teraz?
Był z FBI nie mógł tak po prostu zignorować tego co zrobiła. A może mógł?
- A co ma być? Mam cię aresztować za podpalenie? Może by się nawet udało ale to byłby proces poszlakowy. No i musiałbym nakłamać, w prawdę i tak nikt mi nie uwierzy. - Westchnął ciężko, patrząc na nią uważnie. - Gdyby Tomas zginął może bym nawet spróbował, ale straż przyjechała dość szybko by go wyciągnąć. Mam znajomych w szpitalu miejskim. Jest na ostrym dyżurze, poparzony z wstrząśnieniem mózgu. Trzęsie się ze strachu ale jego życiu nic nie zagraża. Obiecaj, że tego więcej nie zrobisz i nie było sprawy.
Powinna dziękować za wyrozumiałość ocalił ją przed czymś z czym nie do końca była w stanie się mierzyć. Nie chciała zostawać morderczynią. Z drugiej strony myśl o utraconym synu wciąż przyległa do niej ściśle. Jej dziecku należała się sprawiedliwość.
- Zasłużył na śmierć – syknęła przez zaciśnięte zęby.
- Ale ty nie zasługujesz na więzienie. On trafi za kratki już ci to obiecałem, prawda?
Oj tak obiecał, wtedy w kostnicy gdy przywiózł ją by zidentyfikowała zwłoki. W dniu gdy sprawa oficjalnie przestała być porwaniem a stała się morderstwem. I musiała przyznać, że nie mogła mu nic zarzucić. Znosił jej uporczywe pytania o postępy śledztwa. Zebrał mocne dowody. Nie poddał się nawet wtedy gdy było wiadomo, że sąd nie przyjmie nowych informacji.
- Proces szlak trafił. Jest niewinny. Nie można nikogo sądzić dwa razy za tą sama zbrodnię.
To prokurator spaprał sprawę. Karen wciąż nie mogła pojąć jak można zgubić kluczowe akta sprawy. Potem wszystko posypało się jak jakaś groteskowa lawina, zaginiony nakaz przeszukania to podważone dowody, brak czasu na odtworzenie specjalistycznych ekspertyz. Skandaliczny wyrok.
- To prawda. Nie skażą go już za Connora. Ale twój syn nie był pierwszy. Przedtem po prostu porywał dzieci z patologicznych rodzin, takie których zaginięcia nikt nie zgłaszał. Za nie wciąż może dostać zastrzyk.
Zbladła przyglądając się poważnej twarzy agenta.
- Skąd wiesz?
Uśmiechnął się krzywo.
- Uważasz, że odpuściłem? Jak myślisz co robiłem pod jego domem w środku nocy? Potrzebuje tylko jeszcze trochę czasu i pan Tomas znów odwiedzi areszt i tym razem wyjdzie z niego tylko do więzienia stanowego gdzie poczeka sobie na karę śmierci.
- A jak go znowu uniewinnią?
No dobrze, czepiała się jednak uraza zbyt mocno siedziała w duszy Karen by tak łatwo się poddać.
- Nie uniewinnią. Obiecuje. – Widząc, ze wciąż nie jest przekonana westchnął ciężko. - Zawrzyjmy umowę. Jeśli w ciągu najbliższego roku nie zdołam postawić go w stan oskarżenia rób co chcesz. Palcem nie kiwnę żeby go ocalić, może nawet będę cię krył, zobaczymy.

Zamilkła na chwilę przyglądając się uważnie twarzy Benjamina. W ciągu ostatniego roku poznali się całkiem dobrze, choć do dzisiejszej nocy wciąż nie była pewna czy może go nazywać przyjacielem czy tylko dobrym kolegą. Jednak zawsze było w nim coś szczególnego, na co zapewne zwróciłaby uwagę wcześniej gdyby tylko umiała się zdystansować do własnego bólu.
- Widziałeś to co się tam stało. A jednak nie boisz się mnie. I Connor... mówili, że odnalazłeś zwłoki cudem...
- Wierz mi wolałbym znaleźć go żywego - zapewnił szczerze po czym uśmiechnął się. - I tak, masz rację. Też potrafię co nieco rzeczy nie mieszczących się w tym co ludzie uważają za normalne.
Przez chwilę przypatrywała mu się uważnie. Coś w niej upierało się by nie odpuszczać. Iść chociażby do szpitala jeśli będzie trzeba i skończyć to co zaczęła. Jednak inna część karen była zmęczona rozpaczą i życiem w zawieszeniu.
- Masz rok. Nie więcej - powiedziała w końcu czując przypływ nieprzyjemnego otępienia.
- Nie pożałujesz tego Karen.
Skinęła tylko głową. W głębi serca wiedziała, że to właściwa decyzja, mimo to czuła się jak zdrajca.


Zdolności których Karen może używać bez ograniczeń:
Sztuczki:
1. Widzenie „wracających” - Karen widuje osoby martwe, niekiedy może z nimi rozmawiać lub ich dotykać (jak i być przez nie dotykana). Są dla niej tak samo realne jak zwykli ludzie i ona jest dla nich równie realna.
Każdy wracający to oddzielny przypadek, czasem są to istoty zdające sobie sprawę ze swojego stanu innym razem zupełnie nieświadome swojej śmierci. Ci drudzy zdają się zupełnie inaczej postrzegać otaczający ich świat, nie widzą niektórych nowszych budynków, chodzą po podłodze ze swoich czasów itp. Czasami zjawy mają ciągłą świadomość, wiedzą od jak dawna są w obecnym stanie, innym razem istnieją jako coś w rodzaju wspomnienia, świadome tylko tego co dzieje się w danej chwili często tej samej wielokrotnie powtarzanej przez kolejne dni. Różnie też reagują na Karen, czasem uciekają, czasem ją ignorują, bywają też agresywne.
Nie zawsze wracający jest martwy, czasami Karen widuje też ludzi z poważnym uszkodzeniem mózgu lub głęboko upośledzone.
Karen nigdy nie wnikała czym naprawdę są wracający, czy to dusze z czyścica, zagubiony duch w drodze do kolejnego wcielenia, a może tylko wpojona w materie energia emocji. Choć obecnie najbliżej jej do tego co mówi na ten temat Sinsjew.
2. Kontrola wiatru – Karen może kontrolować wiatr, taki który np. porywa lżejsze przedmioty, trzaska oknami, człowieka pchnie, ale nie poderwie z ziemi. Niekiedy jest to nawet wiatr o znacznie mniejszej sile jednak jego ruchy są na tyle precyzyjne, że może za pomocą dobrze ukierunkowanego wiatru np. naciskać przyciski telefonu. Ogólnie umiejętność jest elastyczna ale im bardziej precyzyjne ruchy tym słabszy wiatr.

Dary:
1. Daleki wzrok – Niejako rozwinięcie kontroli wiatru, umie wysłać swoją świadomość razem z podmuchem wiatru widząc i słysząc to co się tam dzieje.

Zdolności dostępne za rzutem:

Sztuczki:

1. Piorun – Karen przywołuje drobne wyładowania elektryczne w zasięgu wzroku lub w miejsca którym się dobrze przyjrzała lub ściąga pioruny w określone miejsce w czasie burzy z piorunami. Wyładowanie wywołane sztucznie może uszkadzać urządzenia elektryczne, człowieka będzie bolało ale go nie zabije, w skrajnym przypadku (np. jeśli będzie mokry lub będzie stał w wodzie) może pozbawić przytomności.
2. Przywołanie wiatru – Karen może przywołać wiatr w bezwietrzną pogodę, może nim potem kierować lub wysyłać z nim własne zmysły urzynając innych zdolności.
3. Kontrola ognia – Przez kilka minut kontroluje ogień (płomień świecy), zmuszać go by nie zgasł lub poruszył się, przybrał jakąś formę.

Dary:
1. Odesłanie „wracającego” - Jeśli Karen zdoła złapać i przez około kwadrans przytrzymać ducha może go odesłać z tego świata, wracający znika z jej otoczenia, zostaje tak jakby rozproszony. Nie bardzo wie gdzie go właściwe wysyła, ale to już inna sprawa

Cuda:
1. Tornado – Karen przywołuje i kontroluje potężną wichurę zdolna porywać ludzi i samochody i dokonywać zniszczeń podobnych do trąby powietrznej. Ponadto na skrzydłach tego tornada może przenosić siebie i innych na duże odległości.
2. Połączenie – Karen może wpuścić do siebie duszę przez co zyskuje dostęp do wspomnień i wiedzy tej osoby. Przez czas trwania połączenia duch staje się głosem w głowie Karen który podziwia świat jej oczami, daje rady, komentuje itp.
Jeśli duch dobrowolnie zgodzi się na połączenie nie ma możliwości przejęcia kontroli nad Karen choć ona może go na chwilę wypuścić by np. porozmawiał z kimś poprzez jej ciało, jednak zawsze sprawuje kontrolę nad sytuacją i może w każdej chwili odepchnąć ducha. Po połączeniu duch nagle nie może zmienić frontu i powiedzieć, że nie. Jego zgoda przed samą czynnością jest w jakiś sposób uświęcona, gdyby była nieszczera Karen wyczuje ją w czasie trwania czynności.
Jednak jeśli Karen usiłuje przejąć wracającego który się na to nie zgadza rozpętuje się między nimi umysłowa potyczka. Nawet jeśli ja wygra i „wchłonie” ducha cały czas musi mieć się na baczności gdyż ten może ciągle atakować i próbować przejąć jej ciało. Jeśli mu się to uda następuje zamiana ról, to Karen staje się bezsilnym obserwatorem dopóki nie wywalczy sobie powrotu na dominujące miejsce.
 

Ostatnio edytowane przez Lirymoor : 17-09-2010 o 16:21.
Lirymoor jest offline  
Stary 29-12-2009, 21:54   #12
 
Aveane's Avatar
 
Reputacja: 1 Aveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumny


Imię i nazwisko:
Nik Imnieyest

Wiek:
28

Pochodzenie:
Maroko, Sus-Masa-Dara, Agadir-Ida-Utanan, Agadir

Znajomość z Benjaminem Gerthartem:
Szedł, otoczony przez mlecznobiałą mgłę. Stukot jego podeszew niósł się cichym echem po opustoszałych ulicach Chicago. Światła w oknach były zgaszone, zza niektórych słychać było zgłuszone przez ściany chrapanie. Noc była ciepła, więc rozpiął grafitową, prążkowaną marynarkę, odsłaniając bladożółtą koszulę. Lekki wiatr z zachodu uderzył go w tył głowy, rozwiewając pół-długie włosy koloru hebanu. Przyniósł z sobą odgłos innych kroków, cichych, spokojnych, jakby właściciel nie chciał być usłyszanym. Mężczyzna wiedział, co jest celem jego prześladowcy. Szedł dalej spokojny, pewny siebie. Zdawał sobie sprawę z tego, jak niebezpieczne mogą być ulice trzeciego co do wielkości miasta Ameryki. Nie przystanął jednak, nie zmienił tempa, nie dał po sobie poznać, że wie o obecności innej osoby. Kroki się zbliżały. Ktoś był tuż za nim. Odwrócił się i zdzielił nadchodzącego w twarz, łamiąc mu nos. Napastnik, niewiele młodszy od swojej ofiary, choć o głowę niższy i znacznie chudszy, padł na ziemię, ale po chwili się zerwał i uciekł, gdzie pieprz rośnie.

Wyciągając z kieszeni chusteczkę zauważył na ścianach czerwono-niebieskie refleksy. Ze stoickim spokojem zaczął wycierać dłoń ze szkarłatnego płynu i spojrzał na wysiadających z radiowozu gliniarzy. Jeden z nich wyciągnął broń i wycelował w stojącego na chodniku mężczyznę.
- Jesteś oskarżony o pobicie – powiedział beznamiętnie ten drugi. – Pójdziesz po dobroci czy mamy użyć siły?
- A kto mnie oskarża? – odrzekł spokojnie podejrzany. Policjant z gnatem zaśmiał się rubasznie.
- My. Widzieliśmy, jak pobiłeś tamtego faceta.
- Ja też widziałem – z boku rozległ się czwarty głos. Wszyscy spojrzeli w tamtą stronę. Stał tam młody mężczyzna. Wyciągał w przód rękę, pokazując jakąś legitymację. - Benjamin Gerthart, FBI. Naoczny świadek. Widziałem całą sytuację. Ten pan był niedoszłą ofiarą, nie napastnikiem. Postanowił nie wnosić oskarżenia. A teraz spływać, ale już!

Po chwili wymiany kąśliwych uwag wściekli mundurowi wsiedli do samochodu i ruszyli z piskiem opon. Agent spojrzał na mężczyznę, który kontynuował wycieranie ręki.
- Dzięki – powiedział spokojnie, kierując wzrok na federalnego.
Benjamin ciągle mu się przyglądał. W końcu otworzył usta i rzekł:
- Powiedz mi coś. Ten chłopak należał do bandy opryszków, którzy są doskonale wyszkoleni w takich napadach. Mają prawie stuprocentową skuteczność. Są najlepsi i najszybsi w swoim fachu. Powiedz mi… Jak?
- Ha! No patrz! – mężczyzna odrzucił zakrwawioną chusteczkę. – A ja po prostu - roześmiał się, jednak nie na tyle głośno, żeby pobudzić mieszkańców – ja po prostu nie wiedziałem, że on jest tak strasznie szybki.
Zapadła chwilowa cisza, przerywana tylko ich oddechami i odgłosem chusteczki higienicznej ocierającej się o skórę. W pewnej chwili zaatakowany wcześniej mężczyzna westchnął i powiedział spokojnie:
– Straszne miasto. To już w Agadirze byli bardziej cywilizowani ludzie - spojrzał w niebo jakby z utęsknieniem.
Twarz funkcjonariusza FBI stężała w skupieniu, ale po chwili rozjaśnił ją uśmiech zrozumienia pomieszany ze zdziwieniem.
- Calahan? Jesteś…? Przecież - zawahał się, samemu nie wiedząc, czy to wszystko jest realne - Ty nie żyjesz. Jake?
Mężczyzna zmrużył oczy i dla odmiany to on zaczął wpatrywać się w rozmówcę.
- Już nie, od kilku lat. Nik Imnieyest. Skąd wiedziałeś?
Benjamin zniżył głos do szeptu.
- Bo jesteśmy podobni, a ja mam swoje źródła. A teraz spadaj stąd, żeby policja znów Cię nie dorwała. Jakbyś czegoś potrzebował – wyciągnął do Nika wizytówkę – dzwoń.

I odszedł w gęstą mgłę.
 
Aveane jest offline  
Stary 29-12-2009, 22:20   #13
 
Thanthien Deadwhite's Avatar
 
Reputacja: 1 Thanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumny
Benjamin Gerthart


Imię i nazwisko: Benjamin Arthorus Gerthart

Wiek: 28 lat.

Czym się zajmuje: Agent FBI - Wydział śledczy.

Wygląd: Benjamin jest wysokim mężczyzną o ciemnej karnacji. Takie same są też jego włosy – ciemne i schludnie przystrzyżone, choć nie zawsze schludnie ułożone. Jedynym, co wyróżniało go spośród tych samych twarzy były jego niezwykle niebieskie oczy, które zdradzały inteligencję i bystry umysł. Jak na młodego człowieka i agenta FBI przystało był wysportowany, ale bez przesady. Nie chodziło o mięśnie, ale o skuteczność w działaniu: szybkość, siłę i celność.

Osobowość i trochę faktów:

Benjamin urodził się w normalnej amerykańskiej rodzinie w małym miasteczku Wood Dale jakieś 30 minut samochodem od Chicago. Jako, iż był jedynakiem nie brakowało mu niczego, ani rodzicielskiej miłości, ani dóbr materialnych. Jego ojciec był jednak człowiekiem twardo stąpającym po ziemi, który przekazał synowi wiele doświadczeń życiowych, dzięki czemu Benjamin wyrósł na mądrego i silnego duchem mężczyznę.

Jako uczeń Uniwersytetu Chicagowskiego zdobył dobre wykształcenie, dzięki czemu został przyjęty do wydziału śledczego. Tam szybko wspiął się po szczeblach kariery i mimo młodego wieku szybko stał się poważanym agentem FBI.

W kontaktach z ludźmi jest szczery i otwarty. Wyznaje zasadę "co dajesz światu, to wraca do Ciebie", dlatego nigdy nie rzuca nikomu kłód pod nogi, chyba że sobie na to zasłużył. Stara się być przykładnym obywatelem, osobą której można zaufać i powierzyć sekrety i tajemnice. Jest dobrym słuchaczem, choć nie najlepszym mówcą. Denerwuje się przy wystąpieniach publicznych, jednak w gronie, które zna potrafi czas "palnąć" jakąś mowę. Potrafi jednak być twardy i walczyć o swoje. Jest pewny siebie, wierzy w swoją inteligencję, zdolności i poglądy - których gdy trzeba broni jak lew.

Nie toleruje kłamstwa, nie cierpi też chamstwa i głupoty. Najbardziej drażnią go i irytują tak zwani "luje". Małe gangi osiedlowych przygłupów, zajmujących się kradzieżami, rozbojami, rozprowadzaniem narkotyków wśród dzieci czy pobiciami. Nie ma szacunku dla ludzi, którzy z własnej głupoty odrzucili wykształcenie i legalną pracę i zajęli się szeroko pojętym bandyctwem. Oczywiście Ben nie jest zatwardziałą wersją paladyna, który ściąłby każdego biedaka, który ukradł jabłko na jarmarku. Jest dobrym i wyrozumiałym człowiekiem, który stara się jak może żyć według litery prawa i własnego sumienia.

Mieszka w Chicago, w małym acz miły mieszkanku. Jego rodzice mieszkają cały czas Wood Dale. Czasem Ben jedzie do nich w odwiedziny, ale zdecydowanie częściej jest to kontakt telefoniczny. Nigdy nie wspominał nic o dziewczynie, żonie czy choćby kochance.

Ze swoim darem Benjamin w żaden sposób się nie odnosi. Jedyni, którzy wiedzą o tych specjalnych umiejętnościach, są jego rodzice oraz grupa wybranych osób, które także przejawiały dziwne umiejętności. Właśnie dzięki temu, że wie o "innych" nigdy nie uderzyła mu woda sodowa do głowy, że jest jakiś inny. Uważa swój dar jako coś naturalnego z tym że bardzo rzadkiego, coś takiego jak "fotograficzna pamięć" czy choćby brzuchomówstwo. Wie jednak jak używać swego daru co robi gdy tylko ma do tego okazję - czyli przy każdym trudniejszym śledztwie. Dar pozwala mu zobaczyć to czego gołym okiem zobaczyć się nie da, poznać ludzi, którzy mijają się z prawdą, czy znaleźć jakiś dowód "przez przypadek" czy kierowany nagłym impulsem. Ben posiada także dwie zdolności, nad którymi nie do końca panuje. Po pierwsze z jakiś przyczyn, potrafi poznać innych Obdarzonych. Nie wie czy każdy obdarzony jest zawsze "rozpoznany", wie jednak, że jak już takiego pozna, to jego dar się nie myli. Takich ludzi obserwuje, gdyż nie rzadko pakują się oni w kłopoty. Po drugie często śnią mu się przedziwne sny, z których młody agent czerpie wskazówki i wiadomości. Są to swego rodzaju wizje i doznania. Doskonale wie, kiedy sen jest wizją zesłaną przez dar, bowiem tak samo jak w przypadku rozpoznania innego obdarzonego czuje wtedy specyficzny zapach - obieranych mandarynek bądź skórek od mandarynek.
 
__________________
"Stajesz się odpowiedzialny za to co oswoiłeś" xD

"Boleść jest kamieniem szlifierskim dla silnego ducha."
Thanthien Deadwhite jest offline  
Stary 30-12-2009, 01:29   #14
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline  
Stary 30-12-2009, 16:53   #15
 
Vivianne's Avatar
 
Reputacja: 1 Vivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputację


imię i nazwisko: Rose Ann Black
wiek: 26 lat
zawód: Dziennikarka

Cykl artykułów o handlu kobietami odbił się głośnym echem w dziennikarskim światku. Było tak jak sobie wymarzyła. Wszystkie drzwi stanęły przed nią otworem, bez przeszkód mogła wspinać się po niedostępnych dotąd szczeblach drabiny kariery.
Już nie chciała, nie miała siły na wspinaczkę. Nie po tym wszystkim, co się wydarzyło.

Stan, w którym tkwiła prze ponad trzy miesiące trudno było nazwać życiem. Była to raczej egzystencja, w której trudno było odróżnić dzień i noc, sen i jawę, rzeczywistość i wyobrażenie. Obraz tego, co działo się tej pamiętnej nocy pojawiał się codziennie.
Widziała siebie. Półnagą, leżącą bezsilnie pod jakimś facetem. Widziała Marka trzymanego przez dwóch łysych goryli. Słyszała jago krzyki i prośby. Przekleństwa, które wypadały z niego na przemian z błagalnym wołaniem do Boga. Pamiętała jego łzawiące oczy, gdy błagał oprawców, by nie robili jej krzywdy, by ją puścili. Widziała straszliwy uśmiech napastnika, gdy powiedział, że serce jej narzeczonego stanie za dwadzieścia minut. Pamiętała ostatnie „Kocham Cię”, które wykrzyczał przez łzy Mark...
Później wszystko działo się tak szybko, FBI, wycie syreny karetki, Beniamin Gerthard, który przykrył ją jakimś kocem i wyprowadził z budynku.

Teraz, gdy minął już prawie roku zaczęła wracać do normalnego życia. Obrazy znikły, poczucie winy daje o sobie znać dużo rzadziej. Zmieniła prace, mieszkanie. Postanowiła zapomnieć o wszystkim, co ma związek ze sprawą. O śmierci Marka, próbie gwałtu, pobiciu, artykułach, Beniaminie Gerthardzie, który zajmował się sprawą…
 
__________________
"You may say that I'm a dreamer
But I'm not the only one"

Ostatnio edytowane przez Vivianne : 30-12-2009 o 16:59.
Vivianne jest offline  
Stary 07-01-2010, 20:42   #16
 
kabasz's Avatar
 
Reputacja: 1 kabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetny
MITY
Lustro Amandy


Każde dziecko zna tą opowieść. W końcu każda matka pragnie aby jej potomek mógł zregenerować siły, odpocząć a wcale nie jest to łatwe, gdy co chwila ktoś bliski wspomina o nich – ludziach. Najstraszniejsze historie przewijają się już od najmłodszych lat w umysłach małych Salartus. Z tego też powodu aby pocieszyć swe młode, samice starają się wzbudzić wśród nich nadzieję, że człowiek nie jest taki zły jak go opisują w swych wierzeniach wszyscy dookoła.

Prawdą jest to, że historia Lustra Amandy traktowana jest przez każdego Salartus (wraz z osiągnięciem pewnego wieku) jak typowa bajka dla dzieci, mimo to przyjemnie jest choć przez chwilę wierzyć w możliwość wspólnej egzystencji pomiędzy ludźmi a Salartus.

Legenda głosi, że dawno, naprawdę dawno temu, żyła bagienna nimfa imieniem Broo, która zakochała się w człowieku. Tak człowieku. Obdarzyła go miłością tak bezgraniczną i pełną pasji, iż przyrzekła sobie dokonać niemożliwego. Mianowicie postanowiła znaleźć za wszelką cenę sposób aby swobodnie dotknąć ukochanego, bez obawy, że nie przeżyje fizycznego kontaktu. Poczucie skóry ów człowieka, możliwość dotknięcia jej to było największe marzenie kobiety. Nimfa spędziła wiele lat szukając sposobu na przybranie formy, dzięki której mogła by się do niego zbliżyć. Pogłoski głoszą, iż pomogła jej w tym celu Opiekunka. Choć teraz żadna się do tego czynu nie przyznaje. Po wielu latach poszukiwań Broo udało się przybrać kształt ludzkiej kobiety, pozbawiając się tym samym piętna Salartus. Zdobyła serce ukochanego i założyła z nim rodzinę. Powiadają, że była szczęśliwa nie tylko dzięki spełnieniu swego marzenia, ale również dzięki więzi jaka łączyła zakochanych. Podobno człowiek dał jej szczęście tak wielkie, iż niektóre nimfy zaczęły zazdrościć jej żywota. Szczęście zakochanych nie trwało z tego też powodu zbyt długo, gdy tylko jej ojciec (ojciec wszystkich nimf) dowiedział się o tym opuścił natychmiast swoje legowisko. Pragnął odwrócić to co zrobiła jedna z jego córek, wyważył drzwi od jej domostwa i wszedł do ludzkiej posiadłości. Gdy był w bawialni spojrzał w lustro, które wisiało na ścianie i stała się rzecz niezwykła. Wpierw jego ciało odmłodniało, wróciła dawna muskulatura, skóra pojaśniała a on sam o dziwo stał się człowiekiem !

Żadna Opiekunka, nigdy nie potwierdziła tej opowieści. Choć krążą wśród Salartus różne jej wersje, w których zmieniają się detale opowieści, dwa fakty pozostają niezmienne. Lustro Amandy – (bo takie podobno przyjęła imię Broo) potrafi zmienić Salartus w człowieka, a także co ważniejsze – uleczyć z każdej choroby, nawet ze starości.
 
__________________
The world doesn't need anything from you, but you need to give the world something. That's way you are alive.
kabasz jest offline  
Stary 20-01-2010, 15:27   #17
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Kombinacje umiejętności


Pochodnia- mikstura tworzona z piór trzech ras Salatrus- Kruków Śmierci, Rossi Angeli i Feniksów. Indegrencje należy spalić (zazwyczaj dokonuje tego Feniks, którzy przekazał swe pióro), a uzyskany proch wrzucić do wody. Stworzona mikstura wydziela jasne światło porównywalne ze słonecznym. Miksturę najczęściej umieszcza się w przezroczystych pojemnikach, dzięki czemu pełni funkcję pochodni i można ją zabierać ze sobą wszędzie. Eliksir można rozdzielić na kilka mniejszych flakonów, jednak światło traci wtedy na swej intensywności. Miksturę można też wetrzeć w ciało, dzięki czemu staje się ono źródłem światła. Niezależnie od tego, jak zostanie spożytkowana, Pochodnia działa jeden dzień.

Proszek prawdy - proszek stworzony z pyłu Skrzadeł i skóry Lykaryna pobłogosławionej 'sprawiedliwością' Rosso.
Po jego użyciu rzeczy ukazują swą prawdziwą naturę.
Proszek powoduje rozwianie każdej iluzji. Ujawnia również rzeczy ukryte pośród naturalnych zasłon, takich jak mgły, lub cienie.
Po posypaniu pyłkiem przedmiotu posypujący ma prawo do wypowiedzenia jednego stwierdzenia-zaklęcia na temat przedmiotu. Pyłek reaguje z przedmiotem i rozjaśnia się odpowiednio: dla prawdy na czerwono, dla kłamstwa na zielono.
W przypadku istoty żywej to posypany wypowiada zaklęcia, tzn. proszek reaguje błyskiem na wypowiadane przez niego zdania. Oceniona w ten sposób prawda jest względna i wynika z wiedzy zaczarowanej pyłkiem istoty.
Pyłek ma dość krótkie, kilkuminutowe działanie. Przy stworzeniu powstaje gotowych do użycia pięć standardowych porcji pyłu. Jego zużycie jest uzależnione od wielkości i stopnia skomplikowania obsypanego przedmiotu, istoty lub iluzji.

Zaury zostawiają torebki z takim proszkiem na początku nowo wykopanych, niepewnych tuneli. Jest on także często spotykany na obszarach aktywnych sejsmicznie. Przechodzący może obsypać ściany tunelu szczyptą pyłu i upewnić się, że przejście jest bezpieczne. Często wykorzystuje się go na przedmiotach, których użycie jest ryzykowne.

Drogowskaz - złożony ze skrzadła w roli nadajnika, wspomagany przez rozmowę z owadami Asco i wyczucie człowieka Fenikasa. Umiejętność pozwala na odszukanie dowolnej istoty, poprzez wskazanie kierunku w którym należy podążać.

Skrzadła potrafią wyczuć się z dużych odległości emitując i odbierając fale elektromagnetyczne. Okazuje się, że również spora część owadów jest wrażliwa na inne pasma niż światło widzialne. Po zestrojeniu się ze Skrzadłem Asco może więc komunikować się nie tylko z owadami w pobliżu, lecz także z tymi bardzo odległymi. Odległość jest tutaj kluczowa, im dalej, tym zrozumienie jest gorsze. W ten sposób Asco może poprosić owady o odnalezienie czegoś (istoty, miejsca lub przedmiotu), co zna.

Ponieważ owadów jest na świecie miliony występuje trudność w zinterpretowaniu tej zbiorowej wypowiedzi. Tu wkracza Feniks znany ze swej mądrości i intuicyjnego wyczucia człowieka. Wykorzystując swą moc Feniks mentalnie pomaga pozostałym będąc w stanie wyczuć w natłoku informacji jakiś konkretny detal - kierunek z którego nadeszła odpowiedź, albo przeczucie odległości jaka dzieli drużynę od celu, może to być również np. jakiś punkt orientacyjny, jeśli szukamy czegoś w okolicy.
Można utrwalić to wrażenie w postaci kompasu zbudowanego z pióra feniksa jako wskazówki i mrówek Asco będących mechanizmem kompasu. Całość jest umieszczona w obudowie z zeszklonego pyłu skrzadła, który dodatkowo zasila kompas. Przedmiot działa 1 dzień i przez ten czas wskazuje drogę do celu, jednak aby dokładnie odczytywać jego wskazania potrzebny jest Asco, który rozumie owady.
Aby kogoś śledzić potrzeba coś namacalnego co należało do danej osoby/miejsca. Może być to wspomnienie o danej osobie, może być to materiał z jakiego uszyta była koszula człowieka, zdjęcie miejsca/osoby itp. itd.
 

Ostatnio edytowane przez Kaworu : 23-02-2010 o 22:10.
Kaworu jest offline  
Stary 12-02-2010, 22:04   #18
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
ZGODNIE Z UMÓWIENIEM SIĘ Z MG, ZAMIESZCZAM WIZJĘ PURYFIKA I ARGO, ŻEBYŚMY MIELI TO W JEDNYM MIEJSCU ;]

Puryfik:

"Kiedy Opiekunka rozcięła własny nadgarstek sztyletem i krew popłynęła do przygotowanej misy Puryfik zdecydował się na działanie. Szybciej niż drgająca myśl jedna z macek zmierzała do misy z krwią opiekunki. Po chwili kończyna dotknęła ofiarowanej krwi i wystrzeliła w górę jak oparzona. W umyśle Puryfika pojawił się obraz starego Enta.

http://img3.imageshack.us/img3/8520/...erbypavele.jpg


Czegoś mi tu brakuje. Odczuwam dziwny brak jakiegoś elementu tej wizji. W obrazie matuzalema przemierzającego bagna brakuje czegoś bardzo istotnego. Mam. Gdzie jest pelargonia, która rosła na jego ramieniu?

Nieczystość obrzydliwego bagna – myśl i lęk pojawiły się za późno. Krew opiekunki wżerała się w ciało Puryfika. Teraz już było za późno. Macka zaczęła pulsować, co było pierwszym symptomem obumierania."


Argo:

"Instynktownie myśli skierował w stronę krwi podążając ocalałą wąską dróżką, jaką stanowiły dwa udane sploty. We wspomnieniu znalazł się na bagnach. Czuł zapach mokrego torfu, drażniły go ulatniające się opary. W oddali dostrzegł sylwetkę, lecz nie mógł się zbliżyć, ani nawet poruszyć w jej kierunku. Wokół panowała niezmącona cisza. Choć wszystko działo się w myślach Argo, ognik tak jak mu kazano odsłonił swój umysł zebranym. Stąd skrzadło stało się prześwitujące, ukazując wewnątrz siebie iluzję trzęsawiska.

(...) Argo uderzony podmuchem nie wytrzymał, odleciał w tył lądując w słonawym w smaku błocie. Podźwignął się zaraz i poznając nazwę przeciwności mógł walczyć z wiatrem powoli brnąc do przodu. W połowie drogi był w stanie rozpoznać ściganą, była to nimfa bagienna. Widział jej twarz wyraźnie, gdyż odwróciła się do niego i przystanęła wpatrzona, jakby przez odbicie w skrzadle obserwowała zebranych.

Zanim zdążył ją pochwycić, znikła w potężnym, starym pniu drzewa, które górowało nad innymi zarówno wiekiem jak rozmiarem. Wszedł za nią i nagle iluzja zamigotała na chwilę rozmywając się. Wspomnienie jednak nie znikło, Argo wchodzącego do pnia ogarnął mrok. Pomieszczenie rozświetlał jedynie szklany klosz, pod którym ku zdumieniu ognika latał jego pobratymiec, zaawansowany już w wieku, lecz wciąż żwawy. Po dokładniejszym przyjrzeniu, ciało Argo mocniej zaiskrzyło, znał bowiem dobrze uwięzioną istotę.

Wyzwolona dodatkowo energia ustabilizowała obraz, lecz zmieniła scenerię. Teraz wnętrze pnia okazało się rozległym przedsionkiem. Na końcu korytarza znajdowało się bardzo stare lustro, ze złoceniami na ramie, a w nim odbijał się flakonik. W środku zamiast płynu pobrzękiwał jakiś drobiazg, lecz powierzchnia lustra falowała i trudno było go rozpoznać. Ognik przyśpieszył do lustra nie panując nad swym ciałem. Rozglądając się wokół dostrzegł w wizji innych Salartus towarzyszących mu w wyścigu. Gdy jedna z rąk dotknęła powierzchni zwierciadła odbity w niej flakonik rozpadł się. Wszyscy uczestnicy jeden po drugim padli nieprzytomni. Argo spoglądał na ich twarze póki i jego nie ogarnęło zmęczenie. Opadł przy ziemi tak w wizji, jak i w rzeczywistości.
Rytuał zakończył się."
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein
Latilen jest offline  
Stary 27-03-2010, 19:48   #19
 
Mayer's Avatar
 
Reputacja: 1 Mayer nie jest za bardzo znanyMayer nie jest za bardzo znanyMayer nie jest za bardzo znanyMayer nie jest za bardzo znany
Imię: Alayne
Rasa: Animadverzy, "Widzacy"

Ilustracja wkrótce


Wygląd
: Animadverzy mają postać olbrzymich wilków z znacząca różnicą w postaci trzeciego oka, z wyglądu ludzkiego, znajdującego się na środku czoła. Najstarsze z nich mogą być wielkości dużego konia, zawsze jednak o smukłej, proporcjonalnej sylwetce. Sierść ich zależna jest od warunków klimatycznych w jakich występują – od śnieżnobiałej, przez złocistą po kruczoczarną.

Opis rasy:
To czym szczycą się Animadverzy to ich trzecie oko, utożsamiane z mądrością ale i z widzeniem wychodzącym poza zwykłą cielesność. Najpotężniejsi przedstawiciele gatunku potrafią rozpoznać każde kłamstwo, wejrzeć w każdy umysł, wpłynąć na niego, według legend, potrafią nawet wmówić mu, ze jest martwy, i tak też go uśmiercić.

Jednocześnie Animadverzy to rasa pełna sprzeczności. Jej mentalność przypomina średniowieczne rycerstwo, z rozwiniętym etosem „rycerskim”, uznaniem dla własnej szamańskiej wiary, jednocześnie nader obłudna. Animadverzy potrafią być nader honorowi, dopóki nie uznają, że ich przeciwnik na to nie zasługuje. Na przykład, o ile feniksy traktują z szacunkiem, obiektywnością, tak Gatti w ich oczach nie zasługują na sprawiedliwy sąd. Animadverzy uwielbiają, niczym ludzie, wydawać wyroki. Cóż, ich mądrość, ich trzecie oko w pewnym sensie ich do tego predysponuje. Jednak ich skłonność to wieloletnich wendett często czyni te sądy wysoce subiektywnymi. Gdy dodać do tego jeszcze ulubowanie do „polityki”…

Żyją w watahach jak znane ludziom wilki, jednak związki między członkami grupy są bardziej subtelne. Wynika to przede wszystkim z ich nadnaturalnych zdolności widzenia i postrzegania innych istot.
Władze w watasze pełni samiec i samica alfą, tytułując się tym samy „Wielkimi Widzącymi”. Tylko oni mogą mieć szczenięta, chyba ze wydadzą zgodę na to innym członkom klanu. Zwykle zdolności i predyspozycje Wielkich Widzących decydują o polityce danej watahy.

Ważną funkcje pełnią szamani i to oni zwykle budzą największy respekt zarówno wśród innych członków stada jak i wśród napotkanych istot. Ich zdolności Widzenia są potężne tak samo jak wielka jest siła ich umysłów. Ich wycie budzi powszechne przerażenie, ich trzecie oko emanuje wręcz wiedzą, straszliwą, prawdziwą.

Wiara:
Animadverzy wierza w panteon bogów na którego czele stoi bogini Matka/ Wszystkie bóstwa mają wyeksponowane trzecie oko, zaś pierwszą parę oczu mają zasłoniętą lub wydłubaną. Co ciekawe, wielu szamanów naśladuje w ten sposób sowich idoli.
Zdolności:
Młodzieńcze:
Wyostrzone zmysły – zmysł powonienia, wzroku, słuchu jest o wiele potężniejszy niż człowiek czy nawet wilka.

Zdolności:

Młodzieńcze:
Jedność
– aby „włączyć” tą zdolność Animadverzy odprawiają krotki rytuał przed walka/gonitwą etc. Wataha po spełnionym rytuale potrafi komunikować się telepatycznie, tworzy pewną namiastkę jednego, spójnego umysłu pozwalający na doskonałe zsynchronizowanie grupy i jej poczynań.

„Ale masz duże oczy’ – Animadver przyciąga uwagę oponenta trzecim okiem, wywołując w nim na krótki moment (2 minuty?) strach/pożądanie albo respekt

„.. i jeszcze większe zęby”
– ku przerażeniu przeciwnika zęby Animadvera rosną w potężne, nienaturalnie wielkie kły. Jest to zdolność naturalna jak chowanie i wysuwanie pazurów przez kota.

Czujność - Animadver śpi lecz jego trzecie oko cały czas czuwa, nie dając przeciwnikowi szans do zaatakowania trójokiego podczas odpoczynku

Przyszpilenie - Animadver uderza przeciwnika całą masa swego ciała i przyszpila do ziemi, w miarę możliwości próbując sięgnąć gardła czy innego słabego punktu przeciwnika

Jatka – Animadver zadaje bardzo „widowiskowe” obrażenia. Niekoniecznie sa one wyjątkowo potężne, jednak ich brutalność, krwawość i agresja wywołują panikę u zaatakowanego i świadków.

Końskie zdrowie – Animadver jest niezwykle odporny na choroby, zakażenia, wytrzymały na ciężkie warunki atmosferyczne jak chłód, deszcz czy upał.

Maraton – atletyczna budowa i umiejętność rozłożenia sił Aniamdvera pozwala mu na wielogodzinny bieg bez zmęczenia

Łgarz – Animadver potrafi zręcznie zełgać ale też wykryć kłamstwo choć nie będzie wiedział na czym ono polega

Dojrzałe:
Prawda: Animadver swym świdrującym spojrzeniem zmusza swego oponenta do mówienia prawdy. Stan ten może trwać dopóki przeciwnik nie wyrzuci trójokiego ze swojego umysłu lub ktoś mu nie przeszkodzi

JA mam rację: animadver hipnotyzując spojrzeniem swego trzeciego oka może wmówić pewien punkt widzenia drugiej istocie. Czas działania i skuteczność wpływu Animadvera zalezy od siły umysłu trójokiego i jego oponenta

Wyostrzone zmysły2 - ich trzecie potrafi wychwycić obecność istot niewidzialnych, eterycznych, bądź ukrytych w sposób magiczny.

Słaby punkt: Animadver bezbłędnie wynajduje słaby punkt przeciwnika, podczas ataku zadając weń krytyczne obrażenia.

Szał: pomniejszy „rytuał” – co najmniej trzej animadverzy wydają z siebie przerażające wycie wprowadzające swoich pobratymców i sprzymierzeńców w szał a wzbudzając lek u przeciwnika. Im więcej trójokich zawyje w tym samym czasie tym większe będą efekty rytuału.

Starcze:
Otwarty umysł: Animadver potrafi bez problemu wejść w umysł wybranej istoty i czytać niego jak z książki. To ile przeczyta i i jakie informacje wydobędzie zależy od zaawansowania zdolności animdvera. Im są one potężniejsze, tym przeszukiwanej istocie trudno wypędzić trójokiego z głowy.

Manipulacja: Animadver potrafi nie tylko wpłynąć na punkt widzenia oponenta ale i zmusić go do konkretnego działania. Im większa jest przewaga umysłowa Animadvera ad oponentem tym bardziej skomplikowana, niebezpieczna lub irracjonalna może być to czynność

Ząb za ząb: Animadver może wykorzystać ta zdolność tylko wtedy gdy otrzyma od przeciwnika śmiertelny cios. Wówczas to wydaje z siebie ostatnie upiorne wycie, które razem z animadverem zabiera ze sobą do grobu przeciwnika, który go zgładził.

Legendarny łowca -Jest to raczej rytuał, nie zdolność. Animadver swym upiornym wyciem przyzywa i potężnego ducha z mitologii, Trójokiego Łowce, który odtąd poluje na wskazaną przez przyzywającego istotę. Ważnym jest, że przyzywający musza posiadać pewną część istoty jaka łowca ma zgładzić – może to być nawet ślina, włos, pióra czy też odchody. Łowca to potężna demoniczna istota, przypisana każdemu Animedvarowi, która nie spocznie dopóki jego ofiara nie pogrąży się w krainie zmarłych. Łowca może polować na tylko jedna istotę jednocześnie


++++


Co lubie dana rasa?
Władza – Co śmielsi Animadverzy uważają się za władców wszelkich ras uznając się za „najszlachetniejszych ze wszystkich”
Towarzystwo – wiele Animadverów to samotnicy, jednak najbezpieczniej czują się w watasze lub gronie zaufanych towarzyszy.
Przestrzeń – Animadverzy zajmują ogromne terytoria w stosunku do wielkości watahy. W ten sposób objawia się ich uwielbienie do nieograniczonej wolności jednocześnie jednak skazuje je na ograniczoną liczbę populacji
Mięso – Animadverzy są wszystkożerni jednak z lubością wpiaja swoje kły w soczyste, krwiste mięso.

Czego nie lubi?
Ograniczeń – w jakiejkolwiek postaci – czy to zmniejszonego terytorium, zamkniętych pomieszczeń czy tez prób narzucenia im woli.

Czego potrzebuje do egzystencji?
Musujacy proszek – aby młode otworzyło swoje trzecie oko potrzebuje do tego proszku wytwarzanego ze skrzydeł. Rodzice szczenięcia nacierają mu nim powieki, często nawet sypią „na zdrowie” do otwartego już oka.
Kryształowy pył – za pomocą niego trójcy szamani potrafią nie tyko wejść w niezwykle realne halucynacje. Mogą połączyć się ze światem duchów i demonów, z boską domeną. Z niej tez czerpią siły do uzdrawiania członków swojej watahy, leczenia ich rany i co jest niezwykle ważne dla rasy – podtrzymywanie ważnej dla watahy szamanistycznej kultury i wiary.

Stosunki z innymi rasami:

Lykaryni – neutralny – „raczej robotnicy niż wojownicy ale kto powiedział że nasze społeczności nie potrzebują sily roboczej? No ale nikogo nie będziemy zmuszać do współpracy… ”
Asco – neutralny– „Powiedzmy sobie szczerze - ciało jest odbiciem duszy i umysłu, jak więc mogę ufać ty istotom? Jak mam się nie denerwować gdy przeklęte pchły podgryzają twoje dupsko? Było by chociaż z nich więcej pożytku, gdyby zesłali na ludzkość parę nowych plag…”
Puryfikanie – przyjazny – „Kochają wolność jak my, uwielbiają porządek i wyglądają.. na całkiem inteligentnych? No i chyba nie da się ich zjeść”
Skrzadło – przyjazny – „urocze, doprawdy urocze. Gdyby tylko mnie kochały się tymi śmierdzielami Gatti..,”
Kruki Śmierci – nieufny – „Niech tylko spróbują pożreć moją duszę, wtedy ja pożre ich od wewnątrz.”
Lauhelowie – neutralny/nieufny – „Niech sobie gniją czy co tam lubią robić w ukryciu. To my jesteśmy władcami powierzchni”
Aerdanidzi – pozytywny – „dość sprawni wojownicy, ich szamani też niczego sobie. Szkoda tylko że nie mają puszystego futra i trzeciego oka, ha! Oj przyjacielu, chyba nie odebrałeś tego poważnie…?”
Rosso Angelo – neutralny/nieufny – „kolejny gracz na szachownicy? Hohoho…. Wyglądałby poważniej gdyby nie bełkotał ciągle tych biblijnych farmazonów. Oko ich „boga’ jest nędzną namiastką trzeciego Oka Matki czy jakiegokolwiek trzeciego oka naszego pomniejszego demona.”
Feniksy – przyjazny – ‘w końcu potężny i inteligentny, czy to jako towarzysz, czy tez jako rozmówca. Niech władają niebiosami tak długo jak my władamy Powierzchnią”
Gatti – nieufny – „Naszego wzroku nie da się oszukać, ani tez żadnego innego zmysłu. Nie da się nie wyczuć tych śmierdzieli, sierściuchów, wróżbitów od siedmiu boleści. Chcesz prawdziwej przepowiedni? Przynieś mi wnętrzności Gatti a wywróżę ci co tylko zapragniesz’

Ciekawostka - Animadverzy faktycznie co jakiś czas polują na nieostrożne Gatti odprawiając czary i przepowiednie zaglądając w ich wnętrzności. (podobne praktyki czynią tez zresztą z krukami śmierci). Za przysmak zaś uważają mięso młodych kociąt, zdecydowanie nie zaskarbiają sobie tym sympatii Gatti.


Wytwarzane przedmioty:

Młodzieńczy
kieł trójokiego
- olbrzymie zęby które Animadver może wysuwać podczas walki w postaci sproszkowanej mają szerokie właściwości. w mieszankach z różnymi innymi składnikami dają osobnikowi które ją wypiją przynoszą mu dodatkowych sił witalnych, siły, wigoru ale tez agresji.

Dojrzały:
Szał: Krew Animadvera
ulana podczas jego stanu szaleństwa w walce ma niezwykłe zdolności halucynogenne, przenosząc użytkownika w stan uniesienia, proroczej wizji lub stanu wyjątkowej nadświadomości.

Starczy:
Łzy animadvera:

Trójocy nie mają serc z kamienia. choć zaglądanie w czyiś umysł wydawać się może obrzydliwym postępkiem, Animadverowie sięgając w czyjąś otchłań umysłu potrafią zapłakać - czy to żalu, złości, radości czy rozpaczy. uronione wówczas i zebrane łzy mają niesamowite właściwości, odpowiednio wykorzystane potrafią przenieść użytkownika w szamanistyczny świat duchówi demonów. Mogą też zamiast tego zesłać na niego chwile mądrość i wszechwiedzy, przynieść wizje przyszłości. Łzy jednak wymagają ostrożności w ich używaniu. W rekach istoty nie miłej Animadverowi moc łez potrafi być kapryśna, sprowadzać na manowce, a nawet zamykać w demonicznej strefie.
 
__________________
"Bretonnia to kraj spokojny i sprawiedliwy, w którym kazdy człowiek wie, gdzie jego miejsce. Twoje jest na stryczku"

Za Panią Jeziora!
Mayer jest offline  
Stary 07-09-2010, 22:30   #20
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Michael Slave

Amira spojrzała z zadowoleniem na efekt swojej pracy.

W sypialni panowała iście magiczna, tajemnicza atmosfera. Okna zasłonięte były żółtymi, pomarszczonymi, grubymi zasłonami, przypominającymi antyczne papirusy. Przy łóżku stały różnorodne naczynia z olejkami aromatycznymi, misa z winogronami i niewielka ofiara dla Bastet w postaci mleka zmieszanego z oliwą. Złota farba na drewnianym posągu bogini lśniła w płomieniu świec, odbijając ich blask i nadając mu starożytnego mistycyzmu. Wszystkie relikwie były na swoim miejscu, uświęcone mocą staroegipskich bóstw.

Teraz Amira czekała jedynie na swojego męża.

James był doktorem egiptologii i pracował w New York Uniwersity, badając religię, sztukę i kulturę starożytnego Egiptu. Poznali się z Amirą podczas jego wyprawy do Gizy, trzy lata temu, gdy pisał jeszcze swoją pracę doktorską. Od pierwszego wejrzenia przypadli sobie do gustu, on, miły, opiekuńczy, inteligentny, ona, pełna ciepła niczym nagrzane piaski pustyni.

Rozmawiali z sobą po egipsku w ciepłe, letnie wieczory, obserwując z daleka majestatyczne piramidy. Rozmawiali o wielu rzeczach, nie tylko o historii ojczyzny Amiry. Często rozmowa schodziła na tematy prostsze, przyjemniejsze, niekiedy na trudne i ciężkie. Dyskutowali o sytuacji kobiet w religii islamskiej, o tym, że Amira ma już wybranego męża, z którym zostanie zaślubiona, choć nigdy nie widziała go na oczy. O prawie do szczęścia i wolności, o tym, że nikt nie powinien decydować o losie innego człowieka. Pewnego razu ich usta same złączyły się w czułym, słodkim pocałunku.

James postanowił zabrać Amirę ze sobą, do Ameryki, by poznała inne życie i inny świat. Świat, w którym miała prawo do godności, świat, w którym każdy ma prawo głosić poglądy, które uzna za słuszne i w którym nikt nie może siłą zamknąć ust innej osobie. Świat, w którym sama mogła wybrać swoją miłość i spędzić u boku tego jedynego całe życie.

Miesiąc temu James obronił swoją pracę doktorską i z miejsca dostał pracę na uniwersytecie. Dziś miał przynieść do domu pierwszą wypłatę. Amira wiedziała, jak ważny był to dla niego dzień i jak wielka duma musiała wypełniać jego pierś. Ale wiedziała też, że od tej chwili nie będą musieli się bać o to, że kiedykolwiek zabraknie im pieniędzy. A to oznaczało jedno...

Gdy tylko James przekroczył próg sypialni, zaniemówił. Choć większość rzeczy w tym pomieszczeniu była mu dobrze znana, Amira tylko sobie znanym sposobem sprawiła, iż poczuł się ponownie tak, jak lata wcześniej, gdy pierwszy raz podziwiał Nil i grobowce faraonów.

Gdy wszystkie olejki zostały już wtarte w ich rozgrzane, nagie ciała, oddali się sobie, prosząc egipski panteon o błogosławieństwo.

~*~

James pracował ciężko.

Jasne światło lampy padało wprost na jego notatki, zdjęcia i skany dokumentów, które analizował. W jednej ręce trzymał Szczegółowy zarys mitologii Egipcjan, w drugiej zaś swoje osobiste zapiski. Był pewien, że jest blisko.

Drzwi uchyliły się, gdy do jego gabinetu weszła Amira. Odwrócony plecami
do drzwi, nie mógł jej dostrzec, prawdę mówiąc nawet nie chciał. Bał się, że się rozproszy. Pochylony nad biurkiem, notując pospiesznie swoje przemyślenia, odezwał się tylko czule, zapewniając, że skończy niedługo i przyjdzie na obiad.

Wiedział, że zaniedbuje życie rodzinne, ale musiał skończyć swoją pracę. Jeśli jego podejrzenia okazałyby się słuszne, to zyskałby od zaraz tytuł profesora. Wtedy nie musiałby już brać udziału w wyścigu szczurów, znalazły się wszak na samym szczycie drabiny zawodowej. Miałby więcej pieniędzy, mógłby przestać przeprowadzać tak wiele badań w celu wybicia się, a jedynie nauczać studentów i oceniać prace doktorantów. Znalazłby więcej czasu Amiry i Michaela, wpłacił więcej pieniędzy na fundusz oszczędnościowy, by zapewnić swej żonie godziwą starość, a synowi lepszy
start w życie.

Czy nie oszukiwał się jednak? Ostatnio praktycznie nie spędzał czasu z rodziną, pochłonięty swoimi rewolucyjnymi badaniami. Jeśliby udało mu się wszystko opublikować, mógłby zyskać sławę, autorytet i zaszczyty, które przypadały w udziale niewielu ludziom. Tak naprawdę pracował dla siebie, swoich bliskich, czy może z potrzeby dążenia do prawdy?

Podniósł dłoń i pomasował swoją skroń, zmęczony. Jego żona podeszła do niego od tyłu i pomasowała mu obolały kark. Mruknął zadowolony, odprężając się.

- Amira, jesteś cudna, wiesz?- szepnął czule.

- Nie jestem Amira- odezwał się zimny, nieznany mu kobiecy głos.

Rozległ się chrzęst łamanego karku, a potem muzyka tańczących płomieni, na zawsze skrywających scenę zbrodni przed wzrokiem ciekawskich ludzi.

~*~

- Witam, panie Slave. Cieszy mnie, że zgodził się pan przyjść na spotkanie.

Michael uśmiechnął się, po czym usiadł na wskazane miejsce. Nie ukrywał, że aspekty towarzyskie nie mają dla niego żadnego znaczenia. Podobno w bibliotece Uniwersytetu Nowojorskiego znaleziono jakieś dokumenty dotyczące tajemniczej pracy jego ojca.

- Owszem- potwierdził rozmówca, doktor Stevens- To dziwne, miał wszak do dyspozycji swoje biurko i szafkę, gdyby poprosił, zostałby mu pewnie udostępniony jeden z sejfów Uniwersytetu, był dość płodnym naukowcem, wszyscy wróżyli mu wielką przyszłość. Ale on wolał ukryć swoje notatki w bibliotece, wsunięte między mało poczytne pozycje z działu wierzeń ludów Afryki spisane w africaans. Nie muszę chyba mówić, że to niezbyt łatwe lektury, tylko profesorowie filologii są w stanie je przeglądać, rozumiejąc, co czytają. Na szczęście któryś z nich postanowił sobie odświeżyć lekturę, zaglądając akurat do najbardziej zniszczonego egzemplarza.

- Mogę wiedzieć, co praca mojego ojca robiła w takiej książce? Nie był filologiem, z mitologii znał jedynie egipską, której był wielkim pasjonatem. Dziwię się, że w ogóle wiedział o istnieniu takiej pozycji w bibliotece.

- Ja też. Jak wiesz, podczas swoim badań doktor Slave zginął. W pożarze spłonęły wszystkie jego notatki, na miejscu znaleziono także przewrócony świecznik. Jednak sekcja zwłok wykazała...

- Wiem, co wykazała- odparł Michael. Doskonale wiedział, że zanim jego ojciec spłonął, już nie żył, leżąc na ziemi ze skręconym karkiem- Jak rozumiem, ojciec celowo ukrył kopię swoich notatek w tej zapomnianej książce, bo... obawiał się czegoś? Kogoś?

- Tak, też tak sądzę. Widzi pan, byłem przyjacielem pańskiego ojca. Był naprawdę pochłonięty pracą i widać było, że dostarcza mu to przyjemności, ale w ostatnich dniach był bardziej zamknięty w sobie, zdeterminowany. Mam wrażenie, że coś go męczyło.

- Czy z notatek wynika, czego bał się mój tato?- Michael zadał najbardziej trapiące go pytanie.

- Niestety, możliwe, że sam nie wiedział, kto go dręczył, lub uznał to po prostu za szczeniackie wygłupy. Niezależnie od tego, w notatkach nie ma nic na temat jego prześladowcy. Wiemy jednak, że był na tropie pewnej nieodkrytej świątyni w Egipcie. Najpewniej chodzi o kult Ozyrysa. Dołączył mapę, w której jest podana możliwa lokalizacja.

- Cóż, to sprawa dla naukowców. Nie posiadam odpowiedniego wykształcenia, by uczestniczyć w badaniach- odparł Michael.

- Tak, ale na ekspedycję nie jadą tylko naukowcy- stwierdził Stevens- potrzebujemy też siły roboczej, a pan wygląda na silnego. Jeśli tylko pan zechce, może nam towarzyszyć jako siła robocza. Proszę to przemyśleć, będzie pan uczestniczył w czymś, co zapoczątkował pański
ojciec.

~*~

Ekspedycja wyruszyła.

Michael odkrył, że czuje się wyśmienicie. Gorące dni i chłodne moce nie robiły mu szczególnej szkody, nie pocił się, nie potrzebował pić więcej, niż w NY. W czasie, gdy wszyscy wokół marudzili na upały, on cieszył się ciepłym piaskiem pod swoimi stopami i czystym powietrzem, zupełnie inne niż w wielkiej, amerykańskiej metropolii.

Gdy dotarli na miejsce, rozłożyli się i zaczęli kopać. Choć sonary rzeczywiście wskazywały na to, że pod piaskiem coś jest, to wizja przekopania się do tego przerażała. Wszyscy byli świadomi tytanicznej pracy, jaką musieli wykonać i świadomość ta wcale nie ułatwiała zadania.

Po dwóch miesiącach, wielu osuwiskach, burzach piaskowych i niezliczonej ilości oparzeń słonecznych, dotarli do budowli. Następny miesiąc służył powiększeniu wykopanej dziury i dotarciu do drzwi świątyni.

Michael był w grupie, która otworzyła wielkie, kamienne wrota i weszła do środka, jako pierwsi ludzie od tysiącleci. Tradycyjne magiczne inskrypcje nie odegnały ich, założyli jedynie specjalne kombinezony, chroniące przed szkodliwymi drobnoustrojami, które stały za "klątwą
Tutenchamona", tak nagłośnioną w mediach.

Antyczne, zdobione freskami korytarze prowadziły ich do ogromnej sali, gdzie przed wielką ryciną Ozyrysa na kamiennym podium leżała niewielka buteleczka. W srebrzystym płynie powoli to unosiły się, to opadały drobniutkie, srebrzyste kryształy, przypominając ryby w jakimś
miniaturowym akwarium.

- Co to jest?- spytał któryś z mężczyzn

- Coś, czego bardzo pragnę, a co Wy mi daliście na tacy- odparł inny,znacznie bardziej mroczny głos.

Grupa rozejrzała się. Pod ścianą, w cieniu stał wysoki mężczyzna, opartyo jedno z starych malowideł.

- Co tu robisz? I jak tu wszedłeś, do cholery?- jeden z naukowców odezwał się nerwowo, będąc wyraźnie wzbudzonym. Nic dziwnego, nikt spozawąskiej grupy osób nie miał prawa przebywać w tej świątyni.

- Widzicie, wrota, na które Wy nie zwróciliście nawet uwagi, mi uniemożliwiały wejście tutaj- przybysz udał, że nie usłyszał pytania- To święte miejsce i kapłani, którzy je tworzyli, zadbali o to, by nikt, kto mógłby zechcieć skraść tą relikwię, nie mógł wejść tu nieproszony.
Nieszczęśliwie dla Was zlekceważyliście ostrzeżenie i zostawiliście drzwi otwarte. Jakby nie patrzeć, zaprosiliście każdego, kto chciałby sobie wejść i pozwiedzać.

- To jakiś idiotyzm- tym razem doktor Stevens postanowił zabrać głos- A teraz proszę wejść z tej sali, to teraz prac archeo...

Głos uwiązł mu w gardle, gdy podniósł wyżej latarkę, rozpraszając cień, w którym skrył się potwór. Był wysoki, umięśniony, mógłby uchodzić za człowieka, gdyby nie nieludzka twarz, którą wyszczerzył teraz w psychopatycznym uśmiechu.

Nim Michael zdał sobie sprawę, wszyscy wokół leżeli martwi. Potwór wysysał z nich życie dotykiem. Byli tacy, co się modlili, osoby, które próbowały walczyć, uciec lub skulić się w kłębek na kamiennej podłodze i wmówić sobie, że to wszystko jest jakimś koszmarnym snem. Mrożąca dłoń spadła na każdego.

Slave poczuł wtedy w sobie nową, nieznaną dotąd siłę. Uszy wypełnił mu dźwięk własnej krwi, krążącej pod ogromnym ciśnieniem w żyłach, płuca zdawały się podwoić swoją objętość, a serce biło jak oszalałe. Rozległ się dźwięk pękających szwów u butów i wysuwanych pazurów.

Człowiek-lew rzucił się do przodu, biorąc zamach swą umięśnioną łapą. Potwór przez chwilę wydawał się zaskoczony, jednak powstrzymał atak, chwytając potężną dłonią nadgarstek Michaela, a drugą chwytając go za twarz.

Nastała ciemność...

~*~

Gdy Michael się obudził, dalej znajdował się w starożytnej świątyni. Potwór patrzył na niego z góry, uśmiechając się szyderczo.

- Widzę, że już się obudziłeś- powiedział, podchodząc do niego bliżej- to dobrze, mamy kilka spraw do przedyskutowania.

- Nie mam zamiaru z tobą dyskutować! Stań i walcz!- krzyknął Slave, miotając się na podłodze. Zdał sobie sprawę, że został uwiązany mocną, grubą liną, zapewne jedną z tych, jaką mieli przy sobie członkowie ekspedycji.

- Doprawdy, chcesz ze mną walczyć? Jak mniemam, to twoje pierwsze użycie Daru. Nie trudź się, zanim go opanujesz, miną miesiące. Ja zaś doskonale panuję nad swoimi mocami. Wystarczająco dobrze, by zabić tych z twoich przyjaciół, którzy zostali na górze i dalej czekają na powrót tych,
których zabiłem. Chcesz, żeby do nich dołączyli?

Michael chciał coś powiedzieć, ale zabrakło mu słów. Nie chciał pertraktować z tym potworem, kimkolwiek był i cokolwiek pragnął mu powiedzieć. Ale na samą myśl o tym, że to monstrum może zabić jeszcze więcej ludzi, mężczyźnie odebrało dech.

- Świetnie- powiedział z satysfakcją jego rozmówca- tak się składa, że dzięki tym uczonym został mi udostępniony pewien eliksir, którego pragnąłem już od bardzo dawna. Z tego powodu jestem dziś w dobrym humorze i mogę darować ci życie, a także życie ludzi z obozu, jak już
mówiłem. Nie tylko ty masz moce, wielu ludzi na świecie posiada podobne zdolności. Obdarzeni, tak ich się nazywa. Powiedzmy, że twój Dar jest szczególny. Dlatego mam zamiar ubić z tobą interes. Jeśli tylko zostaniesz moim sługą, wyruszymy natychmiast z tego miejsca, zostawiając
tych ludzi samym sobie. Jeśli odmówisz...- niewypowiedziana groźba zawisła w powietrzu.

Michael spuścił głowę. Wiedział, że jeśli się zgodzi, stanie się narzędziem w rękach tego potwora. Wiedział, że będzie musiał wykonywać dla niego rożne misje, używać swojego ledwie co odkrytego Daru do mordowania, niszczenia i kradzieży. Wiedział, że to najpewniej to monstrum, kimkolwiek było, zabiło jego ojca. Wiedział to, a jednak...

- Zgadzam się.

Nie był w stanie decydować o życiu innych ludzi. Ludzi, którzy mieli dom, rodziny i przyjaciół. Ludzi, którzy pragnęli żyć.

- Świetnie. Jestem Samuel, ale od tego momentu nazywaj mnie swoim
Mistrzem.

Wyruszyli zaraz potem, nawet nie odwiedzając obozu. Gdyby jednak tam trafili, Michael zobaczyłby, że Samuel wstąpił tam wcześniej.

~*~

Michael siedział zamyślony w podwodnym mieście.

Myślał o tym, ile zła uczynił już w swoim życiu. Ile żywotów skrócił, ile dzieci osierocił i ile artefaktów ukradł. Jeśli ktokolwiek przeciwstawiał się jego Mistrzowi, to musiał wiedzieć o półludzkiej, półlwiej hybrydzie, która stała na jego straży. Być może przeciwnicy Samuela szykowali zamach na niego i innych popleczników Samuela.

Było mu to wszystko jedno.

Dał słowo honoru, że zaopiekują się kobieta, dał słowo, że Opiekunce nic się nie stanie. Tymczasem obie dostały się w łapy Mistrza, traktowane gorzej niż zwierzęta.

Czuł się splamiony. Gdyby to zależało tylko od niego, obie puściłby wolno, zgodnie z umową. Miał zamiar tak zrobić, sądząc, iż jego towarzysze zechcą trzymać się ustalonych zasad, jeśli nie z szacunku, to choćby z tego powodu, iż mieli Drogowskaz, więc nie potrzebowali niczego innego. Niestety, uznali inaczej, a on nie miał większości. Nie mógł nic zdziałać, połączenie swych sił z nieprzychylną mu Opiekunką i dziewczyną, która nie panowała nad swoimi mocami było niemożliwe. Złożył jedynie wizytę Opiekunce, informując ją o zaistniałej sytuacji i proponując jej stworzenie sytuacji, w której ta mogłaby uciec. W duchu wiedział jednak, że Salartus nie zgodzi się na to. Obiecała zostać przy dziewczynie i miała zamiar trzymać się swego słowa do końca.

Spojrzenie, jakie posłała Michaelowi w odpowiedzi sprawiło, że nie mógł przespać nocy. Bał się snów, jakie przyjdą.

- Co się ze mną stało?- spytał sam siebie, obserwując w zamyśleniu
siedzibę Samuela.

~*~

Opis: Michael Slave to dwudziestopięcioletni amerykanin. Jest umięśniony i wysoki, ma 190 cm wzrostu, zawsze ma brodę średniej długości. Ubiera się w lekkie ubrania, po części z tej przyczyny, iż nigdy nie odczuwa zimna ani gorąca, po części zaś dlatego, że podczas przemian nabiera masy i wielkości. Z powodu przemian nie nosi też nigdy butów, gdyż i tak zazwyczaj ulegają zniszczeniu. Najczęściej nosi czarne ubrania, ze względów estetycznych i praktycznych.

Charakter: Z przyczyn niezależnych od siebie musiał dołączyć do Samuela. Przez wieloletnią służbę mu wmówił sobie, iż wszystko co robi, czyni z wierności. Dzięki temu było mu łatwiej wytrzymać, wmawiając sobie, że jego pan jest inny, niż w rzeczywistości. Po powrocie z ostatniej wyprawy zdał sobie jednak sprawę z tego, iż tak naprawdę dokonał zwykłej protekcji. Gardzi sobą, gdyż to on sprowadził zarówno Opiekunkę jak i Cloe do podwodnego miasta, dając jednocześnie słowo honoru, iż dziewczyna trafi pod opiekę lekarską. Gardzi także swoimi towarzyszami, którzy nie zrobili nic, by zmienić ową sytuację. Najbardziej jednak gardzi i nienawidzi Samuelem, który jest winny całego zła, jakie Michael widział w swoim życiu i który odebrał mu honor, który jest dla niego najważniejszą rzeczą w życiu.

Jednocześnie zdał sobie sprawę, iż pomimo kruczej psychiki, jako Salartus był znacznie szczęśliwszy niż jako człowiek. Gdyby to tylko było możliwe, dołączyłby do nich, wyjawiając całą swoją wiedzę o Samuelu i jego siłach, mając nadzieję na jego obalenie z mocą potworów. Wie
jednak, iż po przysiędze, którą złożył i z której się nie wywiązał, już żaden Salartus mu nie zaufa.

Uważa, że byłoby sprawiedliwe, gdyby któryś z nich zamiast z nim współpracować, po prostu go zabił. Możliwe nawet, iż gdyby Salartus nie pozwoliliby mu się do nich przyłączyć, byłby szczęśliwy, mogąc choć zginąć z rąk tych czystych istot.

Sztuczki

Stała temperatura- postać jest poza oddziaływaniem gorąca i zimna. Bez względu na to, czy przebywa na pustyni, w strefie klimatu umiarkowanego czy w tundrze, poci się tak samo i zużywa tyle samo wody. Moc nie ma wpływu ma inne warunki środowiskowe, zwłaszcza pogodę i umiejętność zdobycia żywności. Postać może nie doznać udaru słonecznego, ale dalej może umrzeć z braku wody na pustyni, spłonąć czy oślepnąć, patrząc na słońce. Zakres tolerowanych temperatur wynosi od -10 do 40 stopni Celsjusza.

Mniejszy ogień- postać jest w stanie wytworzyć stosunkowo mały płomień, mieszczący się na ręce i nie raniący jej. Płomieniem owym może sobie oświecać drogę jak pochodnią lub użyć go do podpalenia czegoś. Ogień wytworzony za pomocą tej zdolności jest zdolny poparzyć postać.

Płomień prawdy- moc niezwykle przydatna podczas przesłuchań. Michael otacza postać płomieniem, po czym zadaje pytania. Tak długo, jak dana osoba mówi prawdę, płomienie nie robią jej krzywdy, kiedy jednak skłamie, ogień zaczyna działać normalnie. Pojęcie prawdy jest czysto subiektywne i zależy od wiedzy i przekonań danej osoby. Mocy można również używać na spisanych zeznaniach, dokumentach i podobnych rzeczach. W takim wypadku, jeśli twórca danego dokumentu celowo skłamał, ognie pochłaniają go.

Węch- jedna z zwierzołaczych zdolności Michaela. Zyskuje on wyostrzony węch lwa. Moc przydatna podczas tropienia, wykrywania różnych substancji (alkohol, narkotyki, materiały wybuchowe, wszelka chemia) a także stanów psychofizycznych osób (strach, zauroczenie). Działa podobnie do psiego węchu.

Pazury- paznokcie postaci zamieniają się w ostre pazury lwa. Umiejętność przydatna, gdy pilnie trzeba zdobyć broń, jednocześnie zaś trzeba zachować ludzką formę. Jest też wykorzystywana, gdy trzeba upozorować nieszczęśliwy wypadek z dzikim zwierzęciem. Jeśli postać zechce, moc może dotyczyć także paznokci u stóp.
 
Kaworu jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:45.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172